Archiwa tagu: dojrzałość

ego – myślowy obraz siebie

[Duża część myśli przewodnich w tym tekście pochodzą od zebranych przemyśleń o ego Eckharta Tolle, oznaczone jako ET, podczas gdy własne przemyślenia jako AK]. Propozycje ćwiczeń są mojego autorstwa.

Jest w nas cząstka, zwana ego. Po łacinie oznacza to „ja”. W różnych systemach oznacza mniej więcej to samo – obraz, z którym się identyfikujemy. Ego jest wyobrażeniem o nas samych, ale nie tylko wyobrażeniem – całą konstrukcją umysłową. Jest to wyobrażenie, według którego cenimy [bądź nie] samych siebie. Oczywiście, dla wielu z nas świadomym się zdaje dążenie do coraz większego komfortu, dobrostanu. To też jest dążeniem ego. Jednakże, jeśli się nie daje osiągnąć komfortu, ego może również skorzystać w dużym wymiarze z kłopotów, aby zasilić siebie.

Ego jest więc niemalże osobnym bytem w nas samych. Jest myślowym konstruktem, który określa nas, a jednocześnie posiada możliwości wpływania na nasze decyzje poprzez wywieranie wpływu, presji [by działać na jego modłę]. Ego może nas łechtać, może nam wskazywać działania, może nas wręcz terroryzować, przymuszać do zrobienia pewnych rzeczy. Dlaczego? Dla komfortu, który wypływa z odczucia, że nasz obraz jest poprawny, czy „lepszy”. Jeśli coś mamy zrobić z dyktanda ego, to dlatego, żeby nasz obraz był:
– silniejszy. Możemy się poczuć silniej, wyobrazić dzięki temu działaniu, że mamy kontrolę nad sytuacją, wyobrazić sobie, że jesteśmy na silniejszej pozycji, chociaż obiektywnie możemy nawet coś tracić.
– bardziej konkretny. Ego bardzo lubi konkrety – brak definicji czegoś może przyprawić nas [ego] o ból głowy. Jeśli nie możemy zdefiniować siebie i swojego położenia [czy jest „dobre”, czy „złe”], ego zaczyna wariować.
– ego chce być „ponad”. Nie podoba nam się zwykle, jeśli zależymy od kogoś, czegoś. Brak wpływu na pogodę może popsuć humor turystom [mamy przecież takie wspaniałe plany!]. Brak rozkładu jazdy może być powodem do wściekłości [„ja mam prawo wiedzieć, kiedy odjeżdża autobus!] Ego ma potrzebę kontroli.

Ćwiczenie:
Spróbuj przypomnieć sobie niedawne momenty, kiedy pragnąłeś/pragnęłaś być:
– silniejszy/a, – bardziej konkretny/a, – mieć większą kontrolę
mając jednocześnie poczucie przymusu, że musisz to zrobić.

Szczęściem oprócz „zrobionej” cząstki, która udaje prawdziwe nasze ja jest też Świadome Ja, Świadoma Jaźń, czy inaczej esencja, jak to Buddyści nazywają. Nie poddaje się ona opisowi, nie jest związana czasem. Dochodzenie do zrozumienia, odczucia kim jest owo Świadome Ja jest drogą wyjścia z ego i jego wszelakich pokrętnych działań.
Więcej, szybciej, lepiej, bardziej kolorowo, czyli zawartość ego
Potrzeba dla ego jest czymś niezbędnym. Bez potrzeb i ich spełniania, bądź niespełniania nie mogłoby powstać. Dlatego ego jest tak złączone z Duszą, której podstawowym zadaniem jest zdobywanie doświadczeń.
Eckhart Tolle nazywa tą potrzebę gromadzeniem zawartości [ang. content]. Zawartość może być różnych rodzajów, o wielu tu piszę. Najważniejsze jednak, że ego poszukuje siebie w tej zawartości. Próbuje za pomocą zawartości umysłu odszukać to coś, kim jest. Błędnie sądzi, iż im będzie więcej tej zawartości, tym łatwiej się odnajdzie. I tym lepszego „siebie” odnajdzie, im lepsze będzie mieć przeżycia, bardziej komfortowe, czy za większe pieniądze. Takie przekonanie jest błędne, ponieważ to, kim jesteśmy, nie pochodzi z osobistej historii, nie jesteśmy definiowani przez to, co się nam wydarzyło. Możemy oczywiście dodawać różne przeżycia do naszej historii, lepsze, gorsze, większe, mniejsze. Natomiast opieranie się na przeżyciach, jako definicji tego, kim istotnie jesteśmy prowadzi do.. powstania jeszcze większego i mocniejszego ego. Taka sytuacja zachodzi, gdy nie jesteśmy jeszcze zdolni do oglądania, kim prawdziwie jesteśmy.

Sposoby uświadomienia swojej Prawdziwej Jaźni

[AK] Jeśli nasze umiejętności człowieka nie wychodzą poza świat fizycznie postrzegany, to nic dziwnego, że w oparciu o taki obraz umysł tworzy swój wizerunek, próbując rozpaczliwie odszukać się.
Gdy jednak jesteśmy na tyle rozwinięci, że odczuwamy, iż nasze przeżycia, wraz z ich zawartością są jedynie przemijające, próbujemy zadawać pytanie: to w takim razie, kim ja jestem? Możemy odpowiedzieć na nie na wiele sposobów.

A. Jeżeli mamy świadome doświadczenia energetyczne na planach niefizycznych. Mogą one wynikać z ćwiczeń radiestezyjnych, albo z uświadomionych relacji emocjonalnych, uczuciowych z innymi ludźmi. Najważniejsze, żeby w takich relacjach wyodrębnić siebie, jako stronę takiej relacji. Nie postrzeganą zmysłami, lecz odczuciami.

B. Jeżeli mamy doświadczenia z terapii reinkarnacyjnych to odkrycie siebie, jako wibracyjną świadomość jest w miarę proste. Przejście pomiędzy wieloma inkarnacjami we wspomnieniach ładnie pokazuje, co się utrzymuje w owym łańcuchu żyć. To właśnie Świadome Ja, coraz bardziej świadoma, prawdziwa Jaźń.

C. Jeśli przez życie odczuwamy siebie nie jako ciało, to również odkrycie prawdziwego ja nie nastręcza dużego kłopotu. Często widzę starszych ludzi, którzy nie potrafią się pogodzić z tym, że czują się jak „o wiele młodsi duchem”, niż by to wynikało z wieku metrykalnego. Proste wskazanie, że to właśnie odczuwają swoją nieprzemijającą, niestarzejącą się Prawdziwą Jaźń może przynieść zrozumienie sytuacji. Jednakże bardzo duże bagaże kulturowe nie dają zwykle ludziom sposobności, aby podjęli prawdziwie zmianę utożsamienia – kim są. Tak tłumaczyłem to mojej zmarłej już babci. Mówiłem, że Dusza jest nieśmiertelna, zresztą zgodnie z tym, co słyszała w kościele. I pod koniec życia, świadoma umierania, chyba skojarzyła, o co chodzi, chociaż była prostą, niewykształconą kobietą.

D. Możliwa jest również droga negatywna. Mistrzowie duchowi ze starożytnych Indii nazywali ją „neti-neti”. „Nie mogę podać Ci określenia tego, kim jesteś, kim jest ów duch człowieczy, atman, ale mogę opowiedzieć, kim NIE jesteś. A więc nie jesteś ani [tym], ani [tamtym]..” Po troszę taką drogę prezentuje Eckhart Tolle, mówiąc o ego i o jego duchowej śmierci. Mówi, iż dotychczas identyfikowaliśmy się z ego, ale to była błędna identyfikacja. I teraz, trzeba przejrzeć te sposoby identyfikacji, przejrzeć, aby się pozbyć tej identyfikacji i doznać nowego sposoby odczuwania siebie, który nie ma wiele wspólnego z wyobrażeniami. Ma za to wiele więcej wspólnego z przeżywaniem, z świeżą świadomością chwili obecnej, nie skażoną myślą.

Potrzeba istnienia ego

[AK] Zanim będziemy się rozpisywać o kłopotach związanych z ego, warto podkreślić, iż nieprzypadkowo się ono zrodziło i wydaje się być konieczne w rozwoju czy to indywidualnym, czy też zbiorowym.
Dla pojedynczej istoty ego jest jakby protoświadomością, pierwocinami świadomości. Ego wyznacza zakres jednostki, której dotyczą doświadczenia. Jakby nie ego, to nie wiadomo byłoby umysłowi, jak się odnosić do doświadczeń. Nie wiadomo, komu by się one przydarzały. Ot, przydarzałyby się i tyle. Dusza, jako kołyska Świadomego Ja wytwarza najpierw ego – poczucie odseparowanej, zindywidualizowanej istoty. Istota taka już nie jest sklejona, zlepiona ze środowiskiem, nabiera dystansu wobec otoczenia, już zaczyna „widzieć” swoje sprawy, swoje interesy. Zaczyna się to w łańcuchu ewolucji duchowej u roślin, gdzie mogą przykładowo rywalizować o dostęp do promieni Słońca [jest to bardzo prymitywne dbanie o siebie]. U zwierząt zachowania egoistyczne są daleko doskonalsze – pojawia się potrzeba posiadania, przynależności. W czasie walk godowych wychodzi potrzeba „lepszości”. Jednakże dopiero człowiek te doświadczenia może powoli przekształcać na pokarm Świadomego siebie Bytu. Zstępujący od Boga Duch nie jest świadomy [to moje twierdzenie, zwykle ezoterycy przyjmują sporą świadomość Ducha i Duszy]. Duch nie ma Świadomości, bo jeśliby miał, musiałby mieć Świadomość Boską, a tak jest w jedynie nielicznych przypadkach [jeśli wierzyć Awatarom, bo to ich dotyczy].
Świadome siebie Ja pojawia się po pewnym czasie od zesłania Ducha i na samym dole drabiny Jakubowej wydarzeń. Dopiero tu, w kotle ziemskich dylematów, problemów, wichrów pojedyncza istota zaczyna obserwować swoje doświadczenia dotąd niemalże automatycznie prowadzone przez Duszę pod szyldem ego. Ego jest niejako automatem indywidualnego doświadczania. Dopiero doświadczenia zapewniane przez Duszę oraz obecność ego daje wszelkie niezbędne atrybuty, aby Samoświadomość wykarmić. Dlatego nie potępiajmy w czambuł ego, a raczej skorzystajmy z tego, co nam przynosi, z tych zasobów, z tych treści, ponieważ dzięki przyglądaniu się im mamy możliwość zintensyfikowania, rozwinięcia Świadomości tego, czym istotnie jesteśmy.

A jak się ma rozwój ego w inkarnacji pojedynczej osoby?

W czasie rozwoju dziecka zachodzą przemiany zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Można tu doszukać się metafory całego przebiegu indywidualizacji duchowej – od połączenia z Bogiem, poprzez pierwotne zróżnicowanie, zdobycie dystansu, aż do odkrywania samoświadomości.

Pierwotne utożsamienie z matką u dziecka przechodzi w dziecięce ego. Czterolatek ma poziom myślenia Niższej Jaźni Huny, poziom „mądrości” ego. Chce tego, tamtego nie, świat jest prosty. Nastolatek mając nadal pragnienia wcześniejsze wciągany jest machiną biologiczną i szkolną w przeżywanie rozlicznych rozterek. Mało komu udaje się nie być pochłoniętym przez wzorce ewolucyjne, prokreacyjne, kulturowe, zawodowe. To stawia następny poziom w budowli ego. Młody człowiek roztapiałby się w tłumie, jakby nie ego. Dzięki ego chce jednak się odróżniać, wyróżniać.

Dzięki ego jednostka posiada doświadczenia, jako osobna istność w środowisku. Nie ważne, czy jest tego świadoma, natomiast ma zapewnione odseparowanie się od innych – jest osobnym światem. Jakże tu nie zacząć być świadomym, że „coś się mi przydarza”? Tak powstaje świadomość. Kolejnym krokiem jest okrzepnięcie świadomości doświadczeń, pojawia się pytanie: „komu się to przydarza?”. Wtedy sam świadek zaczyna się wyłaniać z niebytu, może zacząć obserwować siebie. Oczywiście po tak intensywnych doznaniach w środowisku jest mocno w nie uwikłany i utożsamiony z „przeżywaczem” doświadczeń, czyli z ego. Z różnych powodów jednak może zacząć rozumieć, iż jako istota świadoma jest czymś unikalnym, mającym jakość samą dla siebie, niedostępną dla ego, ponieważ nie opartą na budowaniu wartości. Jak dla ego wartość i ocenianie są niezbędne, aby się zbudować i wzmocnić, tak dla Świadomego Ja ocenianie i odniesienia zewnętrzne są niepotrzebne. Świadome Ja żyje, jako cząstka przyrody, cząstka Boga niezależnie od form, nie musi się nimi wspierać w swoim bycie.

Potrzeba autoidentyfikacji

[AK] Ego jest potrzebne istocie żywej do odkrycia identyfikacji. Identyfikacja – jestem Janek Kowalski, chodzę do 3 klasy, jestem Polakiem – nie przychodzi od razu. Trzeba wielu, wielu doświadczeń, porównań, ocen, kumulowania wyników, aby wykształciła się taka forma przedstawienia osoby. Zwykle jednak osoby pragną „być kimś”. Może na początku nie „być sobą”, ponieważ są zapatrzone na zewnątrz, ale osiągnięcia, przynależenie do jakiejś grupy wydaje się bardzo pociągające. Wydaje się to zresztą bardzo bezpieczne, przynoszące poczucie bezpieczeństwa. Bo i zewnętrzne wartości są dobrze oceniane – a wraz z nimi ktoś, kto je posiadł. A i przynależność do grupy jest dobrze postrzegana, społecznie poprawna i pochwalana.

Potrzeba załatania dziury

Istotnym rysem ego jest przekonanie o niekompletności. Jeśli działamy z pobudek Duszy to najczęściej realizujemy aktywny, radosny, posiadający poczucie pełni scenariusz. W miarę realizacji narasta uczucie pełności, zaspokojenia.
Przykładami mogą być dążenie do zdobycia szczytu górskiego, zwiedzenia jakiegoś kraju, wykonania jakiegoś przedmiotu, wypłynięcie w rejs jachtem, itp. Jeśli cieszy nas to i odczuwamy poczucie zaspokojenia, to zaspokajamy pragnienia własnej Duszy.
Jeśli zaś naszym działaniom przyświeca poczucie, że czegoś jeszcze nie mamy, nie jesteśmy kimś wystarczająco ważnym, majętnym czy też poważanym, to poddajemy się presji ego. Dla kobiet ego może przymuszać do np. posiadania dzieci. Może mówić – no jeszcze nie masz dziecka [dwóch, trzech], to kim tak naprawdę jesteś, jaka jest twoja wartość, bo ja jej nie widzę?
Zarówno samo poddanie się kieratowi nienasycenia jest nieprzyjemne, jak i jest kłopot – nie da się poprzez działanie na tej fali zyskać zaspokojenia, ukojenia. Można, co gorsza mieć dzieci z poddania się ego, co nie da zaspokojenia, natomiast da kłopoty. Już chyba lepiej nic nie robić i oglądać swoje motywy, intencje wewnętrzne. To może dać sporo wglądu we własne procesy psychiczne a i rozluźni uścisk ego.

Ćwiczenie:
Przypomnij sobie, do czego cię ostatnio ego przymuszało, wskazując brak. Przypomnij sobie, jaki brak wskazywało ego. Następnie zobacz, na ile istotnie jest to taki brak, że bez tego żyć nie możesz, a na ile jest to robienie zapotrzebowania na siłę. I jeszcze odpowiedz na pytanie, czy jeśli w zupełności zaspokoisz to pragnienie ego, czy istotnie poczujesz zaspokojenie – czy obiecywane przez ego rozluźnienie, spokój może nastąpić, czy też może to być chwilowe odetchnięcie przed kolejnym przyjęciem na siebie [być może cięższego] zadania?

Jak się bowiem domyślasz, jeśli ego zajęło pozycje w Twoim życiu, to łatwo z nich nie zrezygnuje, zwłaszcza jeśli poddajesz się jego dyktatom. Czym innym jest posuwanie się z postępem, a czym innym jest posuwanie się pod presją ego – to pierwsze daje zwiększające się możliwości, to drugie daje zwiększający się stres i poczucie niezaspokojenia mimo, iż de facto zaspokaja się kolejne potrzeby. Głos w głowie [radio Crazy], myśli w kółko rozważające daną sytuację to ego, któremu pozwolono na szarogęsienie się.

Ćwiczenie:
Przypatrz się sobie i swoim myślom. Ile czasu w ciągu dnia przychodzą do ciebie natrętne myśli, ile czasu nimi sobie zaprzątasz głowę?
Na ile jest to konstruktywne, a na ile niepotrzebne, tak procentowo?
Z ilu procentów „przemyśleń” mógłbyś/mogłabyś zrezygnować i nadal dobrze funkcjonować?
Spróbuj zauważyć, w jaki sposób myśli przekonują cię do tego, że warto byś je podjęła/ął?
Jakich argumentów używają myśli, aby zostać przyjęte przez ciebie?
Ile z myśli używają argumentu, że:
– są niezbędne?
– mają ważną misję do spełnienia i dlatego są niezbędne?
– odczucia z nimi związane wyglądają na tak prawdziwe, więc należy podjąć te myśli?
– dotychczasowo sytuacja w ten sposób wyglądała, a więc należy kontynuować przemyślenia od tego miejsca? [często niespecjalnie przyjemnego]

Spróbuj odczuć zmianę jakościową swojej energii, gdy poddajesz się natrętnym myślom. Czy zwiększa się napięcie mięśniowe? Czy się przygarbiasz? Czy zamazują się kontury rzeczy widzianych? Czy „odpływasz”? Czy pojawia się emocja? Jaka?

A teraz przyjrzyj się momentowi, gdy natrętne myśli znikają. W jakim momencie się to dzieje? Czy masz jakąś inspirację, żeby przestać natrętnie myśleć? Czy zaprzestanie natrętnych myśli wiąże się z jakimś odczuciem [negatywnym czy pozytywnym]? Jak reaguje na to kręgosłup? Oddech? Wzrok? Czy zmienia się percepcja twojego świata gdy odchodzą natrętne myśli?

[AK] Oprócz stanów, w których królują natrętne myśli możemy przeżywać stany bez nich. Równie dobrze możemy funkcjonować, naszymi sprawami zwykle się zajmuje ciało, Niższa Jaźń, jak na przykład w czasie jazdy samochodem. Nie musimy wysilać się, aby myślowo podejmować każdą decyzję [o ile mamy już jakieś doświadczenie]. Podobnie może być w wielu innych dziedzinach. Wyobraź sobie, w jakich.

Potrzeba oceniania

[AK] Wraz z rozwojem ciała mentalnego pojawiają się umiejętności dyskryminacji – wyróżniania obiektów, nazywania ich, klasyfikowania. I oceniania. Ego kocha ocenianie, ponieważ daje mu to możliwość lepszego zrozumienia, czy buduje siebie, czy też nie. Bez oceniania ego wydaje się być zagubione: „czy dobrze postępuję?” „to co robię, to się na coś przyda, czy nie?” Jeśli nie mamy punktu odniesienia a po prostu żyjemy, ego ma poważne wątpliwości, może wpaść w przerażenie. Dlatego właśnie osoby żyjące w stresie, gdy jadą na wakacje nie potrafią wypoczywać. Biegają jak kot z pęcherzem, starają się zrealizować jakiś ambitny plan, choćby zwiedzania. Nawet tam, na urlopie, zamiast wypocząć właśnie od realizowania ambitnych planów.
Oceny, także szkolne, bardzo dobrze przydają się do pokazywania swojego statusu: „O, ty dostałeś o 5 punktów mniej!” „Tak, ale zaraz pójdę się kłócić!” W późniejszym wieku oceny ze sprawdzianu zmieniają się w rocznik auta [im późniejszy, tym lepiej], lata, na ile się wygląda [u kobiet], sumę wpływającą na konto. Oceny nadal są wyznacznikami dobrobytu, dobrostanu. Nie można po prostu być, ponieważ ego tego nie daje. „To nic, że serce chore, wezmę jeszcze ten drugi etat, pieniądze się przydadzą!” – mówi mąż. „Jestem taką dbającą żoną, ale nie mam jakiś szczególnych wątpliwości co do drugiej pracy męża, przecież to wszystko dla dobra rodziny.” – myśli żona. Gdy małżonek idzie na serce do szpitala [podejrzenie zawału] żona uznaje, że to po prostu taki los. Nie uważa, że przez słuchanie własnego ego przyczyniła się do tego. Wzrost możliwości życiowych [często niewykorzystywanych], wzrost prestiżu przeważają, ponieważ za nimi stoi oceniające ego.

Ćwiczenie:
Spróbuj wyodrębnić sferę w Twoim życiu, w której obycie się bez oceniania wydaje się niezwykle trudne. Nie proponuję Ci nagłych ruchów, tylko zastanowienie. Wyobraź sobie, co mogłoby pójść nie po Twojej myśli, jeśli byś zaczął/zaczęła rozszerzać pole akceptacji? Nie musisz się na to godzić, to tylko ćwiczenie umysłowe. Ale stawiam pytanie, czy z brakiem oceny też nie przyszłoby coś dobrego, czego teraz nie ma?

Stan bez oceniania jest możliwy. Można przeżyć cały dzień nie dokonując oceny. Owszem, możemy mieć preferencje, może nas do czegoś ciągnąć a od czegoś odpychać. Jeśli są to odruchy niewinne, to możemy się z nich czegoś dowiedzieć o sobie. Brak oceny wiąże się ze swobodą. Niełatwo w niektórych sprawach związanych z uczuciami, relacjami utrzymać swobodę. Gdy jednak odważymy się na prawdziwość i nie będziemy chcieli okłamać samych siebie, gdy nie będziemy przymuszać się, to swoboda pozostanie.
Proszę pamiętać, że mówię o swobodzie razem z odczuciami Dusz, które mają dosyć skomplikowany system zasad. Niektórzy mężczyźni i kobiety [ale częściej mężczyźni] uważają bezwzględną swobodę za swoje prawo, podczas gdy jest to tylko konstrukcja intelektu, ego, osobowości, ducha [cząstek yang]. Taka „swoboda” przynosi szkody i rani na sposób yang.
Z drugiej strony niektóre kobiety i niektórzy mężczyźni [ale częściej kobiety] mają zbytnie poczucie posiadania [lgnięcia ku komuś, czemuś]. Uważają to za bezwzględne swoje prawo, nie respektując odczuć innych osób, tłumacząc wszystko własnymi „dobrymi intencjami”. Niestety, jest to również stan nierównowagi, tym razem „yin”, pochodzący od ulegania Duszy, ego, ciału. Takie nadmierne, bezrozumne lgnięcie przynosi szkody i rani na sposób yin.

Gdy uda nam się być wystarczająco swobodnymi i nie za bardzo lgnącymi, możemy osiągnąć harmonię przeżywania. Wtedy co byśmy nie zrobili będzie naznaczone przyjemnym odczuciem żywotności.

Potrzeba osiągnięć

[AK] Potrzeba osiągnięć u ego jest ogromna. Bo kimże ty człowiecze jesteś, jeśli nie osiągniesz… tego, tego czy tamtego…? Bez osiągnięcia, dla ego nie ma mowy o zbudowaniu jakiegoś konkretnego obrazu siebie jako człowieka żyjącego nie na daremno. Celem życia dla ego jest osiągnięcie. Na przykład osiągnięcie zawodowe. Nie przypadkiem tak wiele jest nazw stanowisk, tytułów naukowych i zawodowych. „Posiadanie” takiego tytułu sygnalizuje ego, że „jest się kimś”. A tak naprawdę jest się ego. Jeśli mamy tytuł magistra – jesteśmy magistrem – kimś „lepszym”, bo posiadającym odpowiedni poziom wykształcenia. Owszem, jest to oczywiście bezwzględnie pewne określenie umiejętności i wiedzy, ale z pozycji ego bardziej się liczy prestiż i osiągnięcie pewnej pozycji społecznej, jaką gwarantuje ów tytuł. To dowartościowuje. Panowie dzięki temu liczą na lepsze odnoszenie się do nich, panie – na lepsze zamążpójście.
Tytuły wyższe są jeszcze bardziej zaspokajające. „Jestem tym i tym, więc nie jestem już nikim!” Posiadanie tytułu doktora czy też profesora niejednej osobie uderzyło do głowy egoistyczną wodą sodową. Nie można już z takim kimś normalnie porozmawiać – ponieważ „rozmawiamy z profesorem”. Nie możemy opowiedzieć o swoich przemyśleniach, ponieważ ON/a ma wiedzę i jeśli ktokolwiek jest predestynowany do prezentowania wiedzy i przemyśleń w tym towarzystwie, to właśnie ON/a. Na nieszczęście dla takich osób, tak uwikłanych w ego, w utożsamienie się ze stanowiskiem, ich świat emocjonalny, uczuciowy – karleje. Można być wielkim profesorem i nieudacznikiem emocjonalnym czy uczuciowym. Za to główną odpowiedzialność bierze ego, jako, że przeżywanie emocji czy uczuć nie jest dlań wykładnikiem wartości osoby.
Pozycja zawodowa ma wiele do zaoferowania – myśli sobie ego. Prosta sprzątaczka – kimże ona jest? Taki kierownik, albo dyrektor – to dopiero pozycja mnie godna! Godność, oddawanie szacunku, te napędy też zawarte w Duszy, są bardzo miłe dla ego. Łatwo przerobić szacunek na rozdymanie ego. Jeśli bowiem ktoś nas szanuje, to ego zaraz będzie chciało zrobić z tego użytek. „Oni mi nadskakują, więc moje akcje idą w górę!”.

Ego jest cwane i nawet z bycia w podległej pozycji potrafi zrobić użytek. Jeśli jestem w obecności kogoś znanego, znacznego, jeśli otrzymuję od niego uwagę, to „rosnę”! [ET]. Nie raz można zauważyć jak ludzie podszywają się pod kogoś/coś, aby jechać na tej marce. Aby ogrzać się: „Znam pana X”, „bywam u Y”, „kupuję w sklepie [tu znana marka]”, „Jestem znajomym tego a tego”, „rozmawiałem ostatnio z tym [ważnym gościem]”, „mogę powołać się na X, moje przekonania nie są więc bezzasadne, musicie je uznać”. Nie musi być to uwaga wypowiadana na głos, może być to cichy głosik we własnym umyśle, siorbiący zadowolenie przez słomkę. „Ten nasz produkt jest wzorowany na produktach marki Y, jest więc godny uwagi!”. Takie drobne grosiwo prestiżu skapujące z pańskiego stołu jest z cierpliwością zbierane przez ego. Dla ego nie jest to tak błahe, jakby się wydawało. Pozycja w hierarchii bowiem daje nadzieję na podwyższenie pozycji w tej hierarchii. A o to przecież chodzi ego – celem nie jest chwila obecna, nadzieja jest jak najbardziej dobrą monetą.

Ćwiczenie:
Spójrz na siebie i powiedz ile z własnego wizerunku robisz na pokaz, a ile z własnej nieprzymuszonej woli. Nie oceniaj się i nie karć. Na razie tylko obserwujesz. Jeśli robisz coś dla kogoś, to wymień dla kogo i przypomnij sobie presję, którą mogłeś/aś odczuć od tej osoby. Możesz w myślach oddać tą presję tej osobie i jej Duszy. Możesz zobaczyć, na ile te presje też pochodziły z obciążeń tej osoby i zdać sprawę sobie, jakie to są obciążenia [jeśli już wiesz, jakie występują].

Nadmierne wyswobodzenie powoduje zrywanie więzów między Duszami – jest niekorzystne z powodów yang [jest to jak buntowanie się]. Warto pamiętać, że buntownik nadal jest uzależniony od tego, komu się sprzeciwia. Jeśli by był wolny, nie sprzeciwiałby się.
Nadmierne zaś przywodzenie się do posłuszeństwa nawykom, tradycjom, Duszom prowadzi do niepotrzebnego poddaństwa, to błąd yin. Pewne zależności są dobre i pożądane, całe życie prowadzimy w siatce powiązań. Gdy odczujesz, na ile warto być związanym a na ile swobodnym w potrzebach zależności, znajdziesz harmonię.

Potrzeby ewolucyjne

[AK] Tu wchodzą przede wszystkim potrzeby związane z prokreacją. Potrzeba seksu u mężczyzn i potrzeba posiadania potomstwa u kobiet. Z tych doświadczeń ego może brać pełnymi garściami. Jak tu bowiem nie chwalić się ładną partnerką, czy też ładnym niemowlęciem – przecież to „moje”! A więc moje akcje rosną. Mając ładną żonę mężczyzna buduje swoje przekonanie o sobie samym – jestem lepszy, ponieważ mam ładniejszą żonkę od Kowalskiego. A żona – „Urodziłam! Jaka jestem dzielna! A jaka ładna córeczka! Popatrzcie tylko! [bez córeczki czułabym się niepełna] A jak potrafi mówić [coś]. Madzia, powiedz wierszyk!” [pochwalcie moje dziecko, wtedy będę się dobrze czuła!]
Nikt specjalnie nie zastanawia się nad odczuciami u drugiej strony. Jak się czuje żona sprowadzona do pozycji trofeum, jak się czuje dziecko sprowadzone do pozycji pucharu na szafce, wraz z kolejnymi świadectwami z czerwonym paskiem, wyróżnieniem, czy czym tam. Plus oczywiście zaspokojenie niedościgłych pragnień rodziców – a to dodatkowy język, a to lekcje muzyki..
Mężczyzna również jest wykorzystywany przez ego kobiety – jest dostarczycielem dobrego samopoczucia – ma dobrą pracę, zarabia niemałe pieniądze. Jak tu się nie cieszyć? Kto to mówi? Ego.
Można tu odróżnić radość od zadowolenia. Radość jest naturalna, spontaniczna, nie potrzebne jej przyczyny, jest uczuciem. Radość wynika z pełni, z przepełnienia dobrymi wibracjami, sama tworzy jeszcze więcej pełni, przepełnienia.
Zadowolenie może się pojawić natomiast dopiero w ściśle określonej „dobrej”, „bardzo dobrej”, „komfortowej” sytuacji. Nic złego w komforcie. Natomiast ego czerpie zeń pełnymi garściami umacniając siebie. Komfort dla ego jest watą wypełniającą poczucie pustki. Czasami potrzeba całe tony tej waty, na nieszczęście ugniata się ona i potrzeba jej więcej i więcej, mimo iż wydaje się, że cała dziura w duszy już jest zasklepiona. A tu nie.

Ćwiczenie:
Przypomnij sobie, jak rozsadzała Cię radość i z niej czerpiąc coś robiłaś/eś, działałaś/eś..
Potem przypomnij sobie jak miałeś/aś poczucie dziury w duszy wielkości krateru po bombie i starałeś/aś się to zaopatrzyć w tempie działania pogotowia ratunkowego robiąc [przypomnij sobie co]? Wchodzić tu mogą wszelkiego typu czynności przymusowe, typu jedzenie, alkohol, hazard, itp. działania zmniejszające lęki, niepokoje, otępiające, tłumiące. Jak się wtedy czułeś/aś?
A na koniec przypomnij sobie odczucie spokoju, gdy Ci było po prostu dobrze, bez konieczności robienia czegokolwiek, udowadniania czegokolwiek, ratowania czy bez jakiejkolwiek ekspresji..

Co ciekawe, jak zresztą niemal wszystko daje się robić z różnych pobudek, intencji, tak samo wchodzenie w związki może być albo z napięcia, nerwicy, albo ze swobody wyboru. Chyba nie trzeba mówić, które jest zdrowsze. Jednakże aby móc działać z pozycji swobody trzeba zdobyć nie lada mądrość. Wzorce związków zwykle ogromnie cisną, przymuszają ludzi, natomiast żeby swobodnie wejść w relację, trzeba być sporo świadomym swoich postaw, emocji, uczuć i tego samego u partnera/partnerki. Plus duża doza akceptacji i to chyba już jest blisko ideału.
Potrzeba posiadłości

Nie teraz – później

Ukochanym obszarem w czasie dla ego jest przyszłość. Całe tomy napisano o czasie przyszłym, którego nikt wtedy nie widział, a jak przyszedł i tak się różnił od tego, co zostało opisane. Opisując przyszłość opisujemy nie tyle stan siebie, co własne fantazje.
Co więcej, dla Wewnętrznej Istoty [Świadomego Ja] przyszłość nigdy nie nadejdzie, ponieważ nie ma takiej możliwości. Świadomość nadal będzie w chwili teraźniejszej, która jest tylko i wyłącznie dostępna.
Ego jest innego zdania. Jako konstrukt umysłowy nie jest ono związane z realiami, a raczej jest w łączności z fantazjami. Gra na nich jak Blechacz Szopena. Jeśli coś chcesz, aby udowodniło o przyszłości – jest w stanie tego dowieść. Oczywiście jest to wizja, i to wizja ściśle emocjonalna, ale jakże przekonująca! Przyszłość jest dla wielu osób jedynym czasem wartym zainteresowania.
Jeśli intencją naszą jest pomniejszenie nas w chwili obecnej – to karmi ego. Jeśli zaś czujemy się na pewnej fali i Dusza ma ochotę na przeżywanie, może to również budować nas, w tym ego, ale w sposób bardziej rozwojowy, mniej stagnacyjny.

1. Przyszłość może przynieść tak oczekiwaną odmianę [której na próżno by szukać w dniu dzisiejszym]. Oczywistym jest, że jeśli nasza sytuacja jest niedobra, to możemy działać aby się wyplątać z kłopotów. I to jest cenne.
Natomiast jeśli fantazjujemy nie działając to są to pliki banknotów wycięte ze starych gazet. Owszem, mamy sporo papierów, ale bez wartości. Ileż ja razy słyszałem o takiej mitycznej przyszłości od ludzi, którzy chcieli zmienić swą bolesną teraźniejszość. Wielu nie jest w stanie – cierpienie niektórych osób [w tym wzorce wyuczonej bezradności] nie dają im postąpić nawet o krok. Jeśli ja potrafię coś zrobić, to cieszę się, że jestem w stanie, wielu bowiem nie potrafi.
Fantazjowanie bez pokrycia może Duszy poddać wielkie obrazy doznań, których nie sposób dotknąć, zrealizować. W rezerwuarze odpowiedzi są spora frustracja,  wściekłość na siebie [że nie osiągamy fantazji]. Dusza może się odpłacić też depresją – przebiera nogami a do mirażu nie dochodzi. Zamiast więc frustrować się fantazjami możemy zejść na ziemię i poobserwować tu i teraz. Wymaga to co prawda pokory, ale jest to towar dobry i sprawdzony.

Oprócz jednak wprowadzania zmian w chwili obecnej pozostaje kwestia akceptacji.

2. Przyszłość może wydać się dla nas wybawieniem, ponieważ teraźniejszość jest zbyt przykra, zbyt tragiczna. Eckhart Tolle mówi, iż akceptacja czegoś dużego [czegoś aktualnie nie do zaakceptowania] może przynieść duże pogłębienie przeżyć. Dusza zyskuje na głębi, zrozumieniu. Poszerza się pole zrozumienia świata, w którym żyjemy.

[AK] W przypadku przebywania w warunkach ekstremalnie negatywnych [obóz koncentracyjny, rodzina alkoholowa lub z innym krokodylem] warto się ewakuować, ponieważ sytuacje mogą przerosnąć osobę. Próby „przeczekania mimo bólu” mogą się źle kończyć karmicznie w przyszłych wcieleniach. Warto być dla siebie pomocnym na tyle ile potrzeba, nie zaniedbując się w potrzebie.
Niemniej, mimo ewakuacji, zwykle i tak jest dosyć doświadczeń traumatycznych, pokrzywdzenia, aby mocno pogłębić poczucie przeżywania świata.

3. W przyszłości dojdzie do realizacji naszych planów, na które tak czekamy.
W tym wariancie ego tryumfuje. Plany pospinane, działania podjęte, czego potrzeba? Zapatrzenia w chwilę przyszłą. Przecież jest taka atrakcyjna! Ego jest Wielkim Iluzjonistą. Jak Freddie Merkury śpiewał: „I am a great Pretender”. Pretend oznacza udawać. Ego jest Wielkim Udawaczem. Zupełnie prosto udaje się mu wyrobić w nas nawyk patrzenia tam, gdzie jeszcze nas nie ma. Czy nie pamiętamy, że jeśli ktoś nas nie chce widzieć, to mówi: „zobacz, czy cię nie ma z tamtej strony drzwi?” Ego mocno posmarowało miodem i drzwi z tamtej strony i ściany, i sufit i wszystkie meble, byśmy tylko zechcieli opuścić obecne miejsce przebywania. Czemu na tym tak mu zależy?
Ego jest częścią umysłu, poszukajmy w nim przyczyn.
– zelżenie cierpienia [nie możesz wytrzymać? – skieruj się w przyszłość]
– już chcesz, żeby to się stało [teleportuj się w przyszłość]
– umysł to maszynka wirtualna, w ciałach subtelnych sami tworzymy konstrukty, więc co za problem stworzyć „przyszłość”?
Przeciwieństwem owego pretendowania jest prawdziwość. Moim zdaniem Świadomość wewnętrznej istoty rozpoczyna się na polu konkretnych przeżyć. Od świata realności. To tu, w danej chwili zdobywamy odczucie, iż to, co przeżywamy jest rzeczywiste [ma konkretne wymiary, odczucia]. To w chwili bieżącej możemy odkryć Świadome Ja, w światach energii czy w snach jest to o wiele trudniejsze. Na ile przebudzimy się, przebudzimy Świadome Ja, na tyle
Tu przypomnę mantrę sou-ham używaną w jodze. Jako że jesteśmy potomkami praindoeuropejczyków, możemy domyśleć się znaczeń: sou > są, ham > jam > ja. A więc „ja są” czyli „ja jestem”. Mantra ta pokazuje na świadome ja, mogące powiedzieć o sobie, iż właśnie jest.

4. W przyszłości zrealizują się nasze marzenia.
Możemy przesuwać nasze pragnienia do świętego Nigdy. Czasami jest to proces Duszy – nie warto się wtedy winić, po prostu tak się układają sprawy.

Nie teraz – wcześniej

Drugim ulubionym przez ego obszarem w czasie jest przeszłość. Wszelkie sentymenty, emocje pozytywne czy negatywne są mile widziane – o ile wiążą człowieka z przeszłością. Nie jest to ważne, na ile sprawy przebiegły tak, jak je pamiętamy, nie ważne, czy nawet nie zmyśliliśmy ich sobie. Ego cieszy się z każdego kawałka kotwicy, która wbita jest w ląd przeszłości. I co ciekawe – ego nie chodzi o to, abyśmy istotnie jeszcze raz przeżywali przeszłość, lecz aby wyobrażenia o przeszłości zaburzały nam stan teraźniejszy, chwilę bieżącą. Żebyśmy zrobili z przeszłości argument na to, że w chwili obecnej jest gorzej. Wiele, wiele osób poddaje się temu napędowi ego i narzeka ile fabryka dała.
Dla ego przeszłość może być też pozytywnym punktem odniesienia. Dzisiaj jest lepiej, i z tego powodu powinniśmy poczuć się więksi, ważniejsi, lepsi. Ego porównuje się z samym sobą z przeszłości i jest napuszone – jak ja wzrosłem w siłę, w potęgę! Niestety, prawdziwa jaźń nie wzrosła aż tak bardzo. A Dusza, nawet jeśli urosła, to jej na porównaniach nie zależy. Zestawienia więc są wodą raczej na młyn ego.

Na szczęście możemy sobie – według zasady tantrycznej – z kłopotu zrobić pomoc. Istnieje wiele terapii regresyjnych [regresywnych], które używają tego przywiązania do przeszłości, aby wzmocnić i oczyścić psychikę człowieka. A więc, cofając się w sesji regresyjnej wspominamy, co się kiedyś wydarzyło, rozsupłując niejako węzeł dawno zawiązany. Powoli, powoli zaczynamy oczyszczać przeszłość, wypuszczając na wolność energie, które zostały zablokowane w tamtych zdarzeniach. Tak postępując idziemy za naturalnym dążeniem – popatrzmy na ludzi starszych, jak chętnie rozważają przeszłe zdarzenia. To Dusza pragnie oczyścić przeszłość. Nie całe zainteresowanie przeszłością jest więc negatywne.

Ćwiczenie:
Spróbuj sobie przypomnieć dzisiejszy dzień – wspak w czasie, od chwili obecnej. Może boleć. Tak, możesz przekonać się, jak taka prosta czynność jak przypominanie szczegółów może się nie spodobać umysłowi. Zobaczysz przez to na ile silnie skierowani jesteśmy ku przodowi, ku przyszłości. Więcej, następnie, co dalej? – woła umysł. A jak zaczniesz opamiętywać cztery godziny wstecz w szczegółach – może pojawić się co najmniej zaskoczenie, jeśli nie więcej. To ćwiczenie może Ci pomóc w przekonaniu się, na ile jesteś uzależniona od ego [które ciągle DĄŻY]. Jeśli będziesz spokojnie sobie przypominać poszczególne godziny czy nawet dni wstecz, możesz zacząć pokazywać umysłowi, co jest dla Ciebie ważne. Nie tylko to, co jest w przód.

Ćwiczenie
To, co było, też może okazywać się wartościowe i wystarczające. A to jest akurat zniewagą dla ego. Słowa – to mi wystarczy, to jest wystarczające są dla ego jak płachta na byka. Jeśli więc chcesz oczyścić ego, spróbuj wynajdywać rzeczy, sprawy, sytuacje, w których poczułeś się zaspokojony/a. W których mogłeś/aś powiedzieć – to mi wystarczy, tyle mi wystarczy. Jeśli nawet nie powiedziałeś/aś, zrób to teraz w myśli – pojawić się może łagodne rozluźnienie. To ego rozluźnia uchwyt.

Nie tak, jak teraz

Ego może protestować przeciw chwili obecnej. Zdecydowanie się nie zgadzać z aktualną sytuacją materialną, emocjonalną. Może nie zgadzać się z tym, że jesteśmy bez partnera/ki, albo odwrotnie, że jesteśmy z tym … partnerem/partnerką, podczas gdy chcielibyśmy się już od tego uwolnić. Gdy stoimy – ego chce iść, gdy idziemy, chce stać. Bardzo trudno ego zadowolić. Widzisz sam/a jak wielkie postaci tego świata mają wiele, wiele warunków, dopiero po spełnieniu których „mogą się dobrze poczuć”. Oczywiście to ich ego może się dobrze poczuć. Bardzo trudne zadanie..

Niemniej to właśnie chwila obecna jest BRAMĄ do własnej Jaźni. Przyszłość i przeszłość nie istnieją jak tylko w umyśle, jako konstrukcje umysłowe [myślowe]. Natomiast wszelakie prawdziwe życie ma miejsce w chwili obecnej. I dlatego, jeśli praktykujesz przebywanie w tu i teraz, bez ambicji i bez roszczeń, to przybliżasz się do własnej prawdziwej Jaźni, która już nie jest żadnym obrazem czy konstrukcją umysłową. Taką praktykę proponuje Eckhart Tolle.
Zobacz, obserwuj chwilę obecną i przeszkody [myśli, emocje], które przeszkadzają Ci w jej przeżywaniu. Nie odganiaj ich, nie zaprzeczaj im, wyłącznie obserwuj z nastawieniem, że są to zjawy, że nie są to autentyczne przejawy życia i za jakiś [mniejszy  lub większy] czas rozpuszczą się.
Taka medytacja uważności obecna jest także w technice medytacyjnej Vipassana i w wielu innych.
Jak nie pozytywnie, to negatywnie

Ego lubi ekstrema

[AK]
Silvester Stalone grając Gabriela w w filmie „Na Krawędzi” stara się uratować w ekstremalnej, górskiej sytuacji pewną alpinistkę. Nie udaje mu to się, kobieta spada w przepaść. Gabriel na 8 miesięcy wyjeżdża do Denver, gdy wraca przekonuje znajomą, że nie jest pewien, czy zrobił wszystko, co mógł, aby uratować tamtą kobietę. Gdyby poddał się i nie starał się obwinić siebie, pewnie mógłby się jeszcze gorzej poczuć. A tak przynajmniej „trzyma się”, próbując wojować z poczuciem winy.

Paradoksalnie – gdyby poddał się poczuciu winn, mógłby mieć duży kryzys ego. Przeżywałby ogromne energie emocji, które starłyby się z obrazem tego, kim jest. Natomiast jeśli nadal „walczy”, to ego się trzyma, osoba próbuje przekonać się, że nie jest aż tak zła jak się wydaje w wizji, którą poddają emocje.

Ego jest konfrontacyjnym poczuciem bycia sobą

Konfrontacyjnym, bo przeżywa ponieważ idzie na konfrontację, ponieważ nie zgadza się na coś. W powyższym przypadku – nie zgadza się na wizję ohydnego człowieka, który mógł jeszcze coś zrobić dla umierającej, ale nie zrobił. Tak jak napisałem wyżej – porzucenie tego konfliktu, tej konfrontacji, akceptacja wątpliwości zmniejszyłaby mocno ego.

Kim bowiem byłby, jeśli w okolicznościach tak dużej sytuacji osobiście, wewnętrznie nie zajął krańcowego stanowiska? Na pewno nie bohaterem [wielkie ego]. Ale on stara się w tym filmi BYĆ bohaterem, stara się „trzymać wizerunek”.

Duże sytuacje życiowe, jak spora kłótnia, poczęcie dziecka, scena śmierci, wypadku, w wszystkich jesteśmy uczeni przyjmować ekstremalne, czy to pozytywne, czy negatywne. W tych momentach uważamy, że dzieje się coś tak dużego, że powinniśmy się „ocementować”, „zamurować”, bo inaczej nie wytrzymamy tego.

Istotnie, nasze ego wzmacnia się w takich momentach, gdy mury, gdy ściany rosną. Jeślibyśmy się „nie trzymali”, moglibyśmy bowiem przeżyć bardzo wielką falę emocji … i… ego częściowo by się rozpuściło..
Tego nie uczą nas w szkole, ani w domu. Mówią „trzymaj się”. Chcieliby spotkać tego samego człowieka, którego znają . No dobrze, ale spotkają również osobą nieco bardziej spiętą i nieszczęśliwą, bo więcej murów równa się większej kontroli, czyli większemu napięciu i dyskomfortowi.

Słyszałem kiedyś opowieść o średniowiecznym księciu, który w bitwie stracił brata. Jak przyjechał na miejsce śmierci, wezbrała w nim fala uczuć. Zeskoczył z konia, położył się na ciele zmarłego, obejmując go i głośno szlochając. Po dłuższej chwili szloch się skończył, zasmucony książę wstał. Czy dzisiaj ktoś z nas byłby zdolny do takiego głębokiego, naturalnego poddania się uczuciom? takiego bez trzymania się, bez trzymania wizerunku „dobrze zachowującego się” człwowieka?
Możesz sprawdzić to u siebie.

Co by było, gdybym się nie martwił/a?

[AK]
Kiedyś zadałem sobie pytanie, co by się stało, jeślibym się przestał martwić, przestał przejmować przyszłymi zdarzeniami? Nawet, jeśli wydaje się, że przychodzące sprawy miałyby mieć duży ciężar gatunkowy. Nasze warunkowanie, wyuczone wzorce mówią: musisz się ostro opowiedzieć za jakąś opcją. Bo? Bo inaczej coś mocno stracisz. Albo okażesz się nieczuły.
Taa. Jest w tym sporo racji. Właśnie w takich ekstremalnych sytuacjach osoby z socjopatią lub psychopatią [obciążone krokodylem] okazują ową nieczułość. Uważają, że „nic się nie dzieje”. I, że „wszystko jest normalnie”. A nie jest normalnie, bo sytuacja dla Duszy jest duża, bądź ogromna. Inne osoby potrzebują zrozumienia, miotają się w emocjach, natomiast psychopata zachowuje się „chłodno”. Z jednej strony to może podniecać w początkowym stadium zakochane w nich osoby. Wydaje się bowiem być wyrazem kontrolowania sytuacji. Natomiast po dłuższym czasie, po zawarciu związku z taką osobą, gdy przychodzi do różnicy zdań i potrzeba wrażliwości na drugą osobę to partnerka [zwykle kobieta] przebudza się ze snu, widząc, za kogo wyszła. Owszem, taki ktoś nadal panuje nad sytuacją i otoczeniem, ale w skład owego otoczenia nagle wchodzi taki niegdyś nim zachwycona obecna żona. I zaczyna się wściekać, co najczęściej nie zostaje dobrze przyjęte.

A więc, jak widać, poprzez wieki wytworzyły się społeczne presje wobec przeżywania emocji – bezwzględnie należy się im poddawać. Można by powiedzieć, że jest to wentyl bezpieczeństwa przeciw psychopatii. Nieskuteczny co prawda, bo jeśli ktoś przynosi krokodyla z przeszłego wcielenia, to można go kułakami okładać, żeby odczuwał emocje, a on i tak nic. Nieskuteczny to sposób, ale przez swą nieskuteczność rozpaczliwie mocno umocowany w przeżywaniu ludzkim. „Masz się emocjonować, im większe wydarzenie, tym bardziej!”

A my mówimy tu, w tych tekstach o przekroczeniu takiej popularnej, prostej emocjonalności, która wiedzie do postradania przytomności i ku zanurzeniu się w drżenie. Nie chodzi też tu, aby się osunąć w niebyt psychiczny psychopatii, w bezczucie, w nieodczuwanie i brak współodczuwania. Istota jest w przekroczeniu atakujących emocji przy aktywnym odczuwaniu i współczuciu. Eckhart Tolle nazywa to „nie reagowaniem na zawartość” [„not reacting to the content”]. Nadal jesteśmy obecni, otwarci na przeżycie, ale też nie robimy wielkiego halo z tego, że kogoś np. ponoszą emocje. Jestem świadomy, że może się uaktywniło jego ciało bolesne, że może właśnie przeżywa na nowo, nieświadomie, swoje dawne poczucie zagrożenia sprzed iluś lat i dlatego tak mocno reaguje. Jestem świadomy tego, mogę być także świadomy, że moje ego chciałoby odpowiedzieć pięknym za nadobne na nieco zahaczające mnie osobiście słowa [dajmy na to ktoś mnie lekko oskarża]. Ale ja jednak nie poddaję się, nie reaguję na to oskarżenie, nie z powodu nieodczuwania, nieczułości na sytuację [jak to mają psychopaci z krokodylem], a z powodu wycofania się do mojego właściwego stanu obserwatora, do esencji tego, kim jestem. Z tej pozycji nadal widzę i czuję drugą osobę i jej przeżycia, natomiast już nie „oddaję” jej razów słownych. Raczej decyduję się na delikatne zrozumienie stanu osoby, a jeśli odpowiadam, to ewentualnie poprzez parafrazowanie jej wypowiedzi [sposobami rozwiniętymi przez psychoterapię].
Ten sposób działania mogę rozpocząć od spraw mniejszych, mniej zaburzających. Mogę rozpocząć od małych, irytujących faktów, których sporo przeżywam. Jeśli nie jest to zaburzenie mojego dobrostanu [np. zdrowia fizycznego], a tylko wynika z mojej drażliwości – to właśnie mamy idealną sytuację treningową. Jeśli odkryjesz, że nie zgadzasz się na sytuację bieżącą, na to, jak inni postępują [chociaż ciebie to nie dotyka bezpośrednio] – możesz praktykować uważność i akceptację. Jeśli politycy wszczynają kolejną wojnę, a media to rozdrapują jak sępy – możesz się nie przejmować, nie martwić. Nadal możesz zachować przeżywanie, odczuwanie, a fale emocji zostawić tym, którzy chcą je przeżywać. Nic złego się nie stanie.

Kolejny krok, to postępowanie takie w stosunku do myśli, które nas nawiedzają. Jeśli przyjdą myśli podważające dobre nastawienie na przyszłość – jeśli pozostawisz je samym sobie, może nic się nie stanie? Może niech sobie same się martwią? – bez twojego udziału? Czy coś się złego stanie, jeśli nie będziesz martwić? Najpewniej może się coś dobrego stać – przeżyjesz więcej chwil spokoju. Możesz w takich chwilach ewentualnie ustalić plan działań, ale już bez porywających emocji.
Takie postępowanie nie daje jednak satysfakcji. Brak brania się za bary z emocjami, brak emocjonalnej przepychanki i odczucia, że „jednak się mierzę z przeciwnościami losu, nie zostawiam tego bez kontroli, czyli robię dobrze”. Podobnych odczuć może zabraknąć. Jako warunkowani na przeżywanie zagrożenia i walczenia z nim możemy mieć niedosyt, możemy uważać, odczuwać, że czegoś niedopełniliśmy, że nie wywiązaliśmy się z zadania ochrony siebie czy kogoś bliskiego. [Takie przekonania mogą mieć szczególnie kobiety, ponieważ bardzo dużo wniosków wyciągają one na podstawie odczuć – a tu mogą przeżyć odczucia negatywne, czyli że stało się „coś złego”.] Nie będzie więc satysfakcji. Z tym trzeba się liczyć, i wręcz nastawić, że tak będzie. A jednocześnie możemy się posunąć w pracy nad sobą.
Choroba żywicielką ego

Trudna sytuacja życiowa wspomaga ego

W innym miejscu mówię o ciele bolesnym, ciałach bolesnych ludzi. Ciało bolesne jest niejako emocjonalnym żywicielem ego. Jeśli czegoś nie jesteś w stanie przeżyć, buduje się ego, negatywne ego: „o, on/a mnie tak skrzywdził/a!!, buuuu!”, „a ci niewdzięczni [tacy i tacy]… ”, „mogło się inaczej potoczyć!”, „mogłem/am inaczej postąpić, mam do siebie wyrzuty”. Te wszystkie postawy, mimo, że nacechowane bólem, budują ego, budują energetycznie aktualny, cierpiący obraz osoby. Taki obraz – ciało bolesne – zachowuje się na przyszłość i odzywa w trudnych momentach.
Przy oczyszczaniu się na różnorodnych terapiach, jak mawiam, „ulewa się żółci”, co równoznaczne jest z powolnym rozpuszczaniem ciała bolesnego. I bardzo dobrze. Sposobów do tego jest bardzo wiele [kilka jest na tych stronach opisane].
W momencie, gdy odchodzi boleść, gdy pojawia się wgląd, odczuwamy też.. pustkę. Wypłynęła bowiem energia boleści. Byliśmy utożsamieni z nią, tworzyliśmy na jej podstawie obraz siebie, swoje małe „ja”, swoją historię. Ja to ten, który tak ciężko przeżył w 3 klasie przeprawę z kolegami wtedy i wtedy. Gdy zanika ból z tamtego czasu, gdy się rozpuszcza, to kim jestem? kim zaczynam być? Bo już nie jestem „tamtym kimś”. Tamten ktoś roztopił się.. [jak śniegow postać w promieniach słońca] więc kim jestem?
W takich momentach warto już mieć trochę medytacji, modlitw za sobą, aby od razu odczuć, gdzie jest moje prawdziwe ja, moja esencja, która pojawia się nie raz w medytacji.

Postawa wysiłku

Wiele lat temu usłyszałem u Leszka Żądło, że im mniej wysiłku w rozwoju duchowym tym lepiej. Potem zaś Eckhart Tolle dodał, że gdy wysilamy się w jakiejś [dowolnej] działalności, to oznacza, że poszukujemy w niej siebie. Próbujemy odnaleźć w niej siebie. Im bardziej się wysilamy, tym pokazuje to, że bardziej chcemy utworzyć myślowy, energetyczny obraz tego, kim jesteśmy. Jest to działanie na miarę ego – ma zastąpić pustkę naszej niewiedzy o sobie jakimś dobrze brzmiącym tytułem, opisem osiągnięcia, czy porządną cyferką lub ich listą [np. na świadectwie]. Na pierwszy rzut oka wygląda smakowicie – wreszcie „będę kimś”. Tak. Przejściowo. W krótkiej perspektywie jest to nieuniknione, bowiem jest to automatyzm ewolucyjny i dla istot młodych [jako Dusze, lub w danym wcieleniu] dobrze się to sprawdza. Dla nich też Dusza ma spore pragnienia, więc podejmowanie wysiłku jest po drodze. Dobrze się to zgrywa. Po jakimś czasie jednak przychodzą nowe horyzonty i z nimi powoli odchodzi potrzeba wysiłku i nawet osiągnięć. Jednocześnie, zupełnie naturalnie pojawiają się pytania o to, kim się tak naprawdę jest. Mniej wysiłku, mniejsze osiągnięcia dają mniejsze zasilenie ego – stad potrzeba rozwijania swojej wiedzy o sobie, w zastępstwie wiedzy o swojej zaszczytnej, na własną miarę, historii.

Ćwiczenie:
Pomyśl o sprawach w których mocno się wysilasz. Pomyśl, co dzięki temu wysiłkowi osiągniesz – kto oceni Cię dobrze, widząc efekty działania? Jak dzięki tym opiniom zyska obraz Twojej własnej osoby? Na ile jest to nieświadome, a na ile potrzebne ci? Być może jest to potrzebne, jeśli tak, to pozostań tylko przy zaobserwowaniu faktu, bez oceniania go.
Ocena wzmacnia ego, także określenie i ocena stopnia rozwoju duchowego, niezależnie, czy jest negatywnie, czy pozytywnie odebrana. Ale nawet tu, jeśli potrzeba ci tego, daj sobie odkryć swój poziom rozwoju i oceń go.
Jeśli nie zależy Ci na ocenie swojej osoby, swoich działań, jeśli starasz się wyeliminować wysiłek, też dobrze.

Konflikty – woda na młyn ego

Każdy z nas ma coś, co można określić jako pozycję myślową [ang. mental position]. Jest to suma własnych postaw, przemyśleń, uruchomionych wzorców, obciążeń. Ego identyfikuje się z tym, broniąc owej pozycji. Gdy więc widzimy dwie osoby, które spierają się, oznacza to, że nie akceptują wzajemnie swoich pozycji myślowych. Broniąc zawzięcie swoich pozycji myślowych chcą [często nienawistnie] zmusić przeciwnika do rejterady. Z reguły się to nie udaje i takie działanie dla obu stron kończy się frustracją: „o, ja miałem takie dobre argumenty, a ten ktoś nawet nie chciał słuchać, nie chciał ich przyjąć”. Sytuacja przegrany-przegrany, czyli pełna klapa. Dusza co prawda i z tego będzie mieć korzyść, ale w jakim stylu.. Mimo, iż intensywność pragnień naszych Dusz jest duża, możemy być na tyle umiejętni, żeby dostarczyć im [i sobie] pozytywnych, budujących doświadczeń.

Ćwiczenie:
Jeśli chcesz popróbować, możesz obserwować swoją obronę własnej twierdzy postaw. Wystarczy, jak posłuchasz kogoś, kto ma wyraźne przekonania. Z pewnością znajdą się takie, które nie przypasują do twoich. Co odczujesz wtedy? Czy poczujesz rozluźnienie, czy pojawi się spięcie? Czy ulga, czy też niepokój? Jeśli pojawi się dyskomfort, to oznacza, że ego, jako automat, zaczęło działać. Ego chce obronić Ciebie razem z zestawem przekonań. Jest to dobre dla przetrwania, ponieważ „jeśli coś dotąd działało, to trzeba to chronić”. Na szczęście możesz zauważyć, żę ego mocno przesadza. Przesadza w tym, że nie każdy dyskutant chce zwieść Cię z kursu życiowego. Może po prostu wygłaszać poglądy, ma prawo. Dlatego tu warto dodać szczypta po szczypcie akceptacji:
– Co by było, jeślibym dał temu panu dalej mówić? [niektóre ego chcą wręcz przerywać w pół zdania]
– Czy mógłbym znieść, że ta pani/ ten pan ma odmienne zdanie, odmienne doświadczenia ode mnie? [czasami wydaje się to trudne]
– Czy mógłbym/mogłabym czuć się odrobinę bardziej komfortowo, nawet, jeśli ten ktoś nie zmienia zdania i co gorsza nadal mówi to, co mówi?
– Czy moja mimika mogłaby się rozluźnić i czy mogłoby się pojawić na mojej twarzy coś w rodzaju spokoju, czy rozluźnienia? [twarz mocno reaguje na treści emocjonalne, tu mamy większą świadomość, reszta ciała też reaguje, ale najczęściej trudniej to zaobserwować]

Pytania w rodzaju „co by się stało.. gdyby…?” „Czy mógłbym… nawet jeśli….?” uważam za swoje duże odkrycie w sferze uwalniania się. Stanowią bowiem nagłe wejście z inspiracją ku przyszłości, coś jak wstrzyknięcie białej farby, światła do ciemnej substancji. Nagłe a nieinwazyjne, dające wiele swobody, a jednocześnie przedstawiające jasno bardziej pozytywny obraz sytuacji. Oczywiście przyszłość istnieje tylko w umyśle, więc upragniony stan zaraz pojawi się w chwili obecnej, ponieważ umysł będzie chciał go sobie uzmysłowić, czym ten stan jest.
Ego a emocje

Z tego, co zdążyłeś przeczytać, ego samo z siebie, automatem uruchamia, nakręca wir emocji, w który wpuszcza człowieka. Emocje pojawiają się często z powodu braku. Wielkie możliwości powodują spore poczucie niespełnienia – jeśli bowiem tyle jest w naszym zasięgu, to dlaczego tego nie osiągamy, pyta ego i Dusza wtóruje.
Ego, jako bardziej bezwzględne nawet potrafi grozić gospodarzowi, czyli niby sobie: oto, co możesz odczuwać, jeśli nie będziesz tak dobry/a, tak majętny/a, itp. Możesz odczuwać niedostatek, biedę, brak sukcesu zawodowego, możesz odczuwać niezadowolenie, ponieważ jak nawet kupisz w miarę dobry typ telewizora, to i tak za trzy miesiące wyjdzie lepszy o dodatkowe dwie funkcje, których będziesz żałować, że nie masz.
To jest metoda raczej samego kija. Nerwicowcy nie wspominają, aby pojawiała im się jakaś marchewka. Mają sam kij w postaci przykrych przeżyć, doznań, emocji. Oczywiście człowiek idący prostym kodem unikania cierpienia i dążenia ku komfortowi będzie sprzeciwiał się owym nieprzyjemnym emocjom: „O, ja to nie chcę się tak czuć, nie chcę czuć takiego lęku, takiego poczucia bycia nieudacznikiem życiowym.. Już może zrobię to, co te emocje mówią: jak zostanę „kimś”, jak zdobędę pieniądze / dobrą posadę / dobrze wyjdę za mąż, to skończy się ta presja nieprzyjemnych myśli. A więc do dzieła – MUSZĘ się wziąć za siebie.” I tak – z przymusu emocji człowiek wchodzi na ścieżki życiowe.

Przeżywanie emocji ego traktuje jako uciążliwe, ponieważ samo przeżywanie wiąże nas z chwilą obecną. Podkreślam tu słowo przeżywanie. W odróżnieniu od poprzedniego akapitu, w którym osoba nie przeżywała emocji, lęków, tylko się im poddawała, tak naprawdę uciekając z chwili teraźniejszej.
[Można dodać, że nie ma nic złego w posiadaniu nieprzyjemnych emocji, lęków. Większości zdrowych ludzi lęki się przydarzają. Można powiedzieć, że całkowity brak lęku w czasie myślenia o przyszłości wskazuje właśnie na brak zdrowia, obciążenia duchowe, psychopatię.]

A więc są dwie możliwości:
a) możemy poddać się emocjom i tak jak w powyższym akapicie – żyć pod batem lęku, całe życie konstruując jako odpowiedź lękową, potem tłumiąc odczucia jak się da, bo są nadal silne, przyoblekając wzorce, wejścia, krokodyle, czy co tam, żeby temu bałaganowi podołać
albo
b) możemy przeżywać na bieżąco emocje, przyglądając się im, zadając pytania i mając pewne refleksje, chociaż wydaje się to i jest pracochłonne. Podobnie pracochłonne jednak jak działania z punktu a). Tyle, że punkt a) nie wymaga rozwoju świadomości i „się dzieje sam”.

To, w jaki sposób podchodzimy do naszych emocji wyznacza drogę naszego życia.

Zacząć przeżywać lęk, czy inne emocje, przypatrując im się – nie jest to zwykle przyjemne zajęcie i dlatego zniechęca osoby, które kierują się w życiu po zwierzęcemu – odczuciami. Jak czuję się w miarę dobrze, jak łagodnieje lęk, to tam idę. Jak lęk się powiększa, to oznacza bezwzględnie złą drogę i powoduje instynktowny sprzeciw. Tu nie ma refleksji, że może właśnie znajdujesz się na terapii i to przeżycie trudniejszego stanu w rezultacie da oczyszczenie. Można domyślać się, że w życiu takiej osoby dominuje ego i jego instynktowne wyrachowanie.

Takie zawiłości są dostępne wyłącznie dla osób, które jednak jakoś myślą. Wzięcie emocji bliżej ku sobie, spojrzenie na nią nie spodoba się ego. Rozważanie własnych intencji traktuje ono jak wiwisekcję i traktują jako wydziwianie [nie mieści im się to w głowie, co świadczy o mniejszym poziomie rozwoju ciał subtelnych].

I tak właśnie jest – w czasie refleksji bierzemy pod lupę obraz nas samych i patrzymy się, czy istotnie jest on prawdziwy i czy przystaje do realności i na ile. Ego niestety nie przystaje do realności i teraźniejszości więc rękami i nogami broni się, aby przypadkiem nie zboczyć na ten niewdzięczny teren.

Zwykle mówi się, że z przeszłością wiąże się poczucie winy, poczucie krzywdy, chęć rewanżu. Z przyszłością wiązane są lęki – co to będzie w przyszłości? Co takiego złego może się wydarzyć? Właśnie tak funkcjonuje ego – albo zahacza nas o jakieś zdarzenia w przeszłości, albo też każe się nam starać dopasować do chwil, które jeszcze nie nadeszły. Jeśli zaś wiemy, że zarówno przeszłość jak i przyszłość są to konstrukty umysłu [ET] i nie występują w rzeczywistości, to prostym wnioskiem jest, że ego próbuje nas wyciągnąć z życia, z jedynego jakie mamy – z chwili obecnej.

Oręż ego jest istotnie potężny. Któż bowiem z nas tak ot, za jednym zamachem odsuwa od siebie winy, poczucie skrzywdzenia, lęki? [za wyjątkiem psychopatów rzecz jasna]. Ludzie są zwykle słabsi od emocji i jest to zupełnie ludzkie. Mają jednak możliwość „zrobienia czegoś” z owymi emocjami, jak to mówią terapeuci. Polega to na – często powolnym – świadomym przeżyciu tych stanów, objęcie ich na bieżąco odczuciem, zapytanie się czego owe stany dotyczą, jak ważne są dla nas? Takim najprostszym, „domowym” sposobem terapii jest pisanie afirmacji [pozytywnych myśli] z towarzyszącym im zapisywaniem tego, co się pojawia w umyśle w reakcji na owo pozytywne zdanie. Same pozytywne zdania mogą nam zaszkodzić – stworzyć ułudę „lepszej przyszłości” i spowodować „odlot” z teraźniejszości ku tej przyszłości. To jest równoznaczne z karmieniem ego w podobnym stopniu, co poddawanie się lękom o przyszłość.

Ćwiczenie: pisanie afirmacji
Wybierz sobie pozytywne zdanie, które chcesz, aby stało się w Twoim życiu prawdą. Zapisz je i obserwuj swoje myśli – co one o tym myślą? Zapisz to. Zapisz kolejny raz pozytywne zdanie i odpowiedź swego umysłu. Zapisz tak dwie strony zeszytu szkolnego. To wystarczy na jeden raz. Zobacz, czy zmieniło ci się samopoczucie? Zwykle następuje taka zmiana, to owoc pracy nad sobą z użyciem afirmacji.
Egoizm – manifestacja ego
Ego kojarzy się z egoizmem. I dobrze. Bowiem osoby zapatrzone w siebie, nieempatyczne, są zapatrzone w swój umysłowy obraz. „Co będzie ze mną w takiej i takiej chwili?” „Jak się obronię?” „Muszę dbać o swoje zasoby, nie mogę nikomu pomagać, i tak mam mało własnych sił!” – to typowe postawy egoistyczne.

Możemy wpływać na istnienie ego

Zależy to od intencji – czy zależy nam na tym, co ego proponuje? Czy też zauważamy, że są to iluzje?
Postawa umysłowa [ang. mental position], jeśli istnieje, jeśli się jej trzymamy, podtrzymuje również ego, np. w dyskusji.
Gdy pozwalamy odpłynąć:
– emocjom,
– myślom,
– postawom umysłowym..
to przestajemy stawiać bariery chwili obecnej. Można powiedzieć „kim jesteśmy?”, jeśli nie utrzymujemy tych spraw, jeśli nie trzymamy gardy? – jak większość. Ano nadal właśnie jesteśmy, zamiast chwytać się substytutów istnienia.

Przesada – brak sensu w dążeniach ego

Ego lubi przesadę, bo nie jest niczego pewne. Jak tu być pewnym czegoś, jeśli jest się istotą przemijającą? [jak postać ze śniegu. na wiosnę można naprawdę się przelęknąć nie na żarty]. Tak i ego się boi, że rozpłynie się, więc próbuje się okopać ile sił. I stąd przesada w działaniach.

Pytanie:
Przypatrz się, gdzie w Twoich działaniach skrywa się przesada, przesadne pragnienia zabezpieczania się, osiągania czegoś?

Jak jest ego zbudowane?