Poczucie skrzywdzenia

Poczucie skrzywdzenia zwykle kojarzy się z przykrymi przeżyciami. Naprawdę mało kto chce to przeżywać. Jednakże opisuję ten temat, ponieważ w zalegającym poczuciu skrzywdzenia jest umieszczone wiele, wiele energii, która zaangażowana jest w kreowanie negatywnych przeżyć w naszym życiu. Uwolnienie tej energii, oczyszczenie dać może pozytywne skutki. Natomiast warto [jak sądzę] po pierwsze zapoznać się z owym magazynem energii, gdzie ją przechowujemy.

Później zaś można z tym ogarniętym „czymś” pójść krok dalej: zacząć oczyszczać negatywną postawę. O tym procesie oczyszczania piszę tutaj: [tutaj link]

Wiele Dusz boleje nad swoją krzywdą i chcą to pokazać światu, wchodzi w sytuacje pokazujące bardzo trudny stan życiowy. Bo niewysłuchana krzywda, nieprzeżyta, nieprzepracowana – kumuluje się i zgodnie z prawem kreacji – uruchamia materializację, czyli przykre wydarzenia w życiu, przykry los. Jest to więc błędne koło. Jest na to rada – trzeba się wziąć za pracę nad tymi przykrymi emocjami. Nie poniżać ich, ani też nie wywyższać, po prostu wziąć na warsztat.
Poczucie skrzywdzenia współpracuje z zatruciem od wejść [link]. Zatrucie, razem ze swoimi efektami takimi jak brak napędu życiowego, depresja, z nawet mocniejszymi stanami stanowi dla Duszy wyraz przeżyć, które pojawiają się po jej krzywdzeniu. Można nazwać to efektami pokazywania rozpaczy: „o, zobacz, jaki/a ja jestem biedny/a, jestem taki/a ponieważ zostałem/am skrzywdzony/a i nikt mi nie pomógł”. Tutaj można sobie przypomnieć od razu reakcje na ten typ wypowiedzi – „on/a przesadza, o wiele za bardzo lituje się nad sobą”.

.

Zwykle ludzie myślą, że to przeżywanie skrzywdzenia to istotnie jest obiektywna prawda, ale też mają do tego wątpliwości [że ktoś zmyśla, przesadza, itp]. Jest wiele osób, które nie chcą zwyczajnie się kontaktować z osobą mającą poczucie skrzywdzenia. Niektórzy uznają ją za „fajtłapę życiową”, „nieudacznika”, „frajera”. Sposoby uciekania od przykrych przeżyć skrzywdzenia opisuję tutaj [link]. Można powiedzieć, że wielu by nie chciało w ogóle słyszeć o krzywdzie. Jednakże wzrastające mocno statystyki depresji wskazują, że temat nabrzmiewa, i trzeba będzie się z nim skontaktować, nawet, jeśli dzisiaj jest wyśmiewany, poniżany.

Widząc realia życia takiej osoby, przypuszczają [całkiem słusznie], że coś jest nie tak – efekt [np. stan depresyjny] jest niewspółmierny do bodźca, który depresję wywołał. Mówią – „Zobacz, a inni, w podobnej sytuacji się nie załamują. Inni sobie dobrze radzą, nawet odnoszą sukcesy”. W obrębie procesu pierwotnego [związanego z osobowością] nie można, jak się wydaje, rozwiązać sprawy. W obrębie procesu pierwotnego [który na bieżąco jest nam dostępny do oglądu] nie można wyjaśnić przyczyn.

 

Wielu uważa, że przy depresji, przy mocno ograniczonych chęciach do życia mają do czynienia z czymś w miarę bieżącym, mającym bieżące przyczyny.

I tu chcą pomagać, np. pomagać człowiekowi w radzeniu sobie w społeczeństwie. Mówią: nie dajmy mu ryby, a dajmy mu wędkę. Jest to oczywiście o krok lepsze od dawania samej ryby. Próbują biedaka uczyć nowych umiejętności, posyłają na darmowe kursy komputerowe. Ale zaraz potem się dziwią, że to tak mało pomogło!

Jest to próba modyfikacji procesu pierwotnego [jakby powiedział Arnold Mindel]. Wydawałoby się, że jeśli ludzie nie są w stanie czegoś dokonać, to oznacza, że mają mało umiejętności. Domniemuje się, że mają wystarczająco zaangażowania, jeśli są w trudnej sytuacji. A to jest stawianie na proces pierwotny, na osobowość i myślenie. „Jak pomyśli, to się przekona i zmieni zdanie i postawę” – tak przyjmują obecni propagatorzy pomocy społecznej. Niestety nie biorą pod uwagę najczęstszej chyba przyczyny – nie biorą pod uwagę postawę Duszy danego kogoś.

Jak przyczyna nie leży w procesie pierwotnym, jeśli to Dusza się zaparła i mówi „nie będę tego robić”, to taka pomoc będzie zarówno krótko dawać efekty, jak i nie dotknie prawdziwej przyczyny kłopotu.

Depresja, wyjście na margines społeczny, to moim zdaniem, jest żałowanie siebie przez niegdyś skrzywdzoną Duszę i jak prezentacja wewnętrznego stanu Duszy.  Bardziej jest wołaniem o zrozumienie i uleczenie dawnych krzywd, niż jest to bezwzględna bieżąca obiektywność.

Taki stan staje się „obiektywny” i nie do ruszenia, gdy się nad nim nie pracuje, gdy się on pogłębia a człowiek wchodzi w obszar „ze mnie to już nic nie będzie, mój przypadek jest beznadziejny” [to postawa osobowości, nie Duszy].

Opis tej sytuacji zawiera może sporo szczegółów ezoterycznych [np. nazewnictwo], natomiast jest jak najbardziej praktyczny, związany z przeżyciami, konkretnymi emocjami, jakie wiele ludzi przeżywa. To nic, że nie wiedzą oni o takich czy innych nazwach – same przeżycia pozostają przeżyciami, i to silnymi.

Badania ezoteryczne utwierdziły mnie w przekonaniu, iż kłopoty, jak poniżej opisane, ma bardzo wiele osób. O WIELE więcej, niż ktokolwiek przypuszcza. I dają one O WIELE większe negatywne efekty w życiu tych osób, niż ktokolwiek by chciał przyznawać. A sprawa niby prosta – tylko „poczucie skrzywdzenia“.

Perspektywa wielowcieleniowa

Wyglądać to może prosto, gdy spoglądamy na sprawę z pozycji osobowości. Ot, żyjemy z dnia na dzień, wstajemy, idziemy do pracy, jesteśmy z rodziną, śpimy, niby nic się nie dzieje. Gdy w tym prostym schemacie pojawia się poczucie uwięźnięcia, depresja, to osobowość może nie wiedzieć skąd to jest.

Natomiast życie dla Duszy nie ogranicza się do tego jednowcieleniowego wymiaru, do tej perspektywy. Dusza dobrze „pamięta“ poprzednie wcielenia, poprzednie sprawy wielu, wielu inkarnacji. Przeżywa nadal swoje skrzywdzenia, których nie przerobiła. Chce te przeżycia, emocje, energie wyrazić. Dlatego wchodzi w sytuacje, które wzmagają przekaz o tym, co Dusza niegdyś przeszła. Przykładowo depresja może zawierać przekaz: „nie będę działać, ponieważ jest coś w przeszłości, jakieś zranienie, które nadal tak bardzo boli”. Dusze są pamiętliwe, chodzą z jednym i tym samym problemem czasami przez wiele lat, ba, wieki całe., Ba, nawet ów problem się nawarstwia, nabrzmiewa. A że zmieniają się inkarnacje i przychodzą kolejne osobowości – im to jakoś nie przeszkadza.

Piszę Dusza „pamięta“ w cudzysłowie, ponieważ duża część Duszy funkcjonuje w sferze bezczasowej [mówimy że Dusza jest nieśmiertelna], i w owej sferze wiele, wiele doznań, przeżyć istnieje jednocześnie, jest w równym stopniu dostępnych.


Taka perspektywa pozwala nam na zrozumienie, dlaczego przeżyte bardzo dawno doznania, doświadczenia mogą mieć tak istotny wpływ na nasze życie obecnie. Niby żyjemy z dnia na dzień, a osoby o starszych duszach są przygniatane przeżyciami, które mogą pochodzić sprzed setek, bądź tysiący lat. Brzmi dziwacznie. Niemniej spróbuj tą perspektywę zachować, czytając poniższy tekst, ponieważ to sporo wyjaśnia.

Ofiara typu yin

Poczucie skrzywdzenia jest wg. mnie nierozerwalnie połączone z obciążeniem bycia ofiarą [typu yin] czyli z zatruciem od wejścia [link].

Oprócz ofiary typu yin jest jeszcze ofiara od obciążeń atakujących typu yang [link], czyli tzw. symbiontów. Ten typ obciążenia nazywam „pogryzieniem” przez symbionta. W takim przypadku skrzywdzenie jest typu yang i odczuwa się wtedy aktywny gniew, wściekłość, chęć odwetu [mające cechy yang].

Ofiara typu yin doznaje spokojniejszych odczuć: smutku, poczucia rozżalenia, poczucia skrzywdzenia, osobistej krzywdy, osaczenia przez agresora [zwykle przez osobę z wejściem].

Bycie ofiarą jest tak naprawdę skutkiem ataku. Atakującym jest osoba z wejściem, która aktywnie, bądź [częściej] pasywnie emanuje z czakr splotu i gardła energię istoty, którą nazywam Wejściem, albo istotą wejściującą.

Natomiast przyczyna ataku nie stoi przy stronie atakującej. Ofiara otwiera się na bycie atakowaną, inkarnuje się w środowisku, gdzie może sobie odtworzyć sytuacje bycia atakowaną przaez osobę z wejściem. Na poziomie osobowości, na poziomie sprawiedliwości ludzkiej nie umniejsza to odpowiedzialności za atak, natomiast nie chodzi mi w tym tekście o szukanie winnego, tylko o oczyszczenie z obciążenia.

Osoby zatrute wejściami

są specyficzne. W moich badaniach [link] okazywało się, że mają zatrute niskie czakramy. Im więcej ich zatrutych, tym większa niezborność, tym większa blokada życia, planów na przyszłość, tym mniej możliwości, mniej energii dla siebie. Są jak przygaszona świeca.

Gdy zagłębimy się w przeżycia takich osób możemy się przekonać, jak bardzo czują się pokrzywdzone. Przez los, przez rodziców, przez system. Istnieje wiele organizacji, ruchów, które zrzeszają osoby pokrzywdzone. Wzmaga to poczucie prawdziwości owego pokrzywdzenia, prawdziwości skarg, prawdziwości dochodzenia swoich racji.

Łazariew mówi, że jeśli doznaliśmy krzywdy, poniżenia, jeśli się nam załamała przyszłość [załamały plany na przyszłość], to nasza Dusza jest właśnie ratowana. Jednym z najgorszych postaw, jakie można wówczas przyjąć jest chęć zemsty, czy nawet tak „niewinne“ obrażanie się na kogoś, kto był sprawcą krzywdy. Łazariew mówi: twoja Dusza właśnie jest ratowana, czas na cieszenie się i na dziękowanie Bogu.

Wygląda ciekawie, ale dla „zwykłego“ człowieka brakuje tu logiki. Jeśli ma na tyle wiary, że zaufa Bogu, iż jest to dobre posunięcie, to ok. Ale my żądamy zrozumienia. Już nie dowierzamy nierzetelnym przewodnikom, którzy tyle razy nas zawiedli. Chcemy wiedzieć, co się tak naprawdę dzieje.
A więc,

Czas na wytłumaczenie

Poszukujemy w życiu ciepła, komfortu, miłości. A jednocześnie nasza Dusza nie odrzuca doświadczeń przykrych, bolesnych, tych, które potrzebuje, aby dopełnić swoje przeżycia z dawnych czasów. Czasów, których większość z nas [osobowości] nie pamięta.

Sama brama do szczęścia i zdrowia wygląda szkaradnie. Natomiast Dusza tam chce zaglądać, bardzo ją tam ciągnie. Co ciekawe, różnorodne dobre metody terapii mają to na celu – zobaczyć to, co Dusza chce przeżywać, przepracować to. Inaczej Dusza gotowa jest to urzeczywistnić, zrobić z życia przykry teatr.

Poczucie krzywdy manifestuje się w działaniu. Myśli są twórcze, a dokładniej można powiedzieć: wewnętrzne postawy Duszy są twórcze. I tak, jeśli ktoś [Dusza] przez lata trzyma w sobie poczucie krzywdy, to [jak już pisałem] uruchamia procesy Wszechświata, które przynoszą mu sytuację, której nie chce i która go rani. I oczywiście to potwierdza poczucie krzywdy.

Nieuświadomione poczucie skrzywdzenia, gdy człowiek od niego chce uciekać może po odpowiednim nabrzmieniu energiami skutkować prawdziwym krachem życiowym, w którym ten ktoś będzie miał pełno wytłumaczenia DLACZEGO czuje się źle, skrzywdzony, poniechany, opuszczony. Z bieżącej sytuacji taki ktoś zupełnie prosto udowodni sobie, iż owo poczucie krzywdy, które kiedyś delikatnie czuł, które ujawniało się delikatnie w dzieciństwie nagle ma zupełnie solidne podstawy. Tak jest, jak nie oczyścimy dobrze ważnych obciążeń z poprzednich inkarnacji – w obecnej mamy odnowienie emocji, a nawet dostaniemy przyczyny ich doznawania.
Wszechświat daje nam, podsuwa pod nos to, czego nam brakuje do oczyszczenia, co jeszcze mamy do zrobienia. Tak jak cierpliwy nauczyciel wskazuje kolejne sprawy, którymi powinniśmy się zająć. W tym zrozumieniu można odczytywać słowa Łazariewa, że oto Bóg daje nam coś dobrego, z czego warto się cieszyć. No oczywiście potrzeba dużego zapału, intencji i zaangażowania, aby istotnie uznać taki „przypadek“ za przydatny. Zupełnie się nie dziwię, że większość ludzi jak doznaje krzywdy to po prostu ubolewa i płacze. A następnie to blokuje, aby nie rozpływało się dalej po życiu.

W moim przypadku też było coś takiego. Oczyszczałem najpierw w ramach DDA pogryzienie od symbionta osoby pijącej [link], byłem cały w gniewie, który powoli odchodził, gdy nad tym pracowałem. Natomiast poczucie krzywdy? Trochę je czułem, natomiast nie skupiałem się nad nim. Zaraz będzie dlaczego tak robiłem.

Tabu krzywdy

Krzywdy było na planecie Ziemia bardzo dużo przez wieki. Stąd też wiele Dusz nosi w sobie owe doświadczenia. Jeśli Dusze są na tyle młode, że mogą, potrafią zaangażować się w nowe projekty, które uruchomią ich aktywność w nowych dziedzinach, to świetnie – wychodzą na prostą i lecą z rozwojem. Prostym rozwojem.

Gdy natomiast Dusze są stare, mogą już mieć zgromadzone tyle poczucia krzywdy, niesprawiedliwości, tyle tej energii, że energie pojedynczego wcielenia, zawiadywane przez osobowość nie są wstanie przemóc tych zakumulowanych przykrości. I wtedy wychodzi na wierzch to, czego ludzie tak nie chcą. Arnold Mindel nazywa to „procesem wtórnym” [nad którym nie panujemy]. W takiej sytuacji ma on więcej siły niż tzw. proces pierwotny, reprezentowany przez osobowość i proste, życiowe cele.

Poczucie bycia skrzywdzoną/nym, opuszczoną/ym, poniechaną/ym jest tak rozpowszechnione, że … mało kto chce o tym w ogóle mówić.

Pamiętasz jak czytałaś/eś na początku:

.. efektami pokazywania rozpaczy: „o, zobacz, jaki ja jestem biedny, jestem taki ponieważ zostałem skrzywdzony i nikt mi nie pomógł”

Jakże często nikt tego nie chce słuchać!
To bardzo dziwne, ale możecie zaobserwować, że „litowanie się nad sobą“ jest oceniane nadzwyczaj negatywnie. Zwłaszcza w kręgach, gdzie panuje moda na sukces.

Jest i odwrotna strona medalu: takie wyrażenia jak „kochać siebie“ wielu ludzi „oddanych dla innych” [często współuzależnionych] uznaje za coś nieprzyzwoitego, albo wstrętnego. Ludzie na tyle nie opiekują się sobą, że wielu z nich zamurowuje tą sferę doznań.

Część z nich uważa, że jeśli coś robią dla innych, to ci inni zobowiązani są do odpłacenia im i opiekowania się nimi [to występuje np. w współuzależnieniu].

Czasami trudno zorientować się gdzie jest zdrowy środek. Co ciekawe – zawiera on zdrowe zainteresowanie swoim stanem emocji, a nie wykorzystuje ich do manipulacji otoczeniem.

Tak często chcielibyśmy coś zrobić, żeby tylko to nasze Wewnętrzne Dziecko przestało być takie zemocjonowane, „rozkapryszone”.  Tak jak na poniższym obrazku, rodzice podchodzą do dziecka z własnymi emocjami, bombardując je nimi. To jest część tabu krzywdy – rodzic nie chce być świadkiem przykrych emocji w dziecku, więc próbuje je rozbawić, rozśmieszyć, cokolwiek, żeby tylko nie widzieć „przykrej minki” swojego malucha.

Emocje dziecka, to co ono czuje, bardzo często są nieważne w tej relacji. „O! Zobacz syneczku, jak ładnie mamusia podała do stołu! Uśmiechnij się, bo mamusi będzie przykro, a takiego ładnego syneczka ma!”  „Czemu się znowu mażesz, znowu masz jakieś fochy?!”

Jak dziecko ma opowiedzieć o swoich przeżyciach? Kiedy ma na to czas? Komu ma o tym opowiedzieć, jak rodzic zbliża się podekscytowany swoimi emocjami, i za chwilę odchodzi, jak mijają. I chyba najważniejsze – jak takie dziecko ma się nauczyć zauważania u siebie emocji i wyrażania ich? Samo? Jeśli ma samo to zrobić, to musi poczekać jeszcze 20 lat. Lat, które potrzebują owych umiejętności emocjonalnych do prawidłowego rozwoju.

To kto kogo ma wychowywać? Dziecko zostaje często samo ze swoim zmartwieniem.

W wielu organizacjach zajmujących się wychowaniem dzieci ich krzywda jest pomijana, przemilczana. Jest bowiem często tak tragicznie duża, że.. nie starczyłoby czasu, pracowników, pieniędzy do zajmowania się tym. O wiele praktyczniej jest uczyć „czegoś nowego“ i wprowadzać młodych na świat, aby otamowując wewnętrzne odczucia pracowali dla siebie i dla społeczności. Nic w tym zdrożnego, aby sobie dobrze radzili. Jednakże:
a) stłumione uczucia i emocje jak nie wyjdą w czasie dzieciństwa, to wyjdą przed małżeństwem i spowodują katastrofalny wybór małżonka
b) jeśli nie przy ślubie, to wyjdą w czasie wychowania własnych dzieci
c) jeśli stłumione uczucia są bardzo duże [np. przypadek starych dusz], to taki człowiek, mimo, iż może mieć wiele umiejętności i wiedzy, nie będzie w stanie funkcjonować w społeczeństwie, Dusza będzie go hamować.
d) jeśli ktoś ma sporo złej karmy, to nie będzie sobie w stanie poradzić z nią od dzieciństwa i od razu wejdzie na tragiczną ścieżkę życiową, albo stając się przestępcą albo ofiarą [np. prostytucja]

Mam tu ciekawą osobistą historię. Byłem kiedyś na terapii grupowej DDA w oficjalnym ośrodku terapeutycznym. Ileś młodych ludzi pracowało nad swoją traumatyczną przeszłością. Podobnie ja. Jednak jak już byłem wcześniej ponad rok w grupie wsparcia DDA, to tam zrzuciłem z siebie wiele wściekłości i żółci [energie związane z obciążeniem yang – pogryzieniem od symbionta]. Myślałem, że na terapii jest odpowiednie miejsce do tego, aby drążyć dalej temat. No, niestety, jak przyszedłem do poczucia krzywdy, jak zacząłem wyrażać je razem na odpowiadające mu sposoby, to się zaczęło. Mówili – przestań, to nas denerwuje, to nas zaburza. Przestań w ten sposób mówić, już raczej gniewaj się, wściekaj, krzycz [yang], to jesteśmy w stanie przyjąć. Ale nie pokazuj tego, co pokazujesz, nie rób takich scen z siebie.
Starali się kierować mnie, kontrolować moje emocje. Na dzisiaj widzę, że sami bali się, że mogliby do czegoś takiego dojść w sobie, że coś takiego, „tak potwornego“ mogłoby się u nich ujawnić! Nie byli gotowi na kontakt z tymi emocjami.
A przecież oni mieli ograniczony czas terapii, ograniczone możliwości, zaraz potem przecież musieli iść w życie, musieli „się zebrać“ i dobrze funkcjonować. Wręcz lepiej funkcjonować niż dotychczas. A jakby się rozłożyli, … to terapia by nie zafunkcjonowała!
Terapeutka też nie umiała dać miejsca na pracę z tym poczuciem skrzywdzenia. Większość grupy protestuje, więc uległa, a może sama się bała że w grupie powstanie coś złego z tego? Prostym efektem było, iż zwinąłem swoje przeżycia i poszedłem z grupą dalej, gdzie akurat szła.

Właściwie bardzo rzadko są możliwości spotkania się z akceptacją efektów zatrucia przez wejście. Odkrycie aktywnych przyczyn depresji, czy też choroby psychicznej jest tabu. „Nie użalaj się“ – taki jest przekaz. Grupy osób, które pokazują owo skrzywdzenie np. przez żebranie marginalizuje się, nie pomaga się im, lecz spycha w obszar niepokazywany społecznie.

Jedni ludzie drugim nie chcą na to pozwolić, bo ich samych by to mogło mocno zaboleć. Powiedzą raczej: „zrób coś z sobą, bądź mężczyzną, tak nie wolno“. Czyli przechylą szalę na stronę yang. Nie dziwota, że proces wtórny [podświadomy, nie dający się kontrolować] równoważy sprawę będąc tym bardziej yin. Tym bardziej pokazuje chore yin, czyli poczucie skrzywdzenia. Niemęscy mężczyźni pokazują właśnie chore yin. Nastały takie czasy, gdy może ono zacząć się pokazywać.

Nie można oczekiwać zdrowego yang bez uleczenia chorego yin. Ucieczka od chorego yin do yang bez uleczenia yin nie załatwia sprawy. Jest to zamiatanie sprawy pod dywan.

Dlaczego i jak nie rozważać własnego poczucia krzywdy?

Wielu, wielu ludzi nie chce w ogóle pracować z sobą z poczuciem skrzywdzenia, nawet mając depresję lub chorobę psychiczną.

Depresja sama z siebie jest tak dojmująca i jest to stan o tak małej aktywności, że taki człowiek wydaje się niesłychanie statyczny, bierny, niechętny. Jednak,  jakby pogrzebać, znalazłoby się pod tym sporo poczucia krzywdy.

W chorobie psychicznej wydaje się często, że taki ktoś wyjechał do innego świata i przeszłe doświadczenia z planety Ziemia już go nie obchodzą, już są poza nim. Tak [w moim przekonaniu] działa poczucie krzywdy i jej tłumienie. Niekiedy są objawy poczucia zagrożenia [związane z krzywdą], ale zwykle jest to jakieś przeniesienie [np. zagrażają mi przechodnie, zagraża mi UFO, zagrażają mi policjanci]. Dlatego taki stan wygląda na urojenie [które uważane jest często za niepoprawne odejście od realności, takie postawy były niegdyś tłumione np. elektrowstrząsami]. Natomiast owo przeniesienie  obaw na ufo jest spowodowane tym, że nie można się gniewać na prawdziwego agresora, jest to zbyt niebezpieczne [np. utrata bliskości, rodziny, środków do życia]. Typowym przypadkiem jest, że małe dziecko bardziej chroni rodzica, niż siebie [w swoich uczuciach]. Jak więc rodzic jest z betonu i jak to on jest agresorem, jak nie ma mu sposobu na pokazanie własnego poczucia skrzywdzenia – lepiej wierzyć, że to UFO [albo ktokolwiek inny] krzywdzi.

Wszystko więc jakby się sprzysięgało na to, aby osoba pokrzywdzona nie dotykała się w ogóle swojego poczucia krzywdy. Ja zaś z uporem mówię: warto to poczuć, odszukać, przeżyć i oczyścić. Wydaje się bowiem, że jest to droga do aktywnego życia.

Dlaczego nie rozważać własnego poczucia krzywdy? Pytanie to jest trochę prowokujące, natomiast wskazuje na naszą realność, w której żyjemy.

Dlaczego nie rozważać własnego poczucia krzywdy?

Po pierwsze dlatego, że nikt tego nie robi. Któż się tak naprawdę „porządnie” zajmuje swoim skrzywdzeniem, aby je oczyścić? Zwykle rozpamiętywanie krzywd jest używane do tego, aby postawić sobie silniejsze ego, które jest uprawnione do czegoś więcej. I wtedy prawdziwe pozbycie się poczucia krzywdy – jest wręcz niekorzystne. Jak bowiem pozbędę się poczucia krzywdy [członkostwo w ZBOWiD] to utracę bon na darmowy węgiel!

Ale i zwykłe przeżycia nie dają nam prawdziwie wniknąć w rzeczywistość przeżywania poczucia krzywdy. Jak się można czuć w takiej sytuacji – wchodzę w obszar, w którym zdecydowałem, że czuję się gorzej, skrzywdzony [to przychodzą dawne odczucia]. Ego wyrywa włosy z głowy – „przecież masz się dobrze czuć, wręcz lepiej niż inni, czem prędzej wracaj z tej ścieżki!“

Po drugie, dlatego, że wokoło jest wielu takich, którzy chcą abyśmy tego nie robili. Wywierają presję, aby nam „było dobrze“, tzn. abyśmy ich nie rozsierdzali – sami nie ręczą za siebie – przecież tak mocno pracują, aby ukryć w sobie to poczucie skrzywdzenia, ledwie im się to udaje! A przykład takiego, kto „sobie pozwala“ na otwarte mówienie o tym mogłoby łatwo przelać czarę goryczy. Musieliby się przed sobą do czegoś przyznać…

A tego nie chcą. Wniosek: trzeba być podporządkowanym i układnym w obowiązującym systemie.

Istnieje wiele, wiele sposobów tłumienia swoich odczuć. W naszym obszarze kulturowym najbardziej „prawomyślne“ to czarna herbata powszechnie obecna a jakże skuteczna i oczywiście przepracowywanie się. [nieprawomyślnych się sami domyślacie – są łatwiejsze do spostrzeżenia, ponieważ są piętnowane].
Czarna herbata działa na poziomie witalnym i fizycznym, tłumiąc przejścia energetyczne witalne i fizyczne, przez co poziom astralny nie zstępuje do ziemskiego doświadczenia.
Przepracowanie [w pracy zawodowej] daje takie zmniejszenie energii, że już się niczego nie chce, a zwłascza „grzebać w sobie“. Poza tym trzeba odpocząć, zregenerować się dlatego, że jutro też trzeba iść do pracy.
Wystarczy te dwa, aby latami całymi izolować się od dość delikatnych odczuć i je najzwyczajniej ignorować. Szczególnie te dwa sposoby są „korzystne“ dla osób mających poczucie krzywdy. Można niemal z dużą dokładnością rozpoznawać osoby niegdyś skrzywdzone z ich pomocą. Samodestrukcja [ciała, losu] jest kolejnym diagnostykiem uruchamiającego się na zewnątrz poczucia krzywdy.

Dodatkowo jest do użycia sposób wypróbowany: jedzenie. Zła dieta wywołuje senność, ospałość, zmniejszenie żywotności, otyłość, nawet poczucie choroby. Jak to dobrze pokazuje, oddaje obraz osoby, która jest pokrzywdzona! Oto Dusza pokazuje poprzez ciało, jak się czuje.

To są wariacje stanów depresji, otępienia, braku napędu które opisałem przy zatruciach od wejścia [link].

Także „najedzenie się“ jest świetną kompensatą.

„Jestem skrzywdzona/y, to dam sobie to ciastko, tamten batonik, oj, jak dobrze, wreszcie ktoś mi coś dał, coś co mi pozwala pożyć przyjemniej, co odsuwa mnie od tego przykrego przeżycia skrzywdzenia“.

Czyli wychodzi, że jest coś takiego, jak poczucie pokrzywdzenia [co raczej nie chcemy przyznać] i ów batonik jest na to plastrem.

Podbnie zakupy, kupowanie sobie „czegoś fajnego“. Albo „oglądnięcie czegoś” – odsuwa nas od dyskomfortu. Chodzenie do kina, na koncerty – taki człowiek się „nie nudzi”, ale też nie kontaktuje ze swoimi emocjami.
Zaspokaja to na chwilę głód Duszy, głód wyrównania krzywdy, który nigdy nie może zostać tak naprawdę zaspokojony. Na pewien czas – tak, ale tylko na pewien czas.

Dopiero oczyszczenie go dać może trwałą zmianę.

Jednak proszę pamiętać: sposoby tłumienia owego poczucia krzywdy [zajadanie, tłumienie emocji poprzez herbatę, telewizję, zapominanie o sobie i swoich uczuciach w pracy] nie są prawdziwymi przyczynami. Praca z nimi może ewentualnie doprowadzić do przyczyn, ale nie musi.

Próby stłumienia tych niezdrowych nawyków to zupełnie rąbanie nie tego drzewa co trzeba. Psychoterapia zna taką zasadę: „klient ma prawo do swoich osobowościowych obron“. A więc, jeśli się przepracowuje, to nie należy go prosić o wzięcie dwumiesięcznego urlopu, aby zajął się sobą. Jeśli nadmiernie je, to trzeba skierować jego myśli na przyczyny dlaczego to robi, nie zaś dodatkowo stresować go wprowadzaniem drakońskiej diety. Można lekko zmniejszyć te zastępcze środki, natomiast trzeba mieć świadomość, że są to jedynie efekty czegoś głębszego.

Wprowadzenie lekkiego ograniczenia jest tu dobre, ponieważ zwiększa poziom wyrażania się emocji, które mogą nam powiedzieć, co Dusza przeżywa.

Niektórym wręcz udaje się „zwalczyć nałóg“, czyli przewalczyć siebie bez znajomości emocjonalnych przyczyn, dlaczego ów nałóg powstał. Niemniej, warto nad sobą pracować i odzyskiwać swoje życie z obciążeń, tak więc i to też jest wartościowe.

Co z Łazariewem?

Ale dlaczego Łazariew mówi, że jest korzystnie akceptować to, z czym Wszechświat do nas przychodzi, jeśli nawet to jest trudne, niekomfortowe? Żeby się radować tym, że Dusza jest ratowana? W czasie, gdybyśmy nie mieli owych trudności, blokowania, mogłoby to być niekorzystne dla otoczenia, dla Świata. Gdybyśmy mieli tak dużo energii, żeby przemóc wszystkie przeszkody życiowe, a pod spodem mielibyśmy nieustające poczucie pokrzywdzenia, to wzmożona energetyka, większe umiejętności czy możliwości mogłyby:

A) dać większy stopień ekspresji dawnych zranień. Tu Hitler jest dobrym przykładem. Jego poczucie pokrzywdzenia z powodu Traktatu Wersalskiego wzmocniło się poprzez zjednoczenie się z podobnymi postawami u wielu Niemców – i co dało w rezultacie? Jatkę. [przyczyna „traktat wersalski” oczywiście była pewnie przeniesieniem z innych, wcześniejszych, bardziej osobistych przyczyn]. Pamiętasz, co Łazariew mówił? Choroby blokują programy niszczenia. Hitlera zablokowali, ale ile trzeba było wysiłków..

B) Pozostawanie w procesie pierwotnym [nie dopuszczanie do siebie poczucia krzywdy i nie pracowanie nad tym] może skutkować np.
– odczuwaniem wewnątrz poczucia niesprawiedliwości z powodów bieżących, a nie tych dawniejszych – prawdziwych
– pragnieniem wytworzenia sprawiedliwości ludzkiej
– niekontaktowaniem się z własnymi emocjami
– postawą ateistyczną, mówiącą, że Wszechświat to tylko „jakiś ogromny zbiór atomów” a liczy się tylko to, co widać.

C) Jeśli nie chcę przyjmować do wiadomości tego, co się zdarza w moim życiu z powodu „takiego przykrego losu” jaki mam, to jakże ja będę mógł nań wpływać? Chyba tylko zewnętrznie. Jak będę mógł postrzec to, co ma się wydarzyć z powodu moich postaw wewnętrznych? Jak będę mógł oczyścić własną karmę? Lepiej bowiem przyznać się do własnego sprawstwa w swoim życiu, lepiej wziąć odpowiedzialność za to, co się wydarza, ponieważ w końcowym rachunku mam możliwość coś z tym zrobić.

Nie chcę gloryfikować tu postawy ofiary przyjmując przykrości od losu: „O, zobaczcie jaki ja biedny, jaka stała mi się krzywda!! To ten ohydny los tak zrobił, to oni się do tego przysłużyli!” Łazariew bowiem mówi: jeśli stało ci się coś złego, nie manipuluj tym, a zobacz to, jako ratunek dla Duszy, bądź pokorny wobec wydarzeń, losu. Może bowiem za pomocą tego Wszechświat zapobiegł niszczeniu miłości w tobie?

Wyznawcy Islamu mają ciekawą postawę pokory – jeśli coś jest bardzo doskonałe [jakiś przedmiot], to dają jej jakąś cząstkę niedoskonałą, aby pamiętać, że tylko Bóg jest doskonały. Podobnie, jeśli nasze ego zacznie zawojowywać życie, jeśli chce przeżyć to życie „po swojemu”, to Wszechświat może dodać temu życiu jakąś niedoskonałość, aby się ego wywróciło. Ego ms bowiem bardzo płaski obraz świata, głębia przeżywania się w nim nie mieści. Albo jest sukces, albo porażka [ciągłe porównania]. Natomiast życie jest o wiele głębsze niż to.

No doba, tyle opisu.

Co z tym robić?

Najprościej mówiąc – dać sobie opiekę, której kiedyś brakowało, przeżyć ponownie dawne doświadczenia i świadomie wybrać inaczej niż kiedyś.

Proste zdanie, natomiast realizacja bywa trudna.

Po pierwsze, niegdysiejsze ofiary zwykle tak są okręcone obecnym życiem, tak są zajęte innymi ludźmi, cudzymi sprawami, własnymi dziećmi [to jest nadal nie sobą], że w ich życie nie można szpilki wstawić.

Czy dla nich jest to rozwiązanie?

Niech sami zadecydują, na ile samym im na sobie zależy. Wszechświat dąży do tego, abyśmy się zindywidualizowali. A indywidualizacja, to także dbanie o siebie, kochanie siebie.

Cała sytuacja na tym polega, z tego się bowiem zrodziła, że właśnie im mało co na sobie zależy. Jest to więc pewna postawa roszczeniowa: czują się na tyle skrzywdzeni, że nie biorą [często nieświadomie] decyzyjności w swoje ręce, chcą aby życie im odpłaciło za tą dawno doznaną krzywdę. W takiej pozycji Dusza może trwać nawet wiele wcieleń.

Proszenie ich, aby poszli na terapie, jest proszeniem, aby zmienili podstawowe intencje życiowe. Ale czy tego chcą – muszą się sami zastanowić. Na ile mnie samej/samemu na sobie zależy, czy tak naprawdę chcę zmienić swoje życie?

Ile jestem w stanie „poświęcić“ dla siebie? Ile czasu w tygodniu jestem skłonna/y przeznaczyć dla siebie, dla pracy nad własnymi kłopotami? Ile [czasami złudnych] zewnętrznych symboli prestiżu jestem w stanie oddać? Ile symboli zmniejszających wewnętrzne cierpienie jestem w stanie poświęcić? [„ten obrazek tak mnie dobrze nastraja”  – nie muszę go wyrzucać, ale czy jestem w stanie obyć się bez jego wsparcia?] Czy jestem z tym człowiekiem skłonna/y się rozstać na rzecz pracy z własnym zranieniem? [„Gościu tak mnie absorbuje, że nie mam czasu dla siebie, ta relacja jest taka ważna dla mnie!”]

Szersza perspektywa

Jak patrzę w naszym kraju jest świetne miejsce na pracę z wewnętrznym skrzywdzeniem. Polska przez wieki była pięknym miejscem na rozwijanie się frontów wojennych, więc całe pokolenia były krzywdzone i poczucie krzywdy, skrzywdzenia się mocno zapisało na tych ziemiach. Nic więc dziwnego, że osoby tu inkarnowane mocno mają podsuwane pod oczy krzywdy osobiste.

Koniec epoki „Musisz“

Już nie musisz. W Europie od wielu już lat nie ma wojen. Nawet państwa się połączyły, ponieważ się porozumiały. Nie ma potrzeb z poziomu pierwszej czakry, a przynajmniej większość z nich jest rozsądnie zaspokajana.

[tu wyobrażenie pierwszej czakry:]


Przychodzą potrzeby z czakr wyższych [piramida Maslowa]. Już możemy zająć się osobistą przyjemnością [czakra druga]. Już też możemy osobiście działać [czakra trzecia]. Czy rzeczywiście możemy? No nie do końca.

U osoby z blokadami czakr dolnych z powodu zatrucia wejściem, które mają wewnętrzne poczucie skrzywdzenia, osobiste działanie jest mocno zablokowane. Już nie „muszą“ one ratować siebie lub innych, nastał czas uzdrawiania, leczenia. Pojawia się o wiele więcej osób „leniwych“, niezbornych, nieprzystosowanych osobiście lub społecznie. Dusze już dają znać, iż powoli zaczynają być gotowe do oczyszczania poczucia wewnętrznej krzywdy.

Emocje i jeszcze raz emocje

Praca psychoterapeutyczna jest pracą z polem emocjonalnym [astralnym]. Wszelkie prawdziwe osiągnięcia terapii możliwe są, gdy ów czynnik jest dobrze zaangażowany. Ezoterycy mówią, iż poziom astralny jest najsłabszy spośród poziomów subtelnych występujących u człowieka. Właściwie i kobiety i mężczyźni od niego rejterują. Mężczyźni w myślenie – plany wyższe od emocji, kobiety w ziemskość i ciało – czyli w plany niższe od emocji. I tak, zarówno nie mogą się spotkać na wspólnym gruncie [mogliby się porozumieć, ale uciekają od wspólnych przeżyć], jak i osobiście robią sobie kuku, odsuwając prawdziwe rozwiązania spraw i kłopotów życiowych.

Jeśli więc coś proponuję – to pracę z emocjami i dochodzenie do przyczyn. Metod są setki i będą powstawać nowe – jeśli tylko mają takie cechy, warto się ich trzymać.

Oczywiście można się wspierać innymi praktykami, np. hata jogą. Ona też daje wzniesienie emocji, przepływ energii [obrazek – link]:

//

//

//

86 komentarzy do “Poczucie skrzywdzenia

    1. greta minde

      Hej, zluzuj trochę 🙂 Przejdź w stan samoobserwacji z pozycji trzeciej osoby.
      Nie zauważasz, że wszystko co się dzieje w twoim życiu ma wielgachną amplitudę? Trudno ogarnąć tak mocne przeżycia i nie zwariować. Moja propozycja (choć wiem że wobec Twoich żarliwych modlitw i uniesień mało atrakcyjna): przeproś mamę, wybacz jej, wybacz sobie, poproś Miłość o wyrównanie energii między Wami.
      I posłuchaj ulubionej muzyki – masz jakąś ulubioną?

      Odpowiedz
      1. Darek

        Witam Cię greto minde! Pan Andrzej miał skasować ten post. Pisałem go w jakimś dziwnym stanie świadomości? Nie było tak tragicznie z tymi bluźnierstwami. Wszystkim przebaczyłem, tylko nie tej mafii na usługach rządu, i matki! Jutro będę słuchał muzyki! Dzisiaj preferuję ciszę. Dzięki Wam za modlitwy! Pozdro!

      2. Darek

        Hej! Właśnie wyluzowałem, i będzie obserwacja, a nawet bilokacja. Postaram się powtórzyc eksperyment bycia i obserwacji siebie, i nie tylko, z kilku miejsc jednocześnie! Muza też jest przygotowana! W większej części Roots reggae – Oczywiście Bob Marley, Peter Tosh, Eek A Mouse. Reszta utworów pochodzi z wersji filmowej Jamesa Bonda, i nie tylko. Pozdrawiam!

  1. SwiatDucha Autor wpisu

    Wiesz, Darek, nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci na to pytanie, ponieważ mam zupełnie szczątkową praktykę z tego obszaru. A cytować wiedzy, którą sam znasz, niechciałbym.

    Odpowiedz
  2. SwiatDucha Autor wpisu

    Darek!
    tamten post skasowałem.

    >Witam! Wiem Panie Andrzeju, że ma Pan dosyć, tych moich “pijanych” postów!

    Dzięki Ci za ten post. To jest dla mnie bardzo wartościowe, kiedy piszesz o obserwacji siebie samego, takiej trudnej, jakby nie było, obserwacji.

    Sam czujesz w sobie to, co jest sednem tego spostrzeżenia – poziom obciążeń i ich stan [tak jak to opisujesz]. Zapewne to dobrze rozumiesz.

    Odpowiedz
  3. Darek

    Witam! Wiem Panie Andrzeju, że ma Pan dosyć, tych moich „pijanych” postów! Przyznaję się, że od poczucia skrzywdzenia uciekłem w leki, używki, narkotyki. Pomogły, i pomagają zapomnieć! To taka odskocznia! Kiedy jestem „pseudotrzeźwy”, co prawda przeszłość już nie powraca z takim bólem, jak to miało miejsce 15 lat temu. Można powiedzieć, że tamte skrzywdzenia zostały już dawno uleczone. Ale traumy z przeszłości zastąpiły inne! A w ich miejsca, z powodu stagnacji, wskoczyły nowe! Pozdr!

    Odpowiedz
  4. Darek

    Cześć Tristen! Nie, nie obrażam się na Ksenię, i nie czuję się urażony, ponieważ jak wcześniej pisała – jest trochę niepoważną Boginią, biorąc Świat niezbyt poważnie! Ważne że obydwoje wiemy, jak rodzą się konflikty? Ty już masz trochę ich za sobą! Nie będę pisał, o kogo chodzi, bo całość zawarta jest w tym poście! Znając życie, następne konflikty, chyba przede mną?!!! Pozdro Tristen!

    Odpowiedz
  5. Conchita

    Nie, oczywiście, że niczego Ci nie nakazuję. Ale z drugiej strony 😉 jakbyś spróbował bez dragów? Tak w ramach eksperymentu…?
    Jakbyś się przygotował jak zwykle, stworzył atmosferę i potem zamiast dragu odtworzył w świadomości stan euforii po zażyciu ;).
    Założę się, że też by się coś zaczęło dziać :):):).

    Odpowiedz
    1. Darek

      Witaj! Nie musiałaś pisać. Czekałem tylko na moje potwierdzenie, moich negatywnych wibracji, które doprowadzają różnych ludzi, a w szczególności kobiet, to uciekania wręcz przede mną! Piszesz spróbować na trzeźwo, hm? Wiesz próbowałem. Doprowadziłem siebie do przekonania zażycia środka. To wiecej jak wizualizacja. Trzeba czuć w jakim się jest stanie emocjonalnym, mając pewność że wziąłem coś tam, i to działa. Potrafię nie raz przywrócić , ale tylko działanie środka, i z mniejszą mocą. Puszczaam muzykę, i jakoś jest słabo! Widzisz teraz przyznaję że piszę po piwie, + trochę innej energii. Czytając o twoim wychodzeniu z ciała na trzeźwo, w ostatnim poście, to mnie trochę zaskoczyłaś? No ja niby stara dusza, ale jak na razie nie potrafię takich rzeczy! Może przy następnym poście spróbuję zablokować krokodyla, i Cię jakoś podnieś na duchu, że mogę się zmienić i w komponować w siebie w Ciebie! Będę Twoją osobistą marionetką! PA!

      Odpowiedz
  6. Conchita

    Jaskrawe nasycone kolory to w astralu…:)

    „Wyczuwam Conchita u Ciebie pewien bunt, w stosunku do mnie?”
    To do Twojego krokodyla :). Gdy rozmawiam z osobą bez tego typu obciążeń pojawia się fajny kontakt, wspólna przestrzeń, wzajemne doświadczanie się, energia duszy. Gdy ktoś ma takie obciążenia to jest jakieś zamknięcie na innych, nie ma tego kontaktu. Zamiast tego jest coś w rodzaju zbroi (jakże atrakcyjnej, ale tylko pozornie) zza której osoba działa jakby nie było innych, może też wtedy wyrządzać komuś krzywdę w ogóle tego nie czując. Oberwałam nieraz od gadzich typów, więc się nie dziw, że mam na nie uczulenie.

    „Tak jakbyś była głodna, stanów, których ja doświadczyłem? Ale nie możesz przeboleć, że to po środkach, od których ty umywasz ręce!”
    Stanów głodna nie jestem :), mogłabym spokojnie napisać książkę na temat swoich doświadczeń (w siedzi krąży nawet mój stary e-book – fragment obe-dziennika), tylko nie odczuwam takiej potrzeby. Uważam, że każdy może z łatwością doświadczać czego chce jeśli tylko w to uwierzy i popracuje nad blokującymi przekonaniami/ programami.
    Sprawdziłam to eksperymentalnie – postanowiłam zrobić obe w pracy w pokoju pełnym ludzi w pozycji siedzącej pracując jedynie z poziomem przekonań i samo-identyfikacją. Udało się i na chwilę moja świadomość odkleiła się od ciała. Wywołało to we mnie jakiś szok endorfinowy czy coś tam, byłam pijana emocjonalnym szczęściem przez wiele godzin mimo że nie jestem typem specjalnie emocjonalnym i wolę harmonię od głośnych emocji.
    Za to w jednym masz rację – mój opór wzbudza Twoje intensywne i entuzjastyczne promowanie środków halucynogennych (jakby nie było narkotycznych, nawet jeśli nie uzależniających fizycznie to na pewno psychicznie). Coś w stylu, po co masz pracować nad uzdrowieniem, własną realizacją zarzuć draga, zapal blanta a świat i Bóg otworzą się przed tobą… To rzeczywiście budzi mój sprzeciw. Z drugiej strony każdy ma rozum i powinien go sam używać, więc może niepotrzebnie się wkręcam w nie moje sprawy.
    Może gdyby to było z innej strony napisane to nie budziłoby to mojego sprzeciwu: od strony wpływu tych środków na świadomość…

    Tak naprawdę to brakuje mi rozmowy z Tobą z innej płaszczyzny. Rozmawiałam już z wieloma ludźmi (w tym przez internet), którzy mają różne fajne doświadczenia i zawsze dużo od nich płynie do innych: inspiracja, wiedza, wysokie energie itp. Wtedy wszyscy wzrastają od wewnątrz. Może tylko nie zdajesz sobie sprawy, że tak możesz. Może piszę to wszystko po to, żeby stworzyć do tego okazję.

    Odpowiedz
    1. Darek

      Witam Cię Conchito! Tak dla przypomnienia, czytałem sobie Twój post do mnie skierowany, i natrafiłem w nim na pewien warunek, co do sposobu przekazu moich „jazd”, i promowania niby owych „środków”. Podejrzewam że gdyby ów warunek został spełniony, Twój stosunek do mnie byłby w miarę pozytywny, ok! Przyznam że nie za bardzo rozumiem, jak by to miało wyglądać? Proszę rozjaśnij mój umysł! Przytoczę Twój przekaz – „Może gdyby to było z innej strony napisane to nie budziłoby to mojego sprzeciwu: od strony wpływu tych środków na świadomość…

      Odpowiedz
    2. Conchita

      Ech Darku, piszę jak każdy – z poziomu swoich uwarunkowań :). Po prostu mam w sobie żyłkę eksperymentatora, czasami brawurowego badacza-odkrywcy, więc jestem w stanie łatwo zaakceptować podobne postawy u innych. Nieraz wpakowałam się w trudne sytuacje, szkodliwe, bo chciałam sama zbadać coś i doświadczyć. Zamiast „chłonąć” wrażenia i łykać doświadczenia jak przychodzą, lubię zajrzeć pod podszewkę, zakwestionować, poobserwować…

      Nie traktuj tego jako jakiegoś warunku w odniesieniu do siebie, a raczej subiektywnego opisu mnie :).

      Teraz już nie rozumiem, czemu się wkręciłam i czego chciałam. Jakieś lustra przeszłości musiały mi wyskoczyć. 🙂

      Odpowiedz
  7. Darek

    To co dla Ciebie jest przekleństwem! Dla mnie może być zbawieniem! Odpal BLANTA! I wyluzuj trochę! Piszesz do Conchity, o moich dziurach w aurze! Nie zapomnij, że wizualizując igłę z nićmi, można owe dziury ładnie załatać!

    Odpowiedz
  8. Conchita

    To nie miało być złośliwe, ale jak sobie przeczytałam po chwili to tak zabrzmiało… 😉

    Bez sensu ten cały mój udział w tej dyskusji. Chyba mnie jakiś krokodyl albo wejście opętało, albo innsza pomroczność naszła, że w ogóle się w to wkręciłam. Każdy na głowę i serce niech myśli sam.
    Andrzeju, możesz usunąć moje komentarze do postów Darka.

    Odpowiedz
    1. Darek

      Zostań Conchito! W Twoich postach do mnie, nie ma nic złośliwego! Po prostu przedstawiasz własny swój punkt widzenia! I o to chyba chodzi? Przecież nie nakazujesz mi zaprzestania moich praktyk! A ja podziwiam Cię za to że jesteś w tym wszystkim na trzeźwo! Pozdrówka!

      Odpowiedz
  9. Conchita

    Ksenia rozumiem Cię. Faceci się tu podjarali łatwymi przygodami niefizycznymi, a Ty mówisz o czymś innym, głębszym i dojrzalszym, o pomocy, jaką można dawać innym zagubionym duszom.
    Statystycznie rzecz biorąc (wynika to z moich obserwacji na przeróżnych oobe forach) większość osób fascynujących się podróżami niefizycznymi to mężczyźni i pcha ich do tego pogoń na przygodami, generalnie syndrom wielkiego podróżnika i odkrywcy (wieczny chłopiec Piotruś Pan?). Takie rzeczy jak dojrzałość, pomoc, wspólnota itp. to są rzeczy, do których nie dorastają łatwo. Ale jak już wejdą na poziom serca (PUL – Pure Unconditional Love) to się dzieje: Bruce Moen – wielki odzyskiwacz zagubionych dusz, R.A. Monroe….
    Kobiety są pod tym względem ciekawsze, mają bardzo złożone motywacje wyrastające z różnych historii życiowych… Nie mamy tej potrzeby zdobywania i chwalenia się dookoła :).

    Bardzo brakuje mi doświadczenia starszych ode mnie kobiet. Wszędzie promuje się męskie punkty widzenia, które w ogóle nie sprawdzają się w przypadku kobiet, a nawet śmieszą. Drogi duchowe też są prowadzone po męsku. Mężczyzna powoli wszystkiego uczy się stopniowo idąc coraz dalej i musi mieć wszystko wytłumaczone, żeby to pojął najpierw intelektualnie. Kobieta intuicyjnie wchodzi szybko w wysokie stany, wie i umie je zastosować, ale często nie umie tego utrzymać i brakuje oczyszczenia motywacji i percepcji. Dlatego kobiety cząsto były i są wróżkami/ czarownicami/ wiedźmami. Mężczyźni się tego zawsze bali, więc powstały mity/ bajki o złych czarownicach, a dobre dziewczynki są ładniutkie i głupiutkie i całkowicie uległe.
    Większość kobiet, które znam, a które nie zajmują się rozwojem świadomości, miało przeróżne doświadczenia niefizyczne…
    Jakoś mnie naszło na offtopowe rozważania… 🙂

    Odpowiedz
    1. Darek

      No cóż Conchito! Być może już w przyszłym wcieleniu, będzie ci dane być dla odmiany mężczyzną? A mi kobietą? Nie mam nic przeciwko temu! Chętnie poznałbym sposób widzenia rzeczywistości będąc kobietą! Ciekawe jak się to ma przykładowo, do 1000 wcieleń? Połowa wcieleń będąc kobietą? Następne 50%, będąc mężczyzną? No cóż! Kiedyś miałem koleżankę, która była w połowie mężczyzną! Ukrywała to dosyć słabo, bo szydło wyszło z worka! Od dawna jest po operacji, i jest już kobietą. Co do tej kwestii, i podobnych, to nie wiem jak się ustosunkować? Czy to jakaś ogromna negatywna karma, i zarazem kara? Wolę nie myśleć o tym? Pozdr!

      Odpowiedz
  10. greta minde

    Sądząc z treści to odpowiedź dla mnie 😉

    Dziękuję, to bardzo ciekawe, co opisujesz. Byłam ciekawa nie tylko z zawodowego punktu widzenia. Mam też znajomych opisujących podobne doznania, po zażyciu jakiegoś ‚wspomagacza’.

    Nie chciałabym też abyś mnie opacznie zrozumiał – ja, w odróżnieniu od mojego promotora, NIE WIEM gdzie się podróżuje po halucynogenach. Moją intencją nie jest ani potępienie tego sposobu na wprowadzenie się w odmienne stany świadomości, ani reklama leków na kaszel. Zostawiam to koncernom farmaceutycznym.

    Na pewno przypomniałeś mi o LD, fajna sprawa.

    Mam nadzieję, że z Twoim zdrowiem wszystko ok, czytałam że byłeś w szpitalu.

    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. Darek

      Pozdrawiam Greto Minde!!! Szpital to już historia! Taka obserwacja, z kilkoma badaniami! Na szczęście! Wszystko OK! Skąd możesz wiedzieć jak się poruszać w tych wymiarach? Musisz mieć praktykę! Zero bania się! Robisz to dla przyjemności! Musisz być przekonana co do tego! Mieć zero wątpliwości! Bo inaczej szkoda zdrowia, i lepiej dać sobie spokój! …………22 posty niżej odpisałem Ci, rozwijając swoją wypowiedź. Wyszło nieco chaotycznie, przez pośpiech! Jeśli chcesz podyskutować o innych „zabawkach”, to możemy wymienić się adresami mailowymi! Podziwiam Cię za to, że „halucynogeny”, były twoją inspiracją do rozpoczęcia nauki, i ukończenia studiów, na UJ! Wow! Pozdrawiam Serdecznie!

      Odpowiedz
  11. SwiatDucha Autor wpisu

    A może przyszedłeś do nas pokazać tą swobodę, aby zainspirować nasze Dusze?
    Dlaczego moja Dusza nie czuje takiej swobody? Jakie ma blokady, co ją przytrzymuje? Dusza chciałaby to wiedzieć, a ja jestem tym, który może jej ułatwić ten wgląd. O ile się odważę.

    Jestem ezoterycznie rozdzielony na dwa kawałki: proces pierwotny wraz z afirmacjami, medytacjami, ustalaniem celów, odprowadzaniem dusz do światła, dystansowaniem się od istot złoczynnych itp.

    Jednak jest też proces wtórny, który podpowiada, że jest nurt Duszy, nurt jej przeżyć, dla których tu jestem. Cele Duszy i Ducha nie są tak mikre jak osobowości, natomiast nie rozwiną się w proces, jeśli nie uruchomię ich. Wspomnienia reinkarnacyjne są jednym ze sposobów pracy z Cieniem, z przeszłością Duszy. Praca taka nie jest liniowa, zwykle nie jest osiąganiem czegoś, wygląda raczej jak chodzenie po labiryncie katedry w Chartres. Byłem tu, jestem tam, potem znowu gdzieś wracam. Ale jest ruch, poruszenie.

    Co bym zrobił, jakbym zobaczył dwoje dzieci na strychu? Zbudziłbym się i poszedł do kuchni, aby zrobić im kakao. Dzieci lubią kakao. Pogadałbym, czemu tam siedzą, czy może się przed czymś chowają? Proces pierwotny by powiedział: o, odeślij te dusze do światła!
    A proces wtórny nie, w nim te Dusze mają jeszcze tu coś do załatwienia, do przeżycia. A ja z nimi.

    Może ruch i uczucia, jakie Darek czujesz są właśnie czymś dobrym, czego nam trzeba? A że masz turbodoładowanie, to tak jest, na to też pewnie jest wytłumaczenie, pewnie też jest na to jakaś historia. Bez tego boostera pewnie nie zafrapowało by nas [naszych Dusz] tak bardzo to opowiadanie.

    Odpowiedz
    1. Conchita

      To co zaraz napiszę może być jakąś moją iluzją (biorę to pod uwagę), ale z drugiej strony lepiej się podzielić, może to nie bez powodu to wszystko się dzieje.

      Jakieś może 2 tygodnie temu zastanawiając się nad jednym z Twoich postów Andrzeju, chciałam Cię lepiej zrozumieć i zrobiło mi się coś takiego. Połączyłam się z tym, z czym się identyfikujesz (to oczywiście mogła być iluzja…). Mianowicie poczułam, że jestem (na poziomie ducha odbiera się innych jako część siebie) wielką skomplikowaną strukturą dryfującą w czystej przestrzeni. Struktura jest to kompilacja połączonych ja wchodzących w proces reinkarnacyjny. To było z jednej strony bardzo pozytywne – głębia, nieskończoność motywów reinkarnacyjnych, bogactwo – generalnie odczucie starej duszy z całym inwentarzem, ale z drugiej strony … zastój, taka struktura nie może się szybko poruszać, jest zbyt stała, nieruchoma.
      A teraz wyobrażając sobie, że umysł/świadomość wykreował tą strukturę jako odbicie wewnętrznego doznania i nabrała ona „ciała” stając się przeszkodą. Struktura dryfuje w całkowitej czystości i przejrzystości natury umysłu. Może dałoby się na chwilę, na próbę wycofać swoją identyfikację z nią? Może zamiast przepastnej świadomości wielu wcieleń, doznań i obciążeń na chwilę wskoczyć w tą czystą nieskończoność? To kwestia odklejenia się od tego doznania, zapytania siebie: czym jestem w tej chwili? Przeszłość, przyszłość nie istnieje – tylko nieograniczony potencjał teraz. Tylko trzeba spojrzeć prosto w umysł/świadomość.

      Dopalacze i inne ścieżki na skróty są niepotrzebne. Nasza świadomość już ma to wszystko w sobie, tylko nie widzimy, bo patrzymy na coś innego.

      Jeśli to bez sensu, to proszę usuń to… Nie jestem internetową pseudowróżką i nie chcę wypisywać farmazonów :):). Nie wiem wszystkiego, nie jestem oświecona, opisuję tylko swoje odczucie.

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Dzięki Conchita za przekaz! Też tak odczuwam moją postawę, postawę Duszy. Trochę mnie to już męczy, bo taka stagnacja, może i pełna różnej wiedzy, ale stagnacja w obszarze Duszy. Oczywiście lgnę do swojej Duszy, więc i jest z nią identyfikacja. Natomiast powoli idzie w dobrym kierunku, ponieważ jak pooglądawszy sobie różne moje kawałki mogę się od nich odczepić. Jednakże odczepienie się bez pooglądania i przyznania do końca co jest co raczej nie było możliwe – Dusza chciała „być sobą”. Jak jej nie pozwalano, to teraz wreszcie chciała zaspokojenia.

        Tak zauważyłem, że idąc ku wiedzy rozwijam też taki duchowy „proces pierwotny”, w którym był ład, skład i duża struktura. Jednakże czeka też proces wtórny do niego – płynięcie z życiem, do którego struktura nie jest potrzebna. Życie to życie – wystarczy wyjść na poziom Ducha. Dobrze, że mi to przypominasz. Zresztą i posty Darka też były dla mnie taką wskazówką daną od Wszechświata [z jego bezkresem], też cenne.

        post poprawiłem

    2. Darek

      Witam P.Andrzeju! W odpowiedzi na Pana powyższy mail,- Wydaje mi się, że Pańska dusza również czuje swobodę w przejawianiu się, ale w może innych obszarach życia niż moje? To tylko działanie środka na pewne receptory, które mogły by być równie aktywowane, przez naszą pewną niezachwianą moc świadomości, na trzeźwo! Nie z próbując środka, danego, czy innego, nie można się potępiać, za to czego się nie doświadczyło? Może miałby Pan takie odloty, że moje, pozostawały by w tyle? „Cele Duszy i Ducha nie są tak mikre jak osobowości, natomiast nie rozwiną się w proces, jeśli nie uruchomię ich”. Wydaje mi się, że to dusza sama je uruchomi, bez wglądu na osobowość, która jest „głupia w porównaniu, z mądrością duszy, która co wcielenie, ma ją inną. Co do reinkarnacyjnych wspomnień, to ich nie pamiętam. Więc nic nie mogę na ten temat powiedzieć! Zdecydowanie ma Pan racje co do tego TURBODOŁADOWANIA”! Bez niego byłoby raczej ciężko, zwrócić na siebie uwagę forumowiczów. Pozdr!

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Tak, masz rację, że Dusza wiele robi bez patrzenia się na nas [czyli osobowość].
        Ale nie przesadzałbym z „mądrością” Duszy. Jeśli coś jest potężne energetycznie i może wiele przemóc czy przeprowadzić swoim pomysłem, to nie oznacza, że ów pomysł jest istotnie bardzo mądry.. I dlatego mamy tak wiele poruszeń Duszy, które prowadzą człowieka na ziemskie manowce. Dla Duszy może być to zaś dobre [kryterium „dobroci” to osiąganie celu, a Dusza ma inne cele niz osobowość].

    3. Conchita

      Andrzeju, niepotrzebnie weszłam w interpretację tego doświadczenia… Samo w sobie było niezwykłe i skoro już zdecydowałam się je opisać to powinnam skończyć na czystym opisie. Z drugiej strony jest to jakaś lekcja dla mnie, żeby nie pakować się z interpretacją i co gorsza radami 🙂 w coś tak czystego i jak najbardziej dobrego. Zrozumiałam to niedługo po tym, jak to napisałam.

      Chyba rozbroiłam w sobie wzorzec zbawiania (jakby nie było biały wzorzec haha).

      Odpowiedz
  12. Conchita

    To w ogóle nie ma co porównywać tripów na DMT (czy czymś w tym stylu) do doświadczeń wynikających z rozszerzania świadomości. W przypadku tripów to mogą być halucynacje wywołane wpływem substancji chemicznych na mózg.

    Swoją drogą LD też może być takim placem zabaw o ile ktoś nie ma intencji wykorzystać go twórczo.

    PS. Darek zainspirował mnie 🙂 i dziś pół nocy śniłam świadomie. Obudziłam się przed 3, zrobiłam medytację i potem już do rana śniłam świadomie.

    Odpowiedz
    1. hahahel

      Także uważam, że dopalacze są zbędne do rozwoju duchowego, ale odnośnie wglądów uzyskanych bez ich pomocy to z mojego punktu widzenia mogą one pozostawiać taki sam ślad, chociaż pewnie będą przy okazji bardziej „czystsze”. Miałem parę wglądów i chciałbym móc podzielić się wiedzą jaka z nich wypływała, ale .. moja fizyczna świadomość ich nie ogarnęła a tym bardziej nie zapamiętała. Pozostaje mi wierzyć, że ta wiedza podobnie jak ziarenka w klepsydrze czasu powoli spływają do fizycznej świadomości, która pomimo, iż nie jest jej do końca świadoma, to zaczyna ją stosować w życiu odkrywając jej praktyczne zastosowanie czego nam życzę. A takie wglądy to też nie jest nic nadzwyczajnego, są po prostu różne, wyzwaniem jest natomiast sprowadzenie ich do fizyczności. No i tutaj wychodzi aspekt ulepszania połączenia pomiędzy fizyczną a niefizyczną świadomością, pomiędzy rozumem a intuicją.

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Też tak sądzę: przyjmuję wiele inspiracji, ale są często tylko wskazówką, wskazaniem jakiegoś celu. Bardzo często nie przyjmuję środków, jakie prezentują, ponieważ, jak piszesz, często są jakoś poobciążane. A po co wchodzić w obciążenie?
        Urzeczywistnienie tego zaś, i to na przytomnie, bez dopalaczy [fizycznych i niefizycznych] to jest dopiero sztuka.
        Pozdrawiam, hahahel!

    2. hahahel

      Żyjemy w takim świcie, w którym jest istna mieszanka wszelakich energii, a co za tym idzie, nie każda będzie dla nas odpowiednia i trzeba wręcz w tym wszystkim umiejętnie odnajdywać takie, które nam pomogą, które z nami rezonują. Zresztą wydaje mi się, że wiele rzeczy ubranych w różne słowa mówi o tym samym. Ale jeśli do jednej osoby bardziej przemawia taka wersja od innej, to czemu nie.

      Do tematu oczyszczania się z poczucia pokrzywdzenia dodam od siebie, żeby uważać na wcielenie się w rolę kata, bo i ona tak samo jak rola ofiary nie przyniesie nam ulgi. Oczyszczać trzeba się z głową i sercem 😉 To znaczy, żeby uprzednio się przyszykować – założenie na siebie stroju „jaki jestem najlepszy” też nie jest na dłuższą metę skuteczne, bo zapytamy się wtedy siebie, dobra jeśli jestem najlepszy to skąd u mnie te wszystkie negatywne cechy, które ja dostrzegam ? Z drugiej strony jeśli weźmiemy się za swoje ciemne wcielenia, możemy popaść w czarne myśli zapominając, że tam też jest nasza dobra strona. Jaki ja jestem zły, nie zasługuje na nic. No i temat jest o wiele bardziej skomplikowany, ja dawno temu prosiłem Boga aby mnie zabił, ale jakoś nigdy jak widać mnie nie posłuchał. Zresztą muszę przyznać to otwarcie, lubiłem sobie dowalić – tak było najprościej. Kiedy ostatnio znowu wziąłem się za swoje ciemne wcielenia, powróciły pewne myśli, bo jak tutaj o sobie myśleć dobrze, jak po drugiej stronie wcielało się w rolę mordercy.

      Teraz widzę, że te działania zupełnie nie mają celu – są za bardzo skierowane na jedną ze stron. Nie jestem ani demonem, ani aniołem – jestem sobą z całym inwentarzem cech. Tych dobrych i tych trochę mniej, gdzie potrafię się zdenerwować i chcieć kogoś mocno kopnąć w du.. , ale też takich, które dostrzegają we wszystkich jedną wielką rodzinę. W skrócie chodzi o to, że skrajności nigdy nie są dobre i nigdy też o nie nie chodziło. Więc według mnie tak jak zaczynamy dostrzegać w sobie dobre cechy, zaczynamy dla równowagi pracować nad tymi złymi, no tych dobrych warto sobie trochę więcej dać, żeby mieć siłę uporać się ze złymi 😉 I tak powoli pracujemy nad kolejnymi, nigdy nie bierzemy się za całokształt, bo może nas przerosnąć i wtedy jak w bagnie utkniemy, a co gorsze możemy jeszcze to polubić 😛 Przemyślenia te mogą być ciężkie, ale myślę, że więcej zrobią pożytku niż szkód, więc dlatego je napisałem.

      Również Ciebie pozdrawiam Andrzeju 🙂

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Czyli droga środka. Energie – jak opisujesz dosyć intensywne się pokazują, niemniej jednak, jeśli pracujemy nad sobą, jesteśmy na dobrej drodze.
        Ostatni czas mogę porównać u mnie trochę do podróży na desce surfingowej na dużej fali, trochę się tak czuję z powodu intensywnych energii. Jednego jestem pewien, jeśli zaufam Górze, to będzie dobrze.

  13. Conchita

    Darku, zapewne masz na myśli wglądy a nie oświecenie :). Z drugiej strony sam widzisz – wglądy, które uzyskałeś w ten sposób zapomniałeś równie szybko, bo nie przyszło Ci to naturalnie z rozwojem świadomości.

    Ale rozumiem też Twoją potrzebę przygód i doświadczeń. Musisz się wyszaleć :).
    Przyjdzie taki czas, że astral Ci się znudzi :).

    Odpowiedz
    1. Darek

      Witaj Conchito! Być może że masz rację, że to były jedynie wzglądy? Astral chyba tak szybko mi się nie znudzi. Wam raczej też nie. Gdyby miało tak się stać, musielibyśmy być znudzeni również naszymi snami. To też przecież ASTRAL! A kto z nas nie kocha swoich snów? Pozdrawiam!

      Odpowiedz
  14. SwiatDucha Autor wpisu

    Miło, że masz takie przyjemne przeżycia. Ja nie umiem o tym LD czegoś powiedzieć, bo się na tym nie znam, ale ciekawe, że tu trafiłeś i opowiadasz o tym, może mam tego właśnie posłuchać, może to Wszechświat Cię przysłał? 🙂

    Odpowiedz
    1. Darek

      Witam! Panie Andrzeju, jeśli w życiu nie ma przypadków, to zdecydowanie przysłał mnie Wszechświat [Bóg]. Pozdrawiam!

      Odpowiedz
  15. greta minde

    Przyznam, że poruszyłeś moją ulubioną tematykę, którą zajmowałam się jeszcze w czasie studiów 🙂 czyli biochemia mózgu, ze szczególnym uwzględnieniem neurofarmakologii… dlatego ośmielę się zwrócić Twoją uwagę DODATKOWO na receptory opioidowe typu mi, oraz serotoninergiczne typu 5-HT2A. Bo niewątpliwie nie samą sigmą takie doznania stoją 😉 chyba, że u nieszczęśników, którzy nadużywają mocno DXM.

    Nadto, jestem ogromnie ciekawa tego, czy jesteś w stanie bez wprowadzania się taki stan czuć swoje jestestwo w taki sposób, że odczuwasz bezgraniczną błogość istnienia. Wystarcza Ci to, że jesteś. Tak jak w dzieciństwie…. Ja tak coraz częściej mam, zwłaszcza kiedy jest taka piękna pogoda, posłucham ulubionej muzyki, przeczytam ciekawą książkę albo spotkam się z bliskimi. (I DDA to pisze…. ;))

    Pozdrawiam promiennie.

    Odpowiedz
  16. Conchita

    I te doświadczenia z pomocą owego środka? Hmm…
    W moim przypadku psychodeliki nie wchodzą w grę, to sprzeczne z moją podstawą: rozpoznanie tego, co jest. Bałabym się kolejnych iluzji, odurzenia, nieprawdziwych rajów 🙂 . Poza tym wierzę, że wszystko co piękne może nas spotkać samo z siebie, gdy upadną przyczyny, które sprawiają, że tego nie doświadczamy. 🙂
    Jazdy przyjemne i te mniej przyjemne miewam (w tym obe i inne zjawiska), ale bez wspomagania :).

    Słyszałam, że niektórzy doświadczają „oświecenia” po psychodelikach, ale nie wiem, co o tym myśleć. Jeśli są to doświadczenia uwarunkowane, to jakie to oświecenie może być. Oświecenie (moim zdaniem) jest trwałym nieuwarunkowanym przekroczeniem dualizmu. Dla mnie coś takiego to tylko haj energetyczny i towarzyszące zjawiska.

    Odpowiedz
    1. greta minde

      No cóż, mnie halucynogeny dały dyplom UJ, więc na pewno intencje w ich użyciu są bardzo ważne :)))
      A tak na poważnie, to z obserwacji własnym popartych coraz większą wiedzą wynika, że iINCYDENTALNE użycie halucynogenu nie powinno sprawiać kłopotów ze zdrowiem (1) osobom o wysokiej świadomości, mało obciążonym oraz (2) zawziętym nosicielom DUŻYCH krokodyli.
      Natomiast może zaprowadzić do sądu i to już kłopot jest na pewno. 🙂

      Nic nie zastąpi świadomej pracy nad własnymi obciążeniami – nawet najbardziej wymyślna cząsteczka chemiczna. 🙂

      Odpowiedz
    2. SwiatDucha Autor wpisu

      Też mam taką postawę, Conchita. Ale Dusze chcą pobaraszkować, świadome śnienie jest takim kanałem. Spokój najczęściej nie jest atrakcyjny dla Duszy, ponieważ jej celem jest intensywne przeżywanie. A spokój, to spokój, spokojne przeżycia.

      Odpowiedz
  17. Conchita

    Piszesz z emocjonalnym powerem jak na dopalaczach :). Wydaje mi się, że mocno nadużywasz przy tym słów, ale czy znasz ich znaczenie? (np. nirwana… Nie zadawałbyś takich pytań, gdybyś ją osiągnął).
    Trudno mi też uwierzyć, że nie miałeś nigdy żadnego negatywnego doświadczenia związanego z obe (no chyba że to Twoje pierwsze wcielenie, ale i tak sam mechanizm obe nie zawsze jest przyjemny, a i potem po oobe przeszkadza nadwrażliwość energetyczna..). Czy to na pewno obe a nie barwne podróże mentalne? Czy to bardziej przypomina wizje, podróże przy wyciszonym ciele (albo może LD?) czy faktyczne pełne oddzielenie (jak przy samej śmierci) i w czasie doświadczenia brak jakiegokolwiek kontaktu z ciałem? Może to świadome śnienie?

    Odpowiedz
  18. Conchita

    Hehehe, Darku, zdolności kreacji umysłu/ świadomości (zwane potocznie prawem przyciągania) :). Na pewno było w tym oczyszczanie (gdy wzorzec się uruchomił i obrazy pojawiły Ci się przed oczami a potem wspólne doświadczenie z inną duszą, która też chciała komuś przyłożyć :):):). Rozbierasz na elementy prawa rządzące tym światem :).

    Odpowiedz
  19. SwiatDucha Autor wpisu

    Z tego co wiem, to Dusza utrzymuje przekonania [postawy] na podstawie argumentów emocjonalnych [np. było mi przyjemnie, komfortowo w tamtej sytacji, to będę się tego trzymać]. Wniosek jeden: możemy setki megabajtów serwera zużyć wpisując komentarze z poziomu mentalnego, a sprawa się nie ruszy. Bo im bardziej Puchatek szukał w norce Prosiaczka, tym bardziej go tam nie było..

    Odpowiedz
  20. pumpel

    A może problem tkwi w tym, w co wierzysz? Np.:
    „aby coś osiągnąć, trzeba stać się robotem”
    „wymierne korzyści można osiągnąć tylko wbrew sobie”
    To tylko jakieś tam przekonania, choć rozumiem, że mogą się wydawać bardzo realne.

    Odpowiedz
  21. SwiatDucha Autor wpisu

    nowy porządek świata, czipy i inne tałatajstwo jest dokładną odpowiedzią, kreacją na zawartość umysłów ludzi, których to dotyka, czy będzie dotykać.
    Znam dosyć sporo osób, które się buntują, natomiast generalnie są to działania zewnętrzne, tzn. nie ujmują własnego umysłu, jego zawartości, postaw własnej Duszy. A bez przetwarzania swoich postaw nie ma możliwości na realną zmianę losu. Można wierzgać, buntować się, pisać petycje, a osoby wokoło, wręcz można powiedzieć w dobie globalizacji – Wszechświat będzie to miał za nic i będzie odpowiadać na nieuświadomione postawy tych ludzi.
    .
    Dopóki nie zmienią czegoś w sobie, dopiero wtedy wyjdą z tego strumienia losu i przejdą do innego.
    Takie „przekonujące” informacje mocno wpływają na umysł, mocno przekonują osobowość. Natomiast nie stoją wyżej od prawa kreacji. Stoją niżej i są [z całym szacunkiem] realizacją kreacji umysłowych. Jeśli się ich ktoś boi, jeśli chce z nimi walczyć, oznacza to, że taki ktoś:
    a) nie wierzy w prawo kreacji własnych nieuświadomionych treści i postaw Duszy
    b) nie zajmuje się sobą, oczyszczaniem swoich postaw, intencji a skupia się na zewnętrzu, które zwią mają [czyli ułudą – co oznacza, że jest to efekt kreacji umysłów]
    .
    Tak więc życzę pozbycia się lęków przez zauważenie, iż samemu kreuje się swój świat i poczyszczenie odpowiednich segmentów. Jak dla mnie to taki ma sens rozwój duchowy.
    .
    Piszesz: „Mam nadzieję, i wiarę w Boga, że nie dopuści do tego ZŁA!”
    Bóg dopuści i do większego „zła” jeśli znajdą się osoby chcące tego w swojej Duszy przeżyć. Wszechświat już zresztą wiele widział. Więc nie ma co apelować do Boga, no chyba, że upatrujesz go na poziomie atmanicznym, czyli poziomie idei. Niestety, skazujesz się jednocześnie na „niewysłuchanie”, ponieważ taki „Bóg” nie ma wpływu na twoją karmę, chociaż ładnie wygląda.
    Zapraszam do posłuchania tego pliku audio:
    http://chomikuj.pl/dif/*e2*96*ba*c5*9awiadomo*c5*9b*c4*87/DEMONY*2c+KT*c3*93RE+NIOS*c4*84+PRZEBUDZENIE
    na chomiku – nie trzeba płacić za pobieranie, wystarczy odtworzyć

    Odpowiedz
  22. Conchita

    Nie można przestać pragnąć, jeśli pragniesz. Można spojrzeć na pragnienie i pragnącego, czyli pójść pod prąd: nie w stronę celu pragnienia tylko źródła.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Mając własną butelkę przy sobie, jest łatwiej. Otwierasz, pijesz, i .. już po chwili nie czujesz pragnienia 🙂

      Odpowiedz
  23. Conchita

    Mi osobiście wydaje się, że nie da się tego zrobić bez uchylenia wyższego okna. Przeglądając wciąż własny magazyn zebranych doświadczeń wciąż krążymy wokół tych samych tematów powielanych w różnych odsłonach. Jest to fajne, ciekawe, ale wolność przychodzi dopiero z poziomu nieuwarunkowanej świadomości.
    Co lepsze, tylko nasza nieustająca koncentracja na własnym inwentarzu sprawia, że nie pozwalamy sobie na doświadczanie jej (nawet przelotne, krótkie chwile są rewolucyjne).
    Pewnie mnie zaraz zlinczujecie bo pewnie źle to napiszę, (odkąd nie mam wejścia to nie umiem już dobrze pisać haha), ale to kwestia utożsamienia na głębokim poziomie. Z czym się utożsamiamy głęgoko w sobie: czy z duszą i obciążeniami czy czymś nieuwarunkowanym i nieograniczonym? To jest kluczowe.

    Jeśli patrzy się z poziomu duszy, to rzeczywiście widać nieskończony labirynt, ciągle coś jest nie tak, świat nie spełnia oczekiwań, a nawet jak spełnia to i tak ciągle czegoś brak, pragnienie zostaje spełnione, ale to niczego nie zmienia… Wyszukuje się kolejnej sytuacji współbrzmiącej z obciążeniami duszy.
    Nie chodzi mi wcale o odrzucanie czegokolwiek, ale o odklejenie na chwilę oczu i spojrzenie w czystą przestrzeń w nas. Potem te same sytuacje, obciążenia wyglądają zupełnie inaczej, przede wszystkim lepiej wszystko widać od strony źródła a nie tylko skutków, jaka postawa mentalna niezauważana na codzień powoduje i powodowała tak rozległe skutki.
    Ja uważam, że właśnie można większość jak nie wszystko oczyścić w tzw. tu i teraz, bo to tu i teraz ogniskuje wszystkie wcielenia, świadomość nie dzieli się w czasie, przechodzi przez zdarzenia w czasie sama będąc poza czasem, więc wszystkie błędne utożsamienia i przekonania, postawy, obciążenia są dostępne teraz i możne je „przejrzeć” i zrozumieć. I zrobić miejsce dla potencjału teraźniejszości :).

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Na pewno wolność, Świadome Ja to kwestia sfery ducha, ponad Duszą i jej zaangażowaniem. I dopiero można myśleć o oczyszczaniu, o podwyższaniu wibracji, gdy przychodzą wysokie wibracje.

      Odpowiedz
  24. Darek

    „Prędzej czy później dojdziemy [dojdę] do rozwiązania, chociaż na razie to wygląda trochę niejasno.”

    Czym będzie się różnił problem z poprzedniego wcielenia od problemu z teraźniejszego, który po prostu wraca w innych formach? Czy naprawdę takie ważne, aby wiedzieć konkretnie co się wydarzyło? Czy nie możliwe jest uzdrowienie się na podstawie przeżyć tylko i wyłącznie z tego życia?

    Odczuwając chęć przedstawienia swojego pomysłu odnośnie kwestii, do której przywołuje cytat, stwierdzam: Może po prostu jest tak, że już nie musisz zbierać doświadczeń fizycznych zbyt dużo, tylko w pełni oddać się wewnętrznej wolności. Jeżeli jesteś rozwinięty na innych poziomach bardziej tzn., że gdybyś mógł realizować się fizycznie pełniej, realizowałbyś multum pomysłów, i przychodziło by Tobie to na tyle łatwo, że może mógłbyś zapomnieć o tym co jest ważne. Może Twoja dusza po prostu stworzyła Ci taki inkubator do wyjścia z kręgu wcieleń. Tak sobie myślę tylko, bazując tylko na intuicji.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Tak jak piszesz, odkrywanie swoich doświadczeń, świadome ich przeżywanie JUŻ na szczęście odbywać się może „w inkubatorze”.

      O to chodzi, iż nie mam tej wewnętrznej wolności, o której piszesz. Wieki kumulowania karmy, czyli gromadzenia energii, robią swoje. Może młode dusze to mogą zrobić prościej, jak np. metoda „kodów uzdrawiania” [healing codes] u Amerykanów, ponoć działa bdb.
      https://www.google.pl/search?q=healing+codes&ie=utf-8&oe=utf-8&aq=t&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a

      Poprzednie wcielenia to taki energetyczno-mentalny labirynt. Jeśli młode dusze mają w nim 30 komnat, to stare mają 300. Jak grałeś kiedyś w gry labiryntowe, takie z misją, to jest coś podobnego. Czy w takich grach potrzeba było rozróżniać komnaty? Czy potrzeba było wykonywać zadania w zależności od ich zawartości?

      Też rozumuję tak, że w dniu dzisiejszym jest „oko cyklonu”, tu i teraz kumuluje się cała moja [nieprzepracowana] karma, skupia jak w soczewce. To prawda, nie muszę gdziekolwiek jej szukać aby mieć do niej bezpośredni dostęp. Więcej – dzisiejsze zasłony na karmę nie uchronią mnie przed nią. Świadomość jest bardzo wysoko, więc od razu ogląda wszystko, co tylko zechce. I dlatego jest złudzenie, że można wszystko puścić zogniskowawszy uwagę na obecnym wcieleniu.

      Łapiąc rybę na wędkę cieszyć się można, że „już ją mamy”. Jednak, aby istotnie już ją mieć, trzeba ją zdjąć z haczyka, co czasami jest bardzo żmudne i przynosi cierpienie.. Podobnie świadomość [Świadome Ja] jest o wiele prostsza i bardziej przenikliwa, natomiast praktyczne uwalnianie .. nie nadąża zwykle za nią, ponieważ jest powiązane z Duszą, zwłaszcza z jej obszarami mocno uwikłanymi w zdarzenia i zależności.

      Sama z siebie karma jako powiązane energie przyczynowo-skutkowe jest związana z czasem, i pewnie dlatego potrzeba odkodować osobiste wybory [przez to uczymy się mądrości]. Owe zrozumienie, mądrość jest bardzo pożądana przez WJ, dlatego niemal żadna lekcja nie jest tracona, zawsze coś zyskujemy.
      „Oczyszczanie karmy” bez uświadamiania sobie spraw to zwykła magia np. „spalanie” bolesnych relacji i wypełnianie tego miejsca światłem. Światło – piękna sprawa, ale wypalanie? Jakim ogniem? W co się relacja przemienia? czy coś z niej rozumiem? No nie, nic nie rozumiem, po prostu „wypalam”. To oczywiście rodzi kolejną karmę, która będzie domagała się odgrzebania kiedyś owego „wypalania”, uświadomienia sobie intencji do tego „wypalania”. I dopiero potem będzie można prawdziwie oczyścić tamtą relację, tym razem już nie za pomocą magii.

      Odpowiedz
      1. Darek

        Napisałem tu z rana, ale się nie opublikowało, mogłem źle coś kliknąć.

        Ogólnie chodziło mniej więcej o to co Conchita napisała. Doświadczanie różnych przeżyć mam wrażenie, że prędzej czy później odciąga nas od nich w bardziej ogólne rejony rozumienia. Wtedy poszczególne doświadczenia tracą na znaczeniu, a liczy się szerszy kontekst. W którymś momencie zaczynamy rozumieć, że utożsamialiśmy się jedynie z cierpiącym „ja” nigdy nim nie będąc, bo w istocie jesteśmy wszystkim. To był zaś tylko obraz nas samych, w który wierzyliśmy. czy raczej różne obrazy, z różnych wcieleń,które zawsze były postrzegane przez naszą najwyższą jaźń. Dlatego ja osobiście nie przywiązuje dużej wagi do kwestii wcieleń i oczyszczania karmy.

        Wierzę też, że rzeczywistość wcieleń, wibracji, wyższych światów i.t.p. jest ciekawa i warta poznawania, bo to przecież wszystko cud życia, jednak w końtekście wolności to tylko spectrum możliwości w jakich jawi się życie. Przewrotnie zapytam: Co to za wolność, o która trzeba zabiegać, na którą trzeba czekać? Prawdziwa wolność jest tak nieograniczona, że dosięga Cię już teraz bez żadnych warunków.

      2. SwiatDucha Autor wpisu

        Szukałem i nie ma tego z rana.

        > Doświadczanie różnych przeżyć mam wrażenie, że prędzej czy później odciąga nas od nich w bardziej ogólne rejony rozumienia. Wtedy poszczególne doświadczenia tracą na znaczeniu, a liczy się szerszy kontekst

        Na tym polega właśnie przetwarzanie doświadczeń w terapii. Nie jesteśmy w stanie wymazać doświadczeń, natomiast zmieniamy do nich stosunek.

      3. SwiatDucha Autor wpisu

        > kto po zajmowaniu sie rozwojem nagle zaczal zarabiac miliony albo z urodzonego humanisty przemienil sie z prosperujacego binzesmena

        Wielu hura-rozwojowców jednak będzie cię przekonywać do tego, że można zmienić swoją naturę, a także znaczną część energii Duszy [będziesz milionerem!!!], ponieważ do takich zmian o których wspominasz to jest konieczne 🙂 Zapłać im sporo i po kilku latach zobaczysz, czy istotnie Duszę masz przeszczepioną na inną? 🙂

        > Jesli chce sie oczyszczac
        Dlatego ja piszę o oczyszczaniu a nie o osiąganiu cudów: nie zmienią się podstawowe energie, nie zmienią się podstawowe napędy Duszy
        Rozwijać się rozwijamy, ale nie zgodnie z oczekiwaniami osobowości, a z planami Wyższych Jaźni [ujmujących możliwości Duszy]. Osobowość [i ego] w świecie duchowym jest słabym wyznacznikiem celu, to Dusze przecież je tworzą na bieżącą potrzebę. Z ilu kubków piłeś herbatę w swoim życiu? Przywiązywałeś taką wagę do tego, że to jest ten konkretny kubek, z podstawówki, przez lata używany? No chyba nie. Podobnie Dusza korzysta z osobowości, ale nie przywiązuje się do niej.

        Młode dusze nie muszą się zmieniać, aby dobrze działać w materii. Ale już osoba o starej duszy może jedynie pomarzyć o takim prosperity. No chyba, że sobie weźmie krokodylca, to wtedy hoho..

        Dla zarabiania forsy lepiej jest pójść na studia prawnicze albo ekonomiczne, albo politechniczne. Jeśli dusza nie przekracza wieku 5-6, to jeszcze będzie mogła zarobić duże pieniądze. No nie wiem, Tristen, czy się kwalifikujesz .. 😉

        > Jesli rozwoj duchowy nie prowadzi do istotej poprawy naszego zycia na Ziemi..

        Kolejny raz sugeruję, że chyba rąbiesz nie to drzewo. Kiedyś słusznie napisałeś, że nie interesuje Cię rozwój duchowy, tylko w miarę sukces materialny, używanie życia. I fajnie. Tylko dlaczego nie poszedłeś tam, gdzie to możesz dostać?

      4. SwiatDucha Autor wpisu

        No wiesz, jakby było smutno, jakby się okazało, że w Polsce nie sposób jest Starym Duszom osiągać tego, co Młode Dusze mogą osiągać w USA? Smutno i nie możnaby na tym specjalnie zarobić… Poza tym metody stosowane są uproszczone. Co prawda trochę działają [sam poczyściłem sporo wcieleń], ale diagnoza niemal żadna – co wychodzi, to bierzemy pod lupę. A trochę ogólniejszego rozpoznania, refleksji nad własnym życiem, moralnością [Łazariew] niestety nie ma. I nikt nie chce się przyznać do symbionta, chociaż wiele z takich osób go posiada.. Znaczniejsze postacie nawet 2 albo 3. Tak jak w innych środowiskach – błyszczenie, dobre prosperity jest oparte na symbioncie[-tach]. Jeśli więc taka osoba miałaby prawdziwie zachęcać do swojej drogi, to powinna reklamować wzięcie symbionta.. To trochę tak jak z pewnym sposobem odchudzania polegającym na łyknięciu tasiemca.. Efekt chudnięcia jest, ale jest też tasiemiec w brzuchu.
        Jeszcze muszą trochę się z tym widocznie powozić. Ale ja ich nie będę przekonywać.

        Tristen, tak mi się skojarzyło to co piszesz, że mogłeś być kiedyś być [niejednokrotnie] dziedzicem majątku ziemskiego. Ludzie na ciebie pracowali, miałeś spokój, mogłeś się zajmować sobą, swoimi sprawami. No ale dla jakichś przyczyn Dusza zmieniła pogląd i wcieliłeś się teraz tu i masz kłopoty materialne. Oprócz postarzenia się Duszy może przyszła zapłata za dawne błędy?

  25. SwiatDucha Autor wpisu

    Ja ostatnio wziąłem się za akupunkturę. Świetnie „rusza” zablokowaną energię w ciele fizycznym, eterycznym, i jak się okazuje też emocjonalnym. Nakłuwam sobie Główny Regulator Przedni, zaraz po pępkiem jest punkt „morze energii”, który może przynieść uruchomienie energii, która zblokowana powoduje depresję. Łatwo nie jest, jak ostatnio kłółem, to tak po głowie daje, że aż na wpół przytomny chodziłem. Ale będę to robić na noc, aby harmonizacja energii zachodziła we śnie, może będzie łatwiej.

    o przyczynach kłopotów, które skutkują zmniejszoną energetyką, można poczytać też tu:
    http://artuvia.blogspot.com/2012/04/blokady-finansowe.html

    Odpowiedz
    1. pumpel

      Ciekawa sprawa z akupunkturą, co jakiś czas „chodzi” za mną i zdarzały mi się po zabiegach dziwne rzeczy, również takie związane z uwalnianiem emocji. Nie znam się na tym na tyle, żeby odważyć się na samodzielne nakłuwanie – jakoś akupunktura kojarzy mi się ze skomplikowanym systemem, wymagającym wieloletniej nauki, nie wiem czy słusznie. Z drugiej strony, wciąż szukam specjalisty z tej dziedziny, do którego chciałabym pochodzić przez dłuższy czas. Mam odczucie, że to, kim jest osoba „nakłuwająca”, ma znaczenie dla tego, co dzieje się we mnie. W końcu, jak sam piszesz, wchodzi się na poziomy subtelniejsze od fizycznego. Np. terapeuta bojący się okazywania emocji i „przykrywający” obawę agresją – spotkałam takiego i choć nie stała mi się z tego powodu żadna krzywda, to jednak po pierwszym zetknięciu się z tą cechą uważałam już „żeby tego pana nie straszyć” 😉 No a to przyhamowuje własny proces.
      Hmmm, a może zamiast nakłuwania zastosować samodzielne uciskanie? Na to mogłabym się odważyć… 😉

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        uciskanie jest ok, natomiast kłucie jest generalnie poruszeniem głębokich energii, tak głębokich, które ja np. chowam pod sporą warstwą ochronną. A więc długa igła i .. zupełnie zwariowane odczucia, dosyć trudne do integracji. Na tyle trudne, że kilka miesięcy temu odstawiłem to bo świat zaczął lekko wariować. Widocznie wychodzenie tak głębokich spraw potrzebowało „opieki” z wysokich ciał. A obecnie ona się pojawiła [tematy skrzywdzenia], więc i Dusza bardziej jest skłonna naruszać homeostazę. Na poczet uwalniania się od czegoś ważnego skłonny jestem na takie działania.

      2. pumpel

        Ponownie dajesz mi do myślenia 🙂 Bo ja ogromnie nie lubię kłucia, przy czym „nie lubię” to duży eufemizm 😉 Wiem i doświadczyłam, że pomaga. Tyle, że na czas nakłuwania przestaję oddychać i leżę z mięśniami usztywnionymi jak dechy 😉 Czyżby właśnie ten „brak opieki”? Jak posyłam to pytanie wgłąb siebie, to przychodzi coś w rodzaju „nie ten czas, nie to miejsce”…

  26. SwiatDucha Autor wpisu

    Nie pamiętam, gdzie tak piszę, masz jakiś link? Bo osoba z wejściem nie ma aż tyle energii co nosiciel krokodyla, tak pisałem. Może niedoczytałeś?
    A brak energii to ewidentnie z zatrucia wejściem, to zatrucie tak truje czakry dolne, że mało można co wykrzesać siły życiowej. Znam osoby z wejściem, które są bardzo aktywne! Sam wujek z autobusu, zobacz ile on ma energii, jak się potrafi kłócić o swoje.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      W moim rozumieniu masz motywację [ty ją nazywasz energią], i chyba masz i motywację i energię
      Natomiast jest coś, co blokuje. Ja to nazwałem „brakiem energii”, ale chyba niewłaściwie.

      Oprócz takiego prymitywnego mechanistycznego porównania, że jest „blokada”, „hamulec”, można też inaczej opisać ową niemożność realizacji jeszcze innymi słowami. Zatrucie wydaje się być odpowiednim słowem. Motywacja, zrozumienie celu jest. Jest chęć, energia, ale urządzenia wykonawcze są popsute. Na to mi wychodzi.

      Czakramy są centrami przetwarzania energii – transformują energię pomiędzy poziomami. I teraz jak mamy na wyższym poziomie enerię [mamy motywację, chęci], to przy zdrowej czakrze transformowana jest ona na poziom najniższy [poprzez kolejne poziomy] i okazuje się, że nagle ciało chce biegać, skakać, podnosić, rwie się do wykonywania czynności.
      A tu [przy zatruciu, przy popsutej czakrze – jak domniemuję] czujesz energię na wysokich poziomach, ale już na niskich jest sucho, nie ma napędu fizycznego, nie ma energii na niskich poziomach. Wskazywałoby to [razem z wyrażanym żalem wobec społeczeństwa] na poczucie skrzywdzenia i zatrucie czakry podstawy.

      Wiele osób ma stan depresji, albo „stany depresyjne”. Sam broniłem się przed nimi wiele lat, wyszukiwałem coraz silniejsze pobudki do działania, coraz jaskrawsze, atrakcyjniejsze cele, aby motywacja przeważyła nad niemożnością. Ale już nie jestem w stanie tak się „oszukiwać”. Już na dzisiaj chcę odkryć swoją dużą sprawę, ponieważ już ileś wcieleń próbowałem przemóc brak napędu na poziomie fizycznym. Jak byłem kiedyś ascetą-duchownym, żebrakiem, czy też pobożnym Żydem, to wszystko skłania mnie do wniosku, iż w tych wcieleniach [i wielu podobnych] wychodziła na jaw właśnie niemożność działania na poziomie fizycznym. A aktywności, których się podejmowałem były kompensujące, tak, aby przeżyć, aby dostosować się do owej choroby czakry podstawy.

      Prędzej czy później dojdziemy [dojdę] do rozwiązania, chociaż na razie to wygląda trochę niejasno.

      Odpowiedz
    2. Conchita

      Nie wiem, nie znam się na ezoterykach, ale pomysł ciekawy, że problemy z realizacją fizyczną mogą być spowodowane tym, że ktoś blokuje się na nią poprzez wiarę, że nie jest człowiekiem (nigdy nie byłem z ziemi i nie będę – jako forma zamkinięcia się na realizację w tu i teraz).

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        no pewnie, poczucie nieprzynależenia do Ziemi w przypadku osób o duszach niepochodzących stąd to raczej reguła niż wyjątek..
        ale odkrycie wydaje sie wartościowe.
        Pytanie, czy terapeuta zdoła wytłumaczyć Duszy, że zasługuje na forsę, bo jest człowiekiem? Czy się uda przekonać Duszę, że jest ludzka, jak nie jest ludzka? A może jakiś inny scenariusz zostanie/został zastosowany?

  27. Conchita

    No wiesz, nie mnie jest to oceniać :). Z drugiej strony wszystko, co mamy w sobie można wykorzystać twórczo, albo może Cię to rozwalać. Pomyśl, jak więc można coś takiego twórczo wykorzystać, żeby z tego coś dobrego powstało… Myślę, że coś takiego mają też w sobie zwolennicy ruchu Zeitgeist: poczucie jedności ludzi i brak akceptacji dla zastanego układu społecznego (chociaż, że wydaje mi się, że chcą też przy okazji wydoić kasę z systemu 🙂 ). Wszystko na tym świecie ma swoje miejsce i potrzebni są ludzie, którzy patrzą ponad strukturami społecznymi.
    Ja bym na Twoim miejscu szukała rozwiązań praktycznych.

    Przypominasz mi mojego męża, który też dąży do tego, by móc zarabiać bez konieczności chodzenia do pracy. Nawet kupił sobie książkę Napoleona Hilla (i inne) :). Jest coś takiego jak dochód pasywny… 😉

    Odpowiedz
  28. Conchita

    Dość dużo krzywd nazbierałam w dzieciństwie i młodości (łącznie z tym dziwnym zdarzeniem z wczesnego dzieciństwa (ok. 3-4 latka miałam), które mi się przydarzyło, pisałam już o tym: albo to była pamięć końcówki poprzedniego wcielenia, albo duch zmarłej w okolicy kobiety wdrukował mi historię swojej śmierci, dlugie samotne dni powolnego umierania w opuszczeniu, zapomnieniu, jak to dzień się zlewa z nocą, w dużym cierpieniu i krzyczącym poczuciu krzywdy, że nie ma nikogo, kto by mi pomógł…). Z takim świeżym doświadczeniem weszłam w dzieciństwo :). Potem było już tylko gorzej :). Zdarzenia rozwijały się w taki sposób, bym mogła dalej doświadczać odrzucenia i różnego typu krzywd. Pamiętam dotyk rodzicielki, przy którym dostawałam fizycznej gęsiej skórki na całym ciele, bo wiał z niego chłód emocjonalny (mega wejście). Nie będę się rozpisywać, może ogólnie że byłam dzieckiem dość nielubianej nauczycielki 🙂 i otoczenie uznało to za doskonały powód by mnie wytykać palcem, wykluczać i sprawiać przeróżne przykrości. Też byłam trochę jakby inna – co było wyczuwalne w kontaktach, byłam jakby stroną do kontaktu, wobec której trzeba było przyjąć stanowisko, zamiast częścią grupy, która działa wspólnie. Miałam w sobie zawsze pewien bufor bezpieczeństwa, pod tym wszystkim czułam w sobie dobre i piękne obszary doświadczeń. Przez długi czas pisałam wiersze łącząc się z tym pięknem – była to wtedy forma terapii, od doświadczenia bólu przechodziłam do doświadczenia piękna i wyrazistości istnienia. Gdy byłam starsza znalazłam sposób, by uporać się z tym ciężarem na plecach i chciałabym się nim podzielić.
    Zaadoptowałam metodę z książki Castanedy polegającą na przeglądzie życia. W książce była ona bardziej magiczna, ale wykonywałam ją po swojemu, po prostu.
    W skrócie wyglądało to tak: przypominałam sobie wydarzenia z życia raczej chronologicznie od najmłodszych lat w górę, w szczególnościu chodzi o wydarzenia, w których utknęła nasza energia, a więc wszystkie trudne, bolesne, podświadomość sama je podsuwa, bo te, w których brały udział większe emocje są zwyczajnie lepiej zapamiętywane. Przypominając sobie wydarzenie i powiązane z nim osoby patrzyłam na nie okiem współczesnym, więc miałam tam siebie młodą w wydarzeniu i wspólczesną. Ja obecna kierowała miłość, zrozumienie i wszystko to, czego wtedy brakowało do tamtej skrzywdzonej. Patrzyłam również na inne osoby i zaczynałam zauważać dodatkowe elementy, ich uwarunkowanie itp. Dziękowałam aktorom zdarzeń i dzieliłam zatrzymaną energię z doświadczenia na pół: połowę oddawałam zaangażowanym osobom (w tym ich powiązania energetyczne z tym doświadczeniem) a połowę brałam do siebie. Wracająca energia zwiększała moją własną energię. Można było później sprawdzić wracając myślami do przeszłości, czy dalej jest tam uwięziona nasza energia czy już nie.
    To naprawdę działa, wyzwala, leczy przeszłość.

    Jest jeszcze Inna sprawa. Jest też tak, że w tym czasie gdy inni rozwijali swoją aktywność na poziomie dolnych czakramów, człowiek skrzywdzony się chronił i bunkrował przed agresją otoczenia, więc nie mógł się tak dobrze rozwinąć na fizycznych poziomach. Nawet po uleczeniu obciążenia wciąż brakuje tych różnych doświadczeń związanych z realizacją fizyczną, więc powoli nadrabia się stracony czas, ale i tak to wszystko przychodzi wolniej. Inna kwestia to obszar wyboru na jakiej płaszczyźnie chcę się realizować. Mówiąc szczerze „sukces społeczny” nie jest moim priorytetem, można powiedzieć, że jestem mało ambitna pod tym wględem. Mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że to sprawa drugorzędna, o ile nie mam specjalnych trudności związanych z utrzymaniem (a nie mam).

    Odpowiedz
  29. SwiatDucha Autor wpisu

    Podobnie odbieram ten film. Jest to „amerykański” film, z obszaru młodych dusz, gdzie działanie i utrzymanie nie nastręcza wiele trudności [większość ludzi albo chętnie daje pracę albo chętnie bierze pracę]. Więc spraw, które Ciebie Tristen gnębią, tam nie rozwiązują.
    Zresztą zauważcie, o jak młodych Duszach tam jest mowa.. To muszą być Amerykanie 🙂
    Tak się domyślam trochę, że Ameryka jest po części tak atrakcyjna, ponieważ „ma przyciągać” młode dusze. Jak miałyby one tam zawitać, jeśliby nie było takiej atrakcyjności jaka jest?
    Natomiast czy dla dusz o średnim i powyżej wieku jest to dobre? Znam kilka przykładów osób, które pojechały za pracą do USA w latach 70 i pokręciło się im w głowie.. Wróciły, ale nie potrafiły już się zintegrować tutaj na starych zasadach. Cierpią do dzisiaj. Tak jakby poleciały na inną planetę i wróciły.

    Jak inne porządne terapie dokopuje się pani do Duszy i jej przeżyć, integrują się doświadczenia.

    Natomiast pojęcie „misji” jest jak dla mnie obciążające – Leszek Żądło dobrze to rozwija w swoich tekstach. Tak naprawdę zarówno i dusze ewolucyjne i te spoza linii ewolucyjnej są tutaj można powiedzieć „na równych prawach”, co nie oznacza, że z równymi umiejętnościami i doświadczeniami. Takie zróżnicowanie naturalnym biegiem zdarzeń daje możliwości do dużego rozwoju [o ile tylko go nie odrzucać]. Sama terapia jest dobrym przykładem tego, jak powinno się pracować z obciążeniami, doświadczeniami. To są generalnie dosyć proste procedury, tylko trzeba chcieć i się zdecydować. A sesje na wymianę nie muszą nic kosztować [przypominam, jakby ktoś nie wiedział, że tak można].

    Odpowiedz
  30. SwiatDucha Autor wpisu

    Ksenia, z tego co piszesz, to wygląda, że chyba masz jakieś oczekiwania wobec kolegi Tristena 🙂
    Każdy ma swoją ścieżkę [nawet ja :)], niekiedy trudno zaakceptować czyjąś.

    Oczywiście, że postawy skrajne, niezwykłe, niepopularne często mogą/będą nas wzburzać, to naturalne, ale jednocześnie stanowią świetną lekcję przysłaną prosto od Wyższych Jaźni.
    Na dzisiaj ileś postaw udaje mi się zaakceptować i gotów jestem przed coraz większą ilością ludzi stanąć i pokłonić się nieśmiertelnej Duszy w nich samych, nie bacząc na przejściowe doświadczenia osobowości. Ale trzeba przyznać, że czasami potrzebuję przedtem wejść w stan medytacyjny.

    Odpowiedz
  31. Darek

    Od jakiegoś czasu zaglądam na tą stronę. Czy istnienie krodyli, duchów wejściujących jest prawdą, nie jest to takie dla mnie ważne. Choć analiza, wplatająca te dla mnie hipotetyczne byty, trafnie oddaje doświadczenia z ludźmi. Na przykład w związku z krokodylami zawsze mnie zastanawiało, już od przedszkola, dlaczego niektórzy są dziwni. Tak się do mnie przystawiają, oferują przyjaźń, a w innej godzinie depczą z błotem zupełnie bez powodu.
    Co do poczucia skrzywdzenia boję się, że to może się trochę rozmywać. Wszyscy jesteśmy skrzywdzeni bardziej lub mniej, bo wszyscy cierpimy. Brak uczucia skrzywdzenia musiałby być brakiem cierpienia.
    W jaki sposób leczyć poczucie skrzywdzenia. Pewnie nie ma jednej skutecznej metody. Skoro jednak jest problem na pewno też jest jego rozwiązanie.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      > Brak uczucia skrzywdzenia musiałby być brakiem cierpienia.
      Otóż to, jest to droga do oświecenia.
      I oczywiste, że wątpliwości mogą się pojawiać.

      Odpowiedz
  32. SwiatDucha Autor wpisu

    > dać sobie opiekę, której kiedyś brakowało, przeżyć ponownie dawne doświadczenia i świadomie wybrać inaczej niż kiedyś.

    Jak dotąd to jest dla mnie drogowskazem. Ciągną mnie do siebie emocje, które przeżywam, piszę afirmacje na ich temat z odpowiedziami i przez to dochodzę do wcześniejszych przeżyć, obrazów, wyborów. I tak jak na razie ciągle dalej tym torem.

    Odpowiedz
  33. SwiatDucha Autor wpisu

    > A nie zauwazasz bezsensu spedzania zycia na zasuwaniu od rana do wieczora,
    To rozumowanie pokazuje, że twój intelekt ma się dobrze!
    Natomiast, czy masz napęd, energię do tego, aby tak ustawić sobie życie, aby właśnie czerpać z niego zadowolenie?
    Twoje posty mówią, że nie. I o to właśnie chodzi w przypadku zatrucia dolnych czakramów – wiemy jakie cele chcielibyśmy osiągnąć, ale zupełnie nie mamy na to energii.

    Odpowiedz
  34. SwiatDucha Autor wpisu

    Wprowadziłem poprawki:

    Poczucie skrzywdzenia współpracuje z zatruciem od wejść [link]. Zatrucie, razem ze swoimi efektami takimi jak brak napędu życiowego, depresja, z nawet mocniejszymi stanami stanowi dla Duszy wyraz przeżyć, które pojawiają się po jej krzywdzeniu. Można nazwać to efektami pokazywania rozpaczy: „o, zobacz, jaki/a ja jestem biedny/a, jestem taki/a ponieważ zostałem/am skrzywdzony/a i nikt mi nie pomógł”.

    Wiele Dusz boleje nad swoją krzywdą i chcą to pokazać światu, wchodzi w sytuacje pokazujące bardzo trudny stan życiowy. Zwykle ludzie się „nabierają”, że to istotnie jest obiektywna prawda. Moim zdaniem jest to żałowanie siebie przez skrzywdzoną Duszę i jak prezentacja wewnętrznego stanu Duszy bardziej jest wołaniem o zrozumienie i uleczenie, niż bezwzględną obiektywnościa. Taki stan staje się „obiektywny” i nie do ruszenia, gdy się nad nim nie pracuje, gdy się on pogłębia a człowiek wchodzi w obszar „ze mnie to już nic nie będzie, mój przypadek jest beznadziejny” [to postawa osobowości, nie Duszy].

    Wyglądać to może prosto, gdy spoglądamy na sprawę z pozycji osobowości. Ot, żyjemy z dnia na dzień, wstajemy, idziemy do pracy, jesteśmy z rodziną, śpimy, niby nic się nie dzieje. Gdy w tym prostym schemacie pojawia się poczucie uwięźnięcia, depresja, to osobowość może nie wiedzieć skąd to jest.

    Natomiast życie dla Duszy nie ogranicza się do tego jednowcieleniowego wymiaru, do tej perspektywy. Dusza dobrze „pamięta“ poprzednie wcielenia, poprzednie sprawy wielu, wielu inkarnacji. Przeżywa nadal swoje skrzywdzenia, których nie przerobiła. Chce te przeżycia, emocje, energie wyrazić. Dlatego wchodzi w sytuacje, które wzmagają przekaz o tym, co Dusza niegdyś przeszła. Przykładowo depresja może zawierać przekaz: „nie będę działać, ponieważ jest coś w przeszłości, jakieś zranienie, które nadal tak bardzo boli”.

    Krzywdy było na planecie Ziemia bardzo dużo przez wieki. Stąd też wiele Dusz nosi w sobie owe doświadczenia. Jeśli Dusze są na tyle młode, że mogą, potrafią zaangażować się w nowe projekty, które uruchomią ich aktywność w nowych dziedzinach, to świetnie – wychodzą na prostą i lecą z rozwojem. Prostym rozwojem.

    Gdy natomiast Dusze są stare, mogą już mieć zgromadzone tyle poczucia krzywdy, niesprawiedliwości, tyle tej energii, że energie pojedynczego wcielenia, zawiadywane przez osobowość nie są wstanie przemóc tych zakumulowanych przykrości. I wtedy wychodzi na wierzch to, czego ludzie tak nie chcą. Arnold Mindel nazywa to „procesem wtórnym” [nad którym nie panujemy]. W takiej sytuacji ma on więcej siły niż tzw. proces pierwotny, reprezentowany przez osobowość i proste, życiowe cele.

    Odpowiedz
  35. SwiatDucha Autor wpisu

    > pozniejsze zycie jkest wynikiem jebo blednych decyzji ktore powzial pod wplywem zatrucia wczesniej,

    Nie wiem, czy błędne decyzje powstają pod wpływem zatrucia.
    Chyba w odróżnieniu od innych obciążeń, zatrucie nie atakuje tak mocno umysłu. Osoba z zatruciem nie robi z siebie boga, jak nosiciel. Zwykle nie oszukuje siebie jak osoba z wejściem. Nie ma też [z moich obserwacji] takiego porażającego gniewu i chęci odwetu jak osoba pogryziona.
    W takiej perspektywie wygląda umysłowo nawet całkiem nieźle. Tak to łączę z czakrami – zatrucie dotyka najniższe z nich, a myślenie jest na najwyższych.

    Natomiast jak jest mocno zatruta, to po prostu przestaje funkcjonować. Napęd się kończy, tak, jak w zegarku, który się zaciera – chodzi wolniej i wolniej, aż staje. I nakręcanie nie pomaga.

    Jeśli mówić o błędnych decyzjach, to najpewniej możnaby pokazać na przeszłość, gdzie taki ktoś wszedł na ścieżkę, która wiodła ku zatruciu. Co do bieżących decyzji nie wypowiadam się. Dzięki za pytanie.

    Odpowiedz
  36. SwiatDucha Autor wpisu

    Tristen, jakoś współwystępują u Ciebie sprzeczne poglądy:

    – bez tych krokodyli to bysmy malo co osiagneli w swiecie materialnym

    – Problem jest taki, ze rzadzacy skutecznie hamuja wciaz oddolne dzialania

    to jakbyś sam ciągnął linę w dwóch przeciwnych kierunkach..

    A zatrucie od wejścia samo z siebie jest obciążeniem. Co z tym robisz, jakie decyzje podejmujesz to rzecz późniejsza, jakichkolwiek dalszych działań nie nazywam obciążeniem.

    Odpowiedz

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.