Ofiary Zatruć od Wejść [depresja, brak pieniędzy]

Dzisiejszy temat jest przykry w odczuwaniu. 
Jednak odkrycie przyczyn cierpienia może prowadzić do uleczenia. A to już sukces.

Temat ten dotyczy wielu osób. Mówi się, że jest wiele przyczyn depresji. Wśród nich wymienia się poczucie niskiej wartości. Osobiste, moje badania ezoteryczne skłaniają mnie do przekonania, że bezpośrednią przyczyną depresji jest energia z zewnątrz, która dostaje się do dolnych czakr człowieka.

A że taki ktoś jest otwarty na tą energię, może być spowodowane np. poczuciem niskiej wartości, co byłoby pośrednią przyczyną. Albo, jak Łazariew mówi – to Wszechświat blokuje programy niszczenia (innych osób), które osoba poszkodowana w sobie „pielęgnowała” – zwykle zupełnie nieświadomie.

Można podzielić obciążenia według wpływu na aktywność człowieka:

  1. symbionty  – dodają dużo energii, sprawczości życiowej, a uszkadzają świadomość
  2. wejścia – dodają trochę energii, bazują na poczuciu skrzywdzenia, ale w sposób pasywno-agresywny próbują dochodzić swoich racji
  3. pogryzienia (od symbiontów) powodują odczucie cierpienia, pokrzywdzenia, ale i ześrodkowują uwagę, podnoszą czujność
  4. zatrucia (dzisiejszy temat, czyli ofiary od wejść i białej strony) sprawiają, że człowiekowi się przestaje chcieć żyć (najtrudniejsza sytuacja).

Przypomnę objawy depresji:

  • Uczucie smutku, bezradności, rozbicia
  • Brak poczucia własnej wartości
  • Spowolnienie lub niemożność „usiedzenia w miejscu”
  • Utrata zainteresowania rzeczami, które wcześniej sprawiały przyjemność (włączając seks)
  • Zmiana apetytu, zmniejszenie lub wzrost masy ciała
  • Myśli o śmierci lub samobójstwie, próby samobójcze
  • Problemy z koncentracją, pamięcią, myśleniem i podejmowaniem decyzji
  • Zaburzenia snu (trudności z zasypianiem, nadmierna senność)
  • Utrzymujące się uczucie zmęczenia, utraty energii życiowej

sad flower.jpg

Dolne czakry są odpowiedzialne za radzenie sobie w życiu. Jak są one w kiepskiej kondycji, to człowiekowi się nie chce żyć.
A poczucie niskiej wartości? Może być „pod tym”, może być przyczyną uruchamiającą ów proces [jedną z iluś możliwych przyczyn]. Podstawową przyczyną jest Intencja, z którą Dusza „daje sobie” przyjąć ową energię zatrucia do dolnych czakr. I – jak w to w terapii – poszukuje się owej intencji.

Gdy dolne czakry są stłumione, poblokowane, wtedy trudno człowiekowi prowadzić swoje sprawy na Ziemi. Gdy zaś są zatrute, przestaje się chcieć żyć. Zdarzyło się Wam kiedyś zjeść coś z pleśnią [w niej są trucizny tzw. mykotoksyny, bardzo silna trucizna]. Mnie się zdarzyło. Wtedy czułem, jak tkanka żołądka niemal obumiera, przestaje działać, przestaje żyć. Po iluś minutach te toksyny wychodziły przez nerki, nerki wówczas mnie bolały i też czułem, że lekko jakby zamierają. No nie było przyjemnie. Ale tak to działa – jak do organizmu dostaje się trucizna, to organizm przestaje funkcjonować, przestaje [mniej lub bardziej] być tak żywotny jak dotychczas.

W ten sposób najprawdopodobniej działa energia z wejść [na poziomie energii subtelnych]. Nie widać jej, nie słychać, ale można ją czuć. I oczywiście można czuć efekty [u siebie], albo widzieć je u innej osoby. Można odczuwać niechęć do życia – mniejszą lub więskszą, co przekłada się na kłopoty w funkcjonowaniu – nieposprzątane mieszkanie, niechęć do mycia się, brak pieniędzy, w cięższych przypadkach utrata pracy [lub rezygnacja z poszukiwań pracy, nie poszukiwanie swojego obszaru twórczości], a nawet bezdomność czy choroba psychiczna.

Gdy człowiek jest silny, to nie tak łatwo go złamać. Pamiętam, jak w dzieciństwie nastawały na mnie bliskie osoby, aby przeprowadzić swoją wolę na mojej skromnej osobie tak, aby zmienić moje życie.

Zmienić z tego, jak ja bym chciał żyć, na takie życie, jakie one sobie wyobraziły, że powinno moje życie wyglądać.

A presje te były ogromne. Jakoś tak się zdarzyło (z powodu karmy mojej Duszy), że w tym wcieleniu mam niezdefiniowne centra (wg Human Design) odpowiadające za przeżycie w świecie fizycznym (tzw. „motory”). Tu pokazane są owe cztery motory:

motors.gif

Gdy ma się centrum niezdefiniowane to nie ma człowiek tam osobistego dostępu do energii życiowej.

  • Centrum podstawy (root – wytrzymałość w środowisku)
  • Centrum sakralne (sacral – wytrwałość w działaniu)
  • Centrum emocji (solar pl. – zarządzanie własną emocjonalnością)
  • Centrum serca (ego, wola osobista, energie manifestacji)

Miałem je od początku niezdefiniowane. Jednakowoż rzucałem się mocno. Bo nie chciałem, aby mnie „wzięli pod buta”, żeby mnie zaprogramowali według swojego widzimisię, według „potrzeb systemu. Jednakże co nie robiłem, to byłem zalewany falami energii, które nie brały pod uwagę tego, co ja sam chciałbym.

Poległem pod tym naporem. Po wielu, wielu próbach złamania mojej woli, wytrzymałości, wytrwałości to wszystko im się udało. Jedna po drugiej, łamali moje opory, granice, tamy, zapory. Czemu? Bo mieli zdefiniowane czakry na swój użytek, a mnie szwajsowali tymi energiami z tych czakr. (szwajsować to spawać, czyli przychodziły do mnie tak silne energie, którym się nie potrafiła moja Dusza oprzeć)

Nie dziwię się, bo znam już trochę poprzednie wcielenia mojej Duszy, i to, co mnie teraz spotyka to są efekty karmiczne, „zapłata”, wyrównanie za to co kiedyś Dusza nawojowała, naszkodziła innym ludziom. Niemniej ja, jako Andrzej żyję tu od poczęcia, od narodzin i nie jestem kontynuacją wcześniejszego kogoś. Tylko Dusza jest nieśmiertelna.

W takich okolicznościach nie udało mi się przetrwać z moimi jakby nie patrzeć zdrowymi przekonaniami: poczuciem własnej wartości, poczuciem niewinności, radością, miłością do otoczenia, do kobiet. Poczucie bezpieczeństwa też się rozprysło.

Jak się ładnie mówi: wszystko to pizgło o beton.

Domyślacie się, że moje zainteresowania duchowością i psychologią w większości wynikają z tego, aby sobie pomóc i wyjść z tego.

Wiele osób pyta mnie: „co zrobić, aby powiększyć sobie czakrę podstwy?” [w sensie co zrobić, aby lepiej żyć w materii, aby mieć więcej pieniędzy]. Temat zatrucia może części z tych osób dać konkretną odpowiedź. Nie starałem się proponować ćwiczeń gimnastycznych, które pomagają w ograniczonym zakresie i na krótko. Szukałem przyczyny.

I prawdopodobnie znalazłem.

Po co to piszę? Nie po to, by mieć kogo obwiniać, ale aby zobaczyć, co daję sobie robić, aby dojść do przyczyn zjawiska [często w przeszłych wcieleniach] i oczyścić postawy, decyzje, intencje, które kierowały mną aby tak się zachowywać: jeśli mam zatrucie od wejścia, to szukam dlaczego poddałem się wejściu, dlaczego Dusza przyjęła ową zatruwającą energię. To oczywiście tylko przykładowe wątki – potrzeba konkretnej terapii.

 

Wejścia powodują “zatruwanie” energii subtelnych

[zaniżanie wibracji]

Zatrucie można rozumieć na poziomach subtelnych bardzo literalnie, bezpośrednio.

Zatrucie, zatruwanie – jak w przypadku zatrucia ciała fizycznego.
Dlatego jest wybrana ta nazwa.
Zatrucie na czakrach funkcjonuje zupełnie tak samo jak ktoś może się zatruć nieświeżym jedzeniem.

Jest to wniknięcie do organizmu substancji, które uniemożliwiają, blokują a nawet uszkadzają normalne funkcjonowanie.
To tak samo jest na poziomach duchowych, subtelnych, niewidzialnych.

Ktoś może być „przytruwany” od białych sił duchowych, od wejść,
a nawet same białe wzorce uruchomione u kogoś, mogą mu robić krzywdę.

Można było kiedyś spotkać się z formą „odszczekania się” w gniewie:

„weź ty już nie truj mi tyle”

– gdy osoba z białymi wzorcami oskarżała osobę o ciemnych postawach.

Np. Osoba z białymi posawami ocenia, oskarża, zarzuca drugiej niewdzięczność, samolubstwo. Ma wyrzuty wobec niej, wyrzuca z siebie.. zarówno treści intelektualne, myśli, oskarżenia, jak i energie zatruwające.

A u ofiary powoduje to bardzo przykre odczucie bycia przytłaczanym, zalewanym jakimiś nieprzyjemnymi, wręcz jadowitymi treściami.. Odczucia nie kłamią, na poziomach subtelnych tak to właśnie się dzieje.

Osoby z Wejściami wyglądają na „nieszkodliwe”

[tu link do tematu o wejściach i o zjawisku zatruwania].

Wyglądają, że się jedynie bronią przed atakami świata, krokodyli. Zresztą często same zachowują uśmiech na twarzy. Wygląda na to, że nikomu nie szkodzą. Natomiast z badań psychometrycznych i z intuicyjnych postrzeżeń energetycznych wynika, że to nie jest prawdą. Wygląda, że szkodzą otoczeniu mocniej, niż się wydaje „zwykłym ludziom”, mocniej niż psychologia sobie zdaje z tego sprawę.

Podobnie i psychologowie: dobrze rozpoznają, że po stronie yang jest osoba uzależniona, narcystyczna (na twardo), a po stronie yin jest osoba współuzależniona, narcystyczna a miękka. Osoba taka (yin) wydaje się miła a zwykle ma w sobie pasywną aresję. No i białe wzorce, które za to odpowiadają.

Osoby mające wejścia wydają się nieszkodliwe. Są to często osoby starsze, czasami schorowane, porządne. Komu by przyszło oskarżanie takich ludzi o coś niedobrego?

Takie osoby wydają się „czyste” z duchowego punktu widzenia. Natomiast jak wiele starszych pań ma ogromne, bezwzględne przekonanie o swojej osobistej prawości i słuszności swoich żądań, skarg, oskarżeń wobec otoczenia. Postawa roszczeniowa u osób z wejściem jest bardzo typowa. Postawa roszczeniowa i brak akceptacji.

Pozorna „czystość” takiej postawy jest związana z tym, że na Ziemi przeważają społeczeństwa oparte o systemy społeczne. Aby się odnaleźć w takim systemie trzeba się przystosować, bardzo często tracąc wiele z własnej nieprzeciętności.
Dlatego też przystosowanie się do społeczeństwa jest mile widziane [zwłaszcza przez panie], ponieważ zapewnia bezpieczeństwo, karierę zawodową, komfortowe warunki wychowania potomstwa. Wejscia maskują lęki, za pomocą wejścia ludzie sobie radzą z otamowaniem lęków przed brakiem bezpieczeństwa, przed biedą, brakiem komfortu.

O ile bowiem łatwiej „wziąć” wejście i przyklasnąć systemowi, niż pracować nad sobą w celu prawdziwego oczyszczenia się z tych lęków !! Niemal nikt tego nie robi – wszak osoby dobrze przystosowane – czy im coś brak, czy potrzeba coś innego niż mają?

Spróbujmy wyliczyć działania wejść:

Współpracują z białymi wzorcami, chcą dopasować osoby z otoczenia do wzorca uważanego za poprawny, wartościowy, do typowego zachowania, do struktury [czasami bardzo sztywnej]. Dopasować bez względu na to, czy tamta osoba tego życzy, czy też nie.

Osoby z wejściami napominają, kontrolują tak, aby osiągnąć u innych osób to, co samemu uważają za korzystne. Robią to „z nawyku” i zupełnie nie przeszkadza im to, że komuś to się nie podoba, że ktoś może czuć się stłumiony, niedoceniony, niezrozumiany.

Organizacje państwowe, np. szkoły bardzo mocno są obsadzone osobami z wejściami. Takie osoby mają poczucie własnej racji [nauczycielki, nauczyciele]. Oczywiście nie możnaby skonstruować społeczeństwa w takiej formie jak jest, jeśliby nie stosować zrównania wszystkich do jednego schematu, modelu. Klasy w szkole są tego przykładem – nie rozpoznaje się indywidualnych możliwości i obciążeń dzieci, uczy uśrednionego programu, który jest dla jednych za łatwy, a dla innych za trudny. Ocenia się na tej podstawie i uczy nieprawdziwości tego, że „wszyscy są równi”.

Bardzo wiele dzieci na sobie zobaczyło ten mechanizm. Młode osoby, które chcą zachować swoją odrębność, niezależność, wartościową indywidualność napotykają często na mur bezdusznej kontroli i blokadę.
Tu pojawiać się mogą w proteście krokodyle. Kroka można rozpatrywać jako odpowiedź na bezduszną kontrolę wejścia.

Szkoła to małe piwo w porównaniu z niektórymi domami. Czy muszę mówić, jakie sprawy są skrywane za ścianami domów, które codziennie mijamy. Łagodnie mówiąć – są to sprawy nieprzyjemne. Są ataki i to nie tylko ze strony yang [kr], ale też yin [wejście] na swoim terytorium mocno atakuje, bo się czuje pewnie.

Młode dziewczyny chcą, aby ich chłopak był niezależny, aby był niezależny od matki. To słuszne oczekiwanie, zdrowe, ponieważ jest równoznaczne z tym, że owa matka jest nieobciążona wejściem [oczywiście zabierającym, zawłaszczającym „dla siebie” syna]. Czyli duża aktywność wejść ma związek ze „zniewieściałością mężczyzn”. Jeszcze o tym napiszę.

Czyli z jednej strony – bezduszna kontrola, zabranianie bycia sobą, a z drugiej brak zainteresowania jakim „kimś” tak naprawdę jest ta druga osoba. Osoby z wejściem to często nie interesuje, jaki jest ten drugi – ważne byle żeby był podporządkowany. Żeby „było wyprane”, żeby był świeży obrus i rosół z kluskami na obiad. Bo to IM daje poczucie bezpieczeństwa. Totalny egoizm. A że otoczenie wchodzi w depresję, że ledwo żyje.. a co to – tego nie widać, kto by się tym przejmował.

Zatruwanie środowiska

Wejścia powodują „zatruwanie” energii subtelnych [zaniżanie wibracji] w czasie obrony osoby mającej to obciążenie.

Z drugiej strony, a odkryłem to niedawno – wejście jest aktywnym zanieczyszczaczem.
Wejścia, jeśli są nawet nieznacznie uruchomione, to zanieczyszczają atmosferę energetyczną, zanieczyszczają środowisko.
O ile krokodyl jest czasami dużym inspiratorem, ma wysokie [chociaż nieczyste] wibracje, to wejście wydziela energie ciężkie, lepkie, klejące jak śluz, powodujące stłumienie aktywności, powodujące brak chęci do życia u osób w pobliżu. Tak funkcjonują osoby, u których wykrywam zatrucie od wejścia.

Jeśli mieszkasz z osobą, która ma wejścia, to prawdopodobnie masz w czakrach dużo zaniczyszczonych, a nawet trujących życie energii. Partnerzy osoby z wejściem są „przytruci” wyziewami z wejścia. Nie dzieje się to w ramach „wyskoków”, tak jak w przypadków nosiciela kr. Osoba z wejściem, czy z białymi energiami sączy energie zatruwające – powoli ale raczej stale.

Jeśli alkoholik [czyli gość z krok. astralnym] mówi z wyrzutem do żony, że  go ogranicza, to może mieć rację. Cierpi raz, że ma krokodylca, który nim rządzi i ledwie poznaje gdzie sam jest, a dwa, że żona obciążona wejściem istotnie podaje mu, oprócz zupy energetyczny żel tłumiący. Wzięcie krokodyla zresztą jest „dość dobrym” antidotum na wejście – kr. jest silniejszy.

Zrozumiałe jest, że żona za pomocą wsparcia od ducha wejściującego chce stłumić przemoc i „nadludzkość” symbionta, natomiast to nie jest wyjście z sytuacji. To jest uruchomione obciążenie, jedynie z drugiego krańca. To jak gasić pożar benzyną, no, może taką z opuźnionym zapłonem. Dlatego też postawa terapeutów wobec alkoholika jest pozbawiona przymusu i kontroli – jak chcesz, to możesz iść pić, daję ci takie prawo, że możesz się zapić na śmierć. Może to nie brzmi super miło, ale dla osoby umęczonej kontrolą to może być pierwszy raz, kiedy się nie nakazuje jej czegoś, kto nie prezentuje manipulacji i nie ma wejścia.

Wejścia wyglądają porządnie, spokojnie, natomiast są akceptują tłumienia tego, co wychodzi ponad przeciętność.

Dodatkowo wejścia są nieobojętne energetycznie dla otoczenia. Jeśli krokodyl zatruwa otoczenie, to i wejście zatruwa. Jakość tej energii jest kiepska, otępiająca, spłycająca, mazista.

Gdy więc zastanawiasz się, dlaczego nie możesz pójść „do przodu” w życiu, popatrz w dół, może twoje nogi tkwią w bagienku, które wypłynęło z wejścia? Może w twoich czakrach kręci się mnóstwo żelu, śluzu tłumiącego i trującego, mającego zablokować twoje działania z tego powodu, że ktoś ma lęki przed zmianami i nie chce nad nimi pracować?

Oczywiście, kto jest idealnym przeciwnikiem, prowokatorem dla osoby z wejściem? Symbiont.

Krokodyl jest obciążeniem jang, w przyrodzie jest zaś harmonia, potrzeba by było odpowiedniego yin.
Elementem Yin w obciążeniach duchowych jest wejście. Jest ono „niedoceniane” jako obciążenie, jako istotne obciążenie. Wydaje się niewielkie – tak jak element yin nazywany jest „małą rzeczą”. Wydaje się mała, ale czy istotnie można ją pominąć?

W przypadku kr zanieczyszczenie spływa z wysokich ciałach, wysokich energii. Przy pogryzieniu mimo, iż jesteśmy otumanieni, to czujemy się uwzniośleni, jak po narkotyku. Poza tym energia kr. jest ostra, wydaje się mocno rozjaśniać sytuację.

Wejścia inaczej – one nie mają wyrazistej energii, raczej delikatną, jak mgiełka. Jednak ta mgiełka, firanka nakłada się stopniowo, warstwami. Dodatkowo – zatruwa funkcje życiowe, czyli te funkcje powoli zamierają, człowiek zamiera, umiera na raty. Mimo, iż ta druga strona może być cała w skowronkach..  (bo ktoś poddał się jej woli).

I jak się nałoży ileś dziesiąt warstw takiej energii przez lata, to trudno ręką ruszyć. W odróżnieniu od krokodyli, gdzie atak wystarczy aby był jeden, a jest mocno uszkadzający, w przypadku wejść jeden atak jest nie aż tak tragiczny, ale też nie aż tak widoczny – można sobie pomyśleć, że nam się wydawało, że nic się przecież nie stało. A to po prostu dziesiątki, setki warstw przytruwającej mgiełki energetycznej.

Zatrucie, które dają wejścia jest podobne do zatrucia na planie fizycznym – redukują się siły, funkcje organizmu, jest to stan nie tylko otępienia, ale i w pewien sposób uszkodzenia struktur subtelnych. Ofiary takich ataków yin czują się gorzej, te osoby, którym bardzo zależy na sobie – buntują się w sytuacji takiego ataku, przytruwania.

Jest takie [nieładne ale bardzo trafne] określenie: “nie truj” używane w konfliktach między ludźmi. Co bardzo ciekawe, jak sami widzicie pasuje jak ulał do tej sytuacji, gdy osoba z wejściem się wkurza i wytacza swoje ciężkie argumenty. Wtedy ktoś z krokodylem [chcący łatwego i lekkiego życia] jest skłonny jej powiedzieć: „już przestań truć!”. Może nie jest to dobrze uświadomione, ale z czakr osoby z wejściami wylewa się energia sprawiająca dużą przykrość osobie, która jest w centrum ataku.

Wejścia, jeśli są nawet nieznacznie uruchomione, to zanieczyszczają atmosferę energetyczną, zanieczyszczają środowisko.
O ile krokodyl jest czasami dużym inspiratorem, ma wysokie [chociaż nieczyste] wibracje, to wejście wydziela energie ciężkie, lepkie, klejące jak klej, śluz, powodujące stłumienie aktywności, powodujące brak chęci do życia u osób w pobliżu.

Jeśli mieszkasz z osobą, która ma wejścia, to prawdopodobnie masz w czakrach dużo zaniczyszczonych, a nawet trujących życie energii. Partnerzy osoby z wejściem są “przytruci” wyziewami z wejścia.

Roślinę można zatruć np. rozpuszczalnikiem i będzie wiotczała. Podobnie też i u człowieka: czakramy wiotczeją, zmniejsza się [czasami znacznie] ich wydolność. Nawet jeśli jest wola do działania, to efektów działania nie ma.

Hipnotyzowanie

Osoby z wejściem mają silne możliwości okłamywania. I siebie i otoczenia. O, żeby to było okłamywanie tylko na poziomie „intelektu”, to byłoby jeszcze w miarę do zniesienia. Ale energia obciążenia nazywanego wejściem wspomaga te działania i w efekcie dostajemy mieszankę hipnotyzującą.

Pytanie: Czy mógłbyś rozwinąć wątek hipnotyzowania przez zatrucia od wejścia?
Mam zatrucie sięgające czakry serca i związane z tym zaburzenia psychiczne. Co to znaczy, że zatrucia próbowały włączyć Cię w swoje śnienie?

Odp: Hipnotyzuje nie osoba zatruta energiami z wejścia, ale osoba z wejściem hipnotyzuje i zatruwa osobę sobie bliską. I dlatego osoba zatruta jest „zahipnotyzowana”, inaczej mówiąc „zaśniona” [wg. terminologii Śniącego Ciała, którą rozwinął Arnold Mindell – odsyłam do jego ciekawych książek!]. To Dusza jest tak chorobliwie zachwycona tymi energiami idącymi od wejścia. Dusza jak ta mucha idzie do tego lepu i tam się przykleja do tych energii. Dlaczego? Nie do końca wiem, ale wydaje się, że te energie jej bardzo odpowiadają, odpowiadają jej postawom. I stąd tak Dusza do nich lgnie. Coś jak koń do osoby mającej w ręku jabłko. A Dusza jest jak koń. 🙂

Czy mnie próbowały włączyć w swoje śnienie? Wejścia nie muszą próbować. Są silniejsze od ludzi podobnie jak kr, ale jednak mniej silne od kr. Są silniejsze od ludzi i nie muszą się z nimi mocować, aby ich przygnieść, aby ich omamić. I dlatego w społeczności ludzkiej występują tak wielkie „zaśnienia” jak np. niektóre religie, bądź niektóre ideologie. Na poziomie indywidualnym odbywa się to w zakresie zaśnienia przez „tradycję rodzinną”, bądź „tradycję narodu”, często tradycję tragiczną [np. „Polska Chrystusem narodów”].  Tak więc moja Dusza gdy nie miałem jeszcze takiej świadomości łykała te zaśnienia, te hipnozy jak świeże bułeczki. A ja stałem i przyglądałem się biernie. Miałem bowiem połączenia z siłami białych i wobec nich byłem receptywny.

Zatruwanie w związkach

Jeśli alkoholik [czyli gość z krok. astralnym] mówi z wyrzutem do żony, że  go ogranicza, to może mieć rację. Cierpi raz, że ma krokodylca, który nim rządzi i ledwie poznaje gdzie sam jest, a dwa, że żona obciążona wejściem istotnie podaje mu, oprócz zupy energetyczny śluz tłumiący. Zrozumiałe jest, że żona w ten sposób chce stłumić przemoc i “nadludzkość” symbionta, natomiast to nie jest wyjście z sytuacji. A jak jest, sposób ten jeszcze zwiększa karmę między nimi.

„Wyrażanie” energii istoty wejściującej [ducha wejściującego] uruchomia, wzmaga związek karmiczny, jedynie z drugiego krańca. Jeśli krokodyl jest yang, to wejście jest yin. To jak gasić pożar benzyną. No, może nie benzyną, bo benzyna jest yang. Ale gaszenie pożaru płachtą bawełnianą? Na pozór ogień przykryje, ale zaraz się przepali i wzmoże ogień.

Dlatego też postawa terapeutów wobec alkoholika jest pozbawiona przymusu i kontroli – jak chcesz, to możesz iść pić, daję ci takie prawo, że możesz się zapić na śmierć. Może to nie brzmi super miło, ale dla osoby umęczonej kontrolą to może być pierwszy raz, kiedy się nie nakazuje jej czegoś. Osoby z wejściem rozogniają obciążenie u nosicieli symbionta [krokodyla], ponieważ rozjuszają go. Natomiast w terapii stosowana jest postawa niekontrolująca [w miarę możliwości].

Wejścia wyglądają porządnie, spokojnie, natomiast aktywnie tłumią to, co wychodzi ponad przeciętność, co chce być „poza regułami”, co chce wybić się ponad zasady. To wszystko chce nosiciel. Ale nie tylko. Tłumią równie dobrze „zwykłego człowieka”, nieobciążonego, tylko dlatego, że jest aktywny. I posiadacz wejścia nie jest w stanie owego wejścia skontrolować – mały strumień energii ciągle z tego cieknie i wchodzi każdemu, kto się pojawia w otoczeniu.

Dlatego wejścia są nieobojętne energetycznie dla otoczenia. Jeśli krokodyl zatruwa otoczenie, to i wejście zatruwa. Jakość tej energii jest kiepska, otępiająca, spłycająca, mazista. Można porównać ją do śluzu, zatykającego przepływ energii.

Gdy więc zastanawiasz się, dlaczego nie możesz pójść “do przodu” w życiu, popatrz w dół, może twoje nogi tkwią w bagienku, które wypłynęło z wejścia? Może w twoich czakrach kręci się mnóstwo śluzu tłumiącego, mającego zablokować twoje działania z tego powodu, że ktoś z wejściem ma lęki przed zmianami i nie chce nad nimi pracować?

Stadia zatrucia od wejścia

Osoby poddane działaniu wejścia, duchowi wejściującemu [żyjące w obecności osoby z wejściem] są słabsze życiowo niż przeciętne osoby.

Z moich badań wynika, iż owo zatrucie od wejścia ma przykre manifestacje: „lenistwo”, depresję, niedostosowanie społeczne [bezdomność, bycie „żulem”], aż do skrajnych postaci – choroby psychicznej.

Przyczyna jest prosta: Dusza jest ograniczana, otamowywana w swoich dążeniach, w cięższych przypadkach jest manipulowana. Nic więc dziwnego, że tak atakowanej osobie nie chce się żyć.

Poszukując owych energii zatruwających od wejścia, znalazłem je w najniższych czakrach.

Stadium Z1

Zatruta jest czakra podstawy. Można powiedzieć, że jest to słabsze zatrucie, bo obejmuje tylko jedną czakrę. Energia zatrucia [zatruwana, zatruta] obejmuje czakrę podstawy i wówczas pojawia się depresja, lenistwo, niechęć do życia [oznaczenie Z1].

W stadium Z1 jeszcze władze umysłowe są sprawne, są możliwości relacji, działania, ale nie ma takich chęci do utrzymywania relacji ze światem jak u osoby zdrowej. Czakry działają słabo, wychodzą w badaniu małe, mało jest energii [do działania]. Nazywane to jest depresją kliniczną.

[Nie mylić z postawami depresyjnymi, które można odkrywać na poszczególnych czakrach. Na czakrach postawy depresyjne Duszy zwykle wynikają z osobistego rozczarowania się Duszy/osoby/osobowości, że czegoś w danym obszarze się nie da zrobić/przeżyć i nie jest związane z obcą ingerencją.

Natomiast Z1 na czakrze podstawy jest wynikiem akcji ataku przez siły ducha wejściującego, który działa poprzez osobę z wejściem na osobę ofiary i zatruwana jest jej czakra podstawy.]

Taki ktoś z Z1 zaczyna nie chieć mieć związku z realnością świata [przynajmniej się energetycznie do niej dystansuje].. Może mieć kłopoty finansowe, może nie móc znaleźć pracy [chociaż może szukać], może chodzić na warsztaty motywacyjne i nic. Może się sam próbować „naprostować”, bowiem w stanie Z1 intelekt jest sprawny, a tylko Dusza zwalnia biegu. W takim stanie wiadomo, co zrobić, nawet jak i kiedy, natomiast jak przychodzi co do czego, to … no właśnie.. tego.. nie wychodzi. Dawny autor mówił o Polakach: „lecz im się nie chce chcieć”. Tak dokładnie wygląda depresja Z1.

Jak wynika z moich badań opisywany proces degradacji życia postępuje wraz z intensywnością zatrucia.

Stadium Z2

Zatrute są dwie najniższe czakry: czakra podstawy i czakra bliskości i seksu. Oprócz „niegroźnego” dla środowiska zmnijeszenia osobistych aktywności zaczyna się przejawiać odrealnienie na poziomie relacji z ludźmi. Tłumaczę sobie to tak, że czakra podstawy odpowiada za osobiste znalezienie się w świecie materialnym. I zatrucie jej skutkuje osobistą dysfunkcją odnajdywania się w świecie.
Natomiast czakra druga odpowiada za relacje z ludźmi na poziomie bliskości. A jak jest zatruta, to taki człowiek może mieć od czasu do czasu całkowicie błędne podejście do bliskości z innymi. Może nie być w stanie na dłuższą metę utrzymywać z ludźmi kontakt taki, że można nazwać ich naprawdę bliskimi, czy ukochanymi. Owszem może fizycznie być blisko, ale jakaś blokada, ściana będzie się pojawiać.

Stadium Z3

W przypadkach mocniejszych i dłuższych ataków, wejścia zatruwającą energię wykrywałem w czakrze podstawy, sakralnej [seksu i bliskości] i splotu [Z3].  Jeżeli jest zatruty splot, to zatrute są także i podstawa i druga czakra. Taka zależność się pojawiała w moich badaniach, takie kumulowanie się zatrucia.
Wygląda na to, że wówczas takie zatrucie manifestuje się jako nieprzystosowanie społeczne [duże nieumiejętności w dostosowaniu się do reguł życia w społeczności]. Mogą być fantazje na temat dużej opresyjności społeczeństwa, państwa. Coś więcej niż lekki wariant „teorii spiskowych”. Taki ktoś nie tylko „podejrzewa”, ale jest głęboko przekonany, wraz z wszystkimi potrzebnymi do tego emocjami i uczuciami, że żyje we wrogim świecie.
Następuje dalsze odstąpienie od realności. Taka osoba już zaczyna odchodzić od prawidłowego postrzegania tego, co się wokoło dzieje. Nie potrafi już aż tak dobrze zorganizować się, nie potrafi dostrzec detali w środowisku, gubią się jej. Intelekt jest nadwyrężony. Już nie jest w stanie rozumnie rozmawiać, zaczyna konfabulować, mieć „niegroźne” fantazje.

Stadium Z4

Gdy energia zatrucia obejmuje czakry dolne razem z czakrą serca [ozn. Z4], efektem wydaje się być choroba psychiczna [np. schizofrenia]. Funkcje psychiki są tak mocno naruszone, że realność nie jest rozpatrywana jako coś obowiązującego. Osoba taka żyje w swojej realności, Dusza prawie zupełnie nie chce współpracować z realnością. Owszem, mogą to być przyjazne osoby, natomiast mało umiejące w ogóle się odnaleźć w świecie. W cięższych przypadkach stosuje się prawne ubezwłasnowolnienie, ponieważ taki ktoś może zagrażać otoczeniu.

Skala zatrucia jest jak widać szeroka, ale jest zdumiewająco logiczna i spójna – oparta na postępującej dysfunkcji. Zatrucie od wejścia jest najbardziej destrukcyjnym obciążeniem duchowym, jakie udało mi się znaleźć i opisać. To są jakby powiedzieć „ofiary ofiar”.

Co zrobić z zatruciem od wejścia?

Czy zatrucie ustępuje z czasem? Nie sądzę, podobnie jak pogryzienie też nie ustępuje.

Oczywiście wraz z zatruciem może występować inne obciążenie: np. pogryzienie bądź krokodyl, albo też samo wejście.

Osoby mające krokodyla wraz z zatruciem, dzięki krokodylowi mają możliwość działania [a więc w większości jest to działanie zaburzone, nie z siebie]. Funkcjonują lepiej, niż te, które mają jedynie zatrucie, bowiem kr. wspiera nosiciela na swoje sposoby.

Pytanie: „Jak walczyć z wejsciem?”

    Zarówno wejścia jak i pogryzienie mogą być efektami wtórnymi do intencji człowieka, bo nikomu się nic nie dzieje bez jego postawy wewnętrznej, osobistej.

    Ja nie jestem specjalistą od chorób psychicznych, natomiast co widzę u osób chorych psychicznie to jednak bardzo silna cecha: brak dystansu do siebie.

    Osoby chore psychicznie najczęściej są przyspawane do swojej wizji świata, do swojej postawy. Jak to się mówi: nic im nie można powiedzieć. Bo wchodząc w stan odrealniony właśnie uciekli przed agresywnym światem w obszar, gdzie jest im dobrze. [dlatego też tak trudno ich „przywrócić do świata”.

    Nie mają tego, co normalny człowiek: refleksji wobec siebie, dystansu wobec siebie z pozycji świadomego ja. Świadome ja nakierowane jest na wybraną wizję [„poddaję się własnej Duszy”] i decyzja osoby [Duszy] jest taka, aby jej nie zmieniać. Jak to mówią: jest tak jak myślisz że jest.

Domyślam się, że niższe stadia zatrucia niż choroba psychiczna, czyli Z1-Z3 moga działać na tym samym mechanizmie, ale być odpowiednio słabsze. Bo i słabsze rezultaty wywołują.

    Zatrucie energetycznie można leczyć poprzez modlitwę wstawienniczą do Wyższych Jaźni. Ale jak Dusza jest przekonana, że powinna się poddawać atakom i zgadzać się na zatruwanie swojej czakry, to tak będzie.

    Jest ileś sposobów aby pracować z Duszą. Można analizować jej obciążenia wahadłem, dochodzić do przyczyn Można oczyszczać energetycznie modlitwą wstawienniczą. Jest ileś metod na rozmowy i prace z Duszą [np. ustawienia hellingerowskie]

    Dopóki masz przekonanie, że „zatrucie jest złe, przeszkadza mi/komuś żyć, przeszkadza mi żyć z tą osobą i to jest najważniejsze dla mnei”, „z zatruciem trzeba walczyć”, to nie uznajesz, nie akceptujesz przyczyn, dla których zatrucie się pojawiło.

    I – niestety – mimo usilnych prób nie masz dostępu do działających sposobów na długotrwałe uleczenie.

    To jest paradoks, aby móc cokolwiek z tym zrobić, trzeba to ‚przytulić”, a nie odrzucać.

    To tak jak z jakąś osobą, gdy ją będziesz oceniać i krytykować, to nie masz szansy na jej większą szczerość i stanie po twojej stronie.

Pytanie:
„Jak walczyć z wejsciem?”

Odpowiedź:
„Po pierwsze nie walczyć,
po drugie zaakceptować,
po trzecie szukać przyczyn”

Ofiary zatrucia od wejścia

Badania prowadziłem na poniższych zdjęciach osób z depresją, bezdomnych, uzależnionych i chorych psychicznie z Azji {Afganistan}, Europy i Am. Płn. [o ile się dało taki opis znaleźć we Flickerze, stamtąd zresztą pochodzą kopie – dodane są linki do oryginałów]. Pod zdjęciem jest napisane, jakie obciążenie zostało wykryte przeze mnie, w drugiej linii opisu, jeśli ona jest, napisane jest to, co wywahał Czarek.

31

uzależniony chłopiec: mały kr. astr, zatrucie od wejścia Z2

32

uzależniony mężczyzna: duży kr. astralny + Z1

33

uzależniony mężczyzna: duży kr. astralny, duże Z1

34

uzależniony mężczyzna: duży kr. astralny, bardzo duże Z1

35

uzależniony mężczyzna: duży kr. astralny, duże Z1

36

uzależniony mężczyzna: mały kr. astralny [mniejsze umiejętności radzenia sobie od poprzednich 32-35], bardzo duże Z1, jest też Z2 [częściowo zdegradowana inteligencja].

37

uzależniony mężczyzna w trakcie leczenia Metadonem: duży kr. astralny, bardzo duże Z1

38

uzależniony mężczyzna w trakcie leczenia Metadonem: średni kr. astralny, Z1

39

New York

http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/2713041138/
zatrucie* + pogr astr [czyli podwójna ofiara: i kro. i wejścia]

zatr* + pogr astr

40

http://www.flickr.com/photos/louiselindsay/4222343597/
zatr*
zatr + pogr et

41


http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/2713035874/
zatr*
zatr*


42


http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/2731495020/in/photostream/
zatrucie Z1 + wejscie, większe czakry – bo i większa aktywność

zatr+wejście


43


http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/2714698446/in/photostream/
zatr*

zatr + kr. astr

44


http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/4251614451/in/set-72157614389128938/
zatr* + mały kr. mentalny [widoczny błysk intelektu w oku, lecz nie trzeźwy, a od krokod.]

zatr*+mały kr. mentalny

45


http://www.flickr.com/photos/drozner/2715055835/in/pool-30976950@N00/
zatr Z1

zatr

46


http://www.flickr.com/photos/hernanhernandez/261502971/in/pool-30976950@N00/
zatr Z1
zatr

47


http://www.flickr.com/photos/robinryan/2722983957/in/pool-30976950@N00/
zatr do splotu Z3 – duże odrealnienie, funkcjonuje jak „święty szaleniec” odrębnie od społeczeństwa

tak

48


http://www.flickr.com/photos/soc_justice/2724218478/in/pool-30976950@N00/
zatr do 2 czakry [duże Z1 małe Z2]
tak

49


http://www.flickr.com/photos/22000114@N05/2735699373/in/pool-30976950@N00/
zatr* nieco sięga do serca Z4, duży kr. astralny [stąd uśmiech] Ten człowiek żyje na poziomie choroby psychicznej a jednocześnie jest energetycznie mocny [kr.].

tak

50


http://www.flickr.com/photos/carlinjoe/2740170690/in/pool-30976950@N00/
zatr sięga do splotu, mały kr astr. [pan z Francji]

zatr do splotu, u mnie wyszedł kr. mentalny

Pan się z nami żegna, więc i my się z nim też żegnamy.

Co ciekawe – bezdomni w USA nie mają zwykle krokodyli, a w Europie już mają.

Temat zatruć od wejść jest dopięciem moich badań, czwartą ćwiartką obciążeń. Pierwsza i druga to krok. i wejścia – atakujące, chociaż na różne sposoby. Trzecia i czwarta to ich ofiary: zatrucia i pogryzienia.

Trzeba rozróżnić ofiary zatruć od ofiar krokodyli [tutaj są opisane pogryzienia od krokodyli].
Ofiary krok. mają trudności w życiu, ale nie mają tak totalnych spadków napędu do życia, charakterystycznych dla zatruć.

W ten sposób zamykam dla siebie pewien rozdział. Wszechświat dokonał nauczenia mnie czegoś do końca. Kiedyś bardzo mocno w przestrzeń podawałem pytanie, jak świat jest skonstruowany [w sensie energii], jaki jest sens tych tak wielu nieracjonalnych działań ludzkich, czy jest w tym jakaś zasada? No i po iluś latach mogę powiedzieć, że odpowiedzi, jakie dostawałem ułożyły się w spójną całość.

//

219 komentarzy do “Ofiary Zatruć od Wejść [depresja, brak pieniędzy]

  1. Weronika Torun

    Może być też Weronika; imię z bierzmowania, więc też moje, choć nie dowodowe 🙂

    „Po prostu DUsza ma tak mocną wizję, że ci „oni” mają prawo mieszać w naszym życiu jak łyżką w garku.” A to ciekawe spostrzeżenie. Od tej strony na to nie patrzyłam. Zaprzestanie pragnienia wpływu i chęci kontrolowania jest pewnie mocno uwalniające i dla ciała i dla psychiki. Hmm… czy zdarzyło się żeby pan Henryk nic nie odpisał?

    Odpowiedz
  2. Emali

    Iwon Na
    „Wpływ jest to rodzaj siły, presji wywieranej (na inne osoby, na Dusze) w celu osiągnięcia swoich celów.”
    „To co pozostaje po zrezygnowaniu z chęci posiadania na coś wpływu i osiągnięcia konkretnego celu? Jedynie płynąc z Tao…? Czyli” „jak Bóg da to będzie, a jak nie to nie?”

    Chciałabym tutaj coś dodać.
    Wpływ na innych jest zawsze. Taki czy inny ale zawsze jest. Wpływ jednej Istoty na drugą to prawo kosmiczne. Wpływ nie zawsze jest presją. Wpływem może być nawet uśmiech.

    Natomiast rozumiem , że tutaj bardziej chodzi o manipulacje podświadome lub świadome , które mają doprowadzić do realizacji jakiegoś planu. Manipulacje na inne Istoty. Wymuszanie. A to już inna historia.

    Wpływ na swoje własne życie jest jak najbardziej pożądany. Oczywiście można całkowicie niczego nie chcieć, ale wtedy dostaniemy to co nam Wszechświat da.
    Ale też można pomarzyć, można mieć wizje, można poprosić , można mieć cel. Wtedy jest to uwzględnione jako wolna wola Istoty. I z tego co wiem Przestrzeń wręcz chce być stymulowana do spełniania życzeń. Oczywiście jeżeli będą dostępne odpowiednie algorytmy.

    Odpowiedz
    1. Andrzej Autor wpisu

      chyba mi chodzilo o coś podobnego do niewtrącania się w życie osoby narcystycznej (ew. bez Ducha).
      Tak jak opisane w tym filmie:

      Odpowiedz
  3. Weronika Torun

    Dziękuję za obszerną odpowiedź 🙂 Nie Weronika, tak mam ustawione konto Google. Jestem Joanna. Hm… miałam już wcześniej robioną analizę czakr i ciał subtelnych ale w opisie nie było nic o posiadaniu kr. Może dlatego że analiza była bardziej pod temat zablokowanych pieniędzy; ale wyszedł zewnętrzny wpływ, zewnętrzna ingerencja. Wyszły naciski i ataki na ciała subtelne, a sama dusza zgnębiona, zrezygnowana. Czytając zapis rozmowy z duszą uderzyło mnie jak bardzo wierzy, że jest słaba, a wszystko wokół ma więcej siły od niej. Choć w analizie wyszły mocne energie, pełno energii, silne i ładne ciała. Patrząc szerzej, pewnie jest sporo „za uszami”. Niemniej, przykre to jest. Choć inaczej teraz na to wszystko patrzę.

    Ma Pan sporo racji z tą chęcią wpływu. Analizując rozmowę z Duszą, to by się zgadzało.
    „Takie energie wpływu występują nierzadko z powodu chęci obronienia się przed czyimiś atakami.
    „Jak będę mieć wpływ na tamtą osobę, to będę chroniona od jej ataków energetycznych” -taka może być podświadoma postawa..
    To jest temat dla mnie do wewnętrznej pracy. Czy analizy i oczyszczenia u Pana Henryka są aktualne? Bo z ciekawości weszłam na stronę, a tam jest data 2014 rok.

    Odpowiedz
    1. Andrzej Autor wpisu

      Joanna
      proponuję zmienić ustawienie imienia.
      No chyba, że Duszy się ta Weronika podoba, ale wtedy trzeba sie liczyć, że ktoś się odezwie do Weroniki 🙂

      Tak to jest, i to może jest symptomatyczne, że jakby nie swoje konto masz,
      jak się odzywasz, to nie idzie to na twoje konto, a może na konto Duszy.
      Może to idzie o to, że pracujesz jakby na życie Duszy (tak symbolicznie).

      To jest chyba bardzo powszechna przypadłość, ponieważ to Dusze tu biorą i przewodzą ludziom i decydują,
      a że są z reguły silniejsze od Osobowości, to „można sobie chcieć” mieć inny los, niż Dusza chce.

      Aż do momentu przebudzenia duchowego, przebudzenia Świadomej Jaźni, która widzi i czuje, że ma do czynienia z jakimś autopilotem, który wiedzie gdzieś na jakąś dziwną (niechcianą) stronę.

      To pragnienie wpływu, kontroli jest dość powszechne. I mało ludzi „wierzy” czy też wie o tym, że tworzymy nasz los z pomocą wizji.
      A jak nasza Dusza ma silniejsze wizje niż Osobowość, niż Świadome Ja – to Dusza robi co chce.
      Tu akurat jest taka wizja, że jeśliby się udało zmienić innych ludzi, to się „wreszcie poprawi”. To jest typowa zagrywka ciemnych stron.
      Można pokazać, że np. wojny są właśnie takim zmienianiem na siłę kogoś, kto zagraża.
      I to skutkuje, i byłoby to świetnym rozwiązniem takie spacyfikowanie kogoś..
      jeśliby tylko nie przynosiło efektów karmicznych – tzn. tamta strona z powodu agresji czuje, że chce oddać i zawiązuje się związek karmiczny między Duszami (a też nawet między narodami, jak są w sporze).

      Uwalnianie się od takiego sporu, od pragnień „wyrównania” („ja ci jeszcze pokażę kiedyś, nie teraz, bo teraz jestem bezsilny/a, ale w przyszłości”).
      Uwolnienie się od tego jest możliwe, ale nie jest to aż tak proste.
      Wymaga świadomego dojścia do dawnych postaw karmicznych, do dawnych intencji karmicznych (co moja Dusza miała niegdyś przeciwko tamtym osobom, za co chciała się mścić, czemu nadal chce być do tych osób przyssana?). Jak to się uwolni, uzdrowi, oczyści – to są nadzieje na lepsze życie.

      ..
      Gdy Dusza czuje się zagrożona, a najprostszy sposób, to sposób działania zewnętrznego: jak oni się zmienią to ja będę bezpieczna, wolna, swobodna.
      Co gorsza – często to działa: jeśli oni się nie zmieniają, to ja (Dusza) nadal jestem podporządkowana.

      Ale to nie zaprzecza prawu kreacji przez wizje. Po prostu DUsza ma tak mocną wizję, że ci „oni” mają prawo mieszać w naszym życiu jak łyżką w garku.

      I teraz jak siebie uwolnić od nich? Jednym z kroków, elementów jest zaprzestanie pragnienia wpływu („czuję się na tyle bezpiecznie, że nie muszę kontrolować tamtych osób”).

      ..
      Henryk robi analizy nadal, powiem mu, żeby datę zmienił, bo trzeba iść zgodnie z czasem. Może napisać: Since 2014.
      To będzie przynajmniej robić wrażenie! Już tyle lat z sukcesem p. Henryk działa w analizach i oczyszczeniach.
      Proszę się do niego odezwać i pytać o wszystko co potrzeba.

      Odpowiedz
  4. Weronika Torun

    Panie Andrzeju, dziękuję za tekst. Od wielu miesięcy szukałam odpowiedzi co dzieje się ze mną i wokół mnie. Regularne stany zniechęcenia, przygnębieniowo-depresyjne, niechęć do życia. Zauważyłam, że nie daję rady utrzymać na dłużej radości, lekkości, chęci do działania, życia. A temat pieniędzy to droga krzyżowa. Plus ciągłe wrażenie, że jest jakaś nierównowaga sił, że pod powierzchnią dzieje się coś czego nie widzę, że coś mi umyka. Jeszcze raz dziękuję za obszerne informacje. I z tego tekstu i z innych. Zaczynam patrzeć na wszystko z innej strony.
    Mam pytania, może naiwne bo nie siedzę jakoś głęboko w tematach duchowości, ale czy można „odziedziczyć” wejście/kr po zmarłym rodzicu? Co dzieje się z tym czymś po śmierci rodzica? Tato miał „łatwość” uzależniania się (alkohol / papierosy i nie tylko) więc zakładam kr. Czy symbiont „z automatu przechodzi” na dziecko po śmierci rodzica? Czy musi być zgoda duszy dziecka? Pewnie mama dla przeciwwagi ma wejście. Czy to czyni mnie osobą podświadomie zaprogramowaną / pokodowaną na uległość na bycie gryzioną przez kr oraz na przyjmowanie energii z wejść?
    Czy można „odspawać” moją Duszę od Duszy mamy albo odseparować wpływ energetyczny energii mamy, a chyba bardziej wpływ tego ducha wejściującego na mnie? To jest w ogóle realne?

    Odpowiedz
    1. Andrzej Autor wpisu

      Pani Weroniko!

      Dobrze, że Pani nie zanudziłem :0 Bo zawsze się obawiam, że zbyt dużo piszę.
      Ale niekiedy potrzeba, ta wiedza nie jest jakby powszechnie dostępna.
      O zatruciach od wejścia to nie wiem, czy gdzieś indziej czytałem.

      A są jednak dosyć powszechne. Jak komuś się nie chce żyć, bo go bliska osoba ‚przytruwa” swoimi energiami z białej strony. To jednak jest w Polsce dosyć częsty obrazek – kilka osób żyje w jednym gospodarstwie domowym, gdzie mama „prowadzi dom”, sama ma poczucie, że musi „wszystko skontrolować, wszystko doglądnąć”, a też i dość często „tylko ona sama zrobi to najlepiej”.
      To są ewidentne postawy z białej strony u takiej Matki-Polki.

      Taka pani może wyglądać „nieszkodliwie”, acz.. w energiach to jednak nazywana jest pieszczotliwie tą Matką-Polką, czyli jest odniesienie do energii yin, acz do nieczystych energii yin. Wiele, wiele osób nieświadomie a bardzo celnie umie wskazać takie panie, które mają poczucie, że tylko one mają rację, że to na ich barkach cały świat jest ustawiony i to one cierpią za wszystkich wokoło. Nawet jak nie mówią o tym, to tak w podświadomości u nich to wygląda.

      Białe nieczyste siły duchowe aż zacierają ręce na taką współpracowniczkę!
      Dają jej ile chce tych ciężkich, przytruwających, zatruwających życie otoczeniu energii.
      A ona – w swoim ciężkim życiu, no czymże może się wesprzeć, jak nie tymi pełnymi oskarżeń energiami?

      Druga strona w takim domu powoli zdycha. Tak jak w przypadku niemal każdej substancji toksycznej, tak i tutaj „im więcej, tym gorzej” się taki człowiek czuje.
      I to nawet jeśli w dobrej wierze tamta strona daje (np. pierogów, placków ziemniczanych, zupy itd.).

      A ta druga strona bierze i też w dobrej wierze.
      I nawet można się oskarżać, bo przecież „dlaczego ja się tak burzę, jeśli dostaję coś dobrego na talerzu???”. Jednakże odczucie wewnętrzne nie kłamie.

      I z takich zatruć można i warto się oczyszczać. I warto, na ile można – odejść z takiego domu. Sęk w tym, że właśnie karmicznie taka osoba przyciąga do siebie te Dusze, które „chcą” dostać w kość w ten sposób. Karmicznie tu rodzą się dzieci (niemowlęcia) z Duszami, które już od poczęcia chciały się dostać w obręb takiej osoby właśnie rażącej bialymi energiami.

      Czy można zaś odziedziczyć coś po zmarłym? Symbionta? Ale nie tylko to, bo i wejście, ale też i postawy ofiary od symbiontów (pogryzienia), albo postaw ofiary od wejść (zatrucia).

      Hellinger i praktycy terapii karmy pokoleniowej by powiedzieli, że Dusza może być zapatrzona w osobę z krok. Może Dusza chce „być wierna” ojcu, czy matce, bo uważa, że ten sposób działania rodzica właśnie ma największy sens i w oczach Duszy najlepiej się sprawdza (dla jakichś celów, w jakichś okolicznościach).

      Tu warto wspomnieć o rodzinach alkoholowych (alkoholik stoi po stronie ciemnej, ma symbionta).
      Żona alkoholika (zwykle jest to żona) stoi po ciemnej, jest oburzona ale i bezsilna wobec działań męża.

      A co z dziećmi? Jaką stronę zajmą dzieci?

      Ja tu zauważyłem trzy możliwości profli u dzieci alkoholików.
      Tu jest opis
      (oczywiście jest to skrajny przypadek, istnieje całe spektrum intensywności takich postaw):

      a) Dziecko ma profil uzależnieniowy i idzie ku ciemnym (wzorcom, energiom, symbiontom). W zależności od siły z którą dziecko ciągnie ku temu, na tyle się obciąża. W ten sposób pokazuje, że jego Dusza przyszła tu, aby skopiować postawy, postępowanie rodzica uzależnionego.
      Zwykle dzieli z uzależnionym niechęć do „zatruwania życia” przez drugiego rodzica.
      I jest „dziobane”, zalewane białymi trującymi pomyjami tak jak alkoholik.
      Gdy dorośnie, to zwykle jest po ciemnej stronie, ma ciemne wzorce albo bywa alkoholikiem.
      Często jest to osoba zaradna, i nie otyła, wręcz czasami zbyt szczupła.
      Uzależnienia wspierają też metabolizm.

      b) Dziecko ma profil współuzależniony i zawiera sztamę z osobą z białej strony (najczęściej z matką). I narzeka na tego alkoholika, i pomstuje (przynajmniej w myślach). Wydaje się sobie, że „tak bardzo ma rację”, jest oburzone „jak tak można się zachowywać” – oburzone podobnie do matki.
      Pokazuje że Dusza chciała stanąć po białej stronie.
      W życiu dostaje strzały pogryzienia od krokodyli, gdyż je prowokuje, nie zgadza się z taką prostą a ciemną postawą wolnościową.
      Gdy dorośnie, a niechętnie to robi, to samo wchodzi w szyny postaw białej strony.
      Często jest to osoba niezaradna i otyła.

      c) Trzeci typ, trzecia możliwość.
      Łączy w sobie dwie powyższe możliwości, obciążenia się kumulują, ale nie znoszą, tylko dodają.
      Taka osoba może mieć i ciemne postawy w jednych i białe postawy w innych obszarach.
      Jej Dusza jest bowiem „wierna” jednemu i drugiemu rodzicowi.
      Jest to często osoba dość potężna, i bywa zaradna w pewnych obszarach. W innych jest bezradna jak dziecko.
      Taka osoba jest jak dla mnie typowym DDA (Dorosłym Dzieckiem Alkoholika), w odróżnieniu od a) i b).
      W obszarze energii potrafi być super-ofiarą, czyli zbierać cięgi zarówno od osób z kr. jak i być poddaną i zalewana trującymi energiami od białych. W sumie najgorzej sobie radzi z wszystkich trzech typów.
      Jednakże zwykle są to osoby najbardziej duchowo rozwinięte, ponieważ ich Dusze (często starsze niż inne) już mają dużo karmy i różnego typu. Więc gdzieś trzeba się wcielić, aby taką karmę sobie uruchomić.., doznać skutków karmicznych tych błędnych postaw takiej starszej Duszy.

      Tak więc trochę trudno mówić o „zgodzie Duszy”, a raczej można mówić o pragnieniu Duszy, aby pójść taką a nie inną drogą. Zupełnie dla Duszy wiadomą i zrozumiałą, acz.. zupełnie głupią z punktu widzenia czlowieka, bo jakże tak się samej pchać w jakieś krzaczory, widząc co się święci?
      Ale Dusza nie zważa, ona właśnie chce. Dla niej ciało fizyczne i eteryczne nie stanowi kłopotu, że się troche popsują, lub że człowiek ma bardzo kiepski los.. To już zmartwienie Osobowości, czy Świadomej Jaźni.

      Czy można się odspawać od takich rodziców?
      Bardzo jest to trudne, jeśli obciążenia dziecka są znaczne.
      Dusza często nie chce żyć zgodnie z ustaleniami Osobowości, czy nawet Świadomej Jaźni.
      Tylko w lżejszych przypadkach człowiek ma niewielkie zależności i nie za bardzo podlega rodzicom.
      Proszę pamiętać, że łącze jest silne – jest to ciało z ciała, więc wibracje się roznoszą łatwo.
      A Dusze przecież nie przez przypadek tu są.
      Karma wielowcieleniowa często jest taka, że było ileś wcześniejszych wcieleń, w których te Dusze dawały sobie mocno do wiwatu w innych kombinacjach relacyjnych. A teraz – chcą to wyrównać!

      To dlaczego by miały się od siebie nagle odczepić? Dlatego, że jakaś Osobowość tego chce?

      Tu widać jak istotne są terapie na poziomie Dusz, terapie zwykle sięgające i oczyszczające dawne relacje i obecne w perspektywie dawnych.
      Zwykle jest co robić, zwłaszcza w takich karmicznych krajach jak Polska.

      „Sprzedam” za darmo dobry pomysł terapeutyczny dla Duszy.
      z cyklu, aby podawać Duszy odpowiednio wysokie argumenty duchowe []

      Argument jest prosty: wewnętrzna próba zrezygnowania z wywierania wpływu.
      Wpływ jest to rodzaj siły, presji wywieranej (na inne osoby, na Dusze) w celu osiągnięcia swoich celów.

      Jeśli chcemy przestać mieć wpływ na kogoś (w tym także na jego Duszę i na jego obciążenia),
      to otwieramy zaciśnięte energie (nasze energie) osadzone na tej sprawie, na tej osobie (można mieć wgląd, pokazujący jak to wygląda w praktyce, w energiach).
      Jednocześnie w nas samych także przestajemy mieć takie napięcie, gdyż zwykle aby mieć wpływ na kogoś, to i w sobie tworzymy zaciśnięcie.

      Zaprzestanie wywierania wpływu nie oznacza, że w ogóle odchodzimy od kogoś, czy że już nie mamy z nim relacji.
      Nadal możemy mieć, a nawet taka relacja może być zdrowsza, ponieważ by była pozbawiona presji z naszej strony.
      Często subtelnej presji, acz.. raczej wyraźnej.

      Drugi plus to to, że my sami nie musimy się wysilać i wydatkowywać energię na utrzymywanie tego wpływu (tej presji).
      To bowiem coś kosztuje, a co najmniej jest to wysilanie się na wewnętrzne napinanie się.
      Gdy rezygnujemy z napinania się w celu wywierania wpływu – to daje w nas większe rozluźnienie i zyskujemy więcej siły, spokojnej energii i przestrzeni dla siebie.

      Buddyści Dzogczen robią praktyki polegające na przywracaniu poczucia przestrzeni, przestrzenności w sobie, w swojej aurze, w swoim polu.
      Mówią o potrzebie rozluźnienia, relaksu, także w energiach. I bardzo słusznie.

      Jednak – jak to buddyści – nic nie mówią zwykle o tym, że za tym,
      czym jest zaciśnięcie energii, czym jest przestrzenność
      – stoją konkretne nasze osobiste postawy, (w tym i postawy Duszy).

      Jeśli ma się coś zmienić, to wg. buddystów ma to się zmienić z powodu naszej „mechanicznej” interwencji zmieniając coś świadomością.

      Jest to w jakiś sposób delikatna, subtelna forma manipulacji. Takie duchowe „przekręcenie się”, jak przekręca się klucz w zamku.

      Już uczniowie Arnolda Mindella działają o wiele inaczej, podążają za procesem.

      Próbują nie tyle „przemodelować zajwisko” (jak w manipulatywnym NLP),
      co porozmawiać z nim, nawiązać kontakt, czy wręcz relację.

      W tym kierunku idzie postawa „ja rezygnuję z wywierania wpływu na ludzi, zwłaszcza na tych, do których coś mam, którzy mnie denerwują, atakują, zalewają czymś, jakimiś energiami, których nie chcę”..

      Można w tym procesie też rozmawiać z własną Duszą dlaczego dotąd chciała mieć wpływ na tamtych ludzi.

      Powiedzieć, że to może tamtym ludziom nasza presja wypływu robi coś przykrego?,
      może daje im jakiś dyskomfort?,
      a nawet przysparzać cierpienia.

      Takie energie wpływu występują nierzadko z powodu chęci obronienia się przed czyimiś atakami.

      „Jak będę mieć wpływ na tamtą osobę, to będę chroniona od jej ataków energetycznych” -taka może być podświadoma postawa..

      Może to wspierać wzajemne niechęci czy też i jakieś rodzaje konfliktu.
      A my nie chcemy konfliktu, my chcemy rozwijać przyjazną, serdeczną znajomość.
      Albo rozejście się..

      Argument o serdeczności Dusze zwykle przyjmują. Rzadko która Dusza realnie chce komuś robić krzywdę.
      A jeśli nawet chce, to zwykle z powodu bezsilności, z powodu tego, że nie wie, co zrobić.
      Jeśli umiemy pokierować Duszę na pozytywne tory, to ona jest w stanie za nami pójść, za naszą inspiracją, sugestią.
      Oczywiście może chcieć przy tym powiedzieć coś od siebie, np. o własnym zgromadzonym bólu.
      Ale to już jest kwestia na terapię.

      Odpowiedz
    2. Iwon Na

      Panie Andrzeju,

      „Wpływ jest to rodzaj siły, presji wywieranej (na inne osoby, na Dusze) w celu osiągnięcia swoich celów.

      Jeśli chcemy przestać mieć wpływ na kogoś (w tym także na jego Duszę i na jego obciążenia),
      to otwieramy zaciśnięte energie (nasze energie) osadzone na tej sprawie, na tej osobie (można mieć wgląd, pokazujący jak to wygląda w praktyce, w energiach).
      Jednocześnie w nas samych także przestajemy mieć takie napięcie, gdyż zwykle aby mieć wpływ na kogoś, to i w sobie tworzymy zaciśnięcie.”

      To co pozostaje po zrezygnowaniu z chęci posiadania na coś wpływu i osiągnięcia konkretnego celu? Jedynie płynąc z Tao…? Czyli” „jak Bóg da to będzie, a jak nie to nie?”
      Czy człowiek może osiągać w życiu i zatrzymyć przez jakiś czas (może nawet i przez krótką chwilę) tylko to, co Tao przyniesie? A swoją drogą, dziś ceni się tylko ludzi tzw. wpływowych. Stawia się ich za wzór do naśladownia. Mało – presjuje się innych (już od najmłodszych, szkolnych lat), by byli wpływowi, natarczywi, nadmiernie aktywni, by wpływali na kształt własnego życia, właśnie stosując napięcie. A ludzi prostolinijnych, bez napięć raczej się depta i pomija w szerokim tego słowa znaczeniu…..

      Odpowiedz
      1. Andrzej Autor wpisu

        Iwon Na

        Można oczywiście mieć swoje cele, działać,
        jeśli ktoś „stoi na drodze, to można pytać: „czy jesteś skłonny się przesunąć, czy zechciałabyś ustąpić w tym lub tamtym”.

        Jednakże to może być powiedziane bez wewnętrznej presji typu „ja muszę go/ją zmienić, to ja chcę, aby on/ona się usunęła, bo mi on/ona przeszkadza! Niech sie posunie!” – te presyjne postawy są jak najbardziej z Duszy.

        Bo to, że ktoś stoi nam na drodze, (i jeszcze jak silnie stoi), to zwykle jest z powodu karmicznego Duszy.
        To Dusze mają przekonanie, że „do tamtego celu droga wiedzie przez pokonanie takich a takich ludzi i kłopotliwych sytuacji”.
        I bardzo często dla Duszy jest to zbyt dużo, co skutkuje tym, że nie chcemy się z tym mierzyć.
        Działa to zwłaszcza dla osób ze starszymi Duszami,
        dla osób, dla których dorosnąć do własnych decyzji jest czasami bardzo trudno, bo ich DUsze są bardzo duże i silne.
        Jak przemóc własną Duszę?

        Uważam, że nie trzeba – to raczej nadaje się na terapię, na oczyszczanie postaw u Duszy.
        A nie że mamy dodatkowo jeszcze tak wielką i starą DUszę przepychać w inne miejsce.

        Uważam, że wyjściem działającym jest podejmowanie działań lekko i bez napięcia (także i bez presji), zgodnie z pozytywnym „slajdem” (czyli wizją – wg Transerfingu). Wtedy Wszechświat nam sprzyja. A to nie jest próba „przepychania” żadnych osób, czy też sytuacji.

        Samo twoje pytanie sugeruje, jakbyś nie brała pod uwagę możliwości podejścia do drugiego człowieka bez presji?
        A może to nie twoje pytanie, a to twoja Dusza zadała to pytanie,
        a ty tylko je przekazałaś?

        Bo możesz czuć, że Dusza właśnie widzi tylko te dwie alternatywy:
        1. presjować
        2. nie presjować i w ogóle nie robić nic.

        Tak jakby w wyobrażeniu Duszy nie istniały inne efektywne sposoby działania, jak tylko presyjne?

        A przecież istnieją. Dusza jednak może nie wierzyć, że cokolwiek innego zadziała jak tylko presja.
        Brak presji może dla niej równać się zaprzestaniu działań, rezygnacji z efektów..

        No i teraz – to odkłamywanie, jak piszesz – „nauk” zaliczanych od najmłodszych lat.

        Dzisiaj szedłem ulicą, chodnik jakoś był bez śniegu. Córeczka mówi do mamy:

        – mama, jak to zostało odśnieżone?
        – to przez sól
        – a mnie się wydaje, że to zrobione zostało.. (ale dziecko nie dokończyło zdania, bo mama zaczęła mówić..)
        – nie kochanie, to sól tak zrobiła.

        Córka nawet nie miała szansy powiedzieć co JEJ się wydaje, została „zgaszona” przez presję matki.
        Matki Dusza w ogóle nie bierze pod uwagę, że jej córce może się wydawać cokolwiek innego niż jej samej.
        No i jak taka mała dziewczynka może rozwijać w sobie poczucie własnej wartości, jak jest niszczona od dzieciństwa.
        I dodatkowo mama ma pełne przekonanie, że „ja przecież tak kocham moją córcię! Przecież mówię jej, że ją kocham!”

        Istotnie, pani użyła slowo „kochanie”, jak najbardziej.
        Ale co to warte jest to słowo, jak razem z nim idzie bezwzględna presja?
        Brak wrażliwości..
        Gdzie jest ta miłość?

        Ja bym powiedział żeby ta pani się sama nakarmiłą taką miłością.
        I chyba bym miał rację, ponieważ ta mama sama mogła mieć w swoim życiu odpowiedni „dryl” w którym ona też była ćwiczona i mówione było jej co to jest „miłość”. I teraz to próbuje dalej przekazywać.
        Może wręcz odpowiadać córeczce w ten sposób, ponieważ sama się boi utracić pozycji osoby wiedzącej, silnej.

        A kto się boi utracić pozycji osoby silnej, to niestety nie jest silny.
        Tylko osoba realnie mocna wewnętrznie jest w stanie przyjmować argumenty, a co najmniej „pozwalać” drugiej stronie na to, żeby miała własne zdanie.
        Tu ta pani nie była (w pierwszym odruchu) w stanie pozwolić córce zaistnieć.

        I to niestety może być cząstką większej postawy u tej pani, nie tylko w tym momencie. Po prostu córka ma dominującą, czy też poniżającą mamę. I takie dzieciństwo nie należy do przyjemnych.. Jeśli nie przejdzie sama na stronę „tych bezwzględnych”, to pewnie będzie czuła upokorzenie z dzieciństwa.
        i potrzeba będzie oczyszczającej terapii.

        Nie ma co winić tych poszczególnych agresywnych osób.
        Taką mamy rzeczywistość, w takim właśnie świecie żyjemy. Totalnie zakłamanym, gdzie ogłupione do szczętu Dusze wywierają presje na nas i na slabsze jednostki.
        Przykro mi to pisać, ale jakbym napisał inaczej, to bym oszukiwał.

        Epoka Wodnika (i Human Design) mówią, że jest w tym świecie możliwość przetrwania a nawet oczyszczania siebie, swoich intencji, swojej Duszy, przeszlości, karmy i w ogóle jest możliwy jest rozwój duchowy.
        Tyle tylko, że nie możliwe jest to na skalę dużą, społeczną. Wodnik nie jest społecznikiem, takim jak były Ryby.

        Wodnik jest przyjacielem, w relacji jeden do jednego.
        W tej epoce jest możliwy postęp, oczyszczenie, dochodzenie do prawdy osobistej, itd. ale tylko na skalę pojedynczej osoby.

        I nie liczy się to, co jest z ambon czy zza pulpitów profesorskich jest mówione, a to, co realnie ma wartość. Czyli bardzo często liczy się przekaz bardzo heretycki wobec głównego nurtu. I do tej heretyckości Wodnika warto się przyzwyczaić. I umieć się w niej odnajdywać. I nie myśleć, że jest to coś „nie tak”. Bo właśnie jest to zgodne z duchem czasu.

        Możemy oczywiście mieć kupę przykrych odczuć z tym związanych,
        np. rozczarowania typu „a mnie inaczej uczono w szkole”
        „a mnie mama inaczej mówiła”
        „a mimo moich dobrych chęci to z tym chłopakiem / z tamtą dziewczyną to zupełnie coś innego zafunkcjonowało, niż myślałem/am”.

        I nie należy ich zamiatać pod dywan, a oczyszczać.

        Rozczarowania, frustracje, poczucie poniżenia, odrzucenia, wręcz upodlenia –
        to raczej trzeba będzie akcpetować, pracować nad przyjęciem tego, pracować nad przejściem przez środek tego przeżycia na drugą stronę, gdzie będziemy już „innymi ludźmi”.

        Przykładem takiego sposobu, terapii, która pomaga w przejściu (zwanym też chyba niesłusznie „integracją”) jest terapia EMDR – terapia integrująca poprzez ruch gałek ocznych. Jeśli ktoś chciałby spróbować, to moja znajoma może pokazać jak to się dzieje, jak taka sesja wygląda za free online.

        kontakt sesjewgladowe@gmail.com

    3. Iwon Na

      Panie Andrzeju

      „Rozczarowania, frustracje, poczucie poniżenia, odrzucenia, wręcz upodlenia –
      to raczej trzeba będzie akcpetować, pracować nad przyjęciem tego, pracować nad przejściem przez środek tego przeżycia na drugą stronę, gdzie będziemy już „innymi ludźmi”.

      Na to wyszło, że droga do lepszego świata, życia musi wieść przez krzyż….Zaleciało nauczaniem katolickim o konieczności udźwignięcia swojego krzyża…

      A ostatnio i się czuję nieco podminowana i presjująca, ale to w reakcji na „beton” systemu , który nie jest tak łaskawy, żeby się posunąć i pewnie mi się jakoś bardziej uruchomiła dusza w dolnym centrum wg HD, które i tak mam na co dzień zdefiniowane, a które właśnie jest odpowiedzialne za presję…

      Odpowiedz
      1. Andrzej Autor wpisu

        Iwon Na

        To nie chodzi o konieczność brania na siebie cierpienia.
        Może to się kojarzyć z próbami stagnacji typu „muszę dźwigać ten krzyż”.
        Dużo osób wzięło to powiedzenie do siebie, i z tego powodu cierpieli (i cierpią) w swoim życiu).
        A chyba jednak Jezus by tego nie chciał..
        Czy Jezus chociaż jednej osobie powiedział: „powinnaś cierpieć do końca życia i nie powinno być ci lepiej niż teraz” ..?
        E.. raczej uwalniał, wyzwalał z kłooptów – ze złych duchów, a nawet z chorób.

        tam napisałem:

        „Pracować nad przejściem przez środek tego przeżycia na drugą stronę, gdzie będziemy już „innymi ludźmi”.”

        Potrzeba nie więzienia a terapii.

        Więzienie jest to stagnacja.
        Terapia jest to transformacja, oczyszczenie, uwolnienie.

  5. Juras

    Ojjj mi też się układają, świetnie, że ludzie tacy jak ty robią taka robotę bo dzięki temu mogę fajnie sobie wszystko poukładać w tępię „prędkości światła” :P, pozdro

    Odpowiedz
    1. Swiat Ducha Autor wpisu

      Kamil

      Nie zauważyłem żadnych oznak, że jest to niemożliwe.
      Wiele spraw jest w światach duchowych możliwe.
      Co prawda:
      1. wielu z nich nie widać i wydaje się, że ich nie ma.
      2. niektóre są po prostu rzadko występujące. Ale są.

      Odpowiedz
  6. Aga

    bardzo dziękuję za serię tych wpisów. są jak zimny prysznic… i wszystko stało się jasne… pogryziona, zatruta DDA 🙂 ale przepracuje…

    Odpowiedz
  7. Marc

    OK dzięki, tak właśnie myślałem, że to boska część w nas, ale nie byłem pewien. Piszesz też czasem chyba o modlitwie do wyższych jaźni ( w liczbie mnogiej), co to oznacza? Chyba też pisałeś (jeśli czegoś nie pomyliłem) o opiekunie duchowym – że każdy ma taką istotę. Czy to nie chodzi już o Wyższe Ja?

    Odpowiedz
  8. Marc

    Trochę skróciłem. Bo piszesz o kontakcie z Wyższymi Jaźniami. Interesuje mnie, jak tu „wpasowuje się” Anioł Stróż.

    Odpowiedz
    1. Swiat Ducha Autor wpisu

      Marc
      to chrześciańskie określenie na WJ, jednakże chyba nie doceniające WJ w pełni. W chrześciaństwie większą uwagę kieruje się na inne postacie duchowe. W Hunie natomiast WJ przyćmiewa Boga, który dla kahunów wydawał się nieosiągalny.

      Odpowiedz
  9. lilith

    Czy możliwe jest by dziecko „wzięło” obciążenia na wzór rodziców? Czyli w rodzinie alkoholika matka ma wejście i dzieki temu jakoś radzi sobie z problematycznym partnerem, a dziecko widząc to przejmuje ten sposób również wspomagając się wejściem? I na odwrót, tam, gdzie to kobieta zatruwa całą rodzinę potomkowie będą bronić się krokodylami?

    Odpowiedz
  10. awentais

    A ja mam pytanie – jak się nauczyć kontaktu z Wyższymi Jaźniami? Od czego zacząć? Po czym poznać, że ten kontakt nastąpił? Czy konieczna jest medytacja? Bardzo bym chciała opanować metodę oczyszczania samej siebie z negatywnych energii/pogryzień/zatruć, ale brakuje mi pewnych konkretów, puzzli. Wiem, że wahadło jest pomocne przy oczyszczaniu, widziałam wiele razy, jak to wygląda, natomiast zawsze mnie zastanawiała energia dokonująca oczyszczenia, jej schodzenie, „przywoływanie”. Czy mógłbyś napisać o tym coś więcej?

    Odpowiedz
  11. kamil1552

    Witam!
    Mam pytanie. W jaki sposób modlić się do Wyższych Jaźni o oczyszczenie z zatruć od wejść?

    Odpowiedz
    1. Swiat Ducha Autor wpisu

      Kamil

      Sprawa jest prosta:

      1. Należy nauczyć się kontaktu w modlitwie z Wyższymi Jaźniami i przewodnikami, uzdrowicielami duchowymi.

      2. W modlitwie potrzeba odnieść się konkretnie do wibracyjnych energii zatrucia od wejścia, o którego oczyszczenie będziemy chcieli prosić. Wyższe Jaźnie nie zwracają uwagi na słowa, a na wibracyjną zawartość informacji, która do nich płynie.
      Artykuły na tej witrynie mają to na myśli, aby doprecyzować jak wygląda wibracyjnie dane „coś”, o którego oczyszczenie można potem prosić. Aby nauczyć się świadomie rozpoznawać i aby Dusza mogła punktować takie energie: „o, to jest to o czym czytaliśmy!”
      Jest to więc rodzaj samouczka.
      (Zwykle u ludzi ze słowami jest związana energia, więc wypowiadając słowa poruszamy odpowiednie wibracje).
      Większość z WJ nie ma ciała mentalnego (są to na tyle wzniesione istoty), więc nie operuje żadnym językiem ludzkim. Tu Huna mówi, że „trzeba robić wizualizację”, a ja mówię, że trzeba wibracyjnie wiedzieć o co prosimy. To jak porozumiewanie się telepatyczne (także np. z istotami z obcych cywilizacji – pewnie spotkaliście się z takimi przykładami).

      3. no i jak jest połączenie 1. i mamy w Duszy wskazane wibracyjnie o co się modlimy 2., to po prostu prosimy wewnętrzną intencją: „proszę WJ o oczyszczenie u mnie/u tego kogoś zatrucia od wejścia”. I należy obserwować proces zstępowania odp. leczących energii, co może zająć kilka minut. Przy użyciu wahadła widać kiedy proces się rozpoczyna a kiedy kończy.
      Później podziękować za uzdrowienie, dzięki czemu nawiązuje się stabliniejszy kontakt z WJ.

      (uwaga: są ludzie, którzy mają pogląd, że nie ma takich pozytywnie dla nas działających, tak więc każdy robi to na własną odp. Ja uważam, że są, i pomagają, np. przy oczyszczaniu z obciążeń. Postawę że nie ma pomocników duchowych, uważam za demoniczną typu: „w jakim przykrym i piekielnym świecie żyjemy”. Ja mam postawę o wiele pozytywniejszą, przyjemniejszą 🙂 Jak z ludźmi – istoty wyższe nie są wolne od błędów, ale też wiele, wiele jest takich, które są pomocne i chcą pomóc.)

      Odpowiedz
  12. Marc

    Widzę kolosalne podobieństwa do zachowania mojej matki, takie same awantury bez sensu z bezpodstawnymi lamentami z takimi emocjami, że ciężko tego nie brać poważnie (tak jak tutaj – o zepsuty bolier). Na szczęście jak widzę ten film to widzę jakie to jest bez sensu.

    Odpowiedz
  13. Marc

    Generalnie u mnie w domu było podobnie z przemocą fizyczną w dzieciństwie. Generalnie znakomita większość od matki. Wyprowadziłem się po studiach dopiero. No właśnie wyjścia upatruję w akceptacji w szerszym kontekście, że to są lekcje dla duszy, dogrywające się intencje, lekcje które pokazują jakie wzorce zmienić itd. Tak sobie myślę, że np. jak ojciec wyjechał to mógłbym pomyśleć prosto że mnie np. nie nauczył tego, co powinien, ale patrząc szeroko to właśnie nauczył mnie dokładnie tego, co miał pod względem mojej duszy.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Marc,
      tak to najpewniej wejścia dwa u dwóch starszych osób. One bronią się wyciągając argumenty z obszaru systemu ziemskiego (czemu się nie uczysz), podczas gdy syn (z tego, co jest w dialogach) wygląda, że już sobie wziął kr. dajmy na to astralnego i ich raz po raz atakuje i wykorzystuje.
      Tak więc obie strony mogą mieć obciążenia.

      Jak widać, żadna strona nie jest na tyle świadoma, że coś jest nie halo, ot, tak w domach się dzieje.
      Starsi tutaj akurat pewnie już od wielu lat tłamsili chłopaka, patrząc na ich postawy i argumenty. A on nie wytrzymał, bo kto normalny może wytrzymać takie dręczenie. Zwłaszcza jak jest zależny od takich rodziców.

      To jest właśnie cukierek od Systemu.
      Z jednej strony zaakceptowanie rodziców jest podstawą dobrostanu biologicznego.
      Z drugiej strony dziecko jest kompletnie zależne od rodziców, a jak są szajbnięci, to ma masakrę w życiu. I chciałoby mieć „normalne” życie, ale się nie daje.
      Z trzeciej strony, system mówi: jest wolny, może robić co chce. Jak dorośnie to może bezwzględnie podejmować własne decyzje.

      Tyle, że jest takie pytanie, czy bez pomieszania umysłu dotrzyma do 18 urodzin?
      I co, ma się wyprowadzić i cześć, bo na to by wychodziło, że powinien.
      Jak ma to zrobić? Skąd ma np. wziąć na to pieniądze? Przecież dopiero wchodzi w życie.
      To taka pułapka Systemu Ziemskiego, który zamyka możliwość pozostania przy „zdrowych zmysłach”.
      Niektórym, bardzo silnym osobom to się udaje. Ale zdecydowana większość nabywa ogromnych cierpień w takim przypadku, co w rezultacie prowadzi do niemożności wyrwania się z matni.

      Łazariew twierdzi, że tam gdzieś się to wszystko dogrywa i że Dusze dostają swoje lekcje, takie jakie mają dostać. Obie strony.

      Fajnie, tyle że małe dziecko – czy ono o tym coś wie, o swojej Duszy, o Duszach innych osób, o obciążeniach, o tym, jak się bronić, jakie zdrowe postawy przyjmować?
      Nic, nic, nic…

      To taki pat, który dostajemy od systemu na dzień dobry.

      Jedynym sposobem jaki na teraz wiem, co może na to działać, to przekraczanie tego, tej sytuacji, tego ustawienia poprzez miłość, energetyczne wzniesienie się powyżej tego, na wibracjach miłości.

      Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Marc:
      🙂 to raczej mi przypomina jakiś intensywny proces, który może się w twojej Duszy dzieje, i dlatego jest takie lekko zaburzone pisanie. Nie ma dymu bez ognia. Nie moim zadaniem jest analizowanie tego, co ci się dzieje, ale jak sam zauważasz, coś się z Duszą dzieje.

      Odpowiedz
  14. Marc

    Wow, to jest trochę opcji. Czuję się chyba jak w b. I co jakiś czas ta osoba wchodzi na temat dramatów (nie swoich nawet zwykle) i ze szczegółami opowiada co komu jaki tam problem czy choroba. Czuję się wtedy fatalnie, generalnie ma „problem na każde rozwiązanie” :). Choć też pracuje ta osoba nad sobą. Dziękuję za takie objaśnienie, trochę to pomogło chyba. Poza tym to widzę, że wiele cech mamy podobnych i staram się patrzeć na to jak na okazję do rozwoju i lekcję. Np. kiedyś też tak kolegę zagadywałem sprawami, które go za bardzo nie interesowały i widziałem że sapie z niecierpliwości czy zmęczenia to ja wtedy miałem jeszcze większy przymus, żeby go przekonywać. Myślałem, że robię dobrą robotę i mu tłumaczę coś ważnego, czego by beze mnie nie wiedział. W ogóle masa innych rzeczy – wzorców, może nawet obciążeń widzę że jest podobna aż czasami nie mogę się nadziwić.

    Odpowiedz
  15. SwiatDucha Autor wpisu

    Marc:

    Na „ciągłe opowiadanie” znam ileś przypadków
    (pewnie jest ich więcej, ale raczej są ze strony yin- białej:

    a) roszczeniowy styl bycia, skłanianie się ku białej stronie, chęć „wyciągnięcia” od rozmówcy tego, co się tej osobie należy, mimo, że może to nie ten adres

    b) posiadanie wejścia i zatruwanie, jak powyżej w artykule opisane. dla ciebie sprawy opowiadane są nieważne, ale dla tej osoby – jak najbardziej! Ale ty już nie jesteś niemal zupełnie ważny, liczysz się tylko jako źródło energii, poprzez uwagę – jesteś źródłem uwagi. A energia idzie za uwagą, twoja energia.

    c) wg. Human Design:
    – niedzedfiniowane centrum Gardła. Osoba z takim centrum szuka namiętnie energii dla swojego centrum, a energia podąża za uwagą, j.w.
    – bardzo mocno wzmocnione bramami, kanałami centrum Gardła, też daje taki przerost formy nad treścią. znam takiego człowieka, on mocno męczy.. Niby ciekawy człowiek, „ma coś do powiedzenia”, ale to jest trudne do wytrzymania, a gościu mało świadomy. Co gorsza mało mu zależy na tym, co ktoś czuje.

    d) rozdmuchana kobiecość. Niezależnie od tego, że kobiety dostały cząstki męskie, to z niektórych żeńskich nie zrezygnowały. Paplanie o niczym godzinami jest jak najbardziej w yin kobiecym i aktywne szczególnie dla młodszych Dusz

    Odpowiedz
  16. Marc

    Chciałbym na moment wrócić do mojego wątku z Wrz 18, 2016. Zauważyłem, że czasami jak ta osoba się „rozgada” to zwykle mam wrażenie, że wciąga mnie w sprawy zupełnie dla mnie jakby nieważne i czuję wtedy jakby moja uwaga mentalna się rozpraszała, jakby obejmowała nienaturalnie duży „obszar” – dosyć to nieprzyjemne, po rozmowie potem czuję wkurzenie i pretensje do tej osoby, jak to jest przy krokodylach. Czy to może być oznaka działania krok?

    Odpowiedz
  17. Marc

    Przeczytałem ten artykuł o „gadaniu” no i miałem właśnie mniej więcej takie odczucia i tak to postrzegałem, jak w tym tekście. Może już go kiedyś czytałem (nie pamiętam), a może intuicyjnie to widziałem właśnie podobnie, np. chęć niepowiedzenia czegość.

    Odpowiedz
  18. Miś

    O, ciekawy wpis. Czyli, Andrzej, jesli ja np. posiadam niezdefiniowana podstawe i korone plus serce, to co dla mnie moze byc lepsze: rozwijanie tych miejsc czy ciche skupienie sie, proba refleksji nad tym czemu ich nie mam (w odniesieniu do rzeczywistosci czyli jak to sie przedklada na ziemskie zycie)?

    Odpowiedz
  19. Marc

    Na razie na takie niekończące się opowieści reaguję albo tak, że trochę słucham, próbuję często szukać rozwiązań w przypadku problemów, czasem mówię, żeby przestała, ale czasem już mi się nie chce i odpuszczam, tak jakby się wyłączam i nie słucham. W sumie w żadnej z tych sytuacji nie czuję się dobrze.

    Odpowiedz
  20. Marc

    Mam taką sytuację. Spotykam się z pewną osobą co jakiś czas i zastanawiam się czy ma jakieś obciążenia i co z tym zrobić, tzn jak się zachować, żeby nie dostać po głowie. Dwie rzeczy zauważyłem. Po pierwsze czuję się traktowany jak jakiś zawodowy słuchacz, a osoba ta mówi rzeczy, które jest właściwie bez sensu, żebym ich słuchał, np. mimo ciągłych protestów zalewa mnie opowieściami o życiu jej znajomych, których na oczy nie widziałem. Mnie przerywa w połowie zdania. Albo bez przestanku „mówi o niczym”, co chwilę robi dygresje i po paru minutach prawie, że nie wiem już o czym rozmawiamy. Czasem, np. gdy akurat nie rozmawiamy, mam ochotę coś powiedzieć, ale odpuszczam, bo powiem jedno zdanie, to ta osoba ma kilka historii na ten temat, najczęściej tak ciekawych jak słuchanie, że ciocia Ździsia kupiła sobie sztruksy rok temu (to wymyśliłem, ale to są tego typu informacje). Powiedziałem np, że się czuję trochę zmęczony (właśnie po wspólnym weekendzie) to pani zaczęła historię jak to kiedyś bywała zmęczona, potem coś tam a potem jeszcze coś tam, aż powiedziałem, że muszę kończyć.
    Do tego często opowiada mi o swoich głębokich przeżyciach, czy ja tego chcę czy nie, na dodatek często o przykrych przeżyciach a to o zranieniach z przeszłości aż parę razy nie wytrzymałem i po prostu wyszedłem z pokoju albo wręcz powiedziałem że się czuję jak na psychoterapii i potem było mi głupio. Dodam, że jest to kobieta, więc może pomogłoby jakieś okazanie współczucia czy coś. Ale ja reaguje na to trochę jakoś alergicznie. Do tego „ciągle” opowiada o problemach, i to też swoich i nieswoich, poza tym słyszę, że kawy nie powinno się pić do śniadania, owoców jeść po jedzeniu, ryż odgrzany może zaszkodzić itp. itd. Pewnie sporo z tego ma sens, ale jak to się mówi – bez przesady.
    Po takim spotkaniu ostatnio mam takie poczucie dziwnego zmęczenia – czuję się zmęczony ale tak, że bym np. nie zasnął, po prostu nie chce mi się np. wstać z kanapy wieczorem i łóżka pościelić, a jednocześnie czuję się rozdrażniony.
    Tak myślę, że to kr mentalny (myślę też że sam miałem, może mam) i wejście (też chyba miałem lub mam). Jak najlepiej się zachować w tej sytuacji?

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      „Nauczanie” o jedzeniu, niejdzeniu jest ukrytym strofowaniem, czyli kontrolą, są to białe wzorce w akcji. Za tym kryje się tłumiona agresja (może nie jakaś duża, ale kto wie, może być spora, ale przeniesiona)

      Dodatkowo to długie mówienie, to cecha jin, czyli aspektu żeńskiego.
      Yin jest ciemne, puste,
      w Human Design opisuje się, że występuje taki napęd do mówienia u osób z niezdefiniowaną czakrą gardła (właśnie niezdefiniowaną, pustą, a wydawałoby się że to nielogiczne). Takie osoby szukają (a konkretnie ich Dusze) energii do swojej mowy, a jak „znajdą” osobę ze zdef. gardłem, to nawiązują relację, energia przepływa przez kanał i nagle mogą mówić i mówić!! Ale niekoniecznie jest to jakieś super dobre dla nich, – mogą przez to np. rozpraszać energie potrzebne do terapii.
      wg. Human Design dla tych osób z niezdef. centrum gardła właśnie jest dobry stan milczenia. ALE musiałyby się uruchomić z refleksjami, co przynależy do centrów niezdefiniowanych, ale rzadko się to spotyka..

      Ja te komentarze przeniosę do tego nowego wpisu, dobra?

      Odpowiedz
  21. Miś

    Ciekawa rzecz mi wyszla, tak czytam o pogryzieniach i symbiontach i przewaznie jest tak, ze lapie sie takie cholerstwo w domu rodzinnym. Bo albo tata albo mama albo ktos z bliskiej rodziny ma wejscia lub gadzine. A mi, z tego co pamietam, zawsze obrywalo sie z zewnatrz. Najpierw szkola, gdzie dzieci dreczyly mnie (pozniej nie na szczescie). A potem praca. Tam tez nie umialem sie dogadywac bo nie umialem wpasowac sie w oddolne zasady podporzadkowania sie (to, co pisales Andrzej na temat systemu ziemskiego). Nie to od razu, ze moi rodzice sa jacys super idealni bo nie sa (szczegolnie ojciec) ale nie zauwazam tam takich typowych wejsc czy pogryzien, jesli juz to bardziej takie..hmm oni w jakims stopniu sa dopasowani ale co ciekawe, ojciec za mlodu tez byl buntownikiem i jemu akurat tak udalo sie przesliznac przez zycie, ze nigdy nie musial np. isc do pracy gdzie obowiazauja sztywne reguly i zasady).

    Tak sobie teraz mysle, ze byc moze Dusza juz mogla przerabiac te elementy i teraz za zadne skarby nie chce wpasowac sie w ten system niskowibracyjny, nawet za cene marnej egzystecji tutaj, na Ziemi.

    Odpowiedz
  22. Karol

    No i ten efekt jak na haju, najlepszy na świecie, upadek sporo kosztuje…właściwie odsunąłem się od wszystkiego, hobby itp, byleby tylko z nią być…

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Karol, list dostałem.
      Tak na szybko, możesz napisać do Henryka z prośbą o analizę, to ci rozjaśni sytuację. Jeśli chcesz głębiej poznać sprawę, to możesz tej pani analizę też sobie zażyczyć, to wtedy masz ogląd dwóch stron i można zobaczyć co i do czego ciągnie.
      Szczegóły napiszę w liście.

      Odpowiedz
  23. maya

    świadomość jest początkiem zmian. Ale co zrobić wtedy, gdy ktoś takiej świadomości nie ma…może wie,że coś jest nie tak, ale nie potrafi tego nazwać i zrozumieć. i to jest o wiele bardziej skomplikowane…

    Odpowiedz
  24. Marc

    Miałem właśnie chyba coś takiego – moja matka z wejściem. Wyprowadziłem się zaraz po studiach, ale w sumie mieszkam na pobliskim osiedlu. Inaczej to niż w domu ale często czuję, że za blisko. Z drugiej strony pracuję nad wzorcami.. jakiś czas temu poznałem osobę, która też pokazuje objawy wejścia czasami choć nie tak silne, więc praca nad sobą wydaje mi się najpotrzebniejsza. Zresztą czuję, że nie miałbym za bardzo środków żeby się teraz dalej przeprowadzać.

    Odpowiedz
  25. maya

    Wejście zdiagnozowałam u mojej mamy już dawno temu. To taka kobieta, która nieważne co innym mówi i robi, grunt, że pójdzie się wymodlić do kościoła i daje jej to poczucie jakiejś wyższosci, nieomylnosci i przekonania, ze cały świat jest w grzechu pogrążony a tylko ona taka dobra i sprawiedliwa. No i oczywiście porządek musi być! Ten rosół i obrus wyprany, o którym Pan pisał – to obowiązek. I jak mi udało się jakoś z tego „wylizać”. Wyprowadzka z domu na studia a później założenie własnej rodziny – wyszłam z depresji i rozplątały się moje nogi – co sprawiło, że mogłam w końcu zacząć realizować, to o czym zawsze marzyłam. Ale teraz sobie myślę, że tam w tym wysprzątanym, „ciepłym” domu został mój tato i brat jest mi przykro. Napisał Pan, żeby z tym nie walczyć, tylko „przytulić”. Ale ja tego nie rozumiem za bardzo. Patrzę, jak oni są wypluci z energii życiowych, szczególnie mój brat, młody, rozgarnięty człowiek, ale jednocześnie tak przytruty i otumaniony i chciałabym z tym coś zrobić. Ale ja kompletnie nie wiem co.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      brat ma swoje życie i swoje wyzwanie. I prawdopodobnie ma swoje więzy z matką (synowie często mają, kobiety „idą na swoje” z racji hormonów i wzorców prokreacyjnych. MUSZĄ założyć własne ognisko r. A mężczyźni nie muszą – i tu białe presje okazują się silniejsze, o wiele silniejsze.). Póki nie zdecyduje się z tym coś zrobić, to.. niewiele się zmieni. „Coś” to bardzo mikre opisanie tego, czego w tej sytuacji potrzeba.., na miarę tych ogromnych białych presji.

      Odpowiedz
  26. eoleksa2

    Andrzeju, po pierwsze wielkie dzięki za wszystko, po prostu za to wszystko!
    Oczytałam się od wczoraj bardzo dużo i bardzo dużo się objaśniło. Mam prawdopodobnie ‚wejście’, zatrucie (miedzy Z1 a Z2, nie wiem), pogryzienia i nawet byc może kr (?).
    Moja historia jest bardzo długa, wiec nie będę wchodzić w szczegóły, jedyne to to, ze gdy miałam 21 lat wyjechałam 1400 kilometrów z domu, by moc wreszcie odetchnąć i zacząć żyć. (moja mama nie dawała mi żyć! prawdopodobnie ma tez wejścia i kr – do sprawdzenia).
    NB. mój syn (16 lat) chce isc do internatu, bo jak mówi ja go mecze… no cóż, to wszystko mówi mi o obciążeniach, które w sobie jeszcze ‚nosze’.
    Wiem, ze można się z nich oczyścić i dążę do tego, intencja, szacunek, pokora, akceptacja, wdzięczność i miłość (ta MIŁOŚĆ), które przeczytałam tutaj na forum i które maja dla mnie wielkie znaczenie i chyba są ‚kluczem’ do wyzdrowienia.
    Liczy się Wiara w końcowy rozrachunek Ducha…

    Myślałam, ze będąc tak daleko od niszczycielskiego źródła będę mogła żyć, lecz każde z doświadczeń w relacjach międzyludzkich (osobistych lub nie) mówiły mi coś innego. Do dziś byłam gryziona, zatruwana i nie przepracowałam wzorców ofiary…
    Jednak teraz czuje ze coś nadeszło, moment ze już wystarczy cierpienia. Miesiąc temu zaczęłam relacje z Panem,, który ma 3 kr. Nie wiedziałam (aż do dziś), dlaczego tak nerwowo i destrukcyjnie na siebie oddziaływujemy. Zrozumiałam po przeczytaniu Twoich wpisów…
    Uciekłam od tej relacji, przerażona, wystraszona, ‚umierałam’ od przeróżnych emocji przez prawie 3 tygodnie. Ten Pan umiał naciskać na ten własnie bolesny odcisk a moje (podejrzewam, ze tak) białe energie naciskały na jego odciski.
    Po 3 tygodniach zaledwie zrozumiałam, ze ta relacja jest bardzo destruktywna, lecz nie jestem tego pewna w 100%. Ilez można uciekać?
    Brakuje mi energii, jestem wyczerpana, ale dzięki Twojemu forum czuje się już lepiej.
    Zastanawiam się tylko, pozostają pytania, na które wciąż nie mam odpowiedzi.
    Co byś mógł/chciał mi poradzić jako następny krok/etap, co przychodzi Ci na myśl/do serca? Ja czuje, ze juz czas ‚podziękować’ białej energii i pozwolić jej odejść, pragnę powrócić do Źródła i być Miłością.

    Pozdrawiam serdecznie również wszystkich czytelników 🙂

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      eo..: (nie jestem w stanie wymówić tego nicku)

      Dzięki za podzielenie się swoją historią.
      No i dzięki za dobre przyjęcie tych treści. To dla mnie, Projektora, jest rodzaj zaproszenia, rozpoznania, że to co robię, dobrze służy. (chociaż wiem, że forma tekstów i opowiadań jest powiedzmy, niedoskonała w wielu miejscach.. ale trudno, nie mam siły tego przerabiać.. przychodzą nowe sprawy, a stare są w miare dobrze zrobione).

      to tak podobnie jest u Ciebie jak i u iluś osób, które te teksty na tutejszym blogu czytały.
      No nie jest jakoś kolorowo, sama przyznasz, gościu z 3 kr. to już wysoka półka i niezłe jazdy na dzień dobry. A u twojej Duszy – duża ambicja, jak w takie relacje się pchała.
      Wysoka półka – mowa tu zwłaszcza o haju energetycznym, jaki kr. potrafi roztaczać. A Dusza pewnie w siódmym niebie.. Tyle tylko, że jako iż nie jest refleksyjna, to nie rozpoznaje zagrożenia. Duszy wszystko jedno, byle „pożyć sobie”. A że osobowość i ciało cierpi? mało ważne.

      Domyślam się, że twoja Dusza już nie raz trenowała bycie ofiarą w poprzednich wcieleniach i szło jak po maśle. Teraz zaś masz zadanie spuszczone z Nieba, aby się z tym uporać – to już chyba wiesz. Ale jak i na jakich pieniądzach, to już Niebo nie daje opisuj, radź se człeku sam..

      Ja nie mam pomysłu na „następny krok”. Twoje Wyższe Jaźnie pewnie lepiej to widzą, twoje potrzeby i stan, w jakim jesteś. Nie jestem terapeutą i raczej liczę, że czytelnicy sami będą mieć na tyle oleju w głowie, że będą nad sobą rozmyślali, mieli refleksje na swój temat, na temat swojego życia. A teksty mogą być dobrym paliwem dla przemyśleń.

      Tak czy inaczej życzę Ci dobrego czasu, pogody Ducha, a jak co to możesz pisać komentarze, pytać, zastanawiać się. Jest też wiele technik terapeutycznych (grupowych i indywidualnych, płatnych i bezpłatnych) dostępnych na te przypadłości, i możesz z nich skorzystać dla własnego dobra.

      Odpowiedz
  27. aleksander

    Wszystko dokładnie odzwierciedla obecną sytuację.
    U mnie bardzo słabo funkcjonują dolne czakry, w przeciwieństwie do górnych, oczywiście czym się objawia – totalnym niedostosowaniem społecznym i chęcią ucieczki w Las 😉

    Odpowiedz
  28. Kimi

    Dziękuje serdecznie za artykuł… czytam i uświadamiam sobie dlaczego tak jest w moim życiu że tak wiele chcę a kończy się tylko właśnie na chceniu: planuję, przygotowuję, zastanawiam się, rozmyślam jak będzie fajnie jak już to zrobię… i nie robię… albo mam sama wejście, albo mam kogoś z otoczenia z wejściem, kto mnie zamula… ufff… to już teraz wiem o co chodzi… 🙂

    Odpowiedz
  29. KR

    Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź Andrzeju! 🙂

    Co do analizy i oczyszczania przez Henryka, o których wspomniałeś, to wtedy faktycznie coś jakby się „ruszyło”. No, ale mam wrażenie, że problem w jakiś sposób wrócił po pewnym czasie. Mam odczucie, że nie potrafię do końca wyzbyć się białych wzorców i przez to historia zatacza koło. Mimo wszystko myślę, że powoli zaczynam już rozumieć po co mi było wzięcie takich postaw – następny etap, to je „przytulić”, jak pisałeś…

    Jeszcze raz dziękuję Ci za odpowiedź i Tobie też życzę powodzenia!

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      KR
      taki los – Wszechświat chce, abyśmy nabierali świadomości i postępowali bardziej świadomie, a do tego trzeba pracy nad sobą. To już wiem.
      Pozdrawiam

      Ananda
      chyba masz rację, że w „kopiuj-wklej” nie ma przeróbki osobistej. A przynajmniej jej nie widać. Ale i to trzeba zaakceptować..

      Odpowiedz
  30. Elżbieta Laur

    „Jeżeli człowieka nie zadowoli spokojna zwyczajność to wpada za sprawą zbyt wielu pragnień w tarapaty”.
    Z mojego punktu widzenia może tak być ale niekoniecznie.
    Dużo zależy od tego na jakiej ścieżce rozwoju znajduje się określony człowiek.
    Bywa, że dana ścieżka wymaga spokojnej służby i pewnego wycofania ze zgiełku świata. Wtedy tzw. zwyczajność (to określenie też jest względne), będzie jak najbardziej wskazana dla tej osoby.
    Natomiast inna ścieżka rozwoju może posiadać cechy zewnętrznej ekspansji, gdzie pragnienia mogą być tym motorem napędzającym, Wtedy pragnienie jest raczej koniecznością dla danej ścieżki.
    Dlatego nie mam przekonania, że spokojna zwyczajność czymkolwiek ona jest to jedynie słuszna droga. Czasami nawet dobrze jest wpaść w tarapaty aby nabrać nowych doświadczeń, a tym samym wzbogacić naszą świadomość.
    Wiem, że wielu nauczycieli mówi o pozbywaniu się pragnień.
    Rozumiem to w ten sposób, że dane pragnienie nie wyrzuca się jak niepotrzebny śmieć, ale dopiero „smakując” jego treść i widząc jego przyczyny i skutki,rozwija się świadomość, a ta z kolei już sama z siebie wyeliminuje następne takie pragnienie w sposób naturalny.

    Odpowiedz
  31. ananda777

    trudna sztuka-jak w symbolu yin yang-jest potencjal przeciwstawnej sily.ale dopiero od ktoregos momentu rozwoju swiadomosci,koncepcja niedualnosci,dwoch stron tej samej monety,staje sie natarczywa.Nagle dotychczasowe prawa przyczyny i skutku ,kreacji,ktore sie sprawdzaly, przestaja dzialac.Okazuje sie,od ktoregos momentu,ze coraz wiecej dobra w zyciu zamiast przyciagac wiecej dobra,ujawnia wiecej zła,a to zlo wcale nie takie zle-„jeden pies”.Jung zauwazyl w trakcie terapii u pacjentow,ze fundamentalne problemy są programowo nierozwiazywalne-ich dwubiegunowosc jest celowa.celem jest doprowadzenie do takiego napiecia na dwoch biegunach jednoczesnie,ze to wybija pacjenta nagle,w przeblysku swiadomosci na wyzszy level ogarniecia calosci i pogodzenia przeciwienstw.Ale to zdaje sie podswiadomosc musi byc gotowa na ten skok i porzyc wystarczajaco dlugo,grajac przeciwstawne role z wcielenia na wcielenie,bedąc byc moze nie raz z krokodylem albo nawet krokodylem,nie raz ofiara pogryzien na przyklad,nie raz Matka Teresa,nie raz Hitlerem.A propos Matki Teresy-to sa wiarygodne dosc informacje,ze na prawde miala duzo pogardy dla tych ludzi ktorymi sie opiekowala i tego typu informacje o jej”cieniu”.Podaje namiar na ksiazke ,dostepna w sieci.Autorka podaje przyklad pracy z pogladami,kasacje dualnych pogladow na temat co jest dobre a co zle.Tylko,jesli,to nie jest na bazie autentycznej gotowosci całej istoty do skoku kwantowego w swiadomosc serca,to pewnie spowoduje wiecej krzywdy,galimatiasu w podswiadomosci,niz pozytku.U mnie jest galimatias i obawiam sie nawet czarnej nocy zmyslów;)).https://pl.scribd.com/doc/115894281/Ofiara-Calopalna#scribd

    Odpowiedz
  32. KR

    Witaj Andrzeju i pozostali czytelnicy tej strony!

    Z góry przepraszam za długi osobisty wątek, chciałbym dość dokładnie naświetlić mój problem – wynikający jak mi się wydaje z wejścia/zatrucia od wejścia.

    Temat związany z zatruciami od wejść interesuje mnie dość mocno, gdyż czuję, że jest to problem wielokrotnie pojawiający się w mojej rodzinie już od paru pokoleń. Na pewno taką ofiarą trucia był mój dziadek – z zawodu milicjant, człowiek bardzo „sztywny”. Nie wiem czy sam miał wejścia, ale na pewno miała je moja babcia, co odbiło się także na moim ojcu i jego bracie. Dziadek na starość zupełnie „postradał zmysły” – opis człowieka cierpiącego na urojenia i lęki, o którym piszesz bardzo pasuje do mojego dziadka. Z tatą i jego bratem jest trochę lepiej, chociaż obaj nie za bardzo potrafią się ogarnąć w świecie materialnym – widać, że próbują, ale nie idzie im to zbytnio… Brak inicjatywy, nie dbanie o siebie, brak pieniędzy… Podobnie było i w rodzinie mojej mamy, ale tu pojawiały się obciążenia od symbiontów, więc i dużo więcej te osoby osiągały w życiu.

    O posiadanie wejścia długo podejrzewałem moją mamę – teraz widzę, że to obciążenie może być także obecne i u mojego ojca. Sam niestety też miałem (i chyba dalej mam) wejście. Mam też zatrucie czakry podstawy i sakralnej oraz pogryzienia od krokodyli. Tak przynajmniej wynika z analiz. Nie mam symbiontów, wydaje mi się, że mam bardzo mocny opór przed wzięciem takiego lokatora.

    Radzę sobie w życiu jako tako, mam dobrą pracę, samochód, mam gdzie mieszkać – jestem po trzydziestce. Fakt, że ciężko mi zatrzymać przy sobie większą gotówkę i czasami żyję z dnia na dzień, ale nie ma tragedii… Gorzej jest z relacjami z ludźmi. Nie potrafię otworzyć się na ludzi, nie czuję się bezpiecznie między obcymi, wielkie problemy sprawia mi autoprezentacja czy nawet pójście do urzędu i załatwienie jakichkolwiek spraw. Są to objawy, które określiłbym jako fobię społeczną. Najgorsze, że jeszcze pod koniec szkoły podstawowej zaczęły się u mnie pojawiać tiki nerwowe – to tylko potęguje lęk w trudnych sytuacjach. Często jest tak, że bardziej boję się już samego lęku – i tego, że zacznę drżeć i gubić język niż kontaktu z obcymi osobami. Czasem jest lepiej, czasem jest gorzej. W lipcu byłem na długich samotnych wakacjach za granicą i było świetnie… Udało mi się zapomnieć o tym wszystkim, swobodnie rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się do nich, zaczepiać przechodniów na ulicy… Po powrocie cała ta pewność siebie i otwartość znikła…

    Nie wiem na ile problemy o których piszę można wiązać z zatruciem? Może jednak bardziej z wejściem lub pogryzieniami?

    Bardzo chciałbym rozwiązać ten problem, nie chodzi mi nawet o radzenie sobie w finansach, bo z tym jeszcze jakoś mogę żyć, ale o naprawdę pozytywne, przyjacielskie i ciepłe relacje z ludźmi, szczególnie z bliskimi. Chciałbym mieć poczucie, że świat jest dobrym i przyjaznym miejscem do życia, czego mi niestety wewnętrznie chyba bardzo brakuje. Nie wiem zupełnie jak ugryźć ten temat – prosiłbym Cię o jakąś radę Andrzeju.

    Pozdrawiam,
    KR

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      KR

      po pierwsze, widać dokładnie, że jesteś świadomy różnych elementów, które składają się na twoje życie. A to już bardzo dużo.

      druga sprawa, jak to mówią: daj czas czasowi. Jeśli poprzez wiele wcieleń sprawy się nawiązały to trzeba iluś lat, aby się poodplątywały. I to zwykle na to nie ma bata.

      trzecia.
      Jeśli jesteś Duszą pochodzenia spoza linii ewolucyjnej, to to, co przeżywasz jest raczej normalne [zgodne z normą dla tego typu – ten typ tak ma], że się nie umiesz zsocjalizować, uspołecznić, że masz lęki itp. Poza tym te obciążenia typu ofiary [zatrucia, pogryzienia] mogły Duszę silnie przekonać, że nie ma co podchodzić do ludzi, bo można dostać w czapę.

      Myślę, że konsultacja z Human Design mogłaby ci podpowiedzieć co u ciebie działa a co nie działa. Jednak po iluś latach samoobserwacji to najpewniej w dużej części czujesz, byłoby to pewnie potwierdzenie dla ciebie.

      Nie wiem, jak tam z tym zatruciem, czy Henryk ci robił oczyszczenie z zatrucia?
      Nawet jeśli tak, to nie należy się spodziewać fajerwerków – zwykle ludzie nie skaczą pod sufit po oczyszczeniu, lżej jest, ale ileś karmy i bieżącej sytuacji nadal jest, więc to jakoś wiąże. Ale też i nakierowuje na dalszy rozwój.

      >o naprawdę pozytywne, przyjacielskie i ciepłe relacje z ludźmi, szczególnie z bliskimi.

      z mojego doświadczenia widzę, że osobowości ludzi nie są w stanie się zmienić, jeśli masz z kimś trudności, to łatwiej znaleźć kogoś odpowiadającego niż odmienić czyjąś osobowość.
      Jeśli chodzi o związki, rodzinę, to bardzo wiele osób ma trudności w tym obszarze i dobrane pary i szczęśliwe rodziny są raczej wyjątkowe, niż normalne. Taki czas – mamy więcej prawdziwości wokoło, więc odkłamujemy się na potęgę, a to powoduje uruchomienie wielu ciał bolesnych i mocny odrzut od bliskich relacji.
      Już o wiele łatwiej o dobre przyjaźnie.

      > Chciałbym mieć poczucie, że świat jest dobrym i przyjaznym miejscem do życia, czego mi niestety wewnętrznie chyba bardzo brakuje.

      kierunek bardzo dobry. Jedynie co, to to, że to twoje wnętrze i jego postawy mogą to „zrobić”. Świat się nie zmieni – jest jaki jest. Natomiast sam wolniej czy szybciej możesz dojść do takiej postawy wewnętrznej, że dobre wibracje w tobie będą przyciągać dobre wibracje na zewnątrz. I wtedy życie „będzie lepsze”, to co będziesz postrzegać będzie lepsze.

      Ja obecnie mam fazę na uruchamianie energii serca, miłości, i uważam, że jest to jak najbardziej korzystny kierunek. Co prawda, jak widzisz na witrynie, najpierw ileś lat deliberowałem co w ogóle ze mną jest, z czego się składa mój świat. Tak więc potrzebowałem czasu, namysłu. I dopiero jak się przemieliło to, na co czekałem że się przemieli, to dopiero mogłem się zająć obecnymi tematami.

      Nie wiem, jak będzie w twoim przypadku, ale życzę Ci wszelkiej pomyślności.

      Odpowiedz
  33. alicja

    Dziękuję, Panie Andrzeju. Czyli prawdopodobnie jest jeszcze bardziej interesująco niż się spodziewałam… Pytanie, czemu takie doświadczenie przyciągnęłam. Będę oczyszczać i odcinać. Może uda się uzdrowić tą relację… Teraz dopiero dotarło do mnie, po 24 latach ślepego bronienia mojej Mamy przed Tatą, że to może Tata odsunął się tak psychicznie od nas własnie ze względu na jej energie. On raczej nie posiada obciążeń. Dodam jeszcze, że mój brat ma 19 lat, mieszka z rodzicami, nie posiada praktycznie żadnej energii życiowej, ma niską samoocenę, pali trawkę, całymi dniami siedzi zamknięty w pokoju (gra na kompie). Nie zdał klasy w najgorszej szkole w mieście… Miałam do niego ogromny żal o to i o to że pali, bo ranił tym Mamę. Reagowałam na niego wręcz napięciem mięśni i agresją werbalną. W domu ciągłę awantury. Dosłownie dzień świra. Teraz zaczynam inaczej postrzegać tą sytuację. Już nie patrzę na mojego brata jak na nieudacznika życiowego, tylko jak na ofiarę poranień i trucia. Będę musiała kiedyś zebrać się na rozmowę z nim o tym wszystkim 🙂

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tego bloga

    Odpowiedz
  34. alicja

    Dzień dobry 🙂 Czytam tego bloga już od jakiegoś czasu. Kiedyś śledziłam też aktywność użytkowników na nieistniejącym już forum „świat dusz”.
    Mam pytanie, choć chyba znam już na nie odpowiedź…
    Mam 24 lata. Miałam 17, kiedy to wyprowadziłam się z domu, boże, jak ja bardo tego pragnęłam… rodzice mi płacili za pokój, mimo, że jeszcze byłam w liceum.. mieszkałam z koleżankami. Moje życie potoczyło się bardzo szybko i obfitowało w używki różnej maści, związki oparte typowo na obciążeniach etc.
    2-3 lata temu wszystko sie zmieniło. Przestałam niszczyć siebie. Zaczęłam świadomie nad sobą pracować. Rzuciłam papierosy, ograniczyłam alkohol, ale to nie sprawiło problemu tylko było konsekwencją jakiejś zmiany w świadomości.
    Zrozumiałam, że mam dużą siłę w sobie, jakąś taką fajną energię, że lubię i kocham siebie i jestem dumna z siebie….
    Ale jest coś co mnie blokuje. Coś co mnie całkiem rozwala i budzi we mnie chęć autodestrukcji. To jest realcja z moją Mamą.
    Mama i Tata nigdy sie nie kochali, Tata był dla Mamy oziębły. Zawsze trzymałam stronę Mamy. Jak trochę podrosłam to zaczęła mi się na niego żalić. Razem go obgadywałyśmy i czułam się nie fair potem jak byłam dla niego miła przy Mamie. Ale ona w sumie nigdy tego nie komentowała. Mama ma taki charakter, że wyrabia 200% normy, wypruwa sobie flaki, żeby było dobrze (jak sama twierdzi), poświęca się dla mojego Taty i Brata i dla mnie i sama nie ma nic z życia. Jest wiecznie zmęczona, umęczona, niezadowolona, niedostępna psychicznie, nieobecna wzrokiem… ale zawsze jest ugotowane (bo tak trzeba: i tak nikt tego nie je bo nie ma u nas tradycji wspólnych posiłków), posprzątane, wszystkie zwierzęta w okolicy nakramione. Mama całe życie wszystko za mnie robiła. WSZYSTKO. Jak sama próbowałam to było ŹLE. Dlatego też do dziś mam zaniżoną pewność siebie, czy poradzę sobie sama w życiu (potem przyciągałam parterów, który wszystko za mnie robili). Jak coś sama robiłam zawsze po mnie poprawiała. Moi rodzice są dość zamożni i nigdy nie kazali mi pracować… teraz mam 24 lata, studia, ale nie umiem nic konkretnego. Oni oczywiście mnie utrzymują (studiuję 2gi kierunek..), ale nie wypominają mi tego.. Chodzi mi o to, że podejrzewam, że Mama ma wejścia, a ja chyba zatrucie na Z1. Ostatnio bardzo się oczyszczałam i czułam się tak dobrze, lekko. Zrobiłam sesję na oczyszczenie relacji z Mamą i zaczęło się piekło. Na 2gi dzień zaczeła mnie lekko podszczypywać wyrzucając mi pewne rzeczy… z przed lat. niby od niechcenia, niby tylko informacyjne, tak „o”, ale bardzo mnie to zabolało. Poprosiłam, żeby nie wypominała mi przeszłości, bo to już było, przeprosiłam już. Zaczęła mówić, że nic nie można mi powiedzieć, że jestem rozkapryszona, że „strach sie przy mnie odzywać”. Jak ściszyłam radio, bo leciały reklamy (nienawidzę ich, o czym ona wie), to westchnęła, i powiedziała, że to jej samochód i jej radio i ona w ogole nie rozumie czemu mi to przeszkadza. Mówiła mi przykre, wzbudzające wyrzuty sumienia rzeczy… bo ja często pomagałam swoim biedniejszym koleżankom finansowo, bo Mama sie na to zgadzała i sama wtedy aprobowała to… a teraz jej sie odwidziało i stwierdziła, że „utrzymywała moje koleżanki już dość długo, że jest już tym ZMĘCZONA” (ona nie pracuje, tata zarabia). Poczułam się zraniona strasznie. Nie miałam argumentu. Bo to nie były moje pieniądze. Poczułam się oszukana. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że Mama często postępuje ze mną i z rodziną w ten sposób. Najpierw coś daje, mimo, że nikt nie prosi —> mówi, że robi to z własnej woli, jest ok —> mija czas —> wypomina, że ona tyle sie napracowała, by to dać. Czy to wejście?
    Ja mam tak z nią, że jak się pokłócimy to tracę CAŁĄ energię. Od wczoraj jestem płaczliwa, gorzej. to uczucie wyrażone zostało w piosence Maanam „Ściemnia się”. W sumie to płakałam wczoraj cały dzień. Leżę w łóżku cały dzień. Nie mam siły na nic, nawet jak zaczynam rozmaiwać z Duszą, to chyba wtedy obie zaczynamy ryczeć. Byłam dziś spotkać się z Nią. Ona dostała chyba jakiegoś zastrzyku energii (mimo, że twierdziła że jest bardzo zmęczona), bo zrobiła dziś „generalny porządek” w domu . Przyszłam i nie było nawet tematu naszej kłótni. Ja przychodzę blada, pospinana i energetycznie poobijana, a ona jak nowonarodzona! To mnie tak zszokowalo, że jeszcze bardziej się spiełam. Mechanicznie się z nią pogodziłam. Nie czuję żadnej różnicy po tym spotkaniu. A nawet zmianę na gorzej.
    Czy mam zatrucie od wejścia? Czy ona ma wejścia?
    Co mogę zrobić? Mam ogromną blokadę na sesję. Ale wiem, że muszę się przełamać.

    Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      alicja:
      z tego co opisujesz, to nie wynika jednoznacznie, czy mama ma wejście, czy może krokodyla, a może nawet i wzorce wampira energetycznego. Albo np. dwa z nich jednoczesnie. Bo to jest możliwe.

      Te trzy obciążenia, one atakują i mogą poniżyć człowieka. Jednak takie zmiany postaw i duży dobry humor i to, że nie miałaś argumentu, to wskazywałoby na krokodyla. Bo osoby z wejściem zwykle są „przygniecione życiem” i narzekają na ciężki los i raczej „dają do zrozumienia” i przez to wywołują poczucie winy.
      Natomiast tutaj raczej jest butne obwinianie w pełni krasy, w pełnym świetle. I dramatyczny zwrot akcji tak typowy dla krokodyla.

      Natomiast jeśli ona robiła za ciebie i oskrżała cię, że ciągle źle, to może być wejście.
      Wejście specjalnie bierze na siebie za dużo pracy, aby mieć argumenty na zarzucanie innym, na tworzenie u innych osób poczucia winy. Ale swojego znoju nie widzi. Nie, ten znój musi być! bo jest wartościowy, bo tyle argumentów się przeciwko tym „leniom” zbiera!
      A ja jaka wartościowa się wydaję! O, powinni mnie mocno pochwalić za tyle pracy, za to przemęczenie! Nie chwalą? O, to niedobrzy są ludzie.. nie umią mnie docenić.. tacy niewdzięczni, nieczuli..”
      „ja tyle pracowałam, a ty co?” Ale nie dopuści kogoś: „daj ja to zrobię, bo ty nie zrobisz tego tak dobrze” „odpocznij sobie” itp.

      Czyli i kr. i wejście razem.

      A to, że przesadzasz, to może być program poczucia winy, który ma uniemożliwić ci spojrzeć na sytuację i zanalizować ją. „Bo przecież nie jest aż tak źle, czego się mażesz..”

      Odpowiedz
  35. Ela

    ……jak nic mam zatrucie Z1, wszystkie objawy pasuja niestety….. a co najgorsze nie wiadomo tak naprawde jak sobie z tym poradzic……………
    jutro mam ustawienia Hellingera, popracuje nad tym, ciekawe czy cos sie zmieni? jesli tak napisze o tym, jesli nic sie nie zmieni – bede sie oczyszczac, chociaz to trudne, bo objawy zatrucia sa od 3 lat i efekty sie poglebiaja……
    poczulam smutek ze swojego rozpoznania……
    Fajnie, ze jest ta stronka, zawsze lepiej miec swiadomosc w ktorym jest sie miejscu i czytanie o tym wszystkim, takim prostym jezylkiem napisane, mam poczucie, ze jestem w domu 🙂
    pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Ela, dzięki za miłe słowa.

      Mam nadzieję, że ustawienia dadzą Ci wsparcie.
      Jednak o ustawieniach, jako o pewnej domkniętej całości, nie proponuję rozmawiać, aż do momentu jak zakończą swoją pracę dla Ciebie – po co dawać tej energii uciekać..
      Dodatkowo – niektórzy mówią, że nie wolno robić kolejnych ustawień w krótkim czasie. Myślę, że warto robić kolejne ustawienia, ale oczywiście które będą obejmować nieco inny aspekt życia. A takich aspektów jest dużo. No i można działać innymi metodami.

      Odpowiedz
  36. Marc

    Trochę sobie jeszcze pofilozofuję. Chyba Łazariew pisał, że Wszechświat się nie myli, więc wszystkiemu, co jest należy się taki podsawowy szacunek. Tak do tego podchodzę.
    Chciałbym się podzielić jeszcze jednym moim pomysłem, choć proszę brać pod uwagę, że może to nie mieć wiele wspólnego z prawdą.
    Ano wpadłem na taki pomysł, że istnieją równolegle wszelkiewarianty rzeczywistości jakie są możliwe (takie równoległe wszechświaty). I w każdym z nich istnieją zjawiska, obiekty itp. ale są one do siebie komplementarne i wszystkie razem się znoszą tak jak znoszą się fale o przeciwnych fazach a wszystkie kolory razem dają kolor biały. No i te wszystkie nałożone na siebie wszechświaty to punkt przed Wielkim Wybuchem. Odnośnie szacunku wynika z tego tyle, że wszystko co jest, jest potrzebne aby te równoległe wszechświaty mogły się razem „wyzerować”, tak jak wszystkie barwy są potrzebne aby powstało światło białe.
    Jak się okazało, nie jestem jedyny, chyba nawet nie pierwszy. Pisaż s-f Rafał Kosik napisał chyba w „Verticalu” o równoległych wszechświatach, które razm sprowadzają się do zera.
    Buddyści mówią chyba, że wszystko jest niczym, podobnie taoiści, że istnienie (taiji) wynika z pustki (wuji) i odwrotnie – jakoś tak mniej więcej.

    Odpowiedz
  37. Marc

    Próbuję szacunku i to chyba działa. Czuję jak się odłączam od różnych osób w pozytywny sposób. Zobaczyłem to wejście u siebie właśnie jak skierowałem w jego stronę szacunek.

    Odpowiedz
  38. Marc

    Podejrzewałem u siebie wejście, ale właśnie zauwazyłem ogromne, z poczuciem misji, resentymentem, niską samooceną i tym wszystkim, jak patrzę teraz to miałem je już jakoś od wczesnych lat życia. O jeny.

    Odpowiedz
  39. Marc

    „A tym łatwiej to zrobić, na ile łatwiej taki ktoś umie dokonywać poruszeń [zmian postawy] na ciałach duchowych.”

    Podejrzewam, że może tu pomóc koncentracja na chwili obecnej czyli uważność. Dlaczego? Myślę, że wielu ludziom (mi również) kłopot sprawia ogarnięcie codziennego życia na poziomie mentalnym (przysłowiowy nawał spraw, i tzw. problemy dnia codziennego), do tego dochodzą emocje a tu jeszcze kolejne ciała.
    Wiele z tego zaangażowania idzie jak myślę w powietrze, bo np. snuje się plany, które potem nijak się mają do rzeczywistości, martwi o przyszłość itp.
    Natomiast skupiając się na chwili obecnej angażujemy się w to, co możemy akurat zrobić i zmienić ii odrzucamy to co nieważne w danej chwili, zamiast więc myśleć o wszystkim na jedym poziomie można myśleć o tym co trzeba na wszystkich poziomach.

    Odpowiedz
  40. Marc

    Czy przez szacunek do „własnych” krokodyli i wejść można się od nich uwolnić? Chyba powinno się, skoro to energia, której nie lubią.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Można się uwolnić poprzez stwierdzenie, iż ta współpraca już nie jest temu komuś potrzebna.

      I przez wytrwanie w tej postawie i przejście prób, które niechybnie przyjdą, a które będą Duszy pytały na różne sposoby, czy może jednak by się jej jacyś wspomożyciele przydali i że nie ma co się tak spieszyć z tym wyganianiem?

      A tym łatwiej to zrobić, na ile łatwiej taki ktoś umie dokonywać poruszeń [zmian postawy] na ciałach duchowych. Bo od nich się „wszystko zaczyna”.

      Odpowiedz
  41. NB

    Przeczytawszy oba wątki o wejściach znalazłam tylko jedną radę odnośnie poradzenia sobie z takimi atakami- wyprowadzić się- i to jak najdalej 🙂
    A co, jeśli „nie można”, bo możliwości, talenty, kontakty są zablokowane, w dodatku aktywne są wzorce i kody np. przypominające DDA? Człowiek wyssany z energii fizycznie i na poziomie subtelnym nie ma często siły wyrwać się z takiego otoczenia.
    Nie chodzi mi o jakieś analizy, bo biorę pod uwagę, że każdy przypadek jest inny i inne mogą być przyczyny niemożności wydostania się spod wpływu takiej toksycznej osoby. Raczej proszę o wskazówkę/trop co można zrobić w kwestii uwolnienia się, na co dzień mieszkając z taką „wejściową” osobą.
    Z góry dzięki. 🙂

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      To prawda, przedstawiasz sytuację, w której tak „na głowę” nic nie można zrobić.
      Na szczęście mamy różne metody i sposoby, których możemy nie być świadomi, a które pochodzą ze świata niewidzialnego, duchowego.

      Można np. prosić o oczyszczenie tego kogoś z wejścia
      i siebie z zatruć:

      http://oczyszczanie-duchowe.blogspot.com/

      o ile WJ się na to zgadzają. To jest inny pomysł, jak dla mnie to jest modlitwa wstawiennicza.

      Odpowiedz
  42. Zed

    Czy można napisać do Ciebie na prywatnego emaila, Świat Ducha? Przemyślałem i poczytałem sporo o wejściach i symbiontach i przyszło mi coś do głowy, ale trochę się nie chcę narazie publicznie wypowiadać bo to dotyczy mojego osobistego życia. Chciałbym się spytać Ciebie o jedną rzecz.

    Odpowiedz
  43. Zed

    Tak. I chyba nie mam wejścia i coraz bardziej się zastanawiam, czy mam zatrucie. A może po prostu miejsce, w którym żyję, nie daje mi perspektyw i stad ten dołek? Nie wiem. Szukam jakiejś wskazówki, co by tu można zrobić.

    Odpowiedz
  44. Zed

    A czemu wejścia są tak ciężkie do wyleczenia? No bo jak czytam wypowiedzi osób, które mają wejścia to widzę, że coś tam negatywnego stało się w ich przeszłości, coś tak jak trauma i one nie potrafią się z tego otrząsnąć dlatego ciągle mają depresję. Pasuje to do mnie, bo czuję, że przez to, że za dziecka nie miałem akceptacji ze strony innych dzieci, które wyśmiewały mnie to przez to zaniechałem robienia rzeczy, które lubiłem i zamiast pójść w tym kierunku, nic konkretnego od tamtego czasu nie robię. Tak, jakby te dzieci zabiły we mnie pasję. Ale nie wiem, czy to jest wejście właśnie.

    Jak to można rozpoznać dokładnie, czy ma się wejście? Bo ja mam tak, że swojego stanu upatruję w tym, co mnie otacza, tzn. że to, co mnie otacza nie daje mi tego, czego pragnę i co by mi dawało szczęście ale czy to jest wejście?

    Odpowiedz
  45. Zed

    Co to są „gwiazdy”?

    Rozumiem, że na zatrucia od wejść nie ma skutecznego sposobu? Np. jakaś terapia albo udanie się do kogoś, kto zdejmuje takie energie?

    A co z tzw. ustawieniami w/g Hellingera? Szukając odpowiedzi na moje rzeczy jakoś zaintrygowało mnie to, co ludzie pisali na temat tej terapii. Ponoć często po takim ustawieniu ich życie się bardzo zmieniało, znajdowali sens życia i siły, tak jakby coś, co ich trzymało w miejscu, nagle odpadało od nich. Czy to jest prawda?

    Nie jestem zbytnio rozeznany w tej tematyce a duchowość w ogóle trochę dla mnie jest nieznana i chyba szukam czegoś, co pozwoliłoby mi na uwolnienie się od tego czegoś, co mnie męczy właśnie poprzez jakieś działania.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Zed, gwiazdy to są układane figury geometryczne na podłodze, w ogrodzie, zrobione np. z pociętego pleksi. Tak zrobiona gwiazda sześcioramienna jest portalem do białych energii i gdy ma odpowiednie wymiary to owe białe energie zabiera [w tym zatrucie się cofa – to hipoteza].
      Opis w komentarzach, gdzie wskazałem.

      Terapie – jak najbardziej, można próbować! tyle, że ja nie znam takiej [póki co], może jest, ale z opowieści osób zatrutych wejściem, mających depresję kliniczną można wnioskować, że terapie pomagają niewiele. Tylko tyle wnioskuję.

      Ustawień jak najbardziej można spróbować!

      Odpowiedz
  46. Zed

    Nie umiem jeszcze tego rozróżnić, bo te tematy pojmuje bardzo dobrze intelektualnie, gorzej jakby wewnętrznie, duchowo ale chyba bardziej w kierunku zatrucia od wejścia, bo to ,,coś skutecznie pozbawia mnie energii, tego czegoś co powoduje, że ludzie potrafią wyjść na przekór okolicznościom i dopiąć swego. Z tego, co widzę, od dziecka byłem raczej typem osoby wycofanej, bojaźliwej, z duża dożą braku zaufania i strachu do świata zewnętrznego, co niestety mocno do dziś się odbija w życiu. Najgorsze jest to, że nie pamiętam momentu, kiedy mogłem ,,nabyć” to coś, bo chyba od zawsze cierpiałem na taką dziwną melancholię, coś na zasadzie braku umiejętności radzenia sobie w życiu. Niby coś tam zawsze robiłem, ale w ogóle nie potrafiłem podołać obowiązkom. Trudno mi to opisać, ale ten artykuł to jakby o mnie jest i nie za bardzo wiem, co można z tym zrobić aby się tego pozbyć i mieć energię do działania i pozbyć się tego lęku.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      co prawda jest to rozwiązanie podobne tabletce przeciwbólowej, ale możesz spróbować.
      na stronie

      Komplikacja Duszy


      poszukaj Ctrl+F tekstów: „gwiazd” i poczytaj

      no i oczywiście praca nad sobą, z pomocą różnorodnych metod.

      Odpowiedz
  47. Zed

    Oj, niedobrze się dzieje u mnie ;(. Mam chyba wszystkie objawy wejścia i to od wielu lat. Niby coś mnie ciekawi, ale jak idzie wsiąść się za to, zmusić do obowiązku to jak u małego dziecka…pojawia się zniechęcenie, szarość i odechciewa się a potem człowiek żałuje, ze czegoś w życiu nie zrobił. I ta niechęć, jakby depresja właśnie. Straszne to jest. Pamiętam, jak jeszcze w szkole rówieśnicy wyśmiewali się ze mnie, ze mam takie a nie inne zainteresowania wskutek czego przestałem się tym interesować a cos w środku ciągle tęskni do tego. Czuje, ze wyssali ze mnie energie, ze łatwo mną manipulować, ze gdzieś w głębi potrzebuje ciepła i wsparcia.

    Jak można oczyścić się z wejścia? Są jakieś metody, np. jakieś bioenergoterapie czy ludzie, którzy zdejmują takie obciążenia?

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Witaj Zed!
      >Mam chyba wszystkie objawy wejścia
      objawy wejścia, czy też zatrucia od wejścia? bo to dwie różne sprawy.

      Odpowiedz
  48. Dariusz Paradowski

    Witam
    Przeczytalem artykul z ogromnym zainteresowaniem.W jednej z wypowiedzi zauważyłem pewna zgodność z moimi przypadkami.A mianowicie zwiazek pewnych osob z twoim zachowaniem(nic nie idzie tak jakbys byl zablokowany).Podobne doswiadczenia mialem z zodiakalnymi Rybami. Glownie ten znak zodiaku mnie interesowal,i glownie tych ludzi obserwowalem.Uwierzcie mi ludzie z pod znaku ryb roznia sie (chodzi o plec) tylko jakies 20%.Moje obserwacje nie polegaly na wywiadzie,byly to bardzo bliskie kontakty poprzez nieudany zwiazek,wspolne mieszkanie czy praca.

    W kolejnej wypowiedzi przeczytalem ze w Polsce jest tlamszona inicjatywa,kreatywnosc. Mieszkam na tzw zachodzie i uwierz w tym kraju dopiero jest tlamszona kreatywnosc! Dają falszywe poczucie wolnosci a z drugiej strony ograniczają wysokimi podatkami, oraniczeniami administracyjnymi gdzie urzednicy maja bardzo duza swobode w interpretacji prawa. Czyli zgodnie co napisano w tym tekscie wejscia inicjowane sa odgornie z ministerstw, parlamentu itd.

    Nie wiem czy Was to zainteresuje ale takie mam zdanie na ten temat.

    posdrawiam

    Odpowiedz
  49. Magdalena

    Jestem osobą z wejściem i pogryzieniem od krokodyla astralnego(jego), mój partner to krokodyl astralny z zatruciem od wejścia(mojego) .. co możemy zrobić aby uzdrowić tą sytuację 😦

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Witam Pani Magdaleno

      Opowiada Pani o swoim przypadku skrótowo, ale tak, że rozpoznała Pani u siebie i partnera obciążenia.
      W moim zrozumieniu, świadomość jest pierwszą sprawą. A to już Pani posiada.
      Następna rzecz, to pewnie jest pójście po pomoc do terapeuty. Rzecz jasna niewielu jest takich, którzy potrafią ująć sprawę od strony ezoterycznej, natomiast wiele szkół psychoterapii dobrze rozpoznaje wymienione obciążenia. Sprawa wyboru terapii i szkoły terapeutycznej wg. jakiej terapeuta działa jest wyborem tego, kto chce pójść na terapię. Ale wiadomo, że niektóre kierunki działają szybciej, niektóre wolniej. Niektóre dogłębnie, niektóre bardziej powierzchownie. Niektóre terapie dają lekkie polepszenie obecnej sytuacji, inne zaś próbują przerabiać dogłębnie życie obecne i poprzednie wcielenia także.

      Wybór jest więc duży. Pytanie, czego Pani oczekuje od terapii. Pytanie może trochę głupie, ale bardzo często zadawane przez terapeutów. Klient sam za bardzo nie wie, czego oczekiwać, a tu go terapeuta „specjalista” pyta o to, czego nie wie. Trochę to [przyznaję sam] uważam za nieprawidłowe, niezogdne z zasadami choćby pedagogiki, gdzie nie pytamy o wiedzę, której osoba może nie wiedzieć. Dopiero, gdy prezentujemy wachlarz możliwości, możemy o coś ewentualnie zapytać.

      Odpowiedz
  50. Nocka

    Napisałeś „Nie sądzę, żeby byli alkoholicy, którzy nie mają krokodyla”. Zdjęcia 39, 40, 41, 45, 46 pokazują, jak dla mnie osoby uzależnione, czy to od alkoholu czy od narkotyków (kobieta ze zdjęcia 39 jest uzależniona od narkotyków – tego się doszukałam w informacjach o niej) a nie ma podane, że mają krokodyla.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      od 31 do 35 zdjęcia są z chyba Czeczenii – tam mocno się ludzie uzależniają od narkotyków i tak na oryginalnych opisach zdjęć było, że są uzależnieni. Zresztą widać jak biorą. I mają kr. Z ich energii bije właśnie ta potrzeba posiadania „specjalnego wsparcia” dla opieki w szczególnie trudnych okolicznościach.

      Do zdj. 38 zgrupowałem osoby mające kr. astralnego. Ale potem już .. jest coś innego

      39-49 to zdjęcia konkretnie z Nowego Jorku. Tam już może nie potrzebują tego „specjalnego wsparcia” od kr.

      Pani na zdj 39 nie ma krokodyla żadnego, a wydaje się uzależniona. Oczywiście jej nie znam, ale ma ogromne zatrucie na podstawie i pogr. astr. – sprawdziłem 2 raz.
      Moje twierdzenie dotyczy wyłącznie alkoholików, co do narkomanów nie jestem specem 🙂
      Może tak jest, że może być w jakiś sposób narkomanką „ofiarą” wyłącznie? Nie wiem. Kto wie?
      Natomiast krokodylich energii nie odczuwam, to jest zdecydowanie ofiara.

      Dzięki Ci za dociekliwość!

      Gościu ze zdj. 40 też w moim wahaniu nie ma kr. ale ogromnie duże zatrucie na podstawie.
      To nam Polakom może się kojarzyć, że osoba zamroczona ma krok. W Nowym Jorku, w Ameryce mieszkają spokojni ludzie, jak mówił Łazariew w swoim sprawozdaniu z podróży do Ameryki. Ten „spokój” wydaje mi się, że wynika z rzadszego występowania krok., wręcz może to powodować.

      Ci zatruci ludzie z fotek z NJ wyglądają spokojnie, oni są tylko „sami dla siebie” zamroczeni, nie mają [oprócz 44 i 49] „śmiejących się oczu” krokodyla. Pan z 50 już ewidentnie europejczyk, pokazuje „sztamę” krokodylą, podobnie jak i niektórzy Polacy, i ma kr. astr.

      Więc napisałem: „Co ciekawe – bezdomni w USA nie mają zwykle krokodyli, a w Europie już mają.”

      Te zdjęcia nt. osób uzależnionych od narkotyków istotnie mówią coś o nich, ale nam mogą wspominać osoby po alkoholu, alkoholików. Jednakże jest subtelna różnica i może [może słusznie?] nie odczuwam u nich kr.

      Odpowiedz
  51. Luk

    @ pcpcpc
    Cześć. Wiesz, sporo ludzi ma prawdopodobnie podobne problemy jak Ty. Nie widzą sensu dalej ciągnąć tego życia. Wszystko wokół przestaje mieć znaczenie. Brak zrozumienia u ludzi z zewnątrz i kogoś do pogadania tylko pogłębia ten marazm. Domyślam się jak się czujesz, bo długi czas czułem się podobnie i nadal bywają momenty, że tak mam. „Chce się” żeby ta nieznośność trwania obecnej chwili przeminęła. Ale im bardziej chcesz się wyrwać tym jest gorzej.
    Dobrze, że zdajesz sobie sprawę, że samobójstwo to żadne rozwiązanie. A jakie ono jest? Nie wiem. W internecie znajdziesz dużo mądrych tekstów, jakieś wskazówki ludzi, którzy przeżyli mniej lub więcej niż Ty i nawet prawdopodobne jest, że niektórzy mają więcej wiedzy niż Ty. Ale oni nie rozwiążą Twoich problemów, bo nie siedzą w Twojej skórze. Co więcej mogą wręcz powodować jeszcze głębszy dołek, tym że nie doszusowałeś jeszcze do ich poziomu.
    Kiedy było mi źle, całymi dniami i nocami byłem sam to wyłem do księżyca i na usta cisnęły się bluzgi (nie tylko cisnęły- bo zdarzało się krzyczeć w pustkę). Kiedy się uspokajałem pytałem „po co?”, „dlaczego nadal tu jestem?”, „ojcze jeśli mam jeszcze coś do zrobienia to ok, ale jeśli nie to pozwól mi odejść”. Wiesz taka rozmowa. Moja sytuacja powoli się zmienia- jeżeli Cię to oczywiście interesuje; zmienia się o tyle, że w sumie to machnąłem ręką na to wszystko. Zaczęły pojawiać się jakieś niejasne odpowiedzi, które zacząłem chwytać. Poza tym staram się ufać, że jestem w najbardziej odpowiednim miejscu i najbardziej odpowiednim czasie, że może właśnie to co wydaje się nie mieć sensu ma znaczenie, chociaż tego nie rozumiem. Czasami warto zaakceptować, pomimo braku zrozumienia. Jeżeli mogę Ci coś podpowiedzieć to spróbuj coś zmienić, chodzi mi o coś małego. Co jakiś czas zrób też coś spontanicznie, żeby wyrwać się z codziennej rutyny.
    No i pytaj. Zadawaj pytania i nadstawiaj uszu żeby usłyszeć odpowiedź. Ona przyjdzie. Co do kobiet.. tutaj chyba Ci dużo nie pomogę, bo dla mnie nadal jest to wyzwanie. Potrzeba bliskości szczególnie z człowiekiem odmiennej płci jest
    ogromna. Cóż może znajdziesz jakiś zamiennik, np. wyjścia ze znajomymi do klubu, do kina. Proste gesty jak przytulenie koleżanki też może pomóc (i Tobie i jej) i nie chodzi o jakiś podtekst seksualny. No i akceptacja czyjegoś szczęścia. Czujesz coś
    do jakiejś dziewczyny a ona znajduje innego faceta. Jest jej dobrze. I ok, to jej wybór! Spróbuj nie czuć żalu tylko miłość i cieszyć się z nimi. To jest trudne, nawet bardzo ale da się.
    Ehh chyba za dużo rozpisałem się o sobie, ale napisałem to co napisałem, bo może pozwoli Ci to znaleźć drzwi, za którymi jest to czego szukasz. Ja klucza nie mam, Ty go masz i Ty możesz zdecydować czy przejść przez drzwi. Gotowych odpowiedz dla Ciebie nie mam i chyba nikt nie ma. Każdy z nas jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Trzymam za Ciebie kciuki, wierzę że poradzisz sobie z tym co Cię trapi:). Pozdrawiam:)

    Odpowiedz
  52. pcpcpc

    Ale jak to zrobić? Z dnia na dzień jest coraz gorzej i już czuję, że dłużej tak nie wytrzymam. Gdybym mógł to już na pewno popełniłbym samobójstwo i jedyne co mnie powstrzymuje to wiedza, że wtedy dalej będę miał tą samą karmę i w następnym wcieleniu będzie to samo.

    Odpowiedz
    1. Conchita

      Jejku, ale o co Ci chodzi? Nie masz zainteresowań czy pasji i co w tym złego? Musisz mieć? Skąd przymus? Chcesz mieć fajną dziewczynę to pozwól na to… Obwarowałeś się warunkami i wstępnymi założeniami, wszystko wymyślone na bazie lęków i oczekiwań – po co Ci ten balast? Puść to i pozwól energii działać… Otwórz się na nieskończoność nieoczekiwanych rozwiązań i możliwości, a świat Cię zadziwi. Po co wymyślać coś z góry? To wszystko nadmierny proces mentalny, który zbudował sobie rzeczywistość a potem doświadcza z tego powodu cierpienia :).

      Widzę, że mocno dokucza Ci coś co nazywasz „ja” – spójrz na to i spróbuj to znaleźć :).

      Pozdro 🙂
      Conchi

      Odpowiedz
      1. pcpcpc

        @Conchita – co w tym złego, że nie mam pasji? Dwie rzeczy i nie wiem która gorsza. Uważam, że bez pasji nie mam po co żyć bo czuję jakbym utrzymywał się dla samej wegetacji. Brakuje czegoś co nadaje sens życiu. Druga sprawa to właśnie bycie samotnym, które wiąże się z brakiem pasji bo żadna dziewczyna nie będzie z kimś bez pasji.

        Nieskończona liczba wariantów to pewnego rodzaju przenośnia. Niektóre rzeczy istnieją tylko w tej przestrzeni wariantów i nie wyczaruje sobie z powietrza wariantu, którego zaistnienie jest niemożliwe. Trzeba stawiać sobie możliwe cele, a takie mnie nie satysfakcjonują.

        @Luk- w pewnych momentach jak czytałem Twój post to czułem jakbym czytał swoje własne myśli.Problem w tym, że nie potrafię machnąć ręką i tego zaakceptować. Niedługo idę na operację, od której ma zależeć mój dalszy komfort życia, a ja zastanawiam się czy w ogóle na nią iść i myślę, że dobrze by było jakbym umarł podczas tej operacji. Żadne zamienniki mnie nie interesują. Może być źle w wielu dziedzinach życia ale niech chociaż jedna rzecz będzie dobrze żebym miał jakiś punkt zaczepienia. A poza tym, że tak myślę to i tak zdaję sobie sprawę, że w niczym nie ma żadnego sensu i ta cała egzystencja i przejawianie się Ducha to też do niczego nie prowadzi. Każdy z elementów (dusza, ego, ciało) broni się żeby przetrwać, rośliny rosną, zwierzęta sobie chodzą i jedzą, ludzie do tego załatwiają swoje interesy, przyjmują krokodyle i wejścia, a ja się pytam czemu to ma służyć. To by miało sens gdyby ludzie czerpali przyjemność z tego, że żyją a w zaistniałej sytuacji większość ludzi jest nieszczęśliwa bardziej lub mniej. Ten brak możliwości i sensu popełnienia samobójstwa jeszcze bardziej dołuje bo to oznacza, że jestem w czarnej dziurze i cokolwiek bym nie zrobił to będzie to źle.

      2. SwiatDucha Autor wpisu

        pc,
        rozumiem co piszesz, natomiast z tego co piszesz wynika, że samo pisanie na ten temat nie rozluźnia supła. Wiesz, że „coś jest”, ale nikt nie punktuje tego, co skutkuje brakiem oczyszczania i poprawy samopoczucia. Opowiadanie o symptomach, z tego, co się zdołałem zorientować nieco daje relaksu, ale nie sięga wystarczająco głęboko.

        Wydaje mi się, że potrzeba ci pracy nad konkretnymi obciążeniami, jeśli je się oczyści, można liczyć na zmiany w życiu.
        Z tekstów idzie energia, którą zbadałem, jest trzy spore obciążenia, które mogą dawać dokładnie takie symptomy o których piszesz.
        Jeśli chcesz, mogę o tym w komentarzu napisać, ale tylko za zgodą.

      3. pcpcpc

        „Z tekstów idzie energia, którą zbadałem, jest trzy spore obciążenia, które mogą dawać dokładnie takie symptomy o których piszesz.
        Jeśli chcesz, mogę o tym w komentarzu napisać, ale tylko za zgodą.”

        O tak, bardzo bym o to prosił jeśli jest taka możliwość. Właśnie praca nad konkretami gdybym wiedział co jest przyczyną może sporo ułatwić, a tak to nawet nie wiem co robić i z czym pracować.

      4. Conchita

        pcpcpc: Moim subiektywnym zdaniem utrzymujesz przekonanie, że pasja jest kluczem do rozwiązania problemów, co wydaje mi się nieprawdziwe. Masz jakieś wyjątkowo silne przekonanie na ten temat, a wydaje mi się, że problem jest pewnie złożony i rozległy i raczej nie ma tu złotego wytrycha w formie „pasji”… Z jakiegoś powodu zablokowałeś w sobie realizację, energie nie przechodzą do realizacji, tylko są zatrzymywane w jakiejś niemocy i próżni. Próbujesz to uruchomić mechanicznie od drugiej strony (fizycznych przejawów) i nie idzie… Może Andrzej pomoże Ci znaleźć mechanizmy blokujące, które utrzymują Twoją świadomość w tak nieciekawej sytuacji…
        Wydaje mi się, że musisz mieć już jakiś kontakt ze swoją żywą bardzo kreatywną świadomością, inaczej nie było by to dla Ciebie jakimś problemem życie na automatycznym poziomie – z piwem, meczami i towarzystwem kumpli :). Zamiast dołować się i pogrążać w beznadziei może spróbowałbyś szczerze spojrzeć w głąb świadomości poza poziom przekonań i osądów, jakby wszystkie złe rzeczy nigdy się nie wydarzyły, jakbyś nie miał tych ciężkich uwarunkowań. Może to wydawać Ci się zbędne, ale w ten sposób możesz odkryć w pełni swoją nieuwarunkowaną jaźń, świadomość, która jest poza tym całym nieszczęściem związanym z Twoją osobistą historią, w żywą świadomość, która uwielbia przejawiać się i nie ma utartych ścieżek. Pasja może pojawić się jako stan, pasja do wszystkiego bez przywiązania do niczego, życie jako pasja.

        Moja pasja życia to pisze, nawet jeśli nie trafię do Ciebie, nie blokuję tego, co wychodzi, niech się przejawia!

        Acha, to że dziewczyny lecą na facetów z pasją to mit. Dziewczyny tak naprawdę szukają facetów, którzy mogą je zrozumieć, są przy nich i zwyczajnie je lubią, szanują, kochają… Wzajemna akceptacja i zrozumienie w związku sprawia, że obie osoby w nim wzrastają. Zainteresowania drugiej osoby są jakby gdzieś obok… Bycie razem, poczucie wspólnoty, bliskości, wymiana – to się liczy.

      5. pcpcpc

        @Conchita – tu jest jeszcze jedna ważna kwestia, o której nie napisałem. Wcześniej potrafiłem osiągać stany wyjścia poza ego. Czasem podczas medytacji, a czasem to następowało samoistnie np jak patrzyłem na jakiś krajobraz i nagle ogarniało mnie poczucie spełnienia i zrozumienia, nie było żadnych potrzeb tylko stan euforii. Przechodził kiedy ego myślało, że chce zatrzymać taki stan na dłużej. Teraz nawet chwilami nie ma czegoś takiego, a wszystko wydaje się przyziemne i bezsensowne.

        Wychodzi mi, że głównie potrzebuję pasji żeby nadać jakiś sens temu co robię, tym codziennym czynnością, które bez tego wydają się bezsensowne. I znalezienie kobiety, której wiem że nie znajdę nawet jak będę miał tą pasję ale ego się łudzi, że wtedy będzie większa szansa.

        To nie jest mit tylko prawda. Zagłębiałem się w tą tematykę, czytałem dużo o PUA (mistrzowie podrywu) i z tego wszystkiego wynika, że żeby mieć dziewczynę, która nadaje się do związku trzeba mieć wysoką samoocenę, swoje życie (tu właśnie pasja, porządna praca). Przypominam sobie teraz wszystkie sytuacje z życia i dziewczyny, które były mną zainteresowane zawsze myślały, że mam pasję. Musiałem kłamać ale gdybym był sobą to żadnej bym nie zainteresował bo prowadzę nudny tryb życia, a one mogą sobie wybierać wśród wielu mężczyzn. Zresztą mniejsza z tym bo i tak w ciągu całego życia nie spotkałem żadnej kobiety, która nadaje się na związek (czyli uroda w moim guście i jej wysoka samoocena plus odpowiedni charakter i poglądy). Teraz poczekam co Andrzej napisze na temat tych obciążeń bo przyznam, że zaskoczyło mnie, że są aż 3. Wejście, pogryzienie przez krokodyla to na pewno, a trzecie… hmm nie przypuszczam żebym mógł mieć krokodyla bo mam za mało przebojowy charakter i jestem zbyt strachliwy oraz mam dużą empatię (za dużą wręcz bo potrafię cierpieć cierpieniem innych).

      6. pcpcpc

        Dziękuję Andrzeju, tutaj jeszcze wkleję Twoją analizę bo nie mam nic przeciwko żeby inni widzieli 🙂

        „czakramy o wielkości mniejszej niż średnia – mniejsza intensywność
        funkcjonowania w życiu.
        Wejścia brak.
        Pogryzienie na ciele przyczynowym, co daje z jednej strony odczucie
        krzywdy, zranienia na tym poziomie, a z drugiej zainteresowanie Duszy
        tym poziomem istnienia [pojawia ci się często pytanie o sens – a to
        poziom przyczynowy – jaka jest przyczyna, jaki skutek, sens mego
        istnienia, działań, pragnień itp..]
        Zatrucie spore na czakrze podstawy, co daje oczywiście depresję.
        Krokodyl na ciele mentalnym, pewnie poczytałeś o krokodylach i tym
        typie na stronie o nich.

        To są trzy konkretne obciążenia, które najpewniej razem dają taki
        stan, jaki przeżywasz. Oczywiście jest to do sprawdzenia osobistego,
        abyś sobie to zweryfikował, ale wydaje się mieć sens.

        Jeśli zechcesz, możesz podzielić się tymi, co by nie było osobistymi
        informacjami w komentarzu, może komuś to pomoże. No i pewnie można
        oczekiwać tam jakichś podpowiedzi, jakby co.”

        Teraz tak, rozumiem że te czakramy wzrastają kiedy zwiększa się moja aktywność na tych polach? A jak sobie poradzić z pogryzieniem na ciele przyczynowym? Musiałbym nadać sobie jakiś sens i wtedy pytania o to by zniknęły. No ale skoro są te pogryzienia to jak tu nadać sens? Zatrucie na czakrze podstawy – czyli to co opisałeś w tej notce? Wystarczy się odciąć od energii zatruwających czy jeszcze coś trzeba robić? Tego zatrucia się spodziewałem i przeprowadzałem medytację, która dawała chwilową ulgę. Wyobrażałem sobie tą energię jako gęstą maź i coś w rodzaju pajęczyny i łopatę, która to zabiera i wyrzuca gdzieś daleko. Po tym przychodziła chwilowa poprawa. Niestety tylko chwilowa i potem wszystko wracało ze zdwojoną siłą.
        Krokodyl – tu mam mieszane uczucia czy on w ogóle jest. Niby coś się we mnie zmieniło i jakoś by mi to pasowało. Z drugiej strony nie mam tych cech, które są opisane na tej stronie jako cechy krokodyli czyli nie jestem dla nikogo przez to atrakcyjny ani nie osiągam żadnych korzyści. Mam też w sobie dużą empatię i jestem zdolny do miłości, nie uważam też żebym miał prawo kogokolwiek obrażać i wręcz denerwuje mnie jak ktoś jest atakowany za inność. Za to fakt, że często wdaję się w dyskusje. Dzisiaj to na tyle. Dzięki i pozdrawiam.

      7. SwiatDucha Autor wpisu

        co do pogryzień – najpierw znajdź swojego oprawcę z kr. przyczynowym
        potem zbierz większość żalów do niego
        a potem trzeba będzie to przerobić przez emocje i świadomość.

        Co do zatrucia – nie wiem na dzisiaj jak to się oczyszcza.

        „Mam też w sobie dużą empatię i jestem zdolny do miłości”
        to nie od kr, raczej od serca, Duszy, pogryzienia i zatrucia.

        „nie mam tych cech”
        jeśli szukasz skrajności i się w nie wpatrujesz i próbujesz sobie zweryfikować negatywnie, to istotnie, nie jesteś silnym psychopatą.
        Ale energie kr są. Trzeba oczywiście „znaleźć je” pośród innych, ale są.

        „nie jestem dla nikogo przez to atrakcyjny”
        już by się ktoś znalazł..
        popatrz się na swoje teksty, są odważne, intelektualnie jesteś sprawny, bezkompromisowy, zobacz swoje silne dążenie, to właśnie jest od kr. Zobacz swoje intelektualnie szerokie wpisy. Umysł [także dzięki kr] został z-boost-owany, dodane wspomaganie.

        „głównie potrzebuję pasji”
        Kr potrzebuje pasji, nienawidzi nudy, nienawidzi spokoju, codzienności. Możesz szukać go tutaj.

        Masz „szczęście” – zarówno kr już masz dawno i Dusza już ma go powoli dosyć.
        Pogryzienie i zatrucie „przygniatają” kr. – nie może już on wystarczająco skakać i żreć.

        „ani nie osiągam żadnych korzyści”
        – kr razem z pogryzieniem i zatruciem w sumie nie dają jakiś korzyści, więcej jest chyba obciążeń „hamujących”

        „Uważam, że bez pasji nie mam po co żyć bo czuję jakbym utrzymywał się dla samej wegetacji.”
        Otóż to, jakbyś nie miał mieć zewnętrznie nakręcanej pasji [w pierwszym przybliżeniu od kr], a został z samym Świadomym Ja i to z niego byłaby potrzeba, żebyś wykrzesał chęci, cele. Ku temu zmierza osobisty, wielowcieleniowy rozwój duchowy.
        [tu link do tekstu]

        „dobrze by było jakbym umarł podczas tej operacji. Żadne zamienniki mnie nie interesują.”
        W taki krańcowy ton uderzają krokodyle wobec nosicieli. Dla krokodyla [i jego Opiekuna] śmierć nosiciela nie jest zbyt ważna, zaraz zorganizuje sobie nowego nosiciela. Nosiciel jest mocno zindoktrynowany, zakodowany [także przez kody wielowcieleniowe umiejscowione w Duszy], że jeśli coś jest ważnego, to napewno NIE jest to coś spokojnego, coś niedoskonałego. Kr jest kierowcą po bandzie w większości czasu.

        „popełniłbym samobójstwo i jedyne co mnie powstrzymuje to wiedza, że wtedy dalej będę miał tą samą karmę i w następnym wcieleniu będzie to samo.”
        Też tak sądzę.

      8. pcpcpc

        No to teraz już nic mi nie pasuje.

        „co do pogryzień – najpierw znajdź swojego oprawcę z kr. przyczynowym
        potem zbierz większość żalów do niego
        a potem trzeba będzie to przerobić przez emocje i świadomość.”

        Nie mam pojęcia kto to może być. Nie mam żalu do nikogo. Całe zło jakie mnie spotyka w życiu nie jest związane z żadną konkretną osobą tylko z brakiem różnych rzeczy. Nie jestem nieszczęśliwy przez kogoś tylko przez brak czegoś. Nie mam niestety pojęcia jak znaleźć oprawcę w tej sytuacji.

        „Co do zatrucia – nie wiem na dzisiaj jak to się oczyszcza.”

        A co myślisz o tradycyjnych metodach leczenia depresji jak terapie u psychiatry/psychologa? To ma jakiś sens czy szkoda na to czasu?

        „jeśli szukasz skrajności i się w nie wpatrujesz i próbujesz sobie zweryfikować negatywnie, to istotnie, nie jesteś silnym psychopatą.
        Ale energie kr są. Trzeba oczywiście “znaleźć je” pośród innych, ale są.”

        To jest pewne, że to krokodyl? Nie mogą być np wzorce z energii krokodyli? Psychopatia kojarzy mi się jednoznacznie, nie można chyba być trochę psychopatą tak jak kobieta nie może być trochę w ciąży? Wcześniej byłem raczej nieporadny i chciałem się zmienić i to mi zupełnie nie pasuje do krokodyla. Za to inne rzeczy jak najbardziej pasują ale dopiero od pewnego momentu, o czym napiszę w dalszej części komentarza.

        „już by się ktoś znalazł..
        popatrz się na swoje teksty, są odważne, intelektualnie jesteś sprawny, bezkompromisowy, zobacz swoje silne dążenie, to właśnie jest od kr. Zobacz swoje intelektualnie szerokie wpisy. Umysł [także dzięki kr] został z-boost-owany, dodane wspomaganie.”

        Najgorsze jest to, że tego nie widzę. Silne dążenie do czego? Ja siebie postrzegam właśnie jako osobę, która do niczego nie dąży i nad tym między innymi ubolewam. Intelektualnie rzeczywiście jestem sprawny ale czy uważasz, że to od tego krokodyla? Bez niego byłbym mniej inteligentny? To by było dla mnie straszne bo uważam, że jedyne co mam to intelekt a cała reszta kuleje.

        „Kr potrzebuje pasji, nienawidzi nudy, nienawidzi spokoju, codzienności. Możesz szukać go tutaj.”

        To by pasowało ale tak naprawdę to też nie do końca. W zasadzie to wychodzi na to, że potrzebuję pasji bo dla kobiet to jest ważne a chciałbym mieć drugą połówkę. Też głupio brzmi taka motywacja, może właśnie dlatego żadna odpowiedź nie przychodzi.

        „Masz “szczęście” – zarówno kr już masz dawno i Dusza już ma go powoli dosyć.
        Pogryzienie i zatrucie “przygniatają” kr. – nie może już on wystarczająco skakać i żreć.”

        Tu dochodzimy do momentu, który mi bardzo nie pasuje. To jest wręcz niemożliwe. Wcześniej miałem wejścia i byłem bardzo nerwowy i wybuchowy. Jak przeczytałem Twoje artykuły na ten temat to pasowało mi to w 100%, a krokodyli rozpoznawałem w swoim otoczeniu. Ostatnio się coś zmieniło bo pracowałem nad tą nerwowością, do tego chciałem coś zrobić z konfliktem z tatą. I uspokoiło się, teraz mam z nim dobre stosunki. Na dodatek nie byłem atrakcyjny dla ludzi z zewnątrz i starałem się to zmienić. W dzieciństwie miałem „przyjaciela”, który miał na 100% mocnego kr. i niby zawsze przeskrobaliśmy tak samo ale dostawało się mi, a jego dorośli postrzegali jako grzecznego i miłego właśnie z powodu tego kr. Ja reagowałem raczej agresją (wejścia). Nie miałem raczej tego zatrucia bo w pewnym momencie potrafiłem czerpać radość z życia i to z prostych czynności jak wyjazd w góry i gra w piłkę, słuchanie muzyki i spotkania ze znajomymi.

        „Otóż to, jakbyś nie miał mieć zewnętrznie nakręcanej pasji [w pierwszym przybliżeniu od kr], a został z samym Świadomym Ja i to z niego byłaby potrzeba, żebyś wykrzesał chęci, cele. Ku temu zmierza osobisty, wielowcieleniowy rozwój duchowy.”

        Właśnie się zastanawiam czy to może być od kr.? Z rozwojem duchowym u mnie jest tak, że wychodzę z założenia, że dla rozwoju to co się dzieje jest najwłaściwsze więc jako „ja” podejmujący decyzje nie powinienem tego brać pod uwagę tylko żyć. Ludzie, którzy mówią o rozwoju duchowym bardzo często robią to bo nie mają nic w życiu i chcą się dowartościować, a rozwój wynika z przeżywania duszy. Dlatego rozwój tak czy siak będzie się dokonywał, a ja mogę jedynie starać się być jak najlepszy, reszta powinna przyjść sama. Za to ego (czy kr.?!) chce jak najlepszego życia tu i teraz.

        Potrzeba pasji bierze się z tego co napisałem przed chwilą (wymagana pasja żeby mieć drugą połówkę plus dobre życie tu i teraz, a z obserwacji wynika że ludzie są szczęśliwi kiedy robią co lubią) oraz z tego, że gdybym miał pasję to byłby jakiś cel, do którego mógłbym dążyć (to jest od kr.?)

        „W taki krańcowy ton uderzają krokodyle wobec nosicieli. Dla krokodyla [i jego Opiekuna] śmierć nosiciela nie jest zbyt ważna, zaraz zorganizuje sobie nowego nosiciela. Nosiciel jest mocno zindoktrynowany, zakodowany [także przez kody wielowcieleniowe umiejscowione w Duszy], że jeśli coś jest ważnego, to napewno NIE jest to coś spokojnego, coś niedoskonałego. Kr jest kierowcą po bandzie w większości czasu.”

        Wcześniej moje potrzeby to była stabilizacja i spokojne życie, dopiero od niedawna pojawiła się chęć „jazdy po bandzie”. I dodam, że wcześniej byłem bardziej lękliwy i wielu rzeczy nie robiłem właśnie ze strachu, że coś się stanie i np umrę, a teraz nie mam w ogóle lęku przed śmiercią co może wynikać z wiedzy o reinkarnacji jak i rzeczywiście od kr.

        I na koniec tego długiego posta napiszę jeszcze jedną obserwację. Pisząc to widzę, że to jest za długie i krępuję się tego, że Wy czytając to poświęcacie na to czas. Piszę bo chciałbym poznać odpowiedzi na wiele pytań oraz temat ogólnie bardzo mnie interesuje. Czy mając krokodyla zastanawiałbym się nad tym? Sam zastanawiam się czy rzeczywiście mam tego krokodyla a samo to z definicji niby przeczy posiadaniu tego symbionta. To co przemawiałoby za tym krokodylem pasuje mi tylko od pewnego momentu (jakiś rok), a wcześniej zupełnie nie. Dlaczego więc Andrzeju piszesz, że Twoim zdaniem mam go już od dawna? Przepraszam za to, że wyszło tak długo i dziękuję za poświęcenie mi czasu. Nie wiem czy mógłbym się w jakiś sposób odwdzięczyć? Pozdrawiam.

      9. SwiatDucha Autor wpisu

        Wydaje mi się, że powinienem teraz napisać większy tekst, do którego inspirują mnie także Twoje wypowiedzi. Dzięki.

        Aha, i tak na szybko – oczywiście jestem bardzo za, aby iść na terapię, także tą „państwową”, czy prywatną. O ile nie jest błędna, raniąca, to mniej czy bardziej, ale pomoże. Zwłaszcza, że masz pragnienie oczyszczania się, że chcesz działać ze sobą. Jest takie buddyjskie powiedzenie, że jeśli jest pragnienie, to nawet psi ząb jest w stanie udzielić człowiekowi błogosławieństwa.

        Niezależnie od poziomu świadomości na jakim terapia pracuje, jeśli na terapii pracuje się z emocjami – to już dużo, bardzo dużo! Wtedy tylko od klienta zależy, czy zrobi postęp. Czyli warto pracować – jestem o tym bardzo przekonany. Wiele razy byłem na terapii „państwowej”. Nie dzieliłem się moimi intelektualnymi zrozumieniami co do spraw duchowości. Wykorzystywałem to, co było, co Wszechświat mi łaskawie dawał, cieszyłem się z tego i pracowałem w tych ramach.

  53. pcpcpc

    Mogę się wyprowadzić ale podliczyłem jakbym na tym wyszedł finansowo i wyszło, że nic by mi nie zostawało na swoje własne wydatki. Przeprowadzając się odciąłbym się od tych energii ale komfort życia byłby dużo niższy. Poza tym mimo, że rodzina zatruwa to daje coś w zamian. Przeprowadziłbym się i nie miałbym nawet się do kogo odezwać a już teraz źle się czuję jak zostaję w domu sam.

    Co do kobiet to poznałem ułamek z tej połowy ale też całej połowy nigdy nie poznam.

    Co lubię robić? Chyba nic. Cokolwiek bym nie robił to czuję, że marnuję ten czas i bez głównej pasji i miłości robienie innych przyziemnych rzeczy nie ma sensu. Lubię jeździć na rowerze ale chyba nie zainteresuję tym żadnej kobiety. O duchowości nie porozmawiam bo wszystkie to katoliczki albo ateistki. Jedyne czym mógłbym zaimponować odpada bo nie zostanie docenione.

    Właśnie nie wiem jaki był powód tego wcielenia. Samobójstwa nie popełnię bo mimo, że bym chciał to wiem, że to nie ma sensu bo potem w następnym wcieleniu będzie to samo. I ta myśl jeszcze bardziej mnie dołuje. Nie potrafię myśleć pozytywnie a mam świadomość, że negatywne myślenie jeszcze pogłębi zła karmę. W chorobę to ja już popadłem wcześniej kiedy była ochota do życia. Myślałem wtedy, że jak wyzdrowieję to będzie dobrze i cała reszta się sama ułoży, a teraz widzę że nie ma na to szans.

    Dzisiaj na dodatek miałem sen, który jeszcze bardziej mnie zdołował. Śniło mi się, że jestem postacią, którą wykreowałem w swojej głowie jako ideał, do którego powinienem dążyć. Taka metoda, która sprawia, że znajdując się w ciężkiej sytuacji myślę co on by zrobił i to często podsuwa fajne rozwiązania. W tym śnie ja nim byłem i miałem poczucie, że mogę zrobić wszystko. Akurat byłem piłkarzem (bardzo lubię piłkę nożną) i grałem przeciwko Barcelonie ze świadomością, że na pewno wygram bo mimo, że tamci są świetnymi piłkarzami to ja dodatkowo znam prawo przyciągania i „przyciągnę” zwycięstwo. Okazało się, że rzeczywiście grałem najlepiej ze wszystkich ale nie strzeliłem gola i przegraliśmy mimo, że przeciwnik grał dużo słabiej. Następnie znajdowałem się na moście i naprzeciwko szła kobieta, która jest moim ideałem. Ja byłem jako ten idealny koleś i mimo to otrzymałem od niej odpowiedź, że ona ma chłopaka i nie jest zainteresowana. Ten sen dał mi jasny przekaz do myślenia, że nawet gdybym rozwinął się w jakimś kierunku i stałbym się idealny to będę niespełniony i życie nie będzie miało sensu.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      a ile masz lat, czy się uczysz, czy pracujesz [gdzie, czy to ci daje satysfakcję?]
      Gdzie mieszkasz?
      Jeśli lubisz piłkę nożną, to możesz iść przecież w tę stronę – albo sam grać, albo intensywniej kibicować, poznać znajomych, którzy to samo lubią. Będzie się do kogo odezwać.

      Jeśli masz zatrucie od wejścia, to takie sny są tylko efektem tego – symbolicznie mówią, że coś jest nie tak. A jak już wiesz, to można nad tym pracować, szukać terapii na to, co się ma.

      Poza tym w „naszym świecie” jest OGROMNA nietolerancja dla tego kim się jest. Ciągle „zmień się”, „ulepszaj się” itd. A tu figa. Przez takie slogany podświadomość może podłapać łatwo przekonanie, że jest „nie ok”. I zaraz się zacznie kreacja z tego podświadomego przekonania, udowadniająca, że jest z nami „nie ok”.

      Trzeba być cwańszym, i tak jak wielu nauczycieli naucza – ustalić sobie prymarną pozytywną myśl, postawę i tej się trzymać. [oczywiście nie rozdmuchaną egoistycznie, ale trzeźwą i pozytywną], np. „jestem w porządku, nic mi nie brakuje, jestem kompletny”.

      I nawet, jeśli będziesz się leczył z zatrucia, to taka postawa będzie mocno wspierać dojście do dobrostanu.

      Odpowiedz
      1. pcpcpc

        Mieszkam w wynajmowanym domu z rodzicami, mam 22 lata. Nie poszedłem na studia bo zmarnowałbym tylko czas. Szkoła mi nie służy a nie ma dla mnie ciekawego kierunku. Praca nie sprawia mi satysfakcji i nie widzę przyszłości w tej pracy chociaż gdybym się przyłożył to mógłbym wyciągnąć z tego dwa razy więcej niż średnia krajowa. Nie ma jednak szans na to żebym się przyłożył.

        Piłka fakt, interesuje mnie ale nie mogę grać ze względu na stan zdrowia. Mam znajomych, z którymi mogę porozmawiać o piłce ale nie lubię tego. Interesuje mnie sama gra (kiedy mogłem), oglądanie meczów czy bramek na youtube. Jak spotykam się z kolegami to gramy w fifę na playstation, a z innymi można jedynie porozmawiać na zwykłe tematy i pić alkohol.

        Postawa o jakiej piszesz, że „jestem w porządku” niestety nie przejdzie bo wiem, że jestem. Ale wiem też, że samo bycie w porządku nie uczyni mnie szczęśliwym bo i tak nie widzę w niczym sensu. Ani w utrzymywaniu się żeby żyć i robić niepotrzebne czynności ani w życiu w samotności. To by wyglądało na sytuację bez wyjścia gdyby nie to, że po coś jednak musiałem się tu wcielić a sytuacji bez wyjścia podobno nie ma.

      2. SwiatDucha Autor wpisu

        > i tak nie widzę w niczym sensu

        Dobrze, że to piszesz. Sens jest pewną ideą, która jest mniej więcej na środku hierarchii ciał subtelnych, w ciele atmanicznym [ciele idei]. Szukanie sensu niestety od pewnego pułapu świadomości się nie sprawdza.

        Zwykle „Odnalezienie sensu” w życiu równa się zharmonizowaniu z konkretnym potokiem energetycznym zstępującym z góry, np. „W działaniu w partii politycznej, grupie rekonstrukcyjnej, kościele – odnalazłem sens [życia]. To mnie ciągnie, kręci.”
        Tak utworzone, na zewnątrz Ciebie sensy Ciebie już nie wezmą, ponieważ wychodzisz osobistymi poruszeniami ponad ten pułap, ponad pułap idei.
        I dobrze, to świadczy o rozwoju.

        To z jednej strony zmartwienie, ale z drugiej strony wyzwanie rozwojowe – jesteś w wolności, nikt nie narzuci ci sensu, potrzeba abyś sobie go sam wybrał. Ileż trzeba przekonania o własnej wartości, aby przytaknąć sobie, uznać za wartościowy swój osobisty cel, który stać się ma dla Ciebie Twoją osobistą, wybraną, przeżyciową prawdą. A co ważniejsze – znaleźć ten cel osobisty. Ileś komentarzy piszesz o mniej więcej tym samym, że nie znajdujesz sensu na zewnątrz. I dobrze – trzeba szukać swojego, osobistego. Wygląda, że wychodzisz powoli ponad Duszę, więc wchodzisz w obszar Ducha. A Duch ma imperatyw wyrażania się. I teraz trzeba pewnie znaleźć osobistą ścieżkę wyrażenia się, twórczości. Bo Dusza to, co miała do zaoferowania, to to już się kończy. Owszem, Dusza nadal zostaje, natomiast jej prawda już cię nie bierze, nie przekonują cię cele z obrębu zarówno twojej Duszy, jak i dusz zbiorowych [praca, piłka nożna]

        Ludzie mogą być obojętni wobec takiej działalności, albo pozytywnie nastawieni [domniemuję, że nie chcesz im szkodzić].
        Jednak najpewniej nie będą Cię wspierać, albo w ogóle, albo od razu. Przecież nie odpowiadasz na ich potrzeby, nie łączysz się z ich ideami.

        Tutaj wydaje się jest potrzeba, aby się zwrócić do swego wnętrza, poszukać motywacji własnego Ducha. Może to potrwać, może będzie potrzeba po pierwsze rozpoznania terenu, zrobienia sobie mapy. Najpewniej jest coś, co Duch chce realizować, natomiast z mojej obserwacji wynika, że ludzie swoje Duchy mają unieczynnione, zwłaszcza w czasach konsumpcjonizmu, paplaniny mediów. Najczęściej wtedy aktywną jest Dusza i to ona rozpycha się łokciami i zawłaszcza batutę. Ale, jak widać, są osoby, które już Duszy nie za bardzo wierzą.

        Prawda takich osób wykracza ponad doświadczenia Duszy, które są najczęściej receptywne i reaktywne. Dusza jest typu yin – chętnie przystosowuje się do otoczenia i działa w nim, rozprzestrzenia się w nim mocno odpowiadając na to, co do niej przychodzi.
        Jednak, gdy rozwój następuje na tyle zaawansowany, że Dusza jest przekraczana, całe to tałatajstwo Duszy jednocześnie okazuje się przeszkodą w dalszej drodze. Dotychczasowe metody już przestają skutkować. Potrzeba uruchomić stłamszonego Ducha i rozpoznać jego pragnienia.

        Abraham o sensie życia [meaning of life]:

  54. Airaenn

    Najpierw się wyprowadź i daj sobie chwilę, żeby „odtajać” od tych wszystkich zanieczyszczeń – wola życia powinna choć trochę wrócić, a że to jest jeden z najsilniejszych mechanizmów w jakie jesteśmy wyposażeni, to kto wie? Może znajdziesz sens tego wcielenia? Nic nie dzieje się bez przyczyny. A co do miłości – uogólnienie „kobiety” obejmuje POŁOWĘ całej ludzkiej populacji. Jasne, że poznałeś ledwie ułamek z nich, ale to nie znaczy, że nie masz szans znaleźć kogoś, kto myśli podobnie i dostrzeże w tobie coś więcej. Po raz drugi, jeśli środowisko jest toksyczne, wyprowadź się, nabierz sił i zacznij czerpać radość z małych rzeczy, zastanów się, co lubisz robić (banał z filmu, a jaki prawdziwy!) i rób to najczęściej, jak możesz. Dla mnie czymś takim było gotowanie – małe, codzienne wyzwanie, zaspokajające apetyt na życie, pozwalające celebrować proces odżywiania się, uczynić go atrakcyjnym dla wszystkich zmysłów – dla ciebie może to być składanie modeli, jazda na rowerze, bieganie (to jest ponoć wspaniałe dla duszy, sama nie mogę się doczekać pierwszego cieplejszego dnia, by rozpocząć swoją przygodę), cokolwiek, co daje ci poczucie wewnętrznej harmonii.
    A z innej beczki, pomyśl – jeśli dusza się tak wcieliła, to miała powód. Jeśli się poddasz (popełnisz samobójstwo, albo w wyniku braku chęci życia popadniesz w chorobę), twoja dusza wróci i mając nieprzerobioną karmę zapewne (tak to czuję intuicyjnie, ale ktoś bardziej obeznany może mnie poprawić) kolejne wcielenie będzie takie samo. Więc lepiej spróbuj zmienić nastawienie, odnaleźć spokój i sens, dogadać się z duszą i wtedy może coś ruszy, może wejdziesz na inną, korzystniejszą dla siebie drogę. Poddać się jest łatwo, to walka wymaga charakteru, tylko za jej pomocą można do czegoś w życiu dojść. Czasem po prostu trzeba sobie dać szansę.
    Odwagi! 🙂

    Odpowiedz
  55. pcpcpc

    Ja mam coś takiego, że nie widzę sensu do życia. Możliwe, że to wina tej energii od wejść. Moja mama pasuje do opisu wejść, ojciec ma krokodyla a ja również mam wejście. Mimo to był pewien okres w moim życiu kiedy czułem się szczęśliwy ale chodziłem wtedy do liceum i żyłem z myślą, że jakaś pasja i wiedza co chcę w życiu robić sama do mnie przyjdzie. Teraz niestety nie wiem co chcę robić i czuję się z tym podwójnie źle bo już sam brak pasji odbiera chęć do życia to na dodatek kobiety nie chcą być z takim facetem, a miłość uważam za najważniejszą rzecz w życiu chociaż wiem, że w tym wcieleniu nie będę z nikim w związku. Duchowa wiedza nic mi nie daje oprócz zaspokajania ciekawości a nie widzę sensu w tym żeby chodzić do pracy, której się nie lubi po to żeby się utrzymać przy życiu. A po co się utrzymywać? Ja nazywam to podlewaniem roślinki. Żyję sobie ale nic nie sprawia mi przyjemności bo do szczęścia potrzebuję tego czego nigdy nie będę miał. Najgorsza jest świadomość przy jednoczesnym zdawaniu sobie sprawy z własnej słabości. Żeby się tego pozbyć mam się odciąć od źródła zanieczyszczeń czyli wyprowadzić się z domu? Według teorii to powinno pomóc ale nie widzę sensu wyprowadzania się od rodziców po to żeby mieszkać samemu i nie mieć się nawet do kogo odezwać.

    Odpowiedz
  56. Pingback: SEDNA | Kraina Blogini

  57. yogin

    Ciekawe odkąd zacząłem medytować większość rodziny tej dalszej daje mi odczuć że jestem nie w porządku . Może zaczęło się to wcześniej tylko tego nie zauważyłem.

    Odpowiedz
  58. Tristen

    A nie wdyaje Wam sie, ze bez tych krokodyli to bysmy malo co osiagneli w swiecie materialnym? Moze to jest wlasnie tak skonstruowane, zeby czlowiek mial sily na kreowanie czegos?

    Odpowiedz
  59. Marek

    Rozumiem, a przynajmniej wydaje mi się że rozumiem o co chodzi. No cóż, nie da się ukryć że temat ten mnie fascynuje, i chyba wielu z nas (mam na myśli czytelników a nie Ciebie) przyzna się, że w toku różnych życiowych problemów, taka moc jest fascynująca. Problemy z nią związane, wydają się odległe i nieistotne, przy zyskach. Jestem już zmęczony, jutro jeszcze raz dokładniej przeczytam Twój komentarz i sprawę przemedytuję. Chociaż wydaje się jasne o co chodzi, wchodzenie na ich wibrację skutkuje połączeniem.

    Odpowiedz
  60. Marek

    Dzięki Andrzej za odpowiedź, tak podejrzewałem. Bardzo by się przydało żebyś opisał dokładnie ten obermat, tak jak owamten, z kotkami i odpisami; wszyscy wtedy wyzymają o co chodzi, wiadomo, jeden obraz warty więcej niż tysiąc słów 🙂 to co mnie i np. .. interesuje, jak .. o kr, to taka kwestia, pozwól że powrócę do tego znowu przykładu z teoretycznie takimi samymi … Załóżmy że mamy dużego kr bud, i człowieka z dw .. kr… Który będzie xxxx w s..sie energi..? ten oooo operuje z …ego poziomu, za to te fff są na , ale czy ich energia się ,,,uje, przez co …ciel jest ……jszy?

    I tak z ciekawości, np. pustelnik który żyje całe życie sam, i ma wielką stodołę poprzez swoje intencje, czy ten kr będzie w oborze, skoro nie będzie kogo …pać? czy będzie ponieważ zadowoli się spod…ami i bigacz…eniem swojego nosiciela?

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      sorki, ale musiałem ci zedytować wulgaryzm. ba, nawet niektóre zdania pourywałem. zobaczysz dlaczego.

      Wiesz, sprawa kr wydaje się być taką jak inne. Nawet do opisywania, tu i tam. Tak osobowość [ego] myśli – ot, wszystko można [zanalizować, przetworzyć przez umysł]. Jednakże jest to podejście niemalże identyczne z naukowym, redukcjonistycznym. Czy piszesz coś o Bogu, o poddaniu się woli Wyższego Ja [przynajmniej tak dla przeciwwagi]. No nie bardzo, sadzisz wulgaryzm. To jest dobry symptom dla mnie, żeby temat zatrzymać i nie iść dalej.

      Wiele osób, wielu ludzi jest w stanie umysłowo pojąć kr, przetwarzać ten temat w umyśle.
      Natomiast istota owego tematu jest duchowa, wielopłaszczyznowa [w ciałach subtelnych]. Warto mieć harmonię duchową, duchową perspektywę w momencie zajmowania się takimi zagadnieniami, ponieważ nie dla bytu materialnego li tylko te tematy zostały utworzone. Istotą nie jest to, jak taki czy inny kr będzie machał ogonem. Problem jest na miarę postawy obsługi reaktora atomowego, który się przegrzał i wybuchł. [a owa obsługa – to my] Umysłowość, która nie rozumie zagrożenia, może przez umysłowy „przypadek” uruchomić proces, nad którym na pewno nie zapanuje. Kr nie są prostym tematem, zważywszy okres wielu tysięcy lat, w którym ludzie są podlegli w dużej części tym pół-istotom. i nic się nie zmieniło w podstawach ich funkcji, dodajmy. To, że jesteśmy w miarę możliwości opowiadać sobie o tym temacie jest także majstersztykiem. Ponieważ zagrożenie wobec którego przechodzimy blisko, wcale nie jest mniejsze.

      Wiele osób, wielu ludzi jest w stanie umysłowo pojąć kr, przetwarzać ten temat w umyśle. Wgłębianie się w to umysłem daje uruchomienie demonologii. Kiedyś czytałem książkę Podwodnego „rozwój duchowy”. Nawet małymi literami piszę, specjalnie, żeby tematu nie podnosić. Otóż rozważane były tam demonicze poruszenia. Zacząłem próbować to wahać, jak energetycznie dostałem po głowie! Okazało się, że zawsze najważniejsze powinno być dla mnie powiązanie z Bogiem, z Wyższymi Jaźniami i ich celami. Zaś jeśli już coś rozpoznaję, to w połączeniu z wysokimi energiami i wysoką moralnością.

      otóż jak czytałem twoje pytanie, to taka energia linkująca mocno emanowała z niego. Na teraz, po zmianach już nie można łatwo rozpoznać intencji pytającego, samego pytania, przez co brakuje już i tej energii chcącej się podłączyć. A o czystość energetyczną właśnie chodzi. Jeślibyśmy nie zadbali o osobiste zabezpieczenie, moglibyśmy brnąć w treści i być jedzeni do upojenia. Natomiast, mam nadzieję, że już nie cieszą cię wyszarpywane przez kogoś ochłapy z twojej własnej aury..

      Jak Łazariew mówi – najważniejsze dla nas, jako istot duchowych jest to, abyśmy patrzyli na miłość i zastanawiali się jak ją rozwijać [buddyjskie podejście: jak rozwijać współczucie]. A reszta nam zostanie przydana, czyli zostaniemy obdarzeni łaską zrozumienia świata w którym się obracamy. Mam nadzieję, że dosyć jasno mówię, jaka jest moja droga. Jest ona duchowa, a cokolwiek się na niej pojawia, lepiej lub gorzej przystawiam do wysokich energii.

      Szczególnie dotyczy to kr. Wyglądałoby ot, kolejny temacik. Niestety, jak dla mnie wyjście na prostą z kr wymagało ode mnie krańcowej pokory i ogromnego szacunku dla tego „czegoś”. Inaczej nic nie skutkowało, zmiana mojego punktu zboru nie uruchamiała się nawet o milimetr. Zobacz na swój komentarz, czy tam aby nie podchodzi się do kr w sposób przedmiotowy? „A ten jest taki, a tamten owaki…, a czy to coś to to, ..?” W moim oglądzie one właśnie najbardziej sobie życzą takiej postawy branej z ego, ponieważ pięknie mogą zaraz podlinkować pod nią i zacząć czerpać z niej energii, ile chcą. Wolą, lubią być „przedmiotem”, ponieważ automatem stawia ich to w pozycji penetratora czyjegoś umysłu i daje im natychmiast górowanie [z tego powodu, iż są tak zbudowane jak są].
      Sprawa jest o tyle bardziej skomplikowana, że w sieci komputerowej znajdują się dziesiątki osób obdarzonych kr, wobec których również przyjmujemy jakieś postawy. Zaniedbanie możliwości, że właśnie przez tą czy inną rozmowę łączę się z kimś i jego kr, może kosztować mnie srogim pogryzieniem.

      Natomiast odnoszenie się do kr podmiotowo, z wielkim szacunkiem natychmiast uruchamia proces rozłączania linków i wyrównywania postaw, wszak szacunek jest jedną z najwyższych energii, wyższą od nich samych i od ich opiekunów. Godzą się na to, bo nie mają wyjścia – to prawo możliwości oddawania szacunku jest ponad wszystkim, ponad nimi samymi. Dlatego wiem na dzisiaj – z wieloma osobami się nie zgadzam umysłowo, ale tą moją postawę umysłu mam za nic, ona może mnie najwyżej wetknąć gadowi w paszczę. Natomiast gotów jestem do pokłonów głową do ziemi przed każdą z tych osób, ponieważ to mnie ratuje z powodu Boskiej zasady, którą znam i mogę wykorzystać dla własnego ratunku.

      Tak więc, jak to mówił pewien mnich dzogchen – z objaśnienia widzisz sprawę, natomiast masz możliwość wyboru własnej postawy.

      No dobra, dopiero teraz czuję sharmonizowane energie.

      Odpowiedz
  61. Marek

    Dobry wieczór. Andrzej, tak się zastanawiałem, jak to jest. Załóżmy czysto teoretycznie, trzy takie same osoby, wszystko totalnie takie samo (czyli psychika, wzorce, zdrowie itd) i jedna będzie miała dużego krokodyla astralnego, druga mentalnego a trzecia buddialnego. I która będzie silniejsza pod względem osobistej charyzmy, życiowego sukcesu? czy ta która ma pasożyta na wyższym ciele?

    Tańcząca Pani z dużymi czakrami (zdj. 42), Bóg jeden wie czemu, robi na mnie przerażające wrażenie. Jakby była totalnie zła i szalona, albo pokręcona w stopniu gigantycznym.

    Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Są osoby, które twierdzą, iż ludzie czarnoskórzy mają sporą karmę. Inni mogliby powiedzieć, że ona może miała „wcielenia piekielne” [czyli – jak to rozumiem – wcielenia nie do końca do świata materialnego, a do poziomu astralnego i tam przykre przeżycia. obecnie zaś wcielenie do poziomu świata materialnego i owe dawne przeżycia są widoczne]

    1. SwiatDucha Autor wpisu

      A dzień dobry, dzień dobry 🙂

      Czysto teoretycznie, oczywiście, ponieważ takie osoby mają zwykle trochę inne zestawy wzorców, ale nie aż takie różne, więc snujmy te edukacyjne rozważanie.

      Pierwsze skojarzenie jest związane ze sportem: jest podium, mistrzem zostaje kr buddialny, wicemistrzem jest mentalny, nie pojmujący w pełni mistrza, ale mający dlań „szacunek”, zaś astralny – najmniej rozważny, mocno czasami roztrzepany i upity, udaje mu się złapać miejsce trzecie.

      Drugie skojarzenie:
      Pracowałem niegdyś w liceum społecznym ASSA we Wrocławiu. Miałem uczniów, z których część ćpała grzyby [nie wiem, czy to dobrze nazwałem]. Jednakże można było mówić o wszystkim i nic nikomu za to nie było, więc jeden mój uczeń opowiedział mi taki humor: Ci co piją piwo są na samym dole. Ci zazdroszczą tym, którzy piją wódkę. Ci zaś zazdroszczą tym, którzy fazują się miękkimi narkotykami. Ci zaś mają większy szacunek do tych, którzy już mocno ćpają mocne dragi.
      Czy tak jest – nie wiem. Natomiast wiem, że kr z półki o +1 wyższej ma większe pole zrozumienia, większe umiejętności manipulacji, niż jego niższy kolega. Zwykle ten „wyższy“ nawet w jakiś sposób próbuje zaopiekować się tymi niższymi [zwłaszcza, jeśli jest dwa – trzy poziomy różnicy]. Wtedy jest tak, jakby jakiś pół – bóg zstępował i pomagał tym pogmatwanym w życiu.

      Możesz zobaczyć też, jakie firmy prowadzą ludzie z jakimi kr. Małą potrafi poprowadzić ktoś z kr astalnym, większą ktoś z mentalnym [ma większe zdolności, zrozumienie, ale jest jeszcze mało wdrożony w „rynek” i pewnie tak pozostanie], największą firmę zrobi ktoś, kto opiera się na kr buddialnym, ten ma już gest [zrozumiały dobrze na poziomie wartości – budd.]. Największe firmy [tu dla przykładu religijne, aszramy] mają goście z kr. atmanicznym, operującym na ideach. Potrafią poprowadzić wielu ku „lepszemu jutru” z pomocą symbionta, który owymi ideami zgrabnie manipuluje.
      Oczywiście większość spraw obecnych w tych przytoczonych przykładach jest prawdziwa [inaczej by biznesy upadały albo nie mogły powstać], natomiast manipulacja jest wystarczająco duża, aby krok mogły swoje żniwo złoić i opchać się świeżej acz zmąconej sporymi emocjami krwi [one taką najlepiej lubią].

      Myślę, że temat o konfrontacji kr między sobą by się przydał.

      Odpowiedz
  62. Wiera

    Ja nie postrzegam świata jako miejsca pełnego ludzi, którzy przy wszelkiej sposobności będą mnie atakować. Myślę raczej, że w większości przypadków doznaję ataku tylko dlatego, że było we mnie coś, co ten atak sprowokowało. To jak wchodzenie w staw pełen wodorostów w kostiumie pełnym haczyków – efekt jest do przewidzenia, a trudno przecież powiedzieć, że wodorosty atakują kąpiących się, prawda? W miarę usuwania niektórych haczyków ataków będzie mniej…

    Myślę, że w zetknięciu z drugim człowiekiem zawsze będzie nas coś dzielić – i coś łączyć. Choć to od nas zależy, na czym się skupimy – na różnicach (w aspekcie pozytywnym i negatywnym), czy na podobieństwach (także w aspekcie pozytywnym i negatywnym) – wychodzi na to, że nie ma to żadnego znaczenia. Znaczenie ma to, czy ocenimy te różnice lub podobieństwa pozytywnie, czy negatywnie. A jeśli negatywnie – to, czy z agresją, czy z akceptacją 🙂

    A przecież nasze przekonanie, że ktoś jest ‘inny’ w negatywnym tego słowa znaczeniu – to nic innego jak wejście, prawda?

    Odpowiedz
      1. Wiera

        Napisałam „w większości przypadków” – i że „ataków będzie mniej”, a nie, że nie będzie ich wcale 🙂 Ale to dobrze, że dodałeś swój komentarz, bo może nie zostało to przeze mnie dostatecznie uwypuklone.

  63. Winston

    Wszystko fajnie, teorie ciekawe, całkiem spójne. Ale albo nie dość uważnie cztałem, albo nie ma żadnych wniosków, głębszych przemyśleń… A co zrobić z takimi „wejściami”, pogryzieniami, czy zatruciami?

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Pod tym linkiem Winston masz główną stronę o obciążeniach:

      Obciążenia duchowe

      Są tam linki do stron o wejściach, pogryzieniach, a w nich moje ew. sugestie na temat pracy ze sobą.

      Strona o zatruciach, to tu.

      Natomiast co robić?
      Powiem ci, że na razie sam nie wiem dobrze.
      Co do pogryzień sprawa jest łatwiejsza, wystarcza terapia DDA, taki ktoś zwykle jest aktywny, jak na terapii sobie zdejmie odium pogryzienia przez kr, to dalej jest zwykle lżej.
      Natomiast w terapiach DDA jest mnóstwo osób z zatruciami dolnych czakr. Tego psychologowie nie rozpoznają jako osobną jednostkę, chyba, że depresję, czy chorobę psychiczną. I teraz jak sobie radzić z zatruciem? Bo psychologia konwencjonalna nie ma dobrego sposobu, aby prawdziwie to oczyszczać, jedynie potrafi zmniejszać objawy.

      Odpowiedz
  64. hahahel

    Według tego jak ja to odbieram, Bóg nigdy nie wypędził Szatana – ani żadnego z aniołów, oni sami odeszli. Według pewnego olśnienia, które do mnie przyszło „Bóg i Szatan to jedna „osoba”, są opisywani jak dwie odrębne osoby, bo opisują dane cechy, które każdy ma w sobie”. Idąc za tym można powiedzieć, że ten, który się buntuje zaczyna przejawiać czarne wzorce, ten który dąży do akceptacji białe. Jednak wszystko i tak ma jedno żródło o którym tak wielu mówi, a wszelkie podziały to przebieranki w różne ubrania, które bardziej nam pasuję od innych przez jakiś czas, bo albo zmienią się nasze potrzeby lub moda 😉

    Zresztą Tristen, Ty już od dawna przerabiasz w sobie poczucie inności, albo jak kto woli obciążenia związane z odrzuceniem. Też to przerabiam i powoli im bardziej patrzę się na inne osoby, tym bardziej dochodzę do wniosku, że bardzo mało nas różni, w zasadzie to tylko opakowania w które wchodzimy, nawet potrzeby są te same, tylko wybieramy inne sposoby ich zaspokojenia. Jedni wybierają „puste kalorie” a inni „zdrową żywność”. 🙂

    Odpowiedz
  65. Xing

    >>Skoro kręci Cię bycie “innym” to czemu nie?

    Określiłbym to raczej jako poszukiwanie swojej strefy komfortu. Podam przykład. W pewnym okresie w Polsce „wszyscy pili”. Taki był zwyczaj. Ktoś, kto tego nie robił był z konieczności inny, drętwy, frajer, może kapuś itp. W świecie energii i związków przez nie kreowanych to wygląda trochę podobnie. Nie chcesz być taki jak my to zaraz cię wyrównamy albo dostaniesz po głowie jak się nie da.

    >>Czy podróżujesz może poza ciałem?

    A czy Ty jesteś tą samą Conchitą która pisywała na forum OBE? : ) Bywałem tam, jak również poza ciałem : ). Swoją perspektywę „na co dzień” określiłbym bardziej jako mentalną czasami przyczynową. Perspektywa astralna to może jest właśnie to co mnie drażni (emocje, różne „gwałtowne” energie) i dlatego staram się za bardzo z tym nie łączyć.

    Podsumowując – w mojej ocenie człowiek oderwany od grupy i spotkany „w cztery oczy” prezentuje się dużo lepiej niż człowiek grupowy. Wtedy daje się dotrzeć do duszy i tego co w niej gra. W zbiorowościach ludzie głupieją i karleją.
    Ale oczywiście to tylko mój wycinek świata i jego obserwacji.

    Odpowiedz
  66. Xing

    >> Wybacz, jeśli mi się nie uda i polecę po bandzie

    Nie jesteśmy z cukru, nie musimy cały czas słodzić : )

    >> Spójrz na to jako na jedną z kolejnych kreacji Twojego nieskończonego potencjału umysłu: wytworzenie tego podziału i odseparowanie się. Jacy są ludzie? Nieświadomi, atakujący, odrzucający…

    Nie tylko. Ten artykuł jest o wejściach, więc pisałem tylko o negatywach. Znam ludzi świadomych, uduchowionych, widzących rzeczy do których ja nie mogę dotrzeć. To jest jasna strona ludzkości.

    >> Ja osobiście jeszcze nie spotkałam pojęcia grupowego zwanego “ludźmi” – tłumu.

    Ja spotkałem wielokrotnie. Zresztą zjawisko jest opisane przez psychologię (od czasów Le Bona), ale na płaszczyźnie energetycznej wygląda to jeszcze ciekawiej, tj. gorzej : ) Ludzie tworzący pewną masę uwielbiają się w niej roztapiać. Powstają wtedy prawdziwe monstra. Idź na demonstrację albo jakiś mecz to zobaczysz. W mniejszej skali też to działa tylko słabo. Nie ma się co oszukiwać. Podział tworzy się wtedy – albo jesteś z nami albo przeciwko nam. Możemy przyjąć, że jest to kreacja naszego umysłu, ale wtedy to już można przyjąć, że wszystko nią jest. Solipsyzm ma swoje wady i zalety, to osobny temat : )

    >> Zupełnie drugorzędną sprawą jest, że posługując się powyższym przekonaniem wysyłasz do innych niefizyczną informację: jestem inny niż wy, nie możecie się ze mną porozumieć, jestem niedostępny, odrzucam was. Spróbuj poeksperymentować z innymi komunikatami i się zdziwisz…

    Tak, wiem, że tak jest i że można podawać różne sugestie. Tyle, że w moim przypadku byłoby to nieuczciwe, a lgnąć do pewnych grup po prostu nie chcę, a więc „jestem inny niż wy”.

    Zauważam w ogóle u osób zajmujących się ezoteryką pewną dawkę hipokryzji i słodko pierdzącej demagogii. Nie wywyższać się, nie oceniać, nie krzywdzić, sam sobie jesteś winien itd. Wydaje mi się, że to ślepa uliczka. Pewne rzeczy da się zmierzyć, oszacować. I tak wszyscy to robią. Lgną do tego co jest dla nich korzystne a uciekają od tego co niekorzystne. A więc mierzą i ważą. Nie znam osobiście żadnego ezoteryka który brałby na siebie dobrowolnie cierpienie innych. Ostatni o którym słyszałem był Edward Stachura. Może jacyś są, ale raczej nie dyskutują na forach. Nie znam też nikogo kto przechodzi przez ściany, natomiast znam mnóstwo ludzi mówiących o nierealności tego świata : )))
    Tym niemniej dyskusje i uwagi które czytam tutaj uważam za niezmiernie pouczające.
    Pozdrawiam wszystkich : )

    Odpowiedz
    1. Conchita

      🙂 Każdy ma swój sposób percepcji, doświadczenia, które go ukształtowały i nieraz trudno się dogadać :). Ja też nie lubię słodzenia ezoterycznego, bo dla mnie to jest zwykłe kodowanie i zamiana jednego systemu przekonań na inny.

      Skoro kręci Cię bycie „innym” to czemu nie? W zasadzie każdy uważa, że jest jedyny, wyjątkowy i inny. I ja się z tym zgadzam, właśnie tak jest, świadomość w każdym człowieku jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Zawsze tak uważałam odkąd pamiętam. Myślę, że to zależy od tego, na co patrzysz w człowieku, do jakiego poziomu się dostrajasz. To wszystko jest bardzo złożone, wielopoziomowe, jak się patrzy tylko z jednej strony to powstaje karykatura (Twoje „monstra”).

      <>
      Dopóki do tego sam nie dojdziesz, to faktycznie to ślepa uliczka. Ta uliczka nazywa się mentalne programowanie się, swoich reakcji czy myśli… To budzi pewnie Twój opór. Generalnie wierzę właśnie w odprogramowanie się, rozkodowanie, aż się wyjdzie poza mentalny obraz świata i schematyczne interpretacje. 🙂 Co ciekawe przy pewnym rozkodowaniu trafia się na poziom serca, stanu miłości i zaczyna to być prawdziwe bez słodkiego pierdzenia :):).

      Jak patrzę poprzez to co napisałeś (czy raczej jak odbieram to co napisałeś) to narzuca mi się perspektywa tzw. „astralna”. Niektórzy rzeczywiście paskudnie wyglądają z tej perspektywy… Czy podróżujesz może poza ciałem?

      Odpowiedz
  67. Conchita

    Administrowanie miejscem w sieci nie zawsze jest łatwe, trzeba ocenić kiedy ktoś przegiął. Ja mam z tym problem. Administruję z doskoku na jednym z for i nie ma tam tak fajnej atmosfery jak tutaj na stronie Andrzeja. Ciągle pojawiają się ludzie prowokujący, żerujący na rozbudzaniu emocji u innych (krok.) i ich partnerzy z wejściami dowodzący swoich jedynie prawdziwych racji i broniący urażonej dumy. Działa to niszcząco i trująco na wszystkich…
    Cieszę się więc, że to miejsce jest czyste od tego, inspiruje i pobudza do wzrostu wewnętrznego.

    Odpowiedz
  68. Conchita

    Widzę dużo w tym co, piszesz, ale nie wiem, czy coś uda mi się ułożyć w słowa… Wybacz, jeśli mi się nie uda i polecę po bandzie :).
    Pierwsza rzecz – ludzi postrzegasz jako tłum… Ty sam wydajesz się sobie być inny od tłumu. Spójrz na to jako na jedną z kolejnych kreacji Twojego nieskończonego potencjału umysłu: wytworzenie tego podziału i odseparowanie się. Jacy są ludzie? Nieświadomi, atakujący, odrzucający… To tylko kreacja. Ja osobiście jeszcze nie spotkałam pojęcia grupowego zwanego „ludźmi” – tłumu. Są oczywiście pola energetyczno-informacyjne, w których się żyje i które wpływają, ale jednak posługiwanie się pojęciami grupowymi wskazuje na pogląd, przekonanie czyli brak kontaktu z żywą rzeczywistością, tym co jest. Chciałabym, abyś zwrócił na to swoją uwagę i zobaczył, w której chwili przekonanie, nawykowy pogląd zaczyna przesłaniać Ci rzeczywistość.
    Zupełnie drugorzędną sprawą jest, że posługując się powyższym przekonaniem wysyłasz do innych niefizyczną informację: jestem inny niż wy, nie możecie się ze mną porozumieć, jestem niedostępny, odrzucam was.
    Spróbuj poeksperymentować z innymi komunikatami i się zdziwisz… Zwróć uwagę też na tło całej sprawy, dlaczego chronisz się i co chronisz. Nie ma gotowych recept, nie powiem co trzeba zrobić, ale jak przestaniesz być partnerem do ataku to ataku nie będzie. Strzała nie trafi do tarczy, bo tarcza zniknie.

    Na słabsze dni i złe samopoczucie a i trudne kłótliwe towarzystwo polecam wyobrażenie sobie lustra dookoła siebie. Głupie to i proste, ale działa w chwilach „emergency”. Osłonki tego typu dobrze sobie potem „odwizualizować” bo się robi duchota energetyczna (jak w samochodzie z włączonym obiegiem wewnętrznym powietrza).

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      > jak przestaniesz być partnerem do ataku to ataku nie będzie.
      Też tak mówię. Na początek może nie zmieni się kardynalnie intencji, ale po trochu [jeśli jest do tego intencja] i z czasem można o wiele sobie pomóc.

      Odpowiedz
    2. Conchita

      Hura!!! Cieszę się, że udało Ci się wyjść poza, przekroczyć swoje ograniczenia 🙂 ! No to dopiero jest życie… Tu się zaczyna „nienazwane”, bo już nic nie jest jak wcześniej, wszystko żyje i właśnie wydarza się, jak może być nudne? Zamiast plastikowych wykrzywionych masek zaczyna się widzieć ludzi itp. Jak już raz wszedłeś to już to jest, zawsze będziesz wiedział jak wrócić, jakbyś się znów zaplątał :).

      Odpowiedz
  69. Xing

    >> Na szczęście Duszę można wykiwać, np. spoglądając gdzieś w bok.

    He he, to stary, złodziejski sposób : ) Bardzo dobry także na różnych prześladowców a także – uwaga – w sporcie (piłka nożna) : )

    >>Gdy do niego/niej nie podlinkujesz, to nie ma szansy na atak.

    Zgadza się, problem dotyczy głównie osób które już znamy, z nimi jesteśmy polinkowani na rózne sposoby. Z osobami których kompletnie nie znam raczej nie mam problemów. Wypracowałem sobie sposób na akwizytorów, złodziei, żebraków, policję (tak! szczególnie drogówkę), nie mam z nimi „styku” na płaszczyźnie energetycznej i nie zaczepiają mnie. Linkowanie ma jednak tę cechę, że zachodzi w dwu kierunkach, więc jeśli się z kimś stykasz (np. z koleżanką w pracy) to nawet jak starasz się spuszczać te linki po kancie i nie tworzyć nowych to i tak coś się zawsze zaczepi. U mnie problem dotyczył kilku pań z sąsiedztwa – starych kobiet które miały dużo żółci w sobie i ja, jako delikwent odstający od ich wyobrażeń, stałem się dla nich „ruchomym celem”. Moje problemy z tego wynikłe skończyły się natychmiast kiedy się przeprowadziłem. Nie chciało mi się z nimi walczyć, bo lubię starych ludzi, często mają klasę której brakuje młodym. Ale próby załagodzenia sprawy niewiele dały, musiałe się im wyśliznąć. Tym bardziej, że grupa ludzi to już spora siła i naprawdę nie chciało mi się żadnej partyzantki.

    >> dlaczego akurat tych ludzi Dusza chce spotykać, dlaczego chce się z nimi łączyć energiami

    Tak jak pisałem – uważam, że to często przypadek, ślepy los, a czasami powiązania karmiczne (np. z kim się mieszka). Na to pierwsze nie ma rady, na drugie jest w postaci pracy nad sobą.

    >>Bardzo ładnie tu działają wewnętrzne ukłony, oddawanie szacunku i nieinformowanie ich o czymkolwiek.

    Czasami stosuję się do rady „Błogosławcie tych co wam złorzeczą” : ) choć nie zauważyłem, aby przynosiło to radykalną poprawę. Moim zdaniem lepsze jest „wychłodzenie” relacji, osłabienie linka. Praca nad poprawieniem relacji ma sens jeśli często spotykamy taką osobę (rodzina, praca).

    >>a więc jednak jest jakaś forma oceny.

    Oczywiście, wszyscy cały czas to robimy, inaczej nie moglibyśmy nawet przejść paru metrów po płaskiej powierzchni : ) Chodziło mi o ocenę czynów (i to w sensie energetycznym a nie etycznym) nie zaś osób.

    >> Powiedz, może te “różności”, które praktykujesz mogą zaburzać relacje?

    Oczywiście. Podnoszenie energetyki czy zmiana przekonań muszą je zaburzyć. W końcu wychodzi się ze wspólnego snu i to jest odbierane przez społeczność jako coś co jej zagraża. Myślę, że każdy kto choćby medytuje czy jakoś się odwarunkowuje tego doświadczył. Zaczął być postrzegany jako „dziwny”, „niebezpieczny”, „nieobliczalny”, co to do kościoła nie chodzi i pewnie czci diabła w piwnicy. Nic nowego. Na poziomie nieświadomym to wszystko jest jeszcze mocniejsze, ludzie to czują. Są generalnie uśpieni, ale ich nieświdomość działa dobrze i wyczuwają obcego a potem starają się jakoś reagować. Ja z tym nie mam problemu, mam mało konfliktów z ludźmi, natomiast niepokoi mnie, że chodzą one w grupach co łączę ze stanem własnej energii, zdrowia, świadomości. Kiedy jestem słabszy muszę mieć sposoby aby się bronić bo kiedy jestem w dobrej formie nic złego mnie nie spotyka.

    Odpowiedz
  70. SwiatDucha Autor wpisu

    Bez mrówek, komarów, żab, brzóz, chmur itd. też żyć nie mogę. Ale nie dlatego, że tak je wszystkie kocham, tylko dlatego że są. A taki komar na przykład jak dziabnie, to boli. Póki będzie mnie boleć, będę mówić, że mnie boli.

    Odpowiedz
    1. Conchita

      Boli to ból i to wcale nie ten obecny, tylko wcześniejszy…

      Ja to bym się chętnie temu przyjrzała, może się uda znaleźć, co tam siedzi pod spodem. Bo jak wyjdzie i rozpuści się w słońcu świadomości, to może zniknie reaktywność…
      Mi to się zawsze płakać chce, jak wychodzi i rozpuszcza się – to uczucie ulgi połączone z żalem, że żyłam z czymś takim co tak bolało.

      Odpowiedz
    2. Marek

      Ludzie, co z wami? Andrzej jest właścicielem strony, urobił się po łokcie żeby napisać art, pobierać, obrabiać i wklejać zdjęcia, analizować je, dodatkowo za darmo pomagał w problemach ludziom, i wymaga tylko jednego; wpisywania się pełnym imieniem czy nawet pseudo w komentarzu. Czy to naprawdę tak wiele? sam prowadzę stronę, i wpisywanie zamiast imienia iksów itd to jest tak naprawdę bardzo dezorientujące, to trochę brak szacunku. Albo rozmawiamy jak dorośli ludzie, albo pora iść gdzie indziej, tak? pozdrawiam.

      Odpowiedz
      1. hahahel

        Jest wiele rodzai gier gdzie ktoś poprzez daną czynność chce coś uzyskać. Są gry negatywne gdzie tylko jedna osoba wygrywa, są pozytywne gdzie obie strony wygrywają. Kiedyś jednak trzeba będzie z tych gier wyrosnąć, wtedy kiedy zacznie się rozumieć się, że nie trzeba o nic walczyć. Chociaż w tym świecie to trudne, bo przecież trzeba walczyć o to, aby np. jakoś przeżyć kolejny dzień. Czy aby na pewno tak jest ? To już każdy sam musi sobie odpowiedzieć, wszak każdy ma swoją perspektywę i z jego strony nie musi to wszystko tak ładnie wyglądać. Wydaje mi się, że istotnym jest tutaj zrozumienie siebie i akceptacja połączona z docenieniem tego co się ma, aby nie zazdrościć innym tego, co mają (cokolwiek to jest).

        Rozbudzenie w sobie bożej iskry a wtedy to już można innym pomagać ją w sobie rozbudzać. Wtedy będzie można mówić, że wyszło się ponad nasze gry, w które bardzo często nieświadomie gramy. To co to znaczy, każdy także musi sobie sam na to odpowiedzieć. No i nie wolno zapominać o ważnym szczególe „Kiedy kończy się gra, król i pionek wracają do tego samego pudełka” … 😉

  71. SwiatDucha Autor wpisu

    Dobrze działasz Tristen – dochodzisz do konkretów [które nie są zbytnio przyjemne, ale to są konkrety].

    Odpowiedz
  72. SwiatDucha Autor wpisu

    Ćwierkać paszczą mi trudno, nie ma co sprawdzać. 🙂
    Dżiniści mówią: próbuj nie dopuszczać się żadnej przemocy. Nawet z pomocą laptopa.
    Mnie mało obchodzi co krokodyl robi, aby „zyskać” specjalne prawa. Na dzisiaj nie mam litości dla takiego dziada [podobnie jak i on nie ma dla mnie litości]. Kr tylko czeka na moją litość, aby mnie sobie okręcić na palcu.

    To oczywiście świetnie przypomina wykręty alkoholika przed swoją uciemiężoną żoną: będzie kręcił co tylko, żeby nie przyznać się do błędu, żeby była jego racja.

    Już nie jedną osobę zbanowałem i nie cofnę się ze zbanowaniem i Ciebie, jeśli nadal będziesz obnosić się ze swoją mocą kr. ponad administratorem.

    Krokodyle pięknie chcą wywyższać się, cudownie przemykać ponad zasadami [wszak mają opiekę na adi], TAKŻE powołując się na miłość, na wszechobecną miłość, na uniwersalną miłość, na cokolwiek.

    Akurat tutaj możesz liczyć na to, że znam postąpienia kr. i przekierowania znaczeń. Miałem jednego kolegę, którego najbardziej rozwściecało słowo „zasady”. No oczywiście nie jego a jego kr.

    Odpowiedz
  73. Davvidia

    “przybieralem postac maga, wladcy, duchowego nauczyciela ale wykorzystywalem to nierzadko do wlasnych celow (podyktowanym wewnetrznym poczuciem checi powrotu skad pochodze)”
    Komu chcialeś coś udowodnić? Przybierałeś postacie “Boga na ziemi” .. dla kogo tak się starałeś?

    Tristen
    sie 22, 2012 @ 08:18:08

    Staralem sie dla siebie bo chcialem stad ,,uciec” ale wtedy jeszcze nie wiedzialem, ze nie tedy droga; nie rozumialem praw karmy (a one zaczynaja sie wraz z pierwszym wcieleniem i zatopieniem w materie).

    Omijasz temat skąd sie wziąłeś, skąd sie wytworzyłeś. Przejmujesz kontrole, władzę nad jestestwem swoim i chcesz przejąć nad wszechświatem. Tu jest pierwszy problem Twojego kręcenia się w pętli. Tu jest ten kr. o którym napisał Andrzej. Nie chcesz przyznać, że „ktos” Ci nadał jestestwo i jesteś od „kogoś” zalezny. Dopóki będziesz trzymał kontrole, będziesz trzymał kr. poddanie się zaufanie w prowadzenie, to pierwsza sprawa, do wyjścia z pętli zaślepienia.

    Odpowiedz
  74. Davvidia

    „przybieralem postac maga, wladcy, duchowego nauczyciela ale wykorzystywalem to nierzadko do wlasnych celow (podyktowanym wewnetrznym poczuciem checi powrotu skad pochodze)”
    Komu chcialeś coś udowodnić? Przybierałeś postacie „Boga na ziemi” .. dla kogo tak się starałeś?

    Odpowiedz
  75. Davvidia

    z tym karasz to jednak udowodnienie że społeczenstwo jest jakie jest 🙂 tak to czasami sie wchodzi w role karmiczne 🙂

    Odpowiedz
  76. Davvidia

    za co pozwoliłes się karać? czego chciałeś tym doświadczyć? – tylko czuj siebie a nie społeczeństwo 🙂

    Odpowiedz
  77. Davvidia

    Tristen, jak karasz w sobie społeczeństwo, to ono kara CIebie.. Trzeba by zobaczyc za co ich tak karasz.. W splocie jest nasza siła, nasze światło. Zamykasz się na światło, to dostajesz przeciwność, która bije..

    Odpowiedz
  78. Xing

    >>Czyli jesteś sensytywny.

    Joł!
    Andrzeju, praktykuję różne różności od dawna, trochę wiem i umiem : ) Posługuję się nieco innym nazewnictwem ale widzę te rzeczy podobnie jak Ty. I dlatego z przyjemnością tu zaglądam, widzę, że nie są to jedynie moje fantazje.

    Wszystko sprowadza się niestety do szczegółów. Można sporo wiedzieć ale świat zawsze nas czymś zaskoczy. Miałem ostatnio (na przestrzeni miesięcy) kilka nieprzyjemnych sytuacji z ludźmi, ewidentne ataki z ich strony, więc zacząłem się temu uważnie przyglądać.

    Często jest tak, że różne ataki dokonywane są nieświadomie. Przykład. Odmówiłem pewnej pani podwiezienia samochodem. Nastąpiła tłumiona furia, pani była przekonana że robię źle, bo jak można jej odmówić podwiezienia : ) Ja miałem swoje powody i dyskusja o motywach jest moim zdaniem pozbawiona sensu. W każdym razie samochód się od razu zepsuł. Padła wrażliwa część elektroniki. Nie sądzę, aby pani rzuciła na mnie klątwę czy coś. To było raczej nieświadome skumulowanie wrogiej energii. Skutek jednak ten sam. W sumie dobrze, że autko wzięło to na siebie, ale fakt jest faktem.

    Dla mnie pozostaje otwarta kwestia a w zasadzie dwie;

    – jak się bronić kiedy widzimy że coś takiego się dzieje?
    – co potem, kiedy zostaliśmy zaatakowani? Wybaczyć, odpuścić, po szamańsku „przechorować” zło w sobie? Zauważyłem, że tego typu czyste i miłosierne metody nie zawsze działają, czasami mogą wręcz mieć przeciwskuteczne działanie.

    Ja przy tym staram się nie oceniać ludzi. Patrzę tylko na to co się dzieje, okiem technika który to mierzy i waży.

    Można to sprowadzić do pracy nad sobą – oczyszczaniem, podnoszeniem energetyki, ale to podejście też ma słabe strony. Jest względne. Możesz być bez zarzutu, ale komuś będzie się wydawało inaczej i cię zaatakuje. Możesz być silny energetycznie a jednak znajdzie się silniejszy. Nie wierzę w aż tak dużą rolę karmy, losu. To działa na wyższych poziomach, ustala gdzie i kiedy żyjemy, jaki jest nasz status i pewne „duże” wydarzenia w życiu. Reszta to własny wkład w warunkach które bywają nieprzewidywalne, chaotyczne i po prostu losowe. Gdyby było inaczej, karma ludzi którzy ze sobą współistnieją w końcu by się „wyzerowała” i to jak sądzę dość szybko. Ale widać Show must go on!
    Tak to widzę : )

    Odpowiedz
    1. Davvidia

      Xing, to byłeś Ty sam wydaje mi sie. Poczułeś sie winny, że odmawiasz, tłumaczenie siebie było zewnętrzne. Tak jakby sam się pokarałeś, ona tam tylko stała żeby Ci to pokazać. Jakiś odrzucony aspekt siebie zadziałał.. nie chcesz widzieć tej części siebie..

      Odpowiedz
    2. SwiatDucha Autor wpisu

      Jak to w sztukach walki mówią: najlepsza walka to ta, która się nie odbyła.
      więc staram się nie wszczynać walki a bacznie przyglądać się temu, co jest we mnie, co chce tej walki, jak chcę kogoś sprowokować i
      nie robię tego.

      > jak się bronić kiedy widzimy że coś takiego się dzieje?

      osobiście kroczę pomiędzy energiami [na ile potrafię]. Wiele osób wysyła ukierunkowane wiązki energii [oczami, 3 okiem, splotem, gardłem] tam, gdzie ich Dusza widzi zagrożenie. Na szczęście Duszę można wykiwać, np. spoglądając gdzieś w bok. Pamiętam jak widziałem na swojej ulicy takiego gagatka, który ma na swojej działce spory skład śmiecia i nie jest lubiany w dzielnicy. Oczywiście używa klątw. Akurat jak go widziałem, miałem wyjęty telefon. On się rozgląda tylko czy ktoś nie ma na niego złych myśli [co daje mu oczywiście motyw do posłania klątwy] a ja jak jakiś naiwniak gapiłem się na niego [moja Dusza mówi – co on robi, szuka ofiary?]. No to ja skupiłem uwagę i energię za pomocą świadomości na telefonie [jakby tam było coś istotnego] i lekko odsunąłem ten telefon z osi ja-on, przez co jego Dusza uznała że się nie patrzyłem na niego, a skupiony byłem na telefonie. Jego osobowość była zdezorientowana, bo mogłaby przysiąc, że ja „coś knuję”, ale jego Dusza go przekonała, ponieważ nie nawiązała ze mną żadnej wymiany energetycznej. Zdziwiony wsiadł do auta i odjechał.

      > Możesz być bez zarzutu, ale komuś będzie się wydawało inaczej i cię zaatakuje

      Gdy do niego/niej nie podlinkujesz, to nie ma szansy na atak.

      To są jednakże dopiero działania nie dotykające jądra problemu. Gdy zaczniesz pracować z intencjami: „dlaczego akurat tych ludzi Dusza chce spotykać, dlaczego chce się z nimi łączyć energiami”, chociaż to wcale przyjemne ani korzystne nie jest, to odkryjesz, że masz wkład w owe „nieprzyjemne kontakty”.

      Ja przez wiele miesięcy grzebałem w Duszy dlaczego tak nosicieli krokodyli chce spotykać, obwiniać, karać itp [to wychodziło po drodze]. Aż nastał taki dzień, że Dusza sama zaczęła odwracać głowę od nich, a potem przestała aż tak nachalnie ich odkrywać z krajobrazu. Oni gdzieś tam są, są łatwi do zauważenia, ale na dzisiaj Dusza ma słabe motywacje, aby to robić.

      Podobnie z osobami z wejściami [klątwami itp]. One bardzo potrzebują szacunku, bo czują się mało wartościowe, wykorzystane, osaczone, poniżone, skrzywdzone. Bardzo ładnie tu działają wewnętrzne ukłony, oddawanie szacunku i nieinformowanie ich o czymkolwiek. Ich Dusza pięknie reagują na oddawanie szacunku, a osobowość jest zdezorientowana tym, co od Duszy czuje i właściwie nie wie co robić. I w takim stanie warto opuścić deski tego teatru.

      > okiem technika który to mierzy i waży.

      a więc jednak jest jakaś forma oceny. Większy, mniejszy, itd. Są to skale zwykle porównawcze, Dusza dobrze je zna, a Dusze twoich spotkanych osób są zwykle z nią połączone. Tyle, że nie chcą one czuć, że są oceniane. Ludzie [a właściwie ich Dusze] często są bardzo wrażliwe.
      Proponowałbym wypracowanie jednej z wewnęrznych postaw, które zawierają akceptację, wyrażenie miłości, szacunku. Możesz w tym momencie wszystko zapamiętać co widzisz, a pomierzyć i poważyć sobie w domu [osobowości tamtych ludzi najpewniej już nie będą łączyć Cię z tymi działaniami]. Ich Dusza nadal mogą czuć się oceniane, bo podlinkowałeś, ale nie dostaniesz po głowie, bo ich osobowości nie będą miały podstaw do zwrócenia się ku tobie.

      Niemniej jednak dopiero oczyszcznie jakichkolwiek postaw zaburzających relację dopiero może dać końcowy spokój. Powiedz, może te „różności”, które praktykujesz mogą zaburzać relacje?

      Odpowiedz
  79. Davvidia

    Tristen, Ty odczep sie od tego społeczeństwa i przestań medrkować 🙂 znasz takie powiedzenie: „milcz, a usłyszysz?” Jak Ty masz usłyszeć, skoro ciągle paplają Twoje tozsamości nadbudowane przez wcielenia 🙂 Żeby z tego wyjść, to trzeba być uważnym, a nie wpadać w nie i się kręcic w kółko 🙂 Słuchaj swojej intencji, jesli nie jest zgodna z dobrem, to znaczy, że tu przydałoby się pomodlić o zmianę tej intencji .. inaczej cały czas bedziesz w tym krążył i nie zobaczysz ..

    Odpowiedz
  80. Xing

    Zauważyłem jeszcze jedną rzecz, moim zdaniem szalenie istotną, a propos tych zatruć. To działa także przez internet. Czytając pewne osoby (lub wchodząc w zbiorowiska takich osób – fora, portale blogerskie) widzę, jak zmienia się moja energetyka. Teksty mogą być różne, niekoniecznie wzbudzające poczucie winy czy depresyjne. Ale przez nie płynie jakaś energia od autorów i po pewnym czasie widać zmiany w energetyce tego kto czyta. Oczywiście takich kanałów jest więcej – radio, TV, książki, słuchanie (szkoła!), ale internet wydaje się dość sterylny. Niestety pozornie.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Oczywiście tak jest. Poprzez kanały subtelne idą energie, wystarczy złapać linka [np. obrazek, tekst]. Na szczęście istnieje związek treści widzialnej i niewidzialnej – nie może totalnie zła energia się przyczepić do pięknego, czystego obrazka [np. pięknego krajobrazu bez deformacji].
      Czyli jesteś sensytywny.

      Odpowiedz
      1. Marek

        Dobry wieczór, a jak tak patrzę na teledysk Piaska „Niecierpliwi” http://www.youtube.com/watch?v=laUQy4DVxCA to Piasek ma krokodyla jak trzeba, widać w oczkach. Andrzej, czy nadaję się na łowcę krokodyli, tzn dobrego obserwatora? 🙂 strzelam – krokodyl astralny i coś wyżej jeszcze. Zgadłem? czy byłbyś tak uprzejmy i zweryfikował mój „strzał”?

  81. SwiatDucha Autor wpisu

    > Kierunkiem jest zrozumienie owej postawy i spokojne, asertywne omijanie sytuacj i ludzi z takimi pogryzieniami.

    Myślę, że to bardzo dobry kierunek.

    > buntowalem sie przeciwko tlumaczeniom pewnych sytuacji

    tak, ja to też odczułem wobec moich tłumaczeń

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Ja bym do tego podszedł od strony intencji [bo to one tworzą sytuację, postawę, która potem jest widoczna zarówno w ciałach jak i czakrach]. Brak chęci zrozumienia oznacza chęć zabarykadownia się na obecnych pozycjach. Może to być poczucie np. urazy. Czy ego, czy Dusza, to mniej ważne, ważne, że jest jakaś emocja. Najpewniej jest to emocja która przeszła z wcześniejszego wcielenia.

      Wg. mnie zrozumienie zjawiska odbywać się może łatwo na schemacie [ciał subtelnych, czakr], natomiast praca z oczyszczaniem powinna dotykać tego, w czym są umocowane postawy stagnacyjne, czyli te, które tak trudno zmienić. Fajnie, że wiemy, że jest „zatrucie”, ale CO ono znaczy w języku emocji? Jak EMOCJA jest za tym schowana? Każda prawdziwa terapia pracuje z emocjami i ich przekształcaniem.
      Czyli: czy masz urazę? niechęć? zniechęcenie? wkurzenie? wściekłość? i dlaczego?
      – trzeba to zbadać, zeksplorować dokładnie

      Odpowiedz
  82. Davvidia

    a robiłes analize czy masz kr? wiesz to co na zewnatrz to lustro, odpowiedz na prowokacje duszy .. a ona czegoś sie domaga ..

    Odpowiedz
  83. Xing

    Wspaniały tekst i obserwacje. Brakuje mi tylko jasnej definicji wejść, zatruć itp, może kiedyś stworzyć krótki artykuł w którym byłoby jasno, „encyklopedycznie” powiedziane co jest czym. Brakuje też sposobu uwalniania się z opisanych sytuacji, ale domyślam się, że Autor będzie jeszcze pisał na ten temat.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Miło mi, że się Ci podoba, Xing. Oczywiście, definicje są bardzo proste do napisania.
      Uwalnianie się z tych obciążeń to oczyszczanie większej części całej karmy. Nie wiem, czy mógłbym w jakimś prostym tekście wszystko zawrzeć w nim. Metod jest dziesiątki, a jak ktoś jest gotowy do oczyszczania, to każda osoba może wejść w swoją metodę, świat jest bogaty.

      Uwalnianie się od zatruć? Będę się nad tym zastanawiać, a i Czytelnicy też pewnie będą mnie wspierać.

      Póki co warto sprawdzić czego się oczekuje od otoczenia, sprawdzić dobrze te oczekiwania, ich realność, intencję [czemu powziąłem takie oczekiwanie, co przez to chciałem osiągnąć].

      Odpowiedz
  84. SwiatDucha Autor wpisu

    > raczej sprobowac dojsc, czemu moga byc one tak a nie inaczej rozwiniete.

    Oczywiście, to jest poprawne rozumowanie. Czakry – ich wielkość [ilość przesyłanej przez nie energii] jest skutkiem, nie przyczyną, wiele razy to powtarzam. Podobnie, jak strumień wody z kranu – jej ilość zależna jest od stopnia odkręcenia kurka. Trzeba się spytać kto przyszedł odkręcić kurek i po co? Czy to była mała dziewczynka myjąca sobie rączkę, czy też tato podlewający ostrym strumieniem ogród.
    Kiedyś spotkałem bioenergoterapeutę [z Bolesławca], który mówił, że ma więcej zabiegów przy zamykaniu czakr [nierozważnie otwartych, uruchomionych], niż przy otwieraniu. Jeśli czakra jest przymknięta, to z jakiegoś powodu [który warto poznać, nie zaś na siłę ją uruchamiać].

    Mam podobne doświadczenia z dzieciństwa.

    Odpowiedz
  85. dagmaria1

    Dzięki wielkie za ten artykuł:)wiele mi rozjaśnił.Uświadomiłam sobie dzięki niemu,że nie dość,że mam krokodyla to jestem też porządnie struta i pokąszona przez innych.Już mi się wydawało,że jeśli potrafię odczuwać chwilami jedność ze wszystkim to jestem już taka światła.Ale teraz już wiem,że te wejścia,strucie plus krokodyl będą ściagać mnie w dół jak ręka latawiec.Nawet jak wejdę na wyżyny medytacji to trochę sobie polatam jak ta mucha nad palnikiem,by za chwile spalić się w ogniu czyli w tych brudnych energiach. Dzięki Wiera za twój komentarz:)Tak fajnie trafiony.Jakoś intuicyjnie wybrałam wielką pracę i wróciłam do rodziców.Czułam,że to dobry sposób aby Dusza w końcu przestała namiętnie pakować się w mechanizm agresor-ofiara czyli krokodyl-pogryzienie.Pozdrawiam:)

    Odpowiedz
    1. hahahel

      Wydaje mi się, że o wejściach traktują również książki takie jak np. „toksyczni rodzice”. Nazwa trafnie wskazuje, że zatruwają one wnętrze człowieka, co jak pisze Andrzej może skończyć się na przyjęciu obciążenia, krokodyla, żeby poradzić sobie z zatruciem. Jednak trzeba pamiętać o tym, że skądś to musiało się wziąć i zapewne, jeśli rozpatrujemy przypadek zatrucia we własnej rodzinie, to nasi rodzice również mieli do czynienia z zatruciami i sobie nie poradzili z nimi, co skutkuje tym, że przekazują je swoim dzieciom. A rodzice po prostu rekompensują sobie braki elementarnego zapotrzebowania na miłość poprzez inne substytuty takimi jak chociażby władza. Myślę, że do oczyszczenia siebie z zatruć i krokodyli ta wiedza jest bardzo pomocna, bo pozwala spojrzeć na inne osoby, które te obciążenia posiadają z innego punktu widzenia, że one również są takie jak my, tylko poprzez swoje działania sygnalizują swoje braki, a także chęci ich wypełnienia. Tylko, że wypełnianie marnymi substytutami nie pomaga za bardzo. I w tym wszystkim pojawia się zadanie, odnależć w sobie miłość, to dopiero wyzwanie ! 🙂

      Odpowiedz
  86. Marek

    Andrzej, przeszedłeś samego siebie, świetny artykuł. Powinni to wykładać w szkołach, i mówię mając świadomość że to niemożliwe bo uznaliby (zwłaszcza Panie z uruchomionymi wzorcami macicznymi) że jesteś emocjonalnie niedojrzały, pusty i dziwny 🙂 Stwierdzam po sobie że mam zatrucie. Albo wzorce albo zatrucie, z tym że wzorzec można zmieniać, a ja niektórych nie mogę, chyba że źle to robię; lęk i niechęć do działania, paraliżuje wszystko. Czuję się coraz bardziej odrealniony od ludzi, unikam ich jak mogę, i znowu nie wiadomo czy to wina choroby (IBS) wejścia, czy może wzorca, człowiek równa się agresja i nieprzyjemności emocjonalne później. Sytuacja wygląda w sumie tak, że widzę co się ze mną dzieję, zdaję sobie sprawę że moje ograniczenia są często nierealne, ale… działanie idzie wg. zatrucia. Nie mogę tego w żaden sposób przejść. Tylko ćwiczę, ciągle ćwiczę żeby komuś spuścić łomot jak mnie zaczepi. I tak od lat, ile można?

    Nie wiem czy nie nadwyrężę Twojej cierpliwości, ale chyba Cię poproszę o analizę pod tym względem, za którą chętnie odwdzięczę się finansowo (i polecam to innym). Sam pomagam ludziom, a sam sobie nie umiem, czegoś nie rozumiem, coś mi unika. Na pewno już wiem po latach bycia w tym, że wzorce to nie wszystko, jest coś jeszcze.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Dzięki kolego pisarzu za pochwałę!

      Ja od lat trenowałem wściekłość na kr., przez co pogryzienie się co i raz odnawiało. Ale jak ostatnio sobie dałem spokój z kr. [nawet nie zwracam uwagi gdzie parkują auta! – wyobraźcie sobie!], to tak mi dało energetycznie po hamulcach, że mało w ziemię nie zaryłem. Coś się pokazało, jakiś sposób przeżywania, który był POD tą wściekłością, zagniewaniem, próbami „naprawiania świata”.

      Po prostu skończyła się adrenalina od gniewu [słusznego oczywiście ;)] i już nie ma mnie co napędzać. I okazało się, że owa adrenalina przeciwko krokodylom przemagała moje zatrucie. Była od niego silniejsza, dawała napęd, power.

      Owszem, wiedziałem, że nie umiem robić czegoś „dla siebie”, ale robiąc TYLE dla świata dosyć energetycznie funkcjonowałem. Ale jak zabrakło przyczyny dla której mam taki być zebrany i gotowy, to.. powietrze uszło jak z flaka, z mocno napompowanej opony. [co ciekawe psychosomatycy dopatrują się w chorobach serca właśnie nerwicy i napięcia – człowiek z nadciśnieniem jest negatywnie oceniający, „naprawiający”, „napompowany” chorą energią]

      Natomiast Wszechświat pokazał mi to obecnie aż nadto widocznie bardzo dużym palcem wskazującym [nad czym mam się skupić i pracować]. Jeszcze nie wszystko rozumiem, nie wiem o wszystkich aspektach tego, co przeżywam, ale już na tyle zrozumiałem sprawę, że zdołałem napisać art.

      Jak ćwiczysz żeby komuś spuścić łomot [czyli przeciwko komuś], to może być właśnie podobnie – podtrzymywanie owych białych wzorców, owej adrenaliny, którą w ogóle jesteś w stanie ruszyć siebie ku przeżywaniu kolejnego dnia. [no bo, „ktoś mnie zaczepił”, albo „ktoś może mnie zaczepić”, a jak może, to lepiej być w pogotowiu.

      Mnie samemu łatwiej było trwać we wściekłości, bo była na kogoś. Ja byłem wytłumaczony, byłem w porządku. Jak zaś ileś miesięcy trenowałem akceptację, to a) wściekłość przeszła b) zrobiło się mało wygodnie.. c) przestałem mieć wytłumaczenie dla swoich działań

      Natomiast zatrucie pochodzi od tego, że abym je usunął, musiałbym się zająć sobą, swoimi potrzebami [prawdziwymi, a nie z ego]. Wygląda na to, że jest bardzo prawdziwy tytuł książki J. Santorskiego „zajmij się sobą, daj spokój światu”.
      U mnie jest tak, że to zatrucie bazuje na pozwoleniu wejścia tej energii z wejścia i oczekiwanie, że „ktoś się mną zajmie”.
      Albo oczekiwanie, że „może ktoś się WRESZCIE mną zajmie”. To jest dopiero roszczeniowość.. będę czekał, mogę nawet zdechnąć [przyzwalam na depresję, „zdechnięcie”, a więc stąd brak napędu, rozczarowanie, depresja], ale będę czekać, ponieważ ONI mają obowiązek, aby się mną zająć, aby mi pomóc. Nie biorę odpowiedzialności za siebie, bo oni mają to zrobić.
      Póki co, tyle wiem.

      Odpowiedz
      1. Davvidia

        Andrzej, ale ten wszechświat do nas gada cały czas co? 🙂 ostatnio już moje zdumienie przeszło wszelkie oczekiwania… Dzieki Twojej witrynie, przez którą można poznać niezwykłych ludzi, dostałam od wszechświata bardzo dużo prowadzenia po swojej ścieżce 🙂 I pewnym jest, że jak szukasz to znajdziesz! Ludzie, to czasami nawet nie wiedza jakie cuda w sobie noszą 🙂 Dziekuję, że robisz to co robisz 🙂

  87. hahahel

    Droga Art, nic nie stoi na przeszkodzie abyś pozwoliła sobie na obdarowanie siebie miłością, na jaką zasługujesz. Wystarczy abyś w chwilach spokoju skupiała się na dobrych chwilach, na odczuciu miłości wewnątrz siebie, pozwalała za każdym razem rosnąć jej w sobie, czuła rozchodzące ciepło po ciele. Nie dość, że sobie pomożesz to i zacznie to wpływać na drugą osobę, z którą żyjesz. Będzie po prostu odczuwać, że Twoja energia się zmienia, a ta będzie wpływać na tą osobę. Idąc dalej możesz tą swoją energią miłości uzdrawiać swojego partnera. Według mnie, nie powinnaś starać się nie myśleć negatywnie o tym co robi Twój partner. Zamiast tego możesz myśleć „wiem, że mój partner czasami się gniewa, ale go kocham”, „wiem, że mój partner nie jest idealny, ale go kocham”. No i ta miłość, którą powoli będziesz w sobie pielęgnować, zacznie Cię o wiele mocniej oczyszczać aniżeli ktoś obcy miałby to robić. Ale to tylko takie moje myśli na ten temat. Pozdrawiam ciepło 🙂

    Odpowiedz
    1. Art

      Hahahel – mało napisałam co robię, raczej skupiałam się na tym czego staram się nie robić 🙂 Jestem od kilku lat z moim partnerem i dokładnie gdyby nie słowa, które sobie zawsze wypowiadam w złych chwilach : „Jesteś ze wspaniałym, kochanym mężczyzną, który jest dobrym człowiekiem” – już dawno bym uciekłam. Tamto zdanie trzyma moje ego w ryzach, gdy tylko ono chce zaszaleć 🙂 Dziękuję Ci za tę ciepłą odpowiedź, na pewno nie tylko mnie, ale i wielu innym osobom da wskazówkę, że jedynym rozwiązaniem i pozbyciem się wszelkich negatywnych wpływów tak zewnętrznych jak i wewnętrznych jest MIŁOŚĆ taka bezinteresowna do samego siebie i do otoczenia 🙂

      Odpowiedz
      1. hahahel

        Mogłem się domyślić, iż sobie dobrze radzisz i masz rację, mimo to nie napisałem tego nadaremno. Myślę, że trzeba sobie czasem przypominać elementarną wiedzę na różne sposoby, by pośród codziennego życia nie zapomnieć o tym, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Co jeszcze warte jest zanotowania, ego które nakarmi się miłością nie rzuca się już tak na iluzyjne wartości, jest jakby spokojniejsze – wiem z doświadczenia 🙂

  88. Wiera

    Myślę, że unikanie zatrucia to mała droga. A skoro trafiają nam się zatrucia od osoby, której z wielu powodów porzucić nie chcemy (matka, mąż), to najprawdopodobniej postanowiliśmy nauczyć się wielkiej drogi – leczenia takich zatruć i nie przyjmowania ich w przyszłości. Czasami zadanie jest bardzo trudne – i tak bardzo by się chciało już mieć to za sobą i iść dalej. Ale szkoda porzucić pracę w połowie, może już lepiej zostać tam, gdzie się jest i dokończyć ją po to, by móc już więcej do tego nie wracać.
    Zabawne, ja też się czasami modlę albo oczyszczam i po katolicku, i po buddyjsku. Tłumaczyłam to sobie pomieszaniem, ale teraz myślę, że to może być oznaką czegoś głębszego…
    Dziękuję za tę stronę 🙂

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Wiera, dzięki za wypowiedź. Ja nie jestem często zdolny do takich konkretnych słów. Umiem sprawy analizować, ale większe słowa, z wyższych poziomów przekazywać trochę mi ciężko.

      Odpowiedz
    2. pumpel

      „…postanowiliśmy nauczyć się wielkiej drogi – leczenia takich zatruć i nie przyjmowania ich w przyszłości…”
      Aż się dusza poruszyła przy tych słowach 🙂 Dokładnie tak samo czuję.
      Czasem jeszcze uczymy się, że nie ze wszystkim możemy coś zrobić – bywa, że odejście i zostawienie innych samym sobie jest największą nauką.

      Odpowiedz
      1. Davvidia

        „Czasem jeszcze uczymy się, że nie ze wszystkim możemy coś zrobić – bywa, że odejście i zostawienie innych samym sobie jest największą nauką.”
        Ego chce być małym Bogiem, dlatego ustawia się w roli tego jedynego pomocnego 🙂
        Pozostawienie innych samym sobie, to pozostawienie ich czasami krótszej drodze do miłości boskiej, do której się zwracamy dopiero jak już nie możemy się przyczepić do żadnych substytutów tej miłości..

  89. Art

    Przeczytałam z uwagą całość materiału dot. wejść, pogryzień, krokodyli i zatruć. Brakuje rozwiązania – jak pozbyć się wejścia, zatruć, pogryzień.
    Ucieczka, odejście wg mnie nic nie da, nie teraz, nie za kilka lat, to w kolejnym wcieleniu wróci to doświadczenie, dotąd do póki nie zrozumiemy. Jestem starą duszą, coś powyżej 10,5 ; mam podobno wejście i pogryzienie. Świadomość tego dała mi możliwość zrozumienia określonych swoich zachowań i zachowań mojego partnera. Nauczyłam się panować nad tym, aby nie wypowiadać żadnych zdań, które w sposób negatywny mogłyby wpłynąć na życie mojego partnera… ba dbam o to aby nawet nie myśleć o tym co mój partner robi w swoim życiu by nawet myśli nie mogły w sposób negatywny przepływać do Niego. Nie jest to łatwe, gdy moje ego zaczyna szaleć będąc podpuszczane przez ego mojego partnera, który podobno już nie ma krokodyla. Zauważyłam, że nawet „wchodząc” w kłótnię jestem w stanie stanąć z boku i podjąć decyzję czy wchodzę w to piekło czy też wycofuję się mając świadomość, że umysł logiczny i głos wewnętrzny są przeciwne tej kłótni, bo one już znają jej finał : utrata energii, miłości do samej siebie i nadwyrężenie uczuć nas obojga. Tylko… nadal brakuje mi odwagi, a raczej tej właściwej drogi by obdarzyć siebie jako świetlistą istotę / każdy nią jest/ boską miłością, by poddać się jej. Jak znaleźć tę drogę? Czy ktoś da wskazówkę? Kilka lat temu pojechałam z moim partnerem na pewien rytuał, on go potrzebował, ja przeszłam traumę, ale dzięki temu uleczyłam coś bardzo negatywnego z mojego któregoś poprzedniego wcielenia… aczkolwiek pojechałam tam celowo by powiedzieć człowiekowi, który robił ten rytuał, że przyjechałam do niego po jego jedno zdanie. To zdanie pozwoliło mi przeskoczyć dużą część pracy nad sobą, było wskazówką. Szukam w tych tekstach wskazówki, jednej, konkretnej, która da mi kierunek jak wejść na tę drogę, by powrócić do źródła i nadal nic. Choć wiem, że nie ma przypadków, a skoro tutaj trafiłam tzn, że może ktoś w końcu napisze coś, co da mi możliwość pójścia dalej…

    Odpowiedz
  90. Kasztan

    Witam,
    Czytam formum od około listopada 2011. A teraz piszę. O ho ho.
    Przekładam sobie to co znajduję na tej stronie na moje życie i relacje w moim życiu. Moja mama miała/ma wejścia, więc chyba mam zatrucia. Wg moich odczuć mieszczę sie w klasyfikacji tu podanej na poziomie około Z1. Na podstawie opisu krokodyli sądzę, że mam krokodyla astralnego. Czyli radzę sobie z zatruciami tak jak większość osób na zdjęciach – poprzez krokodyla astralnego. W życiu fizycznym radzę sobie dobrze (do bezdomności mi dalego). Czy jest tak, że krokodyl astralny pozwala mi prawidłowo funkcjonować na wyższych poziomach? Póki co nie widzę u siebie krokodylów na wyższych poziomach, więc może krokodyl astralny jest mi potrzebny aby uzupełnić brakującą energię na niższych poziomach.

    Sama mam doświadczenie jako osoba z wejściami. Zaczęły się one ujawniać, gdy odczuwałam potrzebę zapanowania nad moim dzieckiem. Zatrucia jakie pozostawiają są widoczne gołym okiem. Po ataku mój syn mówił mi, ze nie ma siły iść bo mu się kolana uginają. Był komletnie osłabiony/wykończony fizycznie po tym jak na niego nakrzyczałam.

    Do niedawna zauważałam u mojego męża krokodyla, a teraz zaczynam widzieć, że ma wejścia, których wcześniej nie dostrzegałam. Myśłałam sobie że utrudnienia jakie mnie spotykają z jego strony to przez krokodyla, a od jakiegoś czasu zaczynam uważać, że przez wejścia. W sumie zastanawiam się jakie są różnice pomiędzy zatruciami od wejść i pogryzieniemi od krokodyli. Pewnie jest to gdzieś tu napisane, to kiedyś doczytam. Ostatnio zauważyłam, że w jego obecności przymulam się i przestaję kojarzyć fakty związane z rzeczywistością. Ostatnio rozstaliśmy się na kilka dni. Radziłam sobie z całą rzeczywsistością, nad którą zwykle „panujemy wspólnie” lub bardziej panuje on gdyż uważa że nikomu (mi chyba też) nie może ufać. Gdy tylko wrócił wydało mi się oczywiste, że potrafię wyjść z domu pozostawiając dom pusty i nie zamykając przez zapomnianie drzwi. Kiedy go nie było, to wiedziałam na pewno, ze coś takiego się nie zdaży.
    To się podzieliłam moimi spostrzeżeniami.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Gratuluję spostrzegawczości w stosunku do spraw wokoło i siebie samej! To się nazywa samoświadomość i szczerość wobec siebie.
      A różnica pomiędzy zatruciem i pogryzieniem? Na tej stronie są opisane zatrucia, a pogryzienia są [pod tym linkiem].

      Generalnie pogryzienia nie niszczą napędu życiowego, wzmagają gniew, poczucie nieprzebaczenia. Są szanse, żeby ofiara podniosła się z kłopotów i osiągała [mniejsze lub większe] sukcesy nawet bez oczyszczenia.
      Zatrucia niszczą napęd życiowy, zaniżają najpierw chęci do życia a potem także trzeźwe rozumowanie, a w końcu rozkładają psychikę. Ofiara jest jakby „zamrażana” od środka – nie ma szansy na osiąganie celów bez oczyszczenia.

      Odpowiedz
  91. SwiatDucha Autor wpisu

    > nie z powodu, ze sami mamy wejscia ale ze to inni naokolo zatruwaja atmosfere

    o tym właśnie jest ten tekst.

    Merhlin [merhlin.com] proponuje skupić się na sercu, odszukać energię miłości i ją posyłać w każdej sytuacji, w której kontaktujemy się z kimś/czymś zestalonym, systemowym. Nie mówi, aby być spontanicznym [bowiem chyba ludzie z systemu tego by nie mogli znieść i by zaatakowali – stąd Twoje cierpienie]. Natomiast energia z serca wychodzi poza wszelakie sztywności i przechodzi z serca do serca. Jeśli tak postąpisz wtedy nie będą się burzyć [chociaż niekoniecznie bedzisz swobodny, spontaniczny].

    Dzięki za pochwały!

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Tak, pokazywanie tego, kim się jest, manifestacja w sytuacjach zagrożenia może być rozpatrywana jako prowokacja. To oczywiście jest sprzeczne z obowiązującym paradygmatem „wolności”. Oczywiście wymyślili go ci, którym służy taka otwartość – mogą od razu przystąpić do ataku, jedzenia delikwenta. „Masz prawo mówić co chcesz, zachowywać się jak ci się podoba” – to nam się podoba, bo tym łatwiej dobierzemy ci się do skóry.

      Dla czystego wszystkiego jest czyste, jak pismo mówi. Życzę owej czystości [bo istotnie rzadko występuje], takiej, aby można istotnie swobodnie się zachowywać, ponieważ wówczas nie trzeba robić takich podchodów jak powyżej, aby nie oberwać.

      Natomiast propagacja miłości z serca może niektórym pomieszać w umyśle, który czasami właśnie jest nastawiony na blokowanie się na miłość. Jak przychodzą pozytywne wibracje to nagle taki obciążony ktoś [albo jego Dusza] przypomina sobie, że sam gdzieś tam kiedyś kochał. Jest to zdecydowanie korzystna postawa.

      Odpowiedz
    2. SwiatDucha Autor wpisu

      „Jednak moja Dusza ciagle nie moze pojac czemu ma nie byc na zewnatrz taka jaka chce byc ”

      To zrozumiałe, Dusza jak koń, jak małe dziecko próbuje testować granice. Patrzy na ile jej pozwolisz hasać.
      Pytanie kim jesteś Ty? Czy jesteś Duszą, a może kimś/czymś innym?

      Czy w rozwoju na Ziemi Dusza ma możliwość istotnie robić co chce? Czy też, jak buddyści mówią – Dusza jest cennym pojazdem?

      A może dać ciału robić co chce? Bo ono nie umie pojąć dlaczego je pętać ubraniem, dręczyć uczeniem czegoś itp.
      Może masz jakiś na to pomysł? Jakieś sposoby adekwatnej realizacji tego pomysłu?

      Koń jest podobny do Duszy. Dlaczego nie pozwolić koniom robić co chcą? Dlaczego my tacy jesteśmy niedobrzy, że je siodłamy, ujeżdżamy, stawiamy w stajni? Czy to ma jakiś sens, czy koniowi jest lepiej, bo może właśnie jest gorzej?

      Odpowiedz
    3. SwiatDucha Autor wpisu

      > niewinność Duszy
      no wiesz, można powiedzieć, że przy stwarzaniu Dusza jest niewinna. Ale po iluś wcieleniach, jak ileś istot Dusza pokrzywdziła [chcąc nie chcąc].
      Mam wrażenie, że działasz w ktorymś momencie na jakiejś idealizacji.

      Wyczuwam chyba tutaj w Twoich słowach taką [może anielską] nutę raju – mamy dążyć do raju, właściwie nie ma zła itp.
      Albo może to być chrześciańskie „zapomnienie” o karmie? Bo jest zbawiciel, wszystkie grzechy [karma] oczyszczone, tak ładnie się zrobiło. Tylko dlaczego jestem w tak kaszaniastym związku? Dlaczego mnie atakują? Dlaczego tak wielu ludzi mnie nie rozumie? Dlaczego nie mam forsy, jak inni mają?

      > Mądrości mówią aby kochac/akceptowac bezwarunkowo

      Tak samo ja mówię – idę do urzędu i nie robię co chcę, a przyjmuję postawę miłości.

      Odpowiedz
    4. SwiatDucha Autor wpisu

      > Mi bardziej chodzilo o to, ze ja osobowosc i Ego traktuje jako te sama ,,rzecz”
      Ja tak też to postrzegam.
      Natomiast wydaje mi się, że zarówno osobowość jak i ego są ograniczone, więc opierać się na nich w decyzjach nie ma za bardzo sensu, zwłaszcza, jeśli ktoś już ma starą duszę. Wtedy zarówno ego jak i osobowość redukują się. Ale ktoś powinien decydować.

      Odpowiedz
  92. SwiatDucha Autor wpisu

    Tak, w pierwszym oglądzie można tak powiedzieć – istotnie w Polsce tak ciężko, ponieważ jest dużo wejść. Ale dlaczego tak sieją zatruciem? Wejście sieje, gdy osoby z otoczenia są niepogodzone ze społecznością, gdy „się wyłamują”. I w Polsce istotnie – honorem wręcz jest nie być zgodnym [zwłaszcza ze społecznością, panstwem itp]

    A jak jest w Europie zachodniej? Np. Niemcy. Tam jest ogromnie dużo ustaleń, rygorów, porządków. Natomiast chyba nie ma tak wielu zatruć wejściami – ludzie dobrze prosperują, udaje się im dobrze wpasowywać w strukturę społeczną. Czyli mają lepszą aktywność na niższych czakrach.

    Odpowiedz
  93. Davvidia

    Mam wrażenie, że jednak wszystkie obciążenia są pochodną pierwotnej traumy „wydzielenia” z absolutu, boga, źródła miłość, czy jak kto chce sobie nadawać oznaczenia energetyczne.(zmieszana intencja da zmieszane połączenia) Dalsze konsekwencje pierwotnej traumy, to kolejne nakładki i przypominacze, albo zakrywacze. U mnie było poczucie „oddzielenia” „odrzucenia” a reszta, to już tylko wzmacniacze pierwotnych odczuć. Szukanie powrotu do „nieoddzielenia” poprzez mnóstwo doświadczeń. Chyba nie bez powodu Leszek Żądło założył wątek „uzdrawianie relacji z Bogiem” na swoim forum.. – to tak jakby jest PODSTAWĄ, GRUNTEM, OGNIEM na bazie której buduję się siłę działania w zgodzie z najwyższym przepływem miłości, który jest i był stworzony dla naszego dobra i doświadczania w przyjemności. Niezrozumienie, to tak jakby odwracania się plecami do swojego szczęścia.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Twoje tłumaczenie wygląda na prawidłowe z prostego, logicznego punktu widzenia.

      Jeśli Bóg jest pełnią, to coś wydzielone z niego nie jest doskonałe i może nawet za pełnią tęskni, pragnie „nadgonić”, „załatać dziury” niedoskonałości. A robi to za pomocą wielu różnych sposobów, które okazują się w efekcie obciążające [okazują się być obciążeniami].

      Z tego wynika, iż dopiero oświecenie daje pełny stan oczyszczenia. I oświecenie można w tym świetle zdefiniować jako ponowne przyjście do stanu pełni [pełni Boga, pełni Boskości, pełni z Bogiem, nieoddzielenia, czy jak to powiedzieć].

      Odpowiedz
  94. pumpel

    Artykuł wiele wyjaśnia – chyba się powtarzam, pod wieloma tutejszymi artykułami mogłabym tak napisać 😉 Często myślałam, skąd u mnie swego rodzaju niemoc w działaniu albo „betonowy” blok w sytuacjach, kiedy trzeba coś zrobić spontanicznie, na szybko i bez przemyślenia i tu powyższe wyjaśnienia bardzo pasują. Zarazem mam kolejną cegiełkę do budowy zrozumienia, co skłoniło mnie do wzięcia kr. przyczynowego. No i nasuwa się kilka przemyśleń.
    Czy rzeczywiście zatrucia nie goją się z czasem – przynajmniej te mniejsze? Może raczej chodzi o to, że przy długotrwałym podtruwaniu wykształcają się pewne wzorce (albo bierze się na kark „gada”), co blokuje uzdrowienie?
    Moje doświadczenia to mama z wejściem (kr. też, ale to inny temat), czyli trucie w dzieciństwie, potem 10 lat osobnego życia i znów kilka lat z tą samą „trucicielką”. Artykuł daje niezły opis wrażeń z powrotu do mamy, np. charakterystyczne odczucie, jakby „wyrywała mi dywanik spod nóg”, czyli atak na czakrę podstawy. Ostatnie lata to dla mnie dosłownie odtworzenie i rewizja wzorców nieużywanych i zupełnie zapomnianych przez 10 lat życia z dala od agresji wejścia. Dążę do tego, że przez 10 lat te rany były coraz mniej odczuwalne, tzn. z czasem pojawiały się inne sposoby funkcjonowania i dopiero powrót do tej samej osoby przywołał dawne nawyki. Wystarczy jednak wyjazd nawet na krótki urlop, żeby poczuć różnicę. Typowa jest senność i rozleniwienie przez 1-2 pierwsze dni, a potem okazuje się, że energii coraz więcej, pojawia się chęć do działania, nowe pomysły itp. Czyli tak, jakby rany się zaleczały?
    Jako ciekawostkę dodam, że trucie działa też na przedmioty martwe (możliwe, że było już coś na ten temat, nie pamiętam). Po powrocie do mamy zdumiewało mnie, jak szybko mogą się psuć różne rzeczy. Mieszkając sama, uznawałam za normalne, że sprzęty działają kilka lat bez potrzeby naprawiania – po przeprowadzce nastąpiła czarna seria: rzeczy odmawiały działania, łamały się, przepalały itp., kilka mebli wręcz zostało uszkodzonych już przy wnoszeniu do domu. Dla mamy to z kolei normalne, że nowo kupione urządzenia psują się po tygodniu, dwóch: „No tak, znowu szmelc!” (ta satysfakcja w głosie, ech… ;)).
    Wspominam o tym, bo wydawało mi się, że takie „trucie” potrzebuje jakiegoś punktu zaczepienia o emocje ofiary i jeśli go nie ma, to atak po prostu „ześlizgnie się” nie czyniąc szkody. No a teraz już nie jestem pewna. Przykład:
    Któregoś dnia siedziałam w stanie zbliżonym do medytacyjnego – czytałam coś, co mnie zafascynowało i choć miałam jasną świadomość siebie i otoczenia, to nie było we mnie rozpraszających myśli, emocji itp. Na moim biurku stała miseczka z kisielem. Moja mama i córka były w drugim pokoju i nagle mama wybuchła złością zupełnie nieadekwatną do sytuacji, że coś tam jej dziecko w pokoju nabałaganiło. Słyszałam wszystko, ale tak byłam pochłonięta czytaniem, że nie zareagowałam od razu – ani czynem, ani emocjonalnie. Mama bardzo wzburzona wyszła z pokoju i, idąc, na chwilę zwróciła się przodem do mnie. Akurat w tej samej chwili podnosiłam dłoń do twarzy, świadoma, że mam na biurku kisiel, który trzeba ominąć. Poczułam nagle jakby – niefizyczny – podmuch idący od niej w moim kierunku i wręcz mechaniczny nacisk na moją rękę, który zmienił trajektorię dłoni o kilka milimetrów, aż zahaczyła o miseczkę i wszystko się wylało. Opisuję przydługo, choć naprawdę był to ułamek sekundy… Dzięki specyficznemu stanowi umysłu w tamtej chwili mogłam zaobserwować, że moje myśli/emocje nie miały udziału w zdarzeniu, nie miało ono nic wspólnego z moją nieprzytomnością czy niezdarnością.
    Więc jak to jest – zerwanie kontaktów z agresorem to jedyna obrona? Nie żebym chciała zostać w towarzystwie wejścia przez resztę życia, ale zastanawia mnie, czy są jeszcze jakieś inne metody chronienia się przez zatruciem.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      pumpel, dzięki za miłe słowa.

      To pewne, że dłuższe zatruwanie daje większe zatrucie 🙂

      Natomiast wiele osób broni się przed wejściem poprzez wzięcie krokodyla. Sytuacja, gdy powstaje zatrucie równa się poddaniu się: Dusza mówi „nie mam już siły / ochoty opierać się temu wejściu”.

      Gdy ktoś nie wziął kr i bronił się osobowością, to daje proste zatrucie.

      Gdy ktoś wziął kr, to bronił się [skuteczniej] przez kr. Wtedy poddanie się wejściu równa się przegraniu co najmniej dużej bitwy. Daje to przyjętego kr + zatrucie [kr nie odchodzi z tego powdu, że jest zatrucie, to raczej nosiciel jest podwójnie poszkodowany].

      Możliwa jest też sytuacja pośrednia: mam kr, ale też zatruwam się okolicznościowo. Wystarczy, żeby ten ktoś uznał, że „trzeba się poddać tutejszym zwyczajom” np. na wyjeździe do rodziny.

      Trzeba rozróżnić energię zatruwającą [która dosyć szybko odchodzi, po kilku dniach jest ulga] od odległych skutków zatrucia [mniejsze lub większe uszkodzenie funkcji życiowych, jak w artykule]. Uszkodzenie nie leczy się samo po odejściu od osoby z wejściem. Mam wiele przykładów znajomych mieszkających bez agresora i samotnie nie umiejących sobie radzić w życiu.

      To, co opisałaś w domu, to typowe wejściowe zaniżanie wibracji i używanie klątw [energii, intencji mających na celu destrukcję]. Osoby z wejściem nie zdają sobie sprawy świadomie co robią. One – jakby je zapytać – „chcą dobrze”. A że świat jest taki nieprzyjazny, nieuprzejmy, sprzęty takie psujące się, to już sprawa świata.

      Czy masz punkt zaczepienia do „trucia”? Najważniejsza jest intencja Duszy. A jak Dusza nie ma współpracować z mamą? jak ma nie mieć z nią linków, łączy? Przecież to moja mama..

      Gdy intencje wobec siebie się poprawią na tyle, że nie będzie intencji dozwalających krzywdzenia siebie, to i sytuacja energetyczna się pewnie pozmienia [i nie mówię jak to się zrealizuje, Dusza i WJ znajdą sposoby].

      Osoby z wejściem są chyba najbradziej zakłamane ze wszystkich typów [nie mówię tego, aby kogoś urazić, to obserwacja]. Bo i same chcą siebie zakłamywać, jak i osoby z kr też właśnie wobec nich kłamią.

      Co do pytania o obronę przed zatruciem nie mogę dawać arbitralnych „przykazań”, ponieważ nie mam do tego podstaw. Najpewniej odejście jest dobrym krokiem.

      Odpowiedz
      1. pumpel

        „Trzeba rozróżnić energię zatruwającą … od odległych skutków zatrucia”
        OK, dzięki, już rozumiem.

        W dalszej części cytujesz przemyślenia, które powstały w mojej głowie 😉
        To miłe potwierdzenie, że myślę w dobrym kierunku 🙂

  95. Anna Solun

    Nie chcę się publicznie wyzewnętrzniać, ale myślę, że swoim przykładem mogę potwierdzić to o czym piszesz. Dziękuję za materiał do przemyśleń 🙂

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Dzięki Anno za potwierdzenie. Moje przemyślenia nie traktuję jako ostateczne, natomiast ileś przytaknięć jakoś je urealnia.

      A najwięcej zastanawia mnie droga wyjścia..

      Odpowiedz
  96. conchittta

    Dziękuję za ten temat. Właśnie dopiero co jestem po spotkaniu (rozstaniu) z osobą z wejściem. Nie rozumiałam, co się do końca stało, ale wiele mi wyjaśniło wgłębienie się w temat wejść. Jeszcze doczytam drugi link, który podałeś, ale wszystko się zgadza…
    To miał być miły wakacyjny wypad. Niestety okazało się, że nie spełniam wszelakich oczekiwań i norm i w nagrodę byłam podtruwana zjadliwymi uwagami i energiami… 😦 Ponadto wyraźna była potrzeba kontrolowania mnie i mówienia mi co mam robić. Co gorsza wiedziałam, że kumpel mój ma skłonności do konfabulacji i zmieniania zdarzeń, ale pierwszy raz zostało to wykorzystane przeciwno mnie… Jak bronić się przed tym, co się nie zdarzyło? Poczułam się winna, ale rozsądek mówił, że przecież nie ma racjonalnych powodów ku temu, więc poszło w drugą stronę i poczułam się zaocznie oskarżona i skazana. Energetycznie strułam się i musiałam „leczyć się” energetycznie po tej całej eskapadzie…
    Po wszystkim pozostał niesmak i wielki znak zapytania, co się tak naprawdę zdarzyło pod przykrywką zdarzeń i słów? Ewidentnie była to osoba z wejściem.
    Acha, jeszcze jedną rzecz zauważyłam, towarzyszące mi wrażenie, jakbym „złapała astrala” czyli jakby coś pojawiło się w moim otoczeniu energetycznym, ciężki byt który kieruje swoją energię przeciwko mnie… Pojawiło się mnóstwo przeszkód, czułam je niefizycznie, zanim się zmaterializowały, jakby wiał mi niekorzystny wiatr „w oczy”. Czy to był ten duch wejściujący? Po powrocie i przeczytaniu paszkwila na swój temat znów miałam wrażenie, że coś się do mnie chce podłączyć, coś z ciężką, ale bardzo silną energią… Nie mogłam zasnąć, a gdy zasnęłam to we śnie zaczęła dosięgać mnie silna energia, ciężki huragan. Zaczęłam się modlić po buddyjsku i katolicku naprzemian (hehehe – no nie miałam innego pomysłu) i rzeczywiście duch wycofał się i zostałam już tylko ze swoją nierównowagą. Robiłam wybaczanie, odcinanie, oczyszczanie i po kilku dniach nagle zrobiło się jasno i czysto wokół mnie i dobrze, tak po prostu od samego bycia :).
    Nigdy nie podejrzewałam, że rzeczy o których tu piszesz na stronie mogą aż tak intensywnie działać na nasze życie…

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Dobrze, że udało Ci się odłączyć, że nie wzięłaś tego do swojego życia. Wzorce społeczne raczej karzą być „dobrym”, „współpracującym”. Tyle, że kiedy mamy do czynienia z osobą z mocnymi obciążeniami, czasami właśnie najprościej jest powiedzieć „to ja już sobie pójdę”. Ale sama widziałaś, ile pracy to Cię kosztowało – dopiero po kilku dniach byłaś uwolniona. Różne istoty mocno testują nas, czy istotnie czegoś nie chcemy, czy to tylko taki moment zmiany energii. Jak widać dobrze jest być utwierdzonym/ą w swojej postawie.

      Dzięki za tak konkretne i życiowe sprawozdanie.

      Ów niekorzystny wiatr duchowy towarzyszy wejściu, ma destruktywny wpływ na energie życiowe – nie tylko ludziom się odechciewa żyć. Inne dusze [w tym dusze przedmiotów] także cierpią.

      > Energetycznie strułam się
      czyli moja nazwa wydaje się być adekwatna.

      Odpowiedz

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.