Wahadła i ważność

[teksty pochylonym drukiem pochodzą z książek Wadima Zelanda „Transerfing”, czasami dodaję pozycję tekstu w książce; tom i stronę, np. II93]

Wahadła

Wahadłem nazywa Zeland każdy obiekt, który jest w stanie:
„zahaczyć nas energetycznie” [przykuć naszą uwagę]
wyciągnąć z nas zasoby [energię, czas, pieniądze, uwagę]
sterować nami wg. swoich reguł, którym się podporządkowujemy

O, dużo tych wahadeł, czyż nie?
Wszelkie organizacje są wahadłami – członkowie owszem, coś zyskują, ale także coś tracą [płacą] należąc do nich. A więc: szkoły, zakłady pracy, firmy, korporacje, kluby, religie, kościoły, związki wyznaniowe, grupy koleżeńskie, rodziny, państwa, itd.

Działanie wahadła
„Zwykły człowiek” jest przekonany, że jego droga życiowa przebiega od wahadła do wahadła. Zaczyna się urodzeniem w rodzinie, poprzez szkołę, firmę, własną rodzinę, religię – odprowadzającą z tego świata. Ludzie generalnie są przyzwyczajeni do pracy i wysiłku [zaprzeczającego często własnym pragnieniom Duszy, potrzebom Ducha]. W takich wypadkach dobre odczucia są w miarę rzadkie, a życie naznaczone jest przykrością. Osoby bardziej wrażliwe często mają większe lub mniejsze stany depresyjne. Wystarczy, że żyją w społeczeństwie i na jego warunkach.

Wahadła przyciągają nas, abyśmy żyli na ich warunkach. Na szczęście jednym z naczelnych magnesów, który powoduje przyciąganie jest poczucie ważności danej osoby, bądź poczucie konieczności [hipnoza społeczna]. Na szczęście oba elementy można redukować.

Jeśli zostawimy sobie poczucie konieczności wchodzenia w ustalone społecznie ramy oraz stwierdzimy, że nie musimy sobie udowadniać poczucia własnej ważności, to życie może potoczyć się zupełnie inaczej, o wiele przyjemniej.
Niestety, jesteśmy dopiero na początku tego nurtu, dopiero niedawno w historii można liczyć czas osobistego przebudzenia ludzi do życia wg. własnych potrzeb, pragnień, wyborów. A jest to, jakby nie było, podstawą pracy duchowej, bowiem pójście za własnymi głębokimi potrzebami jest afirmacją własnej Duszy, własnego Ducha, jest ścieżką wyrażania własnej głębokiej Istoty, pochodzącej od Najwyższego.

Taka indywidualizacja bardzo mocno sprzyja powstawaniu Świadomego Ja osoby, a przez to osobistym postępom na ścieżce duchowej.
W szkołach tego nie uczą, w rodzinach także nie bardzo umieją wspierać w tym młodych ludzi. Zwykle trzeba sobie samemu/j radzić.

Z pewnością można żyć w zasięgu wahadeł i rozwijać się duchowo, natomiast haracz energetyczny płacony wahadłom jest duży, stąd na osobisty rozwój idzie mało zasobów energii, czasu, uwagi, pieniędzy.
Zeland wskazuje, że można to zmienić, jednakże reguły, którymi wahadła świata nami rządzą są w miarę ostre i bezwzględne. Stąd i nasze osobiste posunięcia muszą odpowiadać tym standardom, jeśli chcemy istotnie być równoprawnymi partnerami na tych płaszczyznach.
W zwykły sposób rozważając możliwości usunięcia się z zasięgu wahadeł wydają się mało dostępne. Jednakże dla osób, które medytują, które pracują z własnym umysłem, własną Duszą, oczyszczają własną karmę – sposoby, które podaje Zeland są jakby wykrojone z jogicznych praktyk duchowych. A więc – są jak najbardziej dostępne. Potrzeba jednakże uważności, stanu medytacyjnego, wglądu duchowego [dodam, że są to w miarę proste metody]. I wtedy sprawy zależności od społecznych wahadeł nikną jak śnieg w maju.

Poczucie konieczności

Uważam osobiście, że pierwszym progiem, który napotyka się w momencie przechodzenia na osobiste linie losu jest hipnoza społeczeństwa i jej zakazy.
Hipnoza, dowolna, powoduje zaburzenie postrzegania i halucynacje. Dla jakichś celów Dusza [albo podświadomość, część Duszy] podejmuje hipnozę, aby w jakimś okresie czasu zyskiwać coś w życiu. Np. poczucie przynależności, zgodności z grupą, podległość prawom społeczności. Niemniej hipnoza „zakrzywia” widzenie świata. Nie tylko optyczne widzenie, można powiedzieć, że bardziej wykrzywione są zwykle odczucia energetyczne. Hipnozy powodują zadzieżganie łączy i więzów energetycznych, których w normalnych warunkach nie zrywamy – o wiele łatwiej jest wtedy podporządkować się zasadom i korzystać z „przywilejów” społeczności. Piszę w cudzysłowie, ponieważ wiele z nich nie wygląda dla osobowości na przywileje – np. byci poddanym, podległym, bądź ofiarą. Jednak dla Duszy, z punktu widzenia jej wielowcieleniowego rozwoju, taka pozycja się liczy i jest przez nią uznawana za wartościową, czy nawet cenną. W rozwoju duchowym ważnym krokiem jest zauważenie owych korzyści Duszy. Wtedy będziemy mogli patrzeć inaczej na sprawy, które nas bulwersowały. Z pozycji rozwoju Duszy może bowiem okazywać się, że ona i tak zyska. Człowiek może cierpieć, osobowość może się buntować, a Dusza zyskiwać – taki paradoks.

Społeczność [chyba każda] ma mniejsze lub większe zakazy odstępowania od niej! Bez takich zakazów, które są prymitywnymi prawami, większość społeczności by się rozpadło, a członkowie nie dali by rady tyle osiągnąć, co w społeczności. Dlatego, myślę, że nie należy potępiać ani społeczności, ani też owych prymitywnych mechanizmów scalających. Każdy poziom bytu rządzi się swoimi prawami, odpowiada poziomowi zaawansowania swoich członków. I można powiedzieć – zasługuje na szacunek, ponieważ przyczynia się do generalnego rozwoju Wszechświata. Jeśli nie mamy buntu wobec tej zależności, to dobrze, ponieważ nie nabieramy poczucia ważności [np. „to my jesteśmy od nich lepsi, a oni tacy prymitywni”], o czym więcej za chwilę.
Z kolei pozostawanie w społeczności, z której wyrastamy zwykle będzie niekorzystne dla takiej jednostki. Więc pojawia się nieuniknione odejście, im bardziej pokojowe, tym lepiej dla wszystkich. Oczywiście, aby odejść, trzeba przekonać własną Duszę, że owe hipnozy trzymające nas w obrębie grupy są do oczyszczenia, do pozostawienia, i że możemy iść dalej w swoim rozwoju, nikomu nie przeszkadzając i nikogo nie krzywdząc.
W taki sposób uwalniamy się od hipnozy wahadła. Mogę dodać, że hipnoz jest wiele, razem z jedzeniem mięsa, potraw pszenicznych, oglądaniem telewizji, a nawet obawianie się o los jest także hipnozą, która spaja społeczności. Gdy osiągamy wobec nich swobodę, możemy, ale nie musimy ich stosować. Wolność w tym wypadku polega na braku konieczności stosowania.

Ostrzegam!

Jeśli jesteś młody/a, nie masz zabezpieczenia życiowego a metody kreacji losu są dla ciebie nie do końca sprawdzone – pamiętaj, aby się nie dać oszukać. Nie bądź naiwny i nie porzucaj dotychczasowego systemu oparcia życiowego. Prawdziwa ezoteryka nie jest szleństwem.

Jeśli płyniesz na wodzie, przechodzenie z jednej łódki do drugiej możliwe jest, gdy obie są blisko. Wtedy przekładasz nogę przez burty i jesteś bezpiecznie w drugiej łódce. Jeśli zaś tej drugiej łódki nie ma, wyjście z pierwszej skończy się najmniej zamoczeniem a może i grozić znacznie coś gorszego. To, że opisywane są tu „cudowne” sposoby, nie oznacza, że JUŻ są w zasięgu twojej ręki. Są bardzo nowatorskie, a jeśli jesteś „na życiowym musie” to będzie korciło cię, żeby zaufać czemuś, w czym nie masz praktyki. Stawką jest jednak życie. Zostałeś/łaś ostrzeżony/a.

Ważność

Oprócz hipnoz, mamy drugi ważny czynnik podległości wahadłom. Na ile jesteśmy zahipnotyzowani, na tyle zwykle nie mamy poczucia własnej wartości. Im gorzej ktoś o sobie podświadomie myśli, tym zwykle daje się obciążać, w tym i hipnozami, uważając, że jeśli jest niegodny, to „musi” się temu lub tamtemu poddawać.

Po jakimś czasie [nawet po iluś wcieleniach] kolejna osobowość może jednak już być na tyle rozwinięta, że patrzy na realia i nie bardzo chce je przyjmować. Jeszcze nie jest w stanie zmienić niskiego poczucia własnej wartości w swoim wnętrzu, ale już mentalnie zaczyna pracować i ustala, że „on/a tak nie chce”. Takie postawy są fundamentem wszelakich rewolucji. Oczywiście nie mają one solidnej podstawy i wiadomo, jak kończą rewolucje – żałośnie. Jednak krok osobowości ku swobodzie jest wartościowy.

Pierwszym więc krokiem w uwalnianiu jest podniesienie własnej ważności we własnych oczach. Tu ciekawostka – Wszechświat jest złożony, wielopoziomowy. To, co jest zasługą na jednym poziomie, na którymś poziomie wyższym jest – z racji innych zasad, praw na nim obowiązujących – przeszkodą. I tak poczucie ważności, które daje bunty i rewolucje, „uświadomienie mas” i rozwój społeczny, na wyższych ciałach duchowych jest owo poczucie ważności siłą wywołującą nadmierne potencjały i siły równoważące ze strony wahadeł.

Na niższych poziomach poczucie ważności oczywiście także dawało siły równoważące w postaci armii tłumiących rewolucje. Mimo tego, zmiany zachodziły. Niemniej na wyższych poziomach, osobiste poruszenia poczuciem ważności już są na tyle kosztowne, na tyle wyczerpują energie, na tyle uruchamiają wahadła z ich siłami równoważącymi, że dana osoba mocno hamuje w rozwoju.
Dopiero zmiana kierunku działania, z rozwijania własnej ważności na rozwijanie własnej wartości, wraz z wewnętrznym przekonaniem, dopiero to skutkuje ruszeniem do przodu.

Poczucie własnej ważności jest jednym z fundamentów ego. Ego istnieje, jest stwarzane, ponieważ osobna istota uznała siebie za ważną. To zaistnienie ego jest kluczowe zarówno w ciągu reinkarnacji, że się pojawia ego, jak i w rozwoju jednostkowym, gdy rozwija się ego dziecka.

W naszych rozważaniach jesteśmy jednak już o wiele dalej, gdy przeszliśmy etapy pracy z pomocą wysiłku [czyli tzw. zamiaru wewnętrznego]. Pracy z pomocą wysiłku uczą w szkołach, które najpewniej nauczyły Ciebie co i jak dokonywać, aby działając z użyciem różnorakich sił wykonywać pracę.
Transerfing jest tu odmienną koncepcją. W naszym skomplikowanym świecie jest [przynajmniej dla mnie] nauką dającą duży oddech, duże rozluźnienie napięcia, tak rzadkie w świecie wiedzionym przez konieczności, przymusy i prymat finansów.

Alan Watts mówi w filmie o tym, jak prowadził studentów opuszczających mury uniwersytetu.

Pytał ich: „co chciałbyś/chciałabyś robić, jeśli pieniądze nie stanowiłyby problemu?” Wtedy przychodzące odpowiedzi oddawały prawdziwe, duchowe postawy: pragnienia doświadczeń od Duszy, pragnienia wyrażania się i twórczości płynące od Ducha. Osobowość i kalkulujący umysł przez tak proste pytanie były usuwane na chwilę „na półkę”, jak to buddyści umieją robić i do głosu dochodziły prawdziwe dążenia.
Co ciekawe, to, co mówi osobowość, umysł, ego – jak wynikało z filmu – było naznaczone w istotny sposób poczuciem KONIECZNOŚCI zbierania, gromadzenia własnej ważności. Konieczność zarabiania pieniędzy, ustawienia się w życiu, robienia kariery, „dobrego” małżeństwa, to wszystko wspierało poczucie własnej ważności, nie zaś potrzeby Ducha i Duszy.
Dusza jak i Duch nie miały takich potrzeb. Duszy nie szkodzi, czy doświadcza czegoś na górze, czy na dole drabiny społecznej. Duch podobnie – nie szkodzi mu aż tak bardzo, że używa farb z najwyższej półki, albo z najniższej malując obraz, najważniejsze jest twórcze przejawienie.

Można więc sądzić, że osobowość i wyrachowany umysł to ośrodki, które warto monitorować podczas podejścia do przesuwania się na liniach urzeczywistnienia losu [na liniach wariantów losu]. To proponuje transerfing, zaznaczając jednakże, że przesunięcie, translacja jest możliwa gdy jest na to energia, gdy osobista ważność jest minimalna. Zarówno bowiem gromadzenie, udowadnianie osobistej ważności jest kosztowne energetycznie, jak i sama zgromadzona ważność osobista jest niejako kotwicą blokującą możliwości przesunięcia swojego losu na inny tor.

A więc – albo czujesz się ważny/a, albo swobodny/a. To intuicyjnie jest proste do pojęcia.
Dotąd wielu ludzi wybierało karierę jako podstawę osiągnięcia swobody. Obecnie wiele osób myśli bezpośrednio o swoich duchowych porywach, bez oddawania dużej części siebie na cele wahadeł. Jest to duża zmiana.
Aby się to udawało, potrzeba umiejętności. Może nie takich, które znamy ze szkół, a takie, które są mądrością życiową z wysokich poziomów. Książki o Transerfingu Wadima Zelanda przedstawiają dla mnie bardzo cenne podsumowanie wielu już znanych przekazów i wskazanie nieznanych dotąd.
Przesuwanie swojego losu na inne ścieżki wydaje się być zaawansowaną sztuką, dla niektórych pewnie pozostanie szarlatanerią. Osobiście uważam, że osoby mające mniej dojrzałych ciał subtelnych nie będą się za to brały, ponieważ ich bieżący rozwój obejmuje prostsze sposoby ekspresji. Zaś dla starych Dusz, dotychczasowe sposoby działania [wraz ze „zwykłym” zarabianiem pieniędzy] mogą odchodzić poza zasięg, więc poszukiwanie nowych sposobów na czasami zwykłe, codzienne przeżycie, jest koniecznością.

Jak pewnie się domyślasz, poziom zaawansowania realizacji, o których Zeland opowiada domaga się odpowiedniego poziomu zaawansowania umiejętności. Jeśli będę mówił w przyszłości o wysokich ciałach subtelnych, nie dziw się. Opowieści Zelanda dobrze wpisują się w działania na najwyższych mi znane poziomy duchowe, chociaż on tego nie wskazuje.

Poza tym dzięki dotychczasowemu opisaniu obciążeń duchowych na mojej witrynie, biorąc narzędzia Zelanda pod uwagę, będzie można próbować wytłumaczyć zasady działania tych kłopotliwych [dla nas] bytów duchowych, które nam robią wodę z mózgu, kradną energię i wysyłają na margines społeczeństwa. Działają one na zasadach dostępnych we Wszechświecie także nam, tyle, że używają tych zasad niecnie i mocno szkodliwie. A przecież owe zasady nie są ich wyłącznością, są także dostępne dla nas. Kwestią jest, czy zdołamy się wznieść na odpowiednio wysokie ciała subtelne i z ich pozycji dokonywać osobistych poruszeń.

Kto wie, czy się nie nauczymy działać z podobnymi mocami duchowymi, z podobnym zdecydowaniem jak nasi dotychczasowi oprawcy, w odróżnieniu od nich –  w dobrych celach i z dobrymi intencjami. Widzę tu duże możliwości, przynajmniej potencjalne.

Na koniec zestawienie. W czasie życia możemy przyjmować różne osobiste postawy. Możemy mieć dużą osobistą ważność, co się równa brakowi pokory wobec ludzi, Wszechświata. Możemy mieć małą osobistą ważność, czyli postawę akceptacji, pokory, co zaleca Zeland.

Z drugiej strony możemy mieć równocześnie dobre lub złe odczucia. Zobaczmy jak to jest.

[jeśli obrazek się źle wyświetla, kliknij nań]

Waznosc i odczucia

1. ćwiartka. Najgorsza, ponieważ człowiek mający taką postawę jest bombardowany negatywnym przekazem wchłania go, a jednocześnie jest postawiony w sytuacji, gdy nie może nic poradzić na to, co widzi. Jest to sytuacja nie do pozazdroszczenia. Oczywiście gromadzą się negatywne emocje, które przed telewizorem nie mogą być rozładowane.

2. ćwiartka. Tu już trochę lepiej, przynajmniej odczucia są pozytywne. Taki ktoś ma poczucie dobrego zaangażowania, niemniej jednak ująłem go w wierszu tabeli oznaczonym „nie działam”. Taki ktoś nie uruchamia urzeczywistnienia w świecie – wisi w przestrzeni wirtualnej, może  być urzędnikiem, matematykiem, wykładowcą na uczelni, menadżerem. Produkuje i przetwarza papier.

3. ćwiartka. Jeszcze lepsza, chociaż nie najlepsza. Jest to pozycja zwykłych, produktywnych osób. Widzą coś do zrobienia w swoim życiu, w świecie – i robią to. Mają cele, niemniej też mają najczęściej brak satysfakcji. Jak to mówią „pracy nie przerobisz”. Wydawałoby się, że mogą się cieszyć efektami, ale zarówno odczucia nie są specjalnie dobre, jak i przyszłość też nie jest jakaś świetlana. Niemniej trzeba przyznać, że ważność, z powodu działania jest u takich osób na niskim poziomie.

4. ćwiartka. Zeland proponuje przyjąć taką postawę. Jest to tzw. zasada koordynacji zamiaru, znana w kręgach pozytywnego myślenia jako zasada twórczego myślenia [nazywam ją zasadą twórczej postawy wewnętrznej, bo to nie myśli są twórcze, a podświadome postawy, myśli wobec nich są wtórne]. To co głęboko przechowujesz w umyśle, ziszcza się. Wszystko idzie tak jak trzeba [III197], możesz pozwolić sobie nie wiedzieć, jak powinny rozwijać się zdarzenia, zrelaksować się. Zwolnij uchwyt kontroli nad scenariuszem i daj sytuacji możliwość pomyślnie się rozwiązać. To oczywiści jest taoizm, ale świadomy, kreatywny taoizm. Mamy bowiem slajd, który medytujemy, uruchamiamy twórcze siły Wszechświata jednocześnie utrzymując własną ważność na niskim poziomie.

16 komentarzy do “Wahadła i ważność

  1. Xing

    >>Wyobrażam sobie, że u wentyla tego balonu stoi moja ważność i przyciska wentyl nogą, mówiąc “co, jak to, przecież jak przyszedłem do kasy, to powinienem być od razu obsłużony!”

    Miałem, przez wiele lat, okres niskiej ważności (zawdzięczam wychowaniu przez mądrą osobę) ale zauważyłem, że inni to wykorzystują, szczególnie w interesach. Musiałem nauczyć się sztucznie podnosić swoją ważność i walczyć o swoje. Teraz podchodze do tego bez emocji, ale kiedy trzeba traktuję innych „z góry” bo są po prostu sytuacje w których inne postępowanie obróciłoby się przeciwko mnie.

    Odpowiedz
  2. Marek

    Jak pisał Zeland, przejście na witarianizm może być wstrząsem dla organizmu. Obawiam się że nie jestem na to gotowy – na razie odżywiam się rozdzielnie, i obawiam się małej ilości surowych pokarmów do jedzenia. Natomiast lubię paprykę, jem kilka dziennie. Węgle odstawiłem całkiem, niemniej ciągnie do słodyczy strasznie – odczuwam podobną depresję jaką miałem przy rzucaniu palenia. Ponoć jest to pożądanie przez organizm zastrzyku energii od wahadła. Natomiast czuję się wydolniejszy fizycznie, i ładnie schodzi sadełko.

    Odpowiedz
  3. SwiatDucha Autor wpisu

    tak, z jednej strony ludzie uważają, że jest to cenne, bo „nie spoczywają przez to na laurach” i „jest jeszcze coś do zrobienia”,
    ale jest to przeciwne do pozytywnego prawa tworzenia na podstawie myśli.
    Jeśli będą pielęgnowali poczucie niespełnienia, braku, to oczywiście Wszechświat da im tego więcej, bo „co utrzymujesz w umyśle, to się powiększa”.

    Życzę nam, żeby w naszych umysłach było wiele radości, zasobności i spokoju!

    Odpowiedz
  4. Xing

    Z metodą Zelanda jest jeszcze jedna trudność;

    >> świat jest taki jaki być powinien.

    Otóż większości ludzi od dziecka wciska się inną postawę – świat nie jest taki jaki być powinien. Robią to przede wszystkim religie, w pewnym stopniu ideologie. Świat jest zły i trzeba go naprawiać lub się od niego uwolnić. Ta postawa jest udziałem 90% ludzi (chrześcijaństwo, islam, hinduizm, buddyzm) i dopiero po jej odrzuceniu można coś zdziałać tą metodą.

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Tak to jest Xing..
      Przez to do Transerfingu trzeba się trochę pooczyszczać z tych niedających korzyści przekonań
      Wydaje się ważne, żeby nie mieć pretensji do świata za takie programowanie

      Odpowiedz
  5. Marek

    Bardzo dobry artykuł. Chociaż prosi się o więcej, znacznie więcej. Ja sam z każdym przeczytanym rozdziałem Zelanda, odkrywam coś niezwykle fascynującego – chociaż przyznam, nie była to na początku łatwa lektura, ledwo przebrnąłem. Później wszystko się łapie i jest lekko, a każda strona przyprawia o szybsze bicie serca.

    Ja zrobiłem tak – wydrukowałem obrazki z netu (czarno białe niestety) – samochód który chcę mieć, korpus kulturysty (trenuję i odchudzam się) oraz zdjęcie medytującego Swami Ramy – by zwierciadło świata odbiło jego doznania (które sobie wyobrażam, czyli niezwykły spokój, ciszę, wolność od bełkotu umysłu). Najgorzej jest z ważnością, bo każdy slajd kończę negatywnymi wyobrażeniami 🙂

    Odpowiedz
    1. SwiatDucha Autor wpisu

      Dzięki Marku za dobre słowo od słowotwórcy 🙂

      > Chociaż prosi się o więcej, znacznie więcej

      Jak się prosi, to się może dostanie 🙂

      Moja Dusza też przyglądała się pół roku tym książkom [jeszcze raz dzięki za nie dla osoby, która mi je podarowała!]

      Mam dużą ważność którą jednak zmniejszam,

      zarówno z powodu pochodzenia Duszy [smok stary i wiele o sobie wyobraża, jakże on miałby zmniejszać osobistą ważność?!]

      Byłem ostatnio na mitingu DDA, odkrywam taki rys mojej osobowości, że nieświadomie pś poszukuje jak tutaj udowodnić swoją ważność. W domu alkoholowym mało zwracano uwagę na moje odczucia, więc powstał pewien brak związany z własną ważnością – pś patrzy, jak np jestem obsługiwany w sklepie, czy aby ekspedientka jest dla mnie uprzejma. Ja na to mówię do pś: nie musisz tego oczekiwać, ponieważ jesteś wartościowa i nie musisz sobie tego nawet udowadniać – poszukiwanie udowodnienia wartości osobistej może wzmocnić ci przekonanie o braku własnej wartości.

      Jednym słowem – „transerfing jest dla zdrowych”, albo dla osób pooczyszczanych. Więc się oczyszczam

      Odpowiedz
      1. Marek

        Mam to samo Andrzej w sklepie itd. Zgroza. Ważność mam znacząco za wysoką, w czym upatruję braku realizacji wizualizowanych od lat celów.

      2. SwiatDucha Autor wpisu

        Dzięki za osobistą wypowiedź. Niezmiennie odczuwam, że jeśli ktoś opowiada o sobie, to O WIELE więcej z tego czerpię, po pierwsze czuję, że nie jestem osamotniony w swoich przeżyciach i odczuciach 🙂
        Sklep jest dla mnie świetnym miejscem na uczenie się, panie czasami mocno prowokują, bo je pewnie mocno wykorzystują, to one czują się mało komfortowo. I Dusze po prostu chcą sobie to wyrównać na klientach, czyli też na mnie. I robi się, oprócz kasowania towarów, test weryfikujący moją osobistą ważność. A moja osobowość mówi: no jakże to, ot, kasjerka, co tam, można sobie puścić wodze, no i pokazuje co ma za pazuchą. Zaczyna mi się od zniecierpliwienia w kolejce do kasy. Powiększają to oczywiście inne osoby też czekające i też mające sporą ważność, więc mi narasta energia jak w sporym balonie. Wyobrażam sobie, że u wentyla tego balonu stoi moja ważność i przyciska wentyl nogą, mówiąc „co, jak to, przecież jak przyszedłem do kasy, to powinienem być od razu obsłużony!”

        Cele negatywne jakoś chyba lżej się realizuje, czyż nie? 😉
        Tak też mi się wydaje, że kwestia realizacji pozytywnych celów zależy od zmniejszenia tej dużej ważności.

      3. Airaenn

        Witam,
        czytam tego bloga już ładnych parę lat, wcześniej głównie stare posty, teraz na bieżąco (chociaż nie łudzę się, że przeczytałam wszystko 😉 ), jednak jakoś wcześniej nie zdobyłam się na skomentowanie. Dzisiaj, kiedy właśnie zmogło mnie jakieś choróbsko (pewnie grypa czy coś w te klimaty) zdecydowałam, że czas wreszcie zabrać głos 🙂
        Przede wszystkim, Pańska witryna jest zawsze olbrzymim ukojeniem dla mnie, ilekroć zaczyna się robić naprawdę źle, kiedy dopadają mnie stany niepokoju, w końcu przypominam sobie o tym blogu i chwila lektury pomaga mi wrócić do stanu równowagi.
        Ale do rzeczy 😉 chcę podzielić się swoim doświadczeniem, o którym wyjątkowo ciężko mi jest wyrobić sobie jakąś opinię. Otóż w przeciwieństwie do przedmówców, nie miewam objawów wrogości wobec obcych ludzi, zawsze uśmiecham się, podświadomie wysyłam dobrą energię w ich kierunku, nawet do niemiłych, zniecierpliwionych kasjerek 😉 Natomiast kiedy znam już kogoś trochę dłużej, prędzej czy później moja Dusza zaczyna spisywać listę przewinień i ostatecznie dochodzi do nagromadzenia złości i pretensji, staję się złośliwa, bezlitosna. Ludzie, których kiedyś wręcz kochałam, dla których byłabym w stanie zrobić wszystko, obracają się przeciwko mnie. Dochodzi do tego ciekawe zjawisko – mam wrażenie, że kiedykolwiek zaczynam wstępować na drogę luzu, wewnętrznego spokoju i zadowolenia (co skutkuje zawsze z moim wyjątkowo pozytywnym nastawieniem do innych), otoczenie próbuje mnie ściągnąć do swojego poziomu, jakby fakt, że ktoś może chcieć spokojnie płynąć z nurtem, był dla reszty wyjątkowo drażniący. Zaobserwowałam też, że po większych sprzeczkach z ludźmi mi najbliższymi błyskawicznie zaczyna dawać mi się we znaki moje ciało, tak jak teraz (wczoraj z nie do końca zrozumiałych dla mnie powodów nakrzyczała na mnie publicznie moja przyjaciółka), chociaż od prawie 5 lat jestem wegetarianką, odżywiam się dobrze i moje ciało generalnie zawsze było bardzo zdrowe. Takie rzeczy się nie działy wcześniej, w dzieciństwie więcej czasu spędzałam nad książkami, niż z ludźmi – gdy w liceum zaczęłam być bardziej towarzyska, pojawiły się kłopoty zdrowotne, których nie doświadczałam. Często też odczuwam ogromne poczucie misji – kiedy ktoś poruszy drażliwy dla mnie temat, związany z moimi przekonaniami, zaczynam walkę i wyjątkowo boleśnie przeżywam, jeśli ktoś nie uszanuje moich – jakże logicznych i światłych!, myśli dusza – argumentów. Nie policzę, ile razy ludzie okazywali wobec mnie pogardę ze względu na moją dietę, zawsze miałam wrażenie, że przez poniżenie mnie starają się sami lepiej wyglądać we własnych oczach (a dusza cierpi, że ktoś nią pomiata). Z kolei próby przekazania przyjaciołom takiej „wiedzy tajemnej”, jaką można znaleźć tutaj, w najlepszym przypadku kończyły się pobłażliwością i żartami, co nauczyło mnie, że najlepiej jest o tym w ogóle nie mówić, że jeśli ktoś będzie chciał, sam znajdzie potrzebne informacje, a co do wegetarianizmu staram się zawsze wybadać nastawienie rozmówcy i gdy tylko widzę odrobinę wrogości ucinam temat, a jeśli ktoś podchodzi z uprzejmą ciekawością, dzielę się swoim doświadczeniem w sposób najpozytywniejszy, jak tylko jestem w stanie.
        Mam wrażenie, że moja dusza najlepiej funkcjonuje w izolacji, niepowiązana z innymi, jakkolwiek samotność nie byłaby uciążliwa, a choroby to taki wentyl bezpieczeństwa, który uruchamia się zawsze wtedy, gdy wyjątkowo przegnę – wtedy ludzie przestają się mnie czepiać, bo w końcu chora, a ja mam czas się zregenerować i wrócić do siebie.
        Chaotycznie, zdaję sobie sprawę – ale czułam, że muszę podzielić się tym z kimś, kto zrozumie choć w niewielkim stopniu, a wiem, że ludzie tu zaglądający zrozumieją.

      4. SwiatDucha Autor wpisu

        Witaj!
        Dobrze, że piszesz.

        „otoczenie próbuje mnie ściągnąć do swojego poziomu, jakby fakt, że ktoś może chcieć spokojnie płynąć z nurtem, był dla reszty wyjątkowo drażniący.”
        Oto przykład wahadła 🙂

        Na szczęście w dzisiejszych czasach mamy kontakt internetowy, więc jakoś możemy zobaczyć, że podobnie pojmujące osoby istnieją, można się poczuć mniej samotnie.

      5. Airaenn

        Dziękuję 🙂 Dzięki tej stronie nabieram odwagi, że kiedyś będę w stanie żyć naprawdę „po swojemu”, a wręcz że inna opcja jest niemożliwa. Najbliższe miesiące być może zadecydują o sporym kawałku mojego dalszego życia i ufam, że wraz ze światem nie będę próbować iść duszy pod prąd.

        Mam jeszcze jedno pytanie, otóż wspominał Pan w którymś wpisie o zamiarze zorganizowania jakiegoś spotkania we Wrocławiu, na trochę większą skalę. Co z tym pomysłem? Nie ukrywam że wizja poznania innych osób myślących „outside the box”, jak to się ładnie po angielsku mówi, jest bardzo kusząca.
        Pozdrawiam!

      6. SwiatDucha Autor wpisu

        Proponuję spotkanie we Wrocławiu w Nalandzie na pl Kościuszki w środę o 18, jeśli pasuje, proszę o potwierdzenie smsem [nr tel jest na prawym marginesie]

  6. Xing

    >> To, co jest zasługą na jednym poziomie, na którymś poziomie wyższym jest – z racji innych zasad, praw na nim obowiązujących – przeszkodą.

    Niestety, problemem na tym świecie jest ciągłe mieszanie się poziomów. Ograniczysz swoją ważność, „rozpuścisz ją” a tu zawsze się trafi jakiś ważniak, który każe ci robić tak jak on chce, bo on ma rację i basta.
    Niedawno czegoś takiego doświadczyłem. Znam metody transerfingu radzenia sobie z takimi problemami (nie dać się zahaczyć) ale to jest trudne jak ktoś podejmuje skondensowaną akcję przeciw tobie. Osoby sensytywne (w tym ja) czują wyraźnie takie działania i odbierają to jako atak (poczucie nieznośnej, wibrującej energii w astralu i różne tego skutki w realu, np. psujące się urządzenia). Jest to sytuacja o tyle kłopotliwa, że atakujący (człowiek lub wahadło, w moim przypadku człowiek i małe wahadło z jego popleczników) stara się ściągnąć atakowanego do poziomu swoich wibracji. Próby obrony czy walki tylko wiążą z tą sytuacją. A z drugiej strony nie można tego zostawić, bo to tylko rozochoci przeciwnika. Paradoks… Żeby nie zostać zaatakowanym trzeba mieć bardzo silną energetykę. Tak że wszystko sprowadza się do energii, metody Zelanda też, bo bez energii nic się nimi nie uzyska.
    Jak zwykle bardzo ciekawy tekst, pozdrawiam!

    Odpowiedz
    1. Marek

      Jeśli chodzi o energię, w tomie szóstym Zeland pisze że najłatwiej można ją zdobyć, przechodząc na witarianizm – i w istocie jedzenie inne czyli martwe, jest tej energii niszczycielem.

      Odpowiedz
      1. SwiatDucha Autor wpisu

        Butenko bardzo inspirująca w swoich wykładach!
        A tu zima akurat.

        Przyjrzyjmy się dzisiejszym temperaturom:

        San+Francisco
        15 C 1 C – w środku zimy.
        http://www.tameteo.com/meteo_San+Francisco-Amerique+du+Nord-Etats+Unis-San+Francisco-KSFO-1-11610.html
        – tutaj propaguje surowiznę Wiktoria Butenko

        Neapol
        12 C 6 C
        http://www.tameteo.com/meteo_Naples-Europe-Italie-Naples–1-30525.html
        – tu żołądki Włochów trawią trawę i inną zieleninę nieprzetworzoną

        Wawa
        1 C -3 C
        http://www.tameteo.com/meteo_Varsovie-Europe-Pologne-Varsovie-EPWA-1-9317.html
        – tu warszawiacy trzęsą się z zimna po wypiciu wody mineralnej

        Proponuje się nam diety śródziemnomorskie, wegańskie surowe, odpowiednie do pierwszych dwóch lokalizacji. 15 stopni mniej to dużo dla żywienia
        no i .. organizm się wychładza

        dr Pokrywka dużo pisze o niebezpieczeństwie wychłodzenia organizmu
        http://www.longevitas.pl/index.php?id=21
        „Może zabrzmieć to jak truizm, ale najlepszym pożywieniem dla człowieka w naszym klimacie jest po prostu długo gotowana, porządna zupa, dobrze przyprawiona, a najlepiej przyrządzana zgodnie z prawem pięciu smaków, o którym to prawie od setek pokoleń naucza tradycyjna medycyna chińska. Dla uspokojenia dodam, że kuchnia staropolska nie odbiega zasadniczo w swoich zaleceniach od prawa pięciu smaków. ”

        Rośliny, oczywiście nieprzetworzone, niepoddane obróbce chemicznej pasują do naszych ludzkich organizmów „jak klucz do zamka”.
        – ale nie w każdym klimacie.

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.